1. Innocence
Ważna notka pod rozdziałem, zapraszam.
Cieplutki, wiosenny wiaterek rozwiewał moje kosmyki włosów w różne możliwe świata strony, a przez to co chwilę przystawałam na chodniku, przywracając je z powrotem do ładu. Pogoda dzisiaj była piękna! Słońce górowało wysoko nad chmurami, a pod nimi widać było jak większość ptaków lata w jedną i drugą stronę, nie raz rzucając cienie na drogę. Większość ludzi założyła okulary przeciwsłoneczne chroniąc się, a nie którzy krótsze spodnie. Pomimo, że był środek maja, ja założyłam zwykłe czarne spodnie, i jasno różową bluzę. Miesiąc temu skończyłam swoje szesnaste urodziny, moi rodzice nie popierają mojego stylu, nadal twierdząc że za dużo pokazuję w takich kusych ciuchach, a że słucham się tylko ich, bo mówią to ze względów opiekuńczych zabieram moją dłuższą, czarną kurteczkę, która zakrywa to co potrzeba. Moje kozaki zamieniłam już na lekkie, tanie trampki, które zapewniały mi lepszą wygodę.
Torba, którą niosłam na plecach była strasznie ciężka i miałam wrażenie że zamiast książek noszę tam kamienie albo nawet głazy. Jeżeli dołożyłabym tam jeszcze parę rzeczy, odpadły by mi ramiączka.
To mój pierwszy rok w College'u w Kanadzie, a lekcji mamy więcej niż nam wszystkim się wydawało. Siedzę nad nimi czasami nawet do drugiej w nocy, obliczając niepotrzebne mi w dalekiej przyszłości rzeczy, lub pisząc wypracowania na temat naszych lektur z których zawsze dostaję oceny bardzo dobre a nawet celujące. Jestem typem dziewczyny która zawsze się uczy ze względów aby dostać się potem do lepszej szkoły, lub mieć dobrą pracę, ale także z racji na moich rodziców którzy nie zarabiają dużo, a cena stypendium jest bardzo duża, za którą można spłacić trochę kredytu. Nie mamy rodziny która mogłaby nam pomóc ani też znajomych. Ja też jestem raczej typem samotnika. Nie w tym sensie że nie chcę poznawać osób, ale to oni nie chcą poznawać mnie. Kto w tych czasach chciałby kolegować się z kujonką? Gdybym była kimś innym też nie chciałabym się z sobą kolegować, nie tylko patrząc na charakter ale także na odstraszający wygląd. Nie mogłabym opisać się w inny sposób bo taka właśnie jestem. Nigdy nie miałam przyjaciela, a o chłopaku nawet nie wspominam, bo jest to inny świat w którym ja żyję a w którym "mój chłopak", jeżeli gdzieś istnieje. Moi rodzice nigdy nie pogodziliby się z myślą że kogoś mam, stwierdziliby że jestem za młoda i kazaliby mi z takim oto zerwać, nie zerwałabym z nim tylko ze względów na rodziców ale też na siebie. Mój dom też nie spełnia kryteriów na jakiekolwiek odwiedzanie obojętnie kogo. Są w nim dwie sypialnie, łazienka i mała kuchnia. Zewnątrz otynkowany w kolorze beżu, a wewnątrz urządzony potulnie, nie jest tak źle jak mogłoby się wydawać ale po prostu to dla mnie niekomfortowe spraszać ludzi to swojego domu.
Skręciłam w małą uliczkę i otwarłam zardzewiałą, skrzypiącą, małą uliczkę z której schodziła już biała farba. Postawiłam stopę na mojej posesji i zamknęłam furtkę, niechcący za mocno trzaskając przez co obiła się o zamek, wydając hałaśliwy dźwięk. Trzeba byłoby w końcu zrobić ogrodzenie, ponieważ płot zaraz przewróci się, przygniatając kwitnące kwiatki wokół domu, które moja mama niedawno posadziła.
Wolnym krokiem udałam się w stronę drzwi, a po drodze schyliłam się aby podnieść listy które przyniósł listonosz. Przeglądając koperty, w stosie różnych rachunków i zaległych opłat, odnalazłam swoje imię.
Weszłam do domu nadal przyglądając się kopercie, ponieważ od długiego czasu nie dostawałam żadnych listów. Skierowałam się ku kuchni, gdzie już z daleka słyszałam krzątającą się mamę. Położyłam wszystkie rachunki na kuchenny blat i nalałam sobie wody w moją ulubioną szklankę.
- Cześć kochanie. - moja mama wyłoniła się z zza rogu posyłając mi buziaka.
- Cześć Mamuś. - uśmiechnęłam się szeroko i wzięłam łyka wody.
- Wychodzimy dziś wieczorem. - oznajmiła mi, unosząc swoje usta w szerokim, niespotykanym uśmiechu.
- Gdzie? - spytałam, oddając uśmiech.
- Zostaliśmy zaproszeni na przyjęcie.
- Niech zgadnę. Kiedy was nie będzie mam zająć się domem?
- Nie, ty młoda damo idziesz z nami. - zerknęła na stos rachunków i wypuściła powietrze z ust. - ubierz coś eleganckiego. Najlepiej jakąś sukienkę bądź spódniczkę. Musimy się jakoś pokazać, to dosyć ważne przyjęcie. - przebierała rękoma w listach, odrzucając na bok wszystkie zaległości. Jej wzrok zatrzymał się na mojej kopercie. Bez wahania otworzyła i odrzuciła opakowanie. Szybko otworzyła błękitną kartkę i zaczęła czytać wstęp, wywróciła oczami i prychnęła pod nosem. Z zaciekawieniem przyglądałam się co robi, i co takiego tam pisze, że wywołuje u niej taką reakcję.
- Co tam piszę? - spytałam, ale nie chciałam być wścibska, aby nie wściekła się na mnie.
- Nic ważnego. - spojrzała na mnie, i na moich oczach podarła kartkę na parę części wrzucając ją do kosza i z powrotem obracając się w moją stronę - bądź gotowa na dziewiętnastą.
Wyszła z kuchni z zupełnie innym humorem, jaki miała na początku. Postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy, więc wyszłam biorąc szklankę i udałam się na korytarz do trzecich drzwi po lewo - mojego pokoju. Uderzył we mnie zapach wanilii, co oznaczało że mama trochę sprzątała w moim pokoju. Weszłam głębiej i otworzyłam klapę laptopa, włączając go. Starannie ułożyłam moje buty pod ścianą a kurtkę powiesiłam na haczyk który został przymocowany do drzwi. Otworzyłam okno szerzej, aby wpuścić trochę więcej świeżego jak i ciepłego powietrza, i zaczęłam wpatrywać się w widok za oknem który przedstawiał duży las, a odrazu za nim znajdowały się dość duże pagórki, które przypominały góry. Las był ogromny, łatwo można byłoby się w nim zgubić. Po mieście krążyły różne plotki że to dość niebezpieczny teren, a drzewa widziały więcej niż komukolwiek się wydawało. Cóż mogę powiedzieć, że rzeczywiście wieczorami, słychać wyjące do księżyca psy lub wilki, a także łamiące się gałęzie drzew, tak jakby ktoś co noc chodził po lesie. Ja niestety nie przykuwam do tego swojej uwagi, ponieważ zazwyczaj mam pozamykane okna i uczę się do późnych wieczorów, zasypiając nawet nie wiem kiedy. Kiedyś nawet znaleziono ciało kilometr od mojego domu. Ta wiadomość wstrząsnęła miasteczkiem na tyle, że połowa ludzi z mojej ulicy, jak i sąsiedniej, przeprowadzili się do innej części a nawet miast. My natomiast zostaliśmy dlatego że jest to najtańsza prowincja gdzie są tak tanie domy, ale też i dlatego że po tym tragicznym wydarzeniu właściciel u którego wynajmujemy dom, obniżył cenę.
Odwróciłam wzrok i spojrzałam na laptopa na którym widniało moje wypracowanie z biologi na poniedziałek, co oznaczało że zostały mi jeszcze trzy dni. Niestety jest to ważna praca, która w czterdziestu procentach będzie zaliczana do oceny końcowej. Mam już napisane trzy czwarte mojej pracy a niestety nie dokończę jej dzisiaj ponieważ moi rodzice mają plany na ten wieczór. Podeszłam do laptopa i zrobiłam kopię mojej pracy po czym dwa razy zapisałam ją aby jej nie stracić. Weszłam na stronę mojej szkoły i zalogowałam się na mój profil, sprawdzając czy nauczyciele nie zadali nam jakiś prac domowych lub projektów na weekend. Na moje szczęście było tylko powiadomienie spotkaniu z rodzicami w następny piątek i nic poza tym. Zamknęłam laptopa, wzięłam czysty ręcznik i poszłam do łazienki aby wziąć szybki prysznic.
Mój telefon zasygnalizował że mam jedną nieprzeczytaną wiadomość. Wyszłam z łazienki z turbanem na głowie i telefonem w ręku, ruszyłam do mojego pokoju aby wysuszyć i wyprostować włosy. Dźwięk przychodzącej wiadomości ponownie wypełnił pomieszczenie, więc odblokowałam go i zerknęłam kto może do mnie pisać.
"20:00 Mega Impreza na plaży w zachodniej części miasta, wszyscy zaproszeni!"
"Pamiętaj aby odpisać czy będziesz!!!"
Dwie wiadomości przyszły a ja wywróciłam oczami i szybko je skasowałam. Wiedzą że nie chodzę na imprezy, w całym swoim życiu nie byłam nawet na porządnych urodzinach, jeśli mam zaliczyć mamę lub tatę. Moich urodzin równie nie obchodzę i nie wyrządzam imprezy, jedynie jakieś upominki bądź tort.
Podeszłam do szafy i zaczęłam przebierać w ubraniach, które będą odpowiednie. Przerzucałam stosy od kolorowych sweterków do spodni z dziurami lub normalnymi rurkami. Przekopałam cały stos, aż w końcu na samym dnie szafy zobaczyłam srebrną, rozkloszowaną spódniczkę. Nigdy nie miałam jej na sobie i nawet nie pamiętam jak to się stało że ją mam. Wyciągnęłam ją i przyłożyłam do bioder. Była dość krótka przed kolano, niestety nie mam też żadnych sukienek, a to moja ostatnia spódniczka. Wyszperałam jeszcze czarną bokserkę i miałam już komplet. Z półki wyciągnęłam cieliste rajstopy i naszykowałam czarne sandałki. Szybko ubrałam się, wyprostowałam włosy, na rzęsy nałożyłam maskarę a usta pokryłam malinowym błyszczykiem. Podeszłam do lustra i byłam zszokowana. Ta postać przede mną to nie byłam ja. Wyglądałam pięknie! Pierwszy raz jak księżniczka! Uśmiechnęłam się do siebie i okręciłam wokół własnej osi.
- Kylie? - nacisk na klamkę i skrzypnięcie lekko drzwi, postawiło mnie do pionu. Stanęłam nieruchomo bojąc się reakcji mojej matki. - Co masz na sobie? - zmierzyła mnie od góry do dołu, złączając jej niewyregulowane brwi razem.
- Przepraszam mamo. Nie mam nic innego aby włożyć. - cichutkim głosem zaczęłam aby ją trochę uspokoić - Wszystkie moje sukienki wyrzuciłam bo były za małe, jedynie została ta. - spojrzałam w dół i lekko uśmiechnęłam się do mojej spódniczki.
- A twoja czarna koszula? Mogłabyś ją zastąpić zamiast tej bluzki.
- Odpadł guzik, nie wiem gdzie dokładnie jest, a w pudełku nie mogłam znaleźć takiego samego. - nie kłamałam, nie wiem jakim cudem przy dekolcie guzik odpadł, zostawiając zwisające niteczki.
- Dobrze, ale ubierzesz jakąś marynarkę. - powiedziała surowo. - I od razu jak przyjedziemy, zabierzemy Ci tą spódniczkę i bluzkę, nie mogę dopuścić do tego abyś ubierała się tak jak teraz, a także wyjątkiem jest to że jesteś pomalowana. - pokazała palcem w kierunku moich oczu. - To pierwszy i ostatni raz. - wyszła i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Cicho westchnęłam i odwróciłam się aby poszukać jakiejś marynarki. Co było łatwe bo miałam tylko jedną, zwykłą dopasowaną w kolorze czarnym.
Byłam strasznie szczęśliwa że mama w końcu pozwoliła mi ubrać się jak normalna nastolatka. Może na przyjęciu poznam jakieś koleżanki? Kto wie?
Spojrzałam na zegarek i wskazywał za pięć osiemnastą, więc wzięłam kopertówkę do której włożyłam telefon i parę drobnych, po czym wyszłam z mojego pokoju zerknąć czy moi rodzice są już gotowi. Moja mama stała już na korytarzu, grzebiąc w torebce. Wyglądała wspaniale w ołówkowej sukience i czarnych szpilkach. Jej fryzura nie zmieniła się zbytnio ale makijaż który na sobie miała, sprawiał że wyglądała trochę młodziej.
- Pięknie wyglądasz mamo. - zerknęła na mnie i także się uśmiechnęła.
- Dziękuję.
- Gdzie jest tato? - spytałam nerwowo bawiąc się opuszkami moich palców.
- Czekamy tylko za tobą. - wzięła klucz z szafki i wyszła chcąc abym zamknęła dom.
Szybko wyszłam i przekręciłam zamek. Skierowałam się w stronę dość nowego mercedesa, na które odkładaliśmy prawie cztery lata i wsiadłam z tyłu zapinając pas.
- Pięknie wyglądasz Kylie. - tata przywitał mnie i przyglądał mi się w lusterku, miło się uśmiechając.
- Dziękuje tato, ty również. - grzecznie odpowiedziałam.
- Johny, przestań. Dobrze wiesz że nie może się tak ubierać. - wtrąciła mama
- Elizabeth, powinnaś dać jej trochę luzu. Jest młoda, powinna zaznać trochę życia.
- No właśnie jest młoda. Nie zmienię zdania tak czy inaczej. A teraz, proszę cię Johny nie poruszaj tego tematu nigdy więcej. - i na tym się skończyło.
Byłam trochę zła na moją mamę, ponieważ mój tata miał rację. Tylko raz w życiu jest się nastolatką, już nigdy nią nie będę. Lecz wiem że mama chcę dla mnie jak najlepiej i dba o mnie. Bardzo ją kocham, nigdy nie pozwoliłabym aby coś się jej stało. To moja jedyna przyjaciółka.
Droga minęła mi w ciszy, może dlatego że słuchałam przez większość czasu muzyki ale też usłyszeć można było tylko nie raz odzywających się rodziców na temat pracy. Kiedy dojechaliśmy pod duży dom z malutką fontanną na środku, z moich ust uciekło westchnienie. Też chciałabym zamieszkać kiedyś w takim domu, mieć wszystko, aby niczego mi nie brakowało. Wiem, że to nigdy nie nastąpi ale mam nadzieję że kiedyś wyprowadzę się do innego miasta, aby dostać lepszą pracę.
- Kylie, wysiadasz? - spytał tata, który stał już na zewnątrz.
- Tak, przepraszam. - odpięłam pas, zabrałam kopertówkę i wyskoczyłam z auta.
Na parkingu stało dużo różnych mark aut. Ludzi było bardzo dużo, niczym na weselu. Wszyscy przepychali się jak dzikie zwierzęta, aby jak najszybciej dostać się do środka. My natomiast grzecznie staliśmy aby czekać na swoją kolej. Kiedy w końcu nadeszła, grzecznie weszliśmy do środka, a na sam widok wnętrza moje wargi uchyliły się. Wszystko było urządzone wyśmienicie! Ściany miały różne wzory, podobne do takich z średniowiecza, podłoga położona z białych płyt a meble z dodatkami złota, a także wykończone metalowymi trójkącikami. Stoły były pokryte czerwonymi obrusami, na których stały różnego rodzaju dania, od różnego rodzaju kurczaków do sałatek z różnymi polewami.
Usiedliśmy przy stole gdzie napisane były nasze imiona i nazwiska. Stół przy którym siedzieliśmy był jednym z największych, a siedzieliśmy równo na środku, mając widok na bufet i krajobrazy za oknem, które były bardzo zdumiewające.
Nagle obok nas dosiadło się raczej małżeństwo, można by powiedzieć że byli trochę starsi ode mnie. Po drugiej stronie, centralnie naprzeciwko mnie dosiadło się stare małżeństwo, ubrane bardzo przyzwoicie i elegancko.
- Witam państwa Mcfall. - powiedział starszy mężczyzna, który przykuł uwagę moich rodziców. - Jestem zaszczycony waszą obecnością.
- Dzień dobry Panie Maher. - zaczął mój ojciec. - Ja dziękuję że zaprosił nas Pan na to wspaniałe przyjęcie. - tata pokazał ręką wszystkich gości jak i salę, aby podziękować i pochwalić to miejsce.
- Nie żaden Pan, a Leon. - wyciągnął rękę w kierunku mojego taty aby uściskać sobie ręce. - To dla mnie sama przyjemność zaprosić was do mnie, zawsze jesteście tu mile widziani. - uśmiechnął się i zerknął w kierunku towarzyszki z którą przyszedł. - zapomniałem przedstawić wam moją żonę, Catherine. - na co kobieta wstała i uścisnęła z nami rękę. Wydawała się być bardzo przytulna i miła, tak jak i pan Maher.
- Leon, pozwól że ja przedstawię Ci moją żonę Elizabeth, i córkę Kylie. - tato wskazał na nas, a ja poczerwieniałam, nie lubię być przedstawiania, czuję się wtedy bardzo niekomfortowo. Uścisnęłam rękę państwa Maher i z powrotem usiadłam na swoje miejsce.
- Słyszałem że szukacie pracy? - odezwał się pan Leon, zwracając się do mojego ojca.
- Tak, aktualnie szukamy. - odezwał się i czułam że nie chcę o tym mówić.
- To dobrze się składa bo poszukuję nowych pracowników na cały etat. Mogą się państwo zastanowić nad tą propozycją.
- Czy mógłby powiedzieć Pan - odchrząknął mój tata - to znaczy Leon, czy mógłbyś mi powiedzieć, coś więcej na temat tej pracy, razem z żoną bylibyśmy zainteresowani.
- Oczywiście! Zapraszam Was na chwilę do mojego biura. - wstał i złapał swoją żonę za rękę.
- Ty tu zostań. Nie chcę abyś mieszała się w sprawy biznesowe. -matka szpetnem powiedziała do mnie, na co skinęłam głową i napiłam się soku porzeczkowego.
Co ja będę tutaj robić? Zanudzę się na śmierć, a niestety nie mogę się nigdzie ruszyć.
Nagle do państwa które siedziało obok mnie, głośno zadzwonił telefon.
- Gdzie jesteś? - donośnym głosem, zaczęła mówić. - Nie obchodzi mnie to co robisz, miałeś się tu zjawić! To dość ważne spotkanie! - krzyczała do telefonu. - Mam nadzieję. - powiedziała już trochę ciszej i zaczęła rozglądać się wokół aby zobaczyć czy ktoś na nią spogląda. - Czekam. - rozłączyła się i rzuciła telefon na stół.
- Co powiedział Jailynn?- rzucił mężczyzna który siedział obok niej.
- Jest już blisko, nie długo się tu zjawi. - zatrzymała się, spoglądając na towarzysza. - tak powiedział.
- Nie bądź głupia zawsze tak mówi. - odpowiedział towarzysz i oboje zamilkli.
Zastanawiało mnie to kim mogli rozmawiać. Byli bardzo spięci a ich miny wskazywały wkurzenie i smutek. Mogłabym spytać czy wszystko w porządku ale nawet nie znam tych ludzi. Moich rodziców także nie ma, wsiąkli w tym biurze czy jak?
Po około dziesięciu minutach, krzesło po drugiej stronie stołu, potężnie szurnęło po podłodze, robiąc przy tym trochę hałasu.
- Ileż można było na ciebie czekać? - kobieta o imieniu Jailyyn spytała chłopaka przed sobą a ja przeniosłam na niego wzrok. Nie widziałam jego twarzy ponieważ na głowie miał czarny kaptur. Przez światło które na niego padało, można dostrzec było lekki zarost na brodzie, i pełne malinowe usta. - odezwiesz się? Lub wytłumaczysz może dlaczego się spóźniłeś? Wiesz że to ważne do cholery spotkanie! - nadal mówiła albo krzyczała.
- Kochanie, uspokój się. - dodał chłopak obok.
- Ryan, jak mogę się uspokoić, skoro on wszystko niszczy?! - uniosła się i ręką wskazała na niego. Nie wiedziałam co dokładnie mam robić. Zostać na swoim miejscu i przysłuchiwać się kłótni czy iść gdzieś indziej? Lepiej zostanę. Wolę nie zostać przyłapana przez rodziców, a według mnie to oni powinni odejść gdzieś indziej rozwiązując swoje "problemy".
- Jakbyś nie wiedziała, to ja załatwiłem Ci to pieprzone spotkanie, więc skończ pierdolić jakieś farmazony, i po prostu podziękuj! - uderzył dłonią w stół, przez co mój sok który stał blisko krawędzi przechylił się w moją stronę i nim zdążyłam zareagować był już na mojej spódniczce. Boże, ty na prawdę nie chcesz abym jej nosiła? Szybko wstałam od stołu i zaczęłam wycierać ją serwetkami, ale to nic nie dało, plama była coraz większa.
- Nie! - krzyk dziewczyny, powstrzymał mnie przed ciągłym tarciem i spojrzałam na kobietę która wcześniej kłóciła się z tajemniczym chłopakiem. - zostanie większa plama, jeśli będziesz tarła mocniej. - powiedziała do mnie i lekko się uśmiechnęła. - przepraszam za niego to...
- To nic. - odpowiedziałam. - nic się nie stało. - grzecznie przerwałam jej.
- Nie, to nie jest nic. Oddam ci za nią pieniądze. - zaczęła grzebać w torebce, a po chwili wyjęła czarny pozłacany portfel.
- Nie. Nie mogę przyjąć od pani pieniędzy, tą sukienkę i tak miałam dzisiaj wyrzucić. - lekko uśmiechnęłam się i podziękowałam. Ale taka była prawda, prędzej czy później i tak wylądowałaby w koszu.
- Nie mów mi pani. To mnie postarza, mam dopiero 18 lat. - podeszła i przytuliła mnie. - Po prostu Jailynn.
- Dobrze... Jailynn, miło mi cię poznać, jestem Kylie. - zawtórowałam jej i uśmiechnęłam się do niej posyłając mi jeden z moich szczerych uśmiechów.
- Poznaj mojego chłopaka Ryana, i... - niekomfortowo odchrząknęła - i...
- Justin. - odezwał się tajemniczy chłopak.
- Mógłbyś przeprosić Kylie, za wylanie na nią soku. - syknęła Jailynn.
- A co jeżeli nie żałuję i wcale nie chcę przepraszać? - odpowiedział jej także nie miłym tonem głosu.
- Ale...
- Nie, jest okej. Mówiłam ci Jaylinn to nic. - po wypowiedzeniu tych słów, Justin - bo tak miał na imię tajemniczy chłopak, prychnął pod nosem. Nagle obok mnie usłyszałam ciche śmiechy i pośpiesznie obróciłam się placami, a tam zobaczyłam wychodzących rodziców z gabinetu. Tata poszedł w stronę wyjścia a mama skierowała się ku mnie z wielkim uśmiechem.
- Co się stało? - spytała, chociaż nie za bardzo wiedziałam o co jej chodzi więc posłałam jej pytające pytanie, kiedy uniosła palec na rozlany i wtarty sok, olśniło mnie.
- O tak... Ja... Rozlałam sok, niechcący. Zagapiłam się. - wytłumaczyłam, więc mama posłała mi niewierne spojrzenie.
- Co cię tak zaintrygowało że wylałaś na siebie sok?
- Po prostu zamyśliłam się, to nie mój pierwszy raz mamo.
- W każdym bądź razie, wracamy do domu.
- Dobrze. - odpowiedziałam i szybko odwróciłam się do Jailynn i pomachałam jej na pożegnanie, na co lekko uśmiechnęła się i także pomachała.
Kiedy wracaliśmy do auta, mama zalała mnie mnóstwem pytań, kim była ta dziewczyna, czy znałam ją wcześniej, czy wychodziłam gdzieś pod czas ich nieobecności. Oczywiście że wytłumaczyłam im że zaczęłyśmy po prostu gadać. Była zadowolona że w końcu kogoś poznałam i ja też oczywiście z kimś gadałam, lecz smuciło mnie to że raczej już nigdy jej nie spotkam.
Moi rodzice dostali pracę. Mama jako sekretarka a tato pomoc w zarządzaniu firmą. Razem z nim się cieszyłam, ponieważ zarobki były ogromne, może w końcu uda nam się spłacić kredyt i pożyczki?
W ciągu dziesięciu minut byliśmy w domu. Pożegnałam się z rodzicami, tłumacząc im że idę do góry pouczyć się i dokończyć projekt, aby mieć trochę wolnego w niedzielę.
Weszłam do pokoju i od razu uderzył we mnie zimny wiatr. Nie przypominałam sobie aby zostawić otwarte okno? Zignorowałam moje myśli i zamknęłam je szybko i sprawnie. Godzina pokazywała dwudziestą pierwszą trzydzieści. Nagle mama zawołała mnie abym wyszła. Kompletnie nie wiedziałam co chciała, nigdy mnie nie wołała jak już to zawsze przychodziła do mojego pokoju.
Otworzyłam drzwi i stanęłam na korytarzu, gdzie zobaczyłam ją przy drzwiach.
- Ktoś do ciebie. - surowo powiedziała, a ja kompletnie nie wiedziałam co jest grane. Szybko podeszłam do drzwi i zobaczyłam kto stoi po drugiej stronie, wzdrygnęłam się. Wyszłam na taras i zamknęłam za sobą drzwi aby mama nie próbowała mnie podsłuchiwać, co pewnie i tak robiła.
- O co chodzi? - powoli spytałam.
- Przyjechałem cię odwiedzić. - z uśmieszkiem na twarzy, włożył ręce do kieszeni.
- Nawet się nie znamy.
- Możemy się poznać.
- Przejdź do sedna. - trochę zirytowało mnie jego zachowanie, droczył się ze mną, nie lubiłam kiedy ktoś mi tak robił.
- Jesteś strasznie niecierpliwa. - okej, mogę przyznać że już go nie lubię.
- Przepraszam? - zapomniałam jak miał na imię, przez co trochę się zawstydziłam.
- Justin.
- Przepraszam Justin, nie mam całej nocy, więc jeśli to nie jest ważne to na ciebie już pora. - wydawałam się strasznie dziwna rozmawiając z nim, ale strasznie mnie denerwował, a moi rodzice? Co oni sobie pomyślą?
Nagle zza jego pleców ukazała mi się bardzo znana mi kopertówka. Moja kopertówka. Uchyliłam usta i już miałam wyciągnąć rękę kiedy wycofał swoją do tyłu, tak że jej nie dosięgałam.
- Czy mógłbyś um... oddać mi moją torebkę?
- Tak, mógłbym.
- Więc? - wysunęłam rękę, przez co otrzymałam: nic. Tylko jego głupi chichot.
- Coś za coś, skarbie. - moje policzki zapiekły. Jeszcze nikt się tak do mnie nie zwracał. Lecz od razu oniemiałam przypominając sobie o torebce i czekających w środku domu rodzicach.
- Ile? - spytałam grzecznie.
- Co ile? - grał ze mną, czułam to.
- Pieniędzy.
- Oh, nie, nie chcę od ciebie pieniędzy.
- Więc czego chcesz? - spytałam wyższym tonem, ale nie aż takim głośnym.
- Może buzi? - wyszczerzył się i pokazał swoje perfekcyjnie białe zęby, kontrastujące z jego pulchnymi, malinowymi ustami.
- Oszalałeś? Nie znam cię. Oddaj mi po prostu moją torebkę.
- A co jeśli tego nie zrobię? - spytał głupio.
- Nic, pojedziesz sobie biorąc ze sobą moją torebkę. - nie miałam w niej nic cennego, w środku był tylko portfel który był pusty i parę rachunków, na szczęście kiedy słuchałam muzyki w aucie, włożyłam telefon do marynarki, tak więc jedynie zyska ładną torebkę.
- Nie chcesz jej?
- Chcę, ale jeśli mi jej nie oddasz, nic innego nie pozostanie mi do zrobienia.
- Większość dziewczyn zrobiłaby wszystko aby to dostać.
- Cóż, ja nie jestem jak większość dziewczyn, i nie będę całowała się z byle kim.
- Nie jestem byle kim. - warknął i napiął swoje mięśnie.
- Dla mnie w tej chwili? - spytałam go, zachowując się niedojrzale. - jesteś.
- Słuchaj mnie teraz uważnie. - podszedł do mnie za blisko, tak że prawie stykaliśmy się klatkami piersiowymi. - pofatygowałem się, aby tu przyjechać i oddać ci twoją rzecz, ale ty masz to najwyraźniej w dupie i zachowujesz się jak suka zamiast mi podziękować! - wrzasnął. Wystraszyłam się go, nie znałam go, nie wiedziałam na co go stać. I w jednej chwili drzwi od mojego domu otworzyły się.
- Co się tu dzieje? - spytała rodzicielka.
- Nic mamo. Zostawiłam torebkę na imprezie. Ten miły chłopak. - podkreśliłam miły chłopak i uśmiechnęłam się do niej. - przyjechał mi ją oddać.
- To bardzo miłe z twojej strony. - mama spojrzała na niego, na co on prychnął, rzucił torebkę na ziemię. I odszedł. Nie wiedziałam o co mu chodzi? Czemu się tak zachowywał? Czemu tak na mnie naciskał? Czy to dlatego ludzie nie chcą się ze mną zadawać bo jestem: "suką"?
-------------------------------------------------------
Mamy i pierwszy rozdział! Chciałabym was tylko poinformować że rozdziały dodawane będą co tydzień, niestety nie wiem czy dam radę szybciej, a mam nadzieję że będziecie czekać. Co do jakichkolwiek pytań; Justin nie jest sławny w opowiadaniu, fanfiction mojego autorstwa, może kiedy już trochę się rozkręcę w pisaniu, przetłumaczę je na język angielski, na razie zostaję przy polskim. Jeśli macie jakiekolwiek pytania proszę zadawać je tu: www.ask.fm/eyxdlolxd
Każdy kto przeczyta rozdział niech zostawi jakiś komentarz (nawet kropkę), chcę zobaczyć ile was jest :)
Następny rozdział już za tydzień!
SNAPCHAT FF: Innocence-pl
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top