2. Who is he?

Po incydencie z tym chłopakiem wróciłam do domu, tłumacząc historię rodzicom w zupełnie inny sposób. To pierwszy raz kiedy ich okłamuję, ale też pierwszy w sprawie w którą zamieszany jest jakikolwiek chłopak. Czułam się z tym bardzo źle. Mimo że jutro jest sobota, chciałabym pójść odwiedzić bibliotekę aby trochę odreagować przy słowach Szekspira. Zazwyczaj jestem tam codziennie wieczorami, ale jutro pójdę od samego rana, nie chcę na razie patrzeć im w oczy. Tak źle mi z tym.
Throwback
Drzwi zamknęły się a mama od razu skierowała na mnie ten jej przeszywający ciało wzrok.
- Wytłumacz mi. - zaczęła głośno, tak że tata także skierował na mnie wzrok.
- To... To jest kuzyn dziewczyny którą poznałam na bankiecie. - szybko wymyśliłam kłamstwo a moje serce prawie wyskoczyło z klatki piersiowej.
- To czemu tej torebki nie przywiozła ci ona, tylko ten bezczelny chłopak? - miała rację. Czemu przywiózł torbę on a nie Jailynn?
- Nie wiem mamo. Na prawdę, też sama się nad tym zastanawiam. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- To już kolejny raz kiedy jesteś taka roztrzepana, sama widzisz jakie są tego konsekwencje. Następnym razem to my z tatą wymyślimy ci je kiedy w końcu nie będziesz miała oczu wokół głowy! Ten chłopak zna teraz nasz adres! Nie wiadomo co takim przychodzi do głowy! A ty młoda damo dobrze wiesz że masz zakaz spotykania się z chłopakami! Nie obchodzi mnie jakimi.
- Mamo, on chciał tylko pomóc, nie...
- Nie obchodzi mnie to. Teraz możesz iść do swojego pokoju, a kiedy będziesz się kąpała połóż tę spódniczkę którą miałaś dziś, na pralce. Ja zajmę się wyrzuceniem jej.
- Tak, mamo - odparłam westchnieniem i wróciłam do pokoju.
End of throwback
Nie lubiłam kłócić się z mamą o byle co. To była mi najbliższa osoba, może nie rozumiała większości rzeczy, bo ja jestem nastolatką ale pomaga mi i wspiera.
Tato to inna książka, rozdział i paragraf. Zawsze był założenia że powinnam raz iść na imprezę, ubierać się jak chcę i zacząć żyć moim życiem. Nawet nie wiem czy umiałabym sama żyć. Oczywiście że w przyszłości chciałabym mieć rodzinę, dzieci, własne auto oraz dom. Lecz teraz, muszę myśleć o nauce, nie mogę zawracać sobie głowy niepotrzebnymi rzeczami. Mama mówiła że na to jeszcze przyjdzie czas, więc mogę poczekać.
Po zakończeniu wszystkich projektów, miałam czas na kąpiel. Tak jak mi powiedziano położyłam spódniczkę na pralkę, a sama weszłam pod prysznic, delektując się chwilowo ciepłą wodą. Wszystko co trzymałam w sobie, kłamstwa, tajemniczego chłopaka, kłótnie... Wyparowały, tak samo jak para od gorącej wody.
Ciekawe czy kiedyś poznam przyjaciółkę? Jaka ona będzie? Jak będzie wyglądała? Czy będę mogła zapraszać ją do domu? Miałam tyle pytań a tylko jedną odpowiedź, oczywiście nie moją a mojej mamy.
Kiedy zakończyłam wcierać balsam czekoladowy i ubrałam ciepłą wełnianą piżamę, wskoczyłam do łóżka przy okazji z półki biorąc moją torebkę. Sprawdziłam zawartość, czy aby na pewno niczego nie zgubiłam, nic mi nie wyleciało, albo w najgorszym wypadku, zostałam okradziona. Jednak wszystko było na miejscu, i niczego mi nie brakowało. Były ślady zadrapań i zepsuty zamek, musiało się to stać poprzez rzucenie jej na bruk. Próbowałam nie zaprzątać sobie głowy, i spróbować zasnąć aby jutro wcześnie wstać. I nawet nie wiem kiedy odpłynęłam śniąc o życiu bez zmartwień.

- Kylie! - zagłuszony dźwięk kogoś przedostał się przez moje bębenki. - Kylie! - ktoś mnie dotknął i lekko trząsał. Byłam sparaliżowana nie mogłam się ruszać ani otworzyć moich oczu. Kompletnie nic. - Kylie, nie rób sobie żartów! - chciałam powiedzieć że sobie ich nie robię i chcę normalnie wstać z łóżka ale moje kończyny nie reagowały na polecenia mózgu. Ile to tak jeszcze potrwa? - John przyjdź tu! - zawołała, czułam że ktoś gładzi moje włosy i całuje przelotnie w czoło. - John! - osoba krzyczała. Czułam że moja głowa pulsuje a brzuch przewraca się do góry nogami. - Nie reaguje! - tuż przy moim uchu osoba ponownie krzyknęła, gdybym funkcjonowała normalnie pewnie bym się wzdrygnęła ale nie mogłam
- Oddycha? - poczułam mocne trzęsienie, ktoś próbował mnie unieść, czułam się jak galaretka. Nagle niespodziewanie pod moimi nogami poczułam grunt i moje palce. Powoli uchyliłam oczy, ale od razu je zamknęłam ponieważ duży nadmiar światła, przedostał się do moich oczów.
- Kochanie, słyszysz mnie? - usłyszałam męski głos.
- T-tak. -  jęknęłam , nie wiedziałam o co chodzi. Czemu miałam takie objawy? Czy to o czymś świadczy? 
- John połóż ją z powrotem na łóżko. - poczułam delikatne unoszenie i zapach mojego łóżka, które pachniało moim truskawkowym szamponem do włosów.
- Kylie co się stało? - zostałam napadnięta pytaniami przez nikogo innego jak mamę.
- J-ja nie wiem. Nie mogłam się ruszyć.
- Wiesz, że będziemy musieli jechać z tym do lekarza, to może się powtórzyć , nie wiadomo co się może stać.
- Dobrze mamo, ale nie dzisiaj, nie mam dzisiaj siły.
- Dobrze, teraz odpocznij, jutro niedziela, a w poniedziałek szkoła.
Nastała cisza a ja przyzwyczaiłam się do światła i rozprostowałam nogi i palce ponieważ były zdrętwiałe. Zaczęłam bawić się palcami ponieważ musiałam spytać mamę czy mogę iść do biblioteki. Zawsze ją pytam kiedy wychodzę, albo jej mówię.
- Wiem, mogę Cię o coś spytać? - spytałam a ona złączyła brwi, dając znak że słucha. - miałam iść dzisiaj do biblioteki i...
- Nie.
- Dlaczego? - spytałam naburmuszona.
- Po pierwsze Kylie, nie takim tonem do mnie, nie jestem twoją koleżanką. - odpowiedziała rzucając mi gniewną minę. - Po drugie, to co stało się dziś rano nie powinno mieć miejsca, musisz odpocząć, nikt z żelaza nie jest a biblioteka ci nie ucieknie.
- Ale mamo...
- Koniec Kylie, ja i twój tato idziemy do nowej pracy. Chcę abyś zaopiekowała się domem gdy nas nie będzie, pod żadnych pozorem nigdzie nie wychodzić, ani nikogo nie spraszać. - wzięła torebkę i wstała, nawet nie zwróciłam uwagi na jej galowy strój, poważny makijaż i perfekcyjnie zaczesane w koka włosy. - Rozumiemy się?
- Tak.
- Jeśli czegoś będziesz potrzebowała to dzwoń. - ostatni raz na mnie spojrzała, i wyszła.
- Tak mamo, oczywiście że zrobię to co każesz, może nie jestem z żelaza, ale robotem także nie.- powiedziałam sama do siebie i westchnęłam z powrotem kładąc się i zawijając w rulonika. Nawet nie wiem kiedy Morfeusz zabrał mnie do krainy ciepła, spokoju i snu.
Puk puk puk.
Przeciągnęłam się i położyłam na drugi bok.
Puk Puk Puk.
Podniosłam głowę i stwierdziłam że to tylko wymysł mojej głowy.
Puk Puk Puk.
To chyba jednak nie to. Leniwie wstałam, założyłam kapcie i skierowałam się do miejsca wydającego te dźwięki. Okazało się że ktoś pukał, ale rodzice mają klucz? Może zapomnieli? Otwarłam drzwi i spojrzałam kto za nimi stoi. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Jailynn!
- Cześć. Nie przeszkadzam? - spytała słodko.
- Tak... To znaczy nie! Woah! Nie spodziewałam się ciebie. - odpowiedziałam. Prawdę mówiąc byłam w lekkim szoku, zważając że poznałam ją wczoraj i za dobrze się nie znamy a ona odwiedza mnie jakbyśmy były przyjaciółkami.
- Przepraszam, jeśli chcesz mogę wyjść.
- Nie, jest w porządku. - otworzyłam szerzej drzwi. - wejdź. - weszła wycierając buty o wycieraczkę, zdjęła kurtkę i wręczyła ją mi, a buty zostawiła w korytarzu. - chodź za mną. - skierowałam się w stronę mojego pokoju, bo wyglądał on najlepiej w porównaniu do innych pomieszczeń.
- Piękny pokój, taki ciepły i przytulny. - powiedziała i szeroko się uśmiechnęła rozglądając się dookoła.
- Dziękuję, sama go projektowałam. - grzecznie skinęłam głową i poklepałam kanapę aby na niej usiadła. - napijesz się czegoś?
- Oh, nie dziękuję wpadłam tylko na chwilę. Chciałabym wytłumaczyć ci to zamieszanie.
- Spódniczka się doprała, o nic się nie...
- Nie o to chodzi. - przeszkodziła mi. - to znaczy, chodzi o mojego... - zamyśliła się i chwilę jej zajęło aby wrócić do żywych. - tak czy inaczej chciałabym przeprosić cię za Justina. To ja mu kazałam odwieźć ci tą torbę. - wmurowało mnie totalnie. Miałam tyle pytań w głowie że nawet nie wiedziałam od czego zacząć.
- Ale skąd...
- Z twojego portfela. Musiałam tam zajrzeć aby znaleźć jakiś numer komórkowy bądź adres, przepraszam że naruszyłam twoją prywatność.
- Nic nie szkodzi, nawet dobrze że tak zrobiłaś, gdyby ktoś inny ją znalazł zapewne nie odzyskałabym jej z powrotem.
- Kylie, nie chodzi o adres a o Justina.
- To nic.
- Nie Kylie, nie mów mi że to nic, wiem co się stało, byłam z nim w samochodzie. - zaskoczyła mnie. Więc czemu ona nie wyszła mi jej wręczyć?
- Kiedy wyszłaś, pokłóciłam się z chłopakiem, który mi towarzyszył na przyjęciu, pamiętasz go? - skinęłam głową. - wyszły z tego nieporozumienia i Justin odwiózł mnie do domu, przy okazji zahaczając o twój. Nie wiedziałam że tak się zachowa. Czasami potrafi być dupkiem, uwierz mi, tak żałuję że ja nie wyszłam, ale nie mogłam się pokazać w takim stanie którym byłam, chyba twoja mama zamknęłaby mi drzwi przed nosem. - zaśmiała się na co ja też jej zawtórowałam, chociaż moja mama to by właśnie zrobiła. - Jeszcze raz przepraszam.
- Nie przepraszaj, powiedziałaś już chyba to słowo po raz tysięczny! - zaśmiałyśmy się, po czym jej uśmiech zastąpił grymas. - Czy... Wszystko w porządku?
- Mam być szczera? - spytała, na co ja przytaknęłam głową. - Nie.
- Czy chcesz mi się zwierzyć?... To znaczy powiedzieć... To znaczy... Ugh. Przepraszam cię Jailynn ja po prostu nigdy nie miałam koleżanki ani przyjaciółki, nie wiem czy...jak...
- Rozumiem cię, nie martw się. Ja też w twoim wieku nie miałam nikogo bliskiego komu mogłam się zwierzyć, kiedy poznałam Ryana - na jego wzmiankę uśmiechnęła się do siebie i zarumieniła.- moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Może nie jest dziewczyną ale zastępuję mi przyjaciela jakiego nie miałam przez całe życie, a raczej zastępował...
- Jeśli chcesz możesz mi powiedzieć. - uśmiechnęłam się, nie chciałam nalegać ale wiem że kiedy powiesz komuś swoje problemy jest ci lżej na sercu, z własnego doświadczenia kiedy zwierzam się mamie.
- Może spotkałybyśmy się w jakiś inny dzień? Po prostu obiecałam Ryan'owi że odbiorę Luke'a ze żłobka i...
- Luke'a? - spytałam za nim zdążyłam się powstrzymać a ciekawość nad moim ciałem zwyciężyła. - przepraszam, nie chciałam być wścibska i...
- Kylie, pytaj o cokolwiek chcesz, Luke to mój syn. - moja buzia otworzyła się w zaskoczeniu. Nie wiedziałam co o tym myśleć. - twoja mina wszystko mówi. - zachichotała.
- Nie ja tylko, po prostu...
- Miałam szesnaście lat kiedy go urodziłam, nie chciałam słyszeć o jakiejkolwiek aborcji.
- Rozumiem cię ja...
- Nikt mnie nie rozumie. I nigdy nie zrozumie. - podniosła się do pozycji stojącej. - na mnie już czas, mam nadzieję że niedługo się spotkamy. Poznasz Luke'a. - uśmiechnęła się na wzmiankę o swoim dziecku.
- Z całą przyjemnością. - zawtórowałam jej i powtórzyłam jej ruchy.
- Mogłabyś mi podać swój numer telefonu? - spytała z miną szczeniaczka, a ja z pamięci podyktowałam jej numer. - dzięki Kylie. - przytuliła mnie i odprowadziłam ją do drzwi, patrząc jak odjeżdża autem jeśli się nie mylę marki Mercedes.
Wróciłam do domu, z wielkim uśmiechem na twarzy. Czy to możliwe że może w końcu będę miała przyjaciółkę? Jedynie co mnie zaskoczyło to to, że ma już dziecko, które z moich obliczeń ma około dwóch lat. Ja, na jej miejscu nie dałabym sobie rady, jest bardzo silna, szybko się wszystkiego nauczyła i widać że miała przyśpieszony kurs dojrzewania. Trochę zrobiło mi się głupio kiedy powiedziałam że rozumiem, chociaż tak na prawdę nie znałam jej życia. Z powrotem położyłam się do łóżka z wielkim uśmiechem na twarzy i rozmyślałam, co by się wtedy stało gdybym nie poszła na przyjęcie. Miałam mnóstwo pytań, a jedno które ciągle chodziło mi po głowie nie mogło jej opuścić: Kim jest Justin dla Jailynn? Zawsze kiedy mówi o nim, zaczyna "przepraszam za mojego..." I nie dokańcza. Jest to bardzo tajemnicze, czy oni coś ukrywają? Pytać wprost też nie chcę bo zachowam się jak wścibska dziewczyna chcąca wszystko wiedzieć. Ale z drugiej strony, mogłabym poznać trochę jej życia, spotkać się z nią, opowiedzieć jej trochę o mnie, bliżej zapoznać z Lukiem i Ryanem.
W jednym momencie zaburczało mi w brzuchu i uświadomiłam sobie że nie jadłam nic od przyjęcia. Wstałam i poszłam do kuchni, przygotować sobie jakieś kanapki i ciepłą herbatę z cytryną. Włączyłam telewizor i przerzuciłam na kanał informacyjny, który zawsze oglądam w soboty. Od razu na ekranie pojawił się duży napis o grasującym w miasteczku zabójcy, ponieważ w lesie znaleziono kolejne ciało w ciągu jednego miesiąca. Coraz bardziej mnie to przerażało i żyłam myślą, kiedy w końcu moi rodzice dostaną porządną pracę, będą zarabiać normalnie, pospłacamy kredyt i wyniesiemy się stąd. Mieszkamy blisko lasu, nigdy nie wiadomo co przyjdzie osobie która robi te okrutne rzeczy. Moim marzeniem zawsze było zamieszkać w Europie. Londyn, Paryż to właśnie wymarzone miejsca z którymi wiąże jedną trzecią mojej przyszłości.
W następnych zdarzeniach podawali imienia i nazwiska osób które zostały ofiarami zabójcy, niestety nie było żadnych powiązań między nimi, a sprawca był tak czujny że wszystkie ślady, które mogły tam być, usunął i nie ma po nim żadnego śladu. Marvin Tatcher - reporter, pokazywał szczątki ludzi i zdjęcia, chcąc nawiązać kontakt z jakąkolwiek rodziną, ponieważ jak się okazało zamordowani ludzie, nie mieli żadnych rodzin, jedynie znajomi i przyjaciele wypowiadali się w tej sprawie że nie wiedzą czemu to się stało i inne bzdury.
Mój telefon nagle wydał dźwięk melodii którą miałam ustawioną jako dzwonek, przestraszyłam się i podskoczyłam. Chyba byłam za bardzo przewrażliwiona, więc wyłączyłam telewizor i podeszłam do dzwoniącego telefonu, przy okazji zerkając na wyświetlacz.
- Cześć mamo. - powiedziałam cicho.
- Kylie, mam do ciebie prośbę. - powiedziała błagalnym głosem.
- Tak?
- Pani Adams, wiesz ta staruszka mieszkająca obok nas?
- Tak, wiem o którą chodzi, co w związku z tym?
- Dzwoniła do mnie abym przyszła do niej, ponieważ przyszło parę listów do niej na nasze nazwisko, chciałabym abyś do niej poszła.
- Teraz mamo?
- Tak, nie wiadomo co wpadnie jej do głowy, mogłaby nawet je otworzyć, starym ludziom czasami odbija. - zasyczała, nawiązując do naszej babci, a matki mojej mamy
- Dobrze, tylko się ubiorę.
- Uważaj na siebie. - westchnęła i rozłączyła się, nie dając mi nic powiedzieć.
Weszłam do mojego pokoju, i wzięłam czarne dresy przewieszone przez krzesło. Na sobie zostawiłam bluzkę od piżamy, stwierdziłam że założę na nią kurtkę i nie będzie jej widać. Na stopy włożyłam trampki i wyszłam szybko zamykając dom na klucz. Pogoda dziś była pochmurna, zapowiadało się że będzie padać, choć nie było tak zimno. Tylko czasami zawiał lekki zimny wiatr, za szczęścia dziś moje włosy upięte były w koka więc tylko małe kosmyki wyrwały się z upięcia.
Wyszłam z uliczki i poszłam dwa domy dalej, skierowałam się ku dużemu domu, grzecznie zapukałam i cofnęłam się krok do tyłu.
Po paru minutach otworzyła mi staruszka z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Dzień dobry pani Adams. - grzecznie się przywitałam i uśmiechnęłam.
- Witaj aniołku. Wejdź. - szerzej otworzyła drzwi a ja weszłam, czekając aż zamknie drzwi. Uderzył we mnie zapach starości i staruszków, wszyscy pachną tak samo, ale pani Adams zawsze miała jakieś perfumy w zanadrzu. Zawsze się uśmiechała, nie ważne czy było smutno czy coś się stało, próbowała wszystkich pocieszyć i zarazić humorem, co zawsze jej wychodziło. Jej laska była cała w farbie, na niej były namalowane kwiaty i różne ozdoby. Bardzo często wspominała o swoim talencie artystycznym, a zwłaszcza kiedy malowała portrety, mimo że miała swój wiek.
- Przepraszam że pani przeszkadzam, ale mama dzwoniła do mnie że znowu listy, przyszły pod pani adres?
- Oh, tak! Usiądź, zaraz je przyniosę! - krzyknęła, także zdumiona częstymi pomyłkami listonosza.
- Może ja pójdę a pani niech usiądzie?
- Oh dziecko. - zaśmiała się. - dopóki jeszcze chodzę, muszę się nacieszyć! - zaśmiała się, a ja tylko uśmiechnęłam i usiadłam na kolorowej kanapie.
Po chwili przyszła i wręczyła mi listy, który należały do moich rodziców.
- Dziękuję pani Adams, przepraszam za kłopot z tymi listami. - przeprosiłam, ponieważ nie czułam się dobrze zawracając jej głowę.
- Dziecko, nic się nie stało! Poza tym brakuję mi trochę towarzystwa! Napijesz się czegoś? - spytała, a ja przez chwilę zastanowiłam się czy powinnam zostać. Zrobiło mi się szkoda staruszki gdy powiedziała że nikt jej nie odwiedza, więc przytaknęłam.
- Tak, poproszę szklankę wody. - miałam ochotę na herbatę, ale nie chciałam aby się przemęczała.
- Już kochanie. - wstała i poszła do jakiegoś pomieszczenia, po czym przyszła z szklanką wody i ciasteczkami, które jak byłam mała, zawsze jej podjadałam. Na to wspomnienie uśmiechnęłam się i cichutko zachichotałam. - powiedz mi jak u was?
- Dobrze, rodzice w końcu dostali nową pracę, dziękuje że pani pyta.
- To wspaniała wiadomość! Mogę wiedzieć gdzie?
- U państwa Maher.
- O! To bardzo dobry i ułożony dom! Twoi rodzice dobrze trafili, mój mąż pracował tam jako sekretarz. - spojrzała na swoje ręce kiedy mówiła o swoim zmarłym mężu.
- Też tak sądzę. - zapadła cisza a staruszka podejrzliwie się we mnie wpatrywała. - Czy coś się stało pani Adams?
- Nie, chciałabym cię tylko o coś spytać. - przyznała cicho.
- Niech pani pyta. - ścisnęłam jej rękę i zachęciłam do mówienia.
- Czy to wczoraj był u ciebie ten Justin Bieber? - spytała tak cicho że ledwie ją usłyszałam.
- Czy mogłaby pani powtórzyć, nie słyszałam.
- Justin Bieber, znasz go dziecko? - Justin? Czy chodziło jej o tego tajemniczego chłopaka?
- Nie wiem o co pani dokładniej chodzi?
- Widziałam wczoraj jego wóz na waszym podjeździe. - to jednak o nim mówiła staruszka, a ja wstrzymałam oddech, skąd mogła o nim wiedzieć?
- Oh! Tak! Zgubiłam na przyjęciu coś ważnego i on po...
- Trzymaj się od niego z daleka. - przerwała mi i spojrzała na mnie jej zielonymi, wielkimi oczami.
- Czemu? - nie mogłam powstrzymać się przed zadaniem tego pytania, ciekawość znowu zwyciężyła.
- Ten chłopak zwiastuje tylko kłopoty.
- Nie znam go pani Adams, tylko podrzucił mi moją zgubę.
- Tylko nie mów że cię nie ostrzegałam. - wskazała palcem i z rezygnacją pokiwała głową.
- Co się stało że ma pani o nim taką opinię?
- To on sam sobie ją wyrobił dziecko. Teraz muszę iść się przewietrzyć. - wstała i wskazała że jest jej gorąco.
- Tak, na mnie też już czas. - wstałam, biorąc ze sobą także listy, ostatni raz pożegnałam się z panią Adams i wyszłam z jej domu.
O co chodzi z tym chłopakiem? Tylko jedno miałam w głowie: Co takiego zrobił Justin Bieber?

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Rozdział w którym nie ma Kylie i Justina, nie miejcie problemu że ich nie ma ale po prostu nie chcę żeby to po prostu wszystko się szybko toczyło, wiecie to ma być skomplikowana miłość. 

Jeśli rozdział wam się podobał komentujcie! snap: Innocence-pl ask: eyxdlolxd a w trzecim rozdziale zrobi się nieco ciekawiej! 

Do soboty robaczki! x 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top