15 | To DRESZCZ

Wszystko działo się zbyt szybko.

Zanim Thomas zdążył do nas dobiec, a my w pełni zrozumieliśmy powagę sytuacji, nastąpił pierwszy wybuch. Krzyk mieszał się z warkotem silnika, przed którym  dwa lata chowałam się po kątach zrujnowanego miasta. Kolejny wybuch. Ogień strzelał w górę, iskry sypały się na ludzkie głowy. Płomienie tańczyły radośnie na czarnych od sadzy wrakach namiotów. Moje serce tłukło się w piersi, rozpędzone, nie mogące się już zatrzymać. Krzyki. Następny wybuch. I następny, następny, następny.

Wszystko za szybko.

Potem było jeszcze gorzej. Z nieba po linach zaczęli zsuwać się żołnierze, uzbrojeni po zęby, którzy zaczęli strzelać gdzie popadnie, jak tylko ich stopy dotknęły ziemi. Do krzyków dołączyły jęki. Wszyscy uciekali w popłochu, tłoczyli się, pchali, pragnąc jedynie uciec przed pociskiem i zamaskowanym żołnierzem DRESZCZU-u, w czarnym uniformie przypominającym śmierć.

— Strzelać!

— Otoczyć ich!

— Palić!

Czułam się, jakbym była niewidzialna. Byłam tylko widzem, stojącym wyłącznie z boku, tym samym nie biorąc biernego udziału w wydarzeniach. Chłód pustoszył moje wnętrze mimo wszechobecnego żaru ognia. Lęk dawno wyszedł z cienia, aby usiąść na moim ramieniu i oglądać z zachwytem masakrę, podżerając przy tym mój strach jako popcorn. Śmiał się mi do ucha. Szydził.

Nie uda wam się.

— Ellie!

Ktoś szarpnął moim ramieniem od prawej strony. Spojrzałam nieobecnym wzrokiem w tamtą stronę, napotykając zdeterminowane, a zarazem przerażone oczy Newta. Chciał coś zrobić, ale również się bał. Tak jak wszyscy.

— Musimy się schować! — jego krzyk został zagłuszony przez kolejny wybuch. — Już!

Nie czekając aż odpowiem, Newt złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Cała reszta była już przed nami. Każdy biegł na złamanie karku, ażeby uciec spod celownika rażących broni oraz skryć się przed czujnym wzrokiem helikopterów, monitorujących teren swoim światłem. Ja też biegłam. Błagałam w myślach swoje nogi, aby się nie poddawały.

Zatrzymaliśmy się dopiero przy jednym z wojskowych jeepów. Na jego przyczepie stał Vince, który jak wariat strzelał w ciemno z karabinu maszynowego. Gdzieś obok niego uwijała się Harriet ze swoim karabinem. Wszyscy przywarliśmy do boku samochodu, słysząc nad sobą świsty pocisków.

— Gdzie jest Thomas?! — spytałam zduszonym głosem. Strach zaciskał szpony na moim gardle.

— Ty się teraz martw o własny tyłek! — krzyknął z góry Vince. — Cholera, dawać amunicję!

— Co mamy robić?!

— Osłaniać mnie! — odpowiedział mężczyzna, rzucając Minho strzelbę. — Mam nadzieję, że umiesz z tego strzelać! Tylko celnie, cholera!

Sekundę później już każdy miał swoją broń, przy pomocy której posyłał żołnierzy DRESZCZ-u do piachu. Dłonie mi drżały od nadmiaru emocji, mimo to starałam się trzymać broń pewnie i prosto. Żar z płonącego tuż obok namiotu otulał mój policzek.

Udało nam się zdjąć kilkunastu żołnierzy, ale tych przybywało coraz to więcej. Kiedy my unieruchamialiśmy jednego, na jego miejsce wskakiwało dwóch następnych. Zaczynało robić się gorąco. Gdzie nie sięgnęłam wzrokiem, tam koleś w czarnym kasku próbował nas załatwić.

Wreszcie zabrakło mi nabojów. Odrzuciłam bezużyteczną już broń na bok, czując jak serce zamiera mi w gardle. Głos w głowie rechotał.

— Za dużo ich! — krzyknął Newt. Zauważywszy, że w jednej chwili stałam się bezbronna, ten stanął przede mną i osłonił własnym ciałem. — Za dużo, cholera!

— Nie mam już czym strzelać!

— Musimy...

Nigdy już nie dowiedzieliśmy się co Harriet miała na myśli. W tamtym momencie coś niebieskiego zamigotało w powietrzu, a potem to coś wylądowało na przyczepie, tuż pod nogami Vince'a. Niczym spadająca gwiazda. Gwiazda, która miała przynieść naszą zgubę.

— Kryć się!

Nikt jednak nie zdążył się do tego dostosować. Gwiazda, która okazała się być bombą, wybuchła z hukiem, uwalniając drżące wiązki prądu. Zdążyłam jeszcze wymienić zlęknione spojrzenie z Newtem, nim rażący ból nie przeszył mojego ciała wzdłuż i wszerz, tym samym powalając na ziemię. Prąd szargał moim wnętrzem i gniótł moje kości. Odebrał możliwość ruszenia choćby palcem. Zrobił to nam wszystkim.

Czułam się jak szmaciana laleczka, kiedy dłonie w grubych rękawicach podnosiły mnie za ręce i nogi, nie dając mi nawet przewrócić oczami. Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam krzyczeć. Jedyne co mogłam to dać się ciągnąć po ziemi przez żołnierzy DRESZCZU-u. Gdzie? Nie miałam pojęcia.

Wraz z mijanymi sekundami wracało mi czucie w nogach. Później były ręce, palce, szyja. Choć poruszanie się o własnych siłach na nic mi się wtedy zdało, bo i tak zostałam zmuszona do klęczenia w rządku wraz z pozostałymi dzieciakami. Po moich stronach wylądowali Newt oraz Minho, gdzieś dalej usłyszałam jęk Patelniaka. Cody w oddali przeklinał donośnie. Potem widziałam, jak jeden z żołnierzy siłą zmusza szarpiącą się Sonye do zajęcia swojego miejsca.

W rządku naprzeciwko dostrzegłam klęczącą Mary, do której zaraz dołączył Vince. Mężczyzna mówił coś do niej, ale ta uparcie wpatrywała się we mnie. Jej wzrok mówił jedno. Bała się.

A Mary nigdy się nie bała.

— B19.

Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się za głosem. Należał do jednego z żołnierzy, który właśnie odchodził od Sonyi z dziwnym urządzeniem w ręku. Następnie podszedł do Arisa, złapał go brutalnie za kark i przyłożył zielone światło lasera do jego skóry.

— B1.

Inny żołnierz zapisywał to wszystko na kartce i wtedy dotarło do mnie co było grane. Stres ścisnął za mój żołądek, kiedy rozglądałam się z roztargnieniem wokół. Musiało być jakieś wyjście.

— Przynajmniej Thomas i hiszpańskie duo zwiali — mruknął posępnie Minho.

— Sprawdzają numery — spojrzałam zrozpaczona na Newta, całkowicie ignorując Azjatę. Blondyn zmarszczył brwi. — Ja nie jestem oznaczona. Nie mogą do mnie dojść.

Newt od razu pojął powagę sytuacji. Być może przekonała go do tego moja panika w oczach albo to, jak mocno zagryzałam wargę. Nie ważne. Musiałam się stamtąd wyrwać. On sam o tym wiedział.

Żołnierz badał właśnie Harriet tuż obok niego. Zbliżała się kolej Newta, po którym miałam być ja. Co robili z takimi dzieciakami? Czy był jeszcze ktoś taki jak ja? Lęk mocno zacisnął swoje ramiona wokół mojego szybko bijącego serca. Tlen uciekał mi z płuc, a obraz powoli się zamazywał. Bałam się. Bałam, że mnie zabiją.

Nie chciałam umierać. Nie tak.

Zielony laser przejechał po skórze Newta na karku. Żołnierz powiedział coś do kolegi, tamten to zapisał. Nie słyszałam ich. Dusiłam się. Mało co widziałam świata przed sobą; widziałam za to wyrok śmierci wiszący tuż nad swoją głową.

To koniec.

Jednak koniec nie nadszedł. Przynajmniej nie wtedy.

Newt niespodziewanie odchylił się i podciął mężczyźnie nogi, który już odgarniał włosy z mojego karku. Facet przewrócił się, a ja poczułam mocne szarpnięcie, co aż poderwało mnie do góry. To był Minho. Głosy z otoczenia mieszały mi się z szumami w głowie, ale zdołałam usłyszeć Newta, który kazał mi biec. Biegnij, Ellie! To samo krzyczał Minho. I Patelniak. Mary z drugiego rzędu. Więc biegłam. Przed siebie, bo droga wciąż nie była wyraźna. Co jakiś czas zamazany obraz przecinały niebieskie smugi światła. Strzelali. Krzyczeli za mną.

Ostatecznie upadłam. Moje nogi skamlały ze zmęczenia, a serce tłukło się o żebra jak dziki ptak zamknięty w klatce, ale to nie dlatego zaryłam twarzą o ziemię. Ktoś podciął mi nogi, tak samo jak Newt zrobił to wcześniej z żołnierzem. Czułam wilgoć na policzku. Nie byłam pewna czy były to łzy, czy może krew.

— Niezła próba.

Coś zimnego dotknęło skóry na moim karku. Oddychałam ciężko i zaciskałam mocno oczy, wyczekując strzału. Ten jednak nie nadszedł. Zamiast tego ktoś brutalnie szarpnął moim ciałem, przewracając mnie na plecy. Ból rozdzierał mnie do środka.

Świat był zamazany, ale udało mi się dostrzec dwójkę postaci, pochylających się nade mną. Jedna z nich miała zakuty czarnym kaskiem łeb, a druga spoglądała na mnie kpiąco, trzymając na ustach bezczelny uśmieszek.

— Nie jest oznaczona — powiedział żołnierz. W dłoni trzymał to dziwne ustrojstwo.

Uśmiech jasnowłosego mężczyzny stał się jeszcze podlejszy. Zacmokał z roztargnieniem.

— Jaka szkoda. Taka ładna buźka.

— Pierdol się —splunęłam mu na buty. — Zdechnij.

Nie żałowałam. Nie... ale tylko do czasu.

— Ładna, ale pyskata.

Wraz z tymi słowami pojawił się ogromny ból, większy od tego, który już wtedy pustoszył moje ciało. Mężczyzna nadepnął na moją dłoń, zgniatając kości w proch. Z mojego gardła uciekł głośny krzyk, choć już chwilę później nawet na niego nie miałam siły. Zamiast mnie krzyczał Newt. Minho rzucał się i przeklinał, a Mary płakała. Słyszałam ich wszystkich. Błagali o moje życie.

A ja błagałam tylko o szybką śmierć i ratunek dla tych, których kochałam.

Siły powoli opuszczały moje ciało. Ból palił mnie wszędzie, będąc najbardziej odczuwalnym w pogruchotanej dłoni, której kości najpewniej były złamane w kilku miejscach. A może już wcale ich nie było. Myśląc, że to były moje ostatnie chwile, ja robiłam jedyne, co w tamtym momencie mogłam robić. Spoglądałam na swoich bliskich, ciesząc się po raz ostatni ich widokiem.

Lęk już dawno otulił mnie niczym najcieplejszy kocyk.

W końcu żołnierzom udało się uciszyć wciąż wyrywającego się w moją stronę Newta. Jeden z nich walnął go z pięści w twarz, przez co blondyn odchylił się do tyłu i upadł. Moje serce drgnęło na widok strużki krwi przy kąciku jego wargi, którą zobaczyłam, gdy już go podnieśli. Chciałam krzyknąć, aby przestali. Ale nie mogłam.

— Jak się będzie dalej miotał to walnijcie mocniej — polecił mężczyzna o szczurowatej twarzy. — Ilu mamy?

— Prawie wszystkich.

Mężczyzna przeskanował dokładnie wzrokiem cały rządek, wykrzywiając usta w brzydkim grymasie.

— Gdzie Thomas?

— Tutaj.

Wzrok wszystkich skierował się na Thomasa, który z rękami w górze stał niedaleko płonącego namiotu. Jeden z żołnierzy złapał go za ramię i przytargał przed oblicze blondwłosego mężczyzny, którego sztuczny uśmiech budził we mnie obrzydzenie.

— Thomas! — zawołał z rozłożonymi ramionami. Zaraz potem uderzył chłopaka z całej siły w brzuch, przez co ten opadł z jękiem na kolana. — No. A teraz do szeregu z nim.

Thomas zajął moje miejsce w rządku przygnębionych twarzy. Jego wzrok natrafił na mnie, skuloną w kłębek i obolałą, co skomentował mocnym zaciśnięciem szczęki. Potem wymienił z Minho kilka krótkich zdań. Za to Newt nie spuszczał ze mnie bacznego spojrzenia. Czekoladowe oczy przepełniała wyłącznie troska. I strach.

Uśmiechnęłam się delikatnie do niego, przez co ten skrzywił się jeszcze bardziej.

Przez kilka kolejnych minut czas się jakby zatrzymał. Żołnierze krążyli po obozowisku, dzieciaki klęczały w szeregach, a gwiazdy migotały na niebie. W tym czasie zdążyłam przyzwyczaić się do bólu, dzięki czemu stał się on bardziej znośny. Ręka co prawda wciąż bolała jak diabli, ale przynajmniej miałam w niej czucie. W pewnym momencie poczułam się nawet na tyle pewnie, że aż usiadłam, przez co żołnierze stwierdzili, że mogę dalej klęczeć z innymi – tym razem zasilając szereg nieodpornych, gdzie byli Mary, Vince i reszta dorosłych.

Wreszcie głośny warkot rozbrzmiał nad naszymi głowami. Ogromny odrzutowiec DRESZCZ-u wylądował niedaleko płonących namiotów, a chwilę później zaczęli wychodzić z niego kolejni żołnierze wraz z Avą Paige na czele. Zacisnęłam mocno pięść zdrowej ręki.

Biały uniform nijak nie pasował do czarnej duszy tej kobiety.

— To wszyscy? — spytała, kiedy już znalazła się blisko Szczurka.

— Większość. Ale tyle wystarczy.

— Ładujcie.

Na jej rozkaz zaczęto podnosić i wprowadzać dzieciaki do odrzutowca. Niektórzy się szarpali, wciąż trzymając się nikłej nadziei, a inni szli potulnie jak baranki, już dawno pogodzeni ze swoim losem. Mi wciąż kazano klęczeć.

Paige wstrzymała ręką żołnierza, który prowadził rzucającego się Thomasa. Zmierzyła chłopaka obojętnym spojrzeniem, pod którym chłopak nawet się nie ugiął. Podziwiałam go za to.

— Witaj Thomasie.

W tej samej chwili po jej prawej stronie stanęła zgarbiona Teresa. Brunetka trzymała głowę spuszczoną, nie racząc nikogo spojrzeniem, choć wtedy wszyscy wpatrywali się z szokiem w nią samą.

— Teresa?

— Co jest do fuja?

Stojący za Thomasem chłopcy wymienili się zdezorientowanymi spojrzeniami, aby potem zacząć wiercić dziurę w jego głowie. Thomas zacisnął wąsko wargi.

— Jest z nimi.

— Suka.

Uwaga niektórych skupiła się na mnie. Czułam na sobie wzrok Newta oraz Szczurka, ale to Teresa interesowała mnie najbardziej. Zdradziła nas. Po tym co z nami przeżyła – ona nas podle zdradziła. Nigdy nie darzyłam ją wielką sympatią, ale wtedy straciłam do niej jakikolwiek szacunek, jakim powinno się darzyć człowieka. Była dla mnie nikim.

— Od kiedy? — nie dowierzał Minho.

— Teresa zawsze rozumiała zasadę większego dobra — wyjaśnił Szczurek, kładąc dłonie na ramionach dziewczyny. — A kiedy przywróciliśmy jej wspomnienia... poszło z górki.

— Nie patrzcie tak na mnie — jęknęła Teresa. Sam jej głos budził we mnie obrzydzenie. — Nie miałam wyboru. Musimy znaleźć lek.

— Ona ma rację — zgodziła się Paige. Od głosu tej pani natomiast zbierało mi się na pawia. — Cel uświęca środki i ty też to kiedyś rozumiałeś, Thomasie.

Kiedy Thomas nijak nie odpowiedział, ona zacisnęła silniej wargi. Zdziwiła się, że jej nie zaklaskał?Prawdopodobnie.

— Nie jestem potworem, tylko lekarzem — prychnęłam głośno na jej brednie. — Obiecałam znaleźć lek i zrobię to. Potrzebuję tylko czasu.

— I krwi.

Zaskoczona spojrzałam na Mary, która wolnym krokiem wystąpiła z szeregu. Jej zawsze bujne włosy były wtedy jednym wielkim kołtunem, a twarz miała całą brudną i lśniącą od potu. Mimo tego stała pewnie z wysoko uniesioną głową. Niczym królowa. Uśmiechnęłam się lekko.

— Witaj Mary — powiedziała ze spokojem Paige. — Liczyłam na to spotkanie. Żałuję tylko, że w takich okolicznościach.

— Ja też dużo żałuję. Ale akurat nie tego — Mary objęła ręką przestraszone dzieciaki i płonące namioty. — Przynajmniej mam czyste sumienie.

Miałam ochotę wstać i zacząć bić brawo. Mimo to wciąż pozostawałam na klęczkach, przypatrując się obojętnej twarzy kobiety w bieli. Widząc jej delikatne uniesienie kącika ust, moje serce zabiło szybciej. To nie zwiastowało niczego dobrego.

— Ja też.

W tej samej chwili powietrze przeciął strzał.

Na początku to do mnie nie dotarło. Widziałam broń trzymaną przez wysokiego mężczyznę, ledwo widoczny dym uciekał z lufy, ale nie miałam pojęcia, co stało się z pociskiem. Dopiero krzyki Vince'a zwróciły moją uwagę w miejsce, gdzie kula odnalazła swoją ofiarę.

Ofiarą była Mary.

Nie wiedziałam, w którym momencie moje nogi zerwały się do biegu. Niedawny ból oraz zmęczenie, które jeszcze parę sekund temu rozpruwał moje ciało od środka, natychmiast poszły w zapomnienie. Nie słyszałam swojego krzyku, który rozdarł moje gardło do krwi. W głowie miałam jedynie pisk oraz powtarzający się w kółko huk strzału. Nie widziałam świata wokół. Przed oczami miałam wyłącznie powiększającą się z każdą sekundą plamę krwi na swetrze Mary.

Nie, nie, błagam, nie – to były szepty mojego serca, które już wtedy łamało się na pół.

W połowie mojej drogi poczułam ramiona otulające mnie w talii. To Newt przyciągnął mnie do swojej piersi, nie pozwalając podbiec do leżącej w ramionach Vince'a Mary. Wierzgałam nogami, kopałam, krzyczałam na niego, aby mnie puścił. Ja musiałam być z Mary!

— Nie! — dławiłam się łzami, wbijając Newtowi łokcie w brzuch. — Nie! Mary, proszę! Mary!

— Ellie, nie pomożesz jej już — szept Newta zabrzmiał gdzieś koło mojego ucha.

— Nie! Mary...

— Uspokój się, bo zabiją i nas.

Przestałam się szarpać i z wciąż ciężkim oddechem rozejrzałam się wokół. Większość żołnierzy mierzyła bronią w nadal wydzierającego się Vince'a, gotowi do naciśnięcia spustu na jeden rozkaz. Potem też zauważyłam, że sam morderca Mary, z tym swoim paskudnym uśmieszkiem, celuje lufą prosto we mnie. Groził mi śmiercią. A Newt był tuż obok.

Wiedziałam, że nie mogę ryzykować. Newt był za blisko, a ja nie mogłam go stracić. Już zbyt wiele cząstek mojego serca straciłam. Nie mogłam pozwolić sobie na więcej.

Odpuściłam bieg do Mary, więc pozostał mi już jedynie płacz. Natychmiast wtuliłam się w Newta, twarz chowając w zagłębieniu jego szyi. Newt nie odepchnął mnie. Wręcz przeciwnie – docisnął mnie do siebie mocniej, dłonie układając na moich plecach, które zaczął delikatnie gładzić. Uzupełniał swoją bliskością bliskość Mary, którą mi tak bestialsko odebrano. Znowu...

Najpierw Danny, Winston, potem Mary. Kiedy ten łańcuszek śmierci zamierzał się skończyć?

— Idziemy Janson — usłyszałam surowy głos Paige. — Ładujcie ich! Resztę macie załatwić.

— Sonya! Aris!

— Harriet!

Słyszałam ich bolesne krzyki, ale wtedy mój własny ból był zbyt wielki, abym mogła skupić się na tym innych. Wciąż wypłakiwałam oczy w koszulkę Newta, kiedy on uspokajająco kołysał naszymi ciałami.

— Cofnąć się! Nie zbliżać się!

Zamieszanie zmusiło mnie do ogarnięcia się choć na chwilę. Odwróciłam głowę w bok, wtedy przytulając policzek do obojczyka Newta, aby móc wszystko widzieć. Na ziemi leżał powalony przez Thomasa żołnierz, a on sam trzymał w dłoni niewielką paczuszkę. Bombę od Jorge.

— Nie strzelać! — wydarł się Janson. — To bomba, durnie!

— Wypuścicie ich! — krzyknął Thomas.

— Odłóż to.

— Macie ich wypuścić!

— Nie mogę! — odparła nieugięta Paige. .

— Błagam cię, Tom! — jęknęła rozpaczliwe Teresa. Chęć wydrapania jej oczu była zbyt wielka. — Poddaj się! Obiecali, że nic nam nie zrobią!

Nie byłam pewna czy dobrze rozumiałam jej bełkot. Czy ona siebie słyszała? Powinnam była ją nagrać i kazać odsłuchać, dopóki do jej pustego łba by nie dotarło, że już zawsze będziemy ich celem? Że nigdy nam nie odpuszczą? Liczyłam tylko, że Thomas nie był na tyle naiwny, ażeby znów jej uwierzyć. W końcu Teresa już raz pokazała jaką kłamliwą żmiją była. To jego skrzywdziła najbardziej.

W końcu ją kochał i każdy to widział. Pomijając, że za fuja tego nie rozumiałam.

— Zamknij się!

Dziesięć punktów dla Tommy'ego.

— Thomas, rozejrzyj się — brnęła dalej Paige. — Naprawdę chcesz śmierci przyjaciół?

Widziałam jak się zawahał. Thomas przestąpił z nogi na nogę, a dłoń nieco bardziej mu zadrżała. W jego wnętrzu musiała toczyć się prawdziwa walka, w której zaczynało brakować odwagi. Musiałam go wspomóc. Nie mogłam pozwolić, aby się wycofał.

Newt z początku nie chciał mnie puścić, ale w końcu udało mi się wyplątać z jego ramion i podejść do drżącego ze strachu bruneta. Położyłam swoją zdrową dłoń na jego ramieniu, a kiedy wyłapałam jego wzrok, uśmiechnęłam się lekko. W tym małym uśmiechu przekazałam całą wiarę, jaką wtedy w niego pokładałam. Oraz moje pełne wsparcie.

— Jestem z tobą, Tommy.

— I my też — dodał Minho, pojawiając się wraz z Patelniakiem za naszymi plecami.

Wtedy też poczułam elektryzujący dotyk na swoim biodrze, a ciepły oddech, który nie był podmuchem żaru tlącego się niedaleko ognia, owiał od tyłu moją skórę na policzku. Newt przyległ klatką piersiową do moich pleców, dając mi taką bliskość, jakiej wtedy najbardziej potrzebowałam.

— Nie...

— Proszę was — Paige cofnęła się o krok.

— Zrób to, Tommy.

— Nie daliście mi wyboru — szepnął załamanym głosem Thomas.

Jego palec zadrżał tuż nad guzikiem detonatora. Ostatni raz przejechałam szklanym wzrokiem po twarzach przyjaciół, dziękując im w myślach za wszystko. Za każdą wspólnie przeżytą chwilę, za ich uśmiechy, za czas poświęcony takiej zepsutej osobie jak ja. Zacisnęłam mocno oczy, pierwszy raz nie czując strachu. To może chore, ale cieszyłam się, że skończymy to wszyscy razem.

Choć dla Jorge oraz Brendy to definitywnie nie był koniec.

Nim Thomas zdążył nacisnąć guzik, tą wielką chwilę przerwał głośny klakson. Zdezorientowana rozejrzałam się wokół, dostrzegając rozpędzonego jeepa, w którym na miejscu kierowcy siedział Jorge z wywieszonym jęzorem. Hiszpan wjechał z mocą w jeden z helikopterów DRESZCZ-u, który przekoziołkował w powietrzu i zarył śmigłem o ziemię. Odłamki metalu zaczęły latać w powietrzu, przed czym nie wszyscy zdążyli uciec. W ochronie nie pomogły nawet czarne kaski żołnierzy.

Ops, było mi tak przykro, że aż wcale.

Sytuacja wyglądała prawie tak samo jak przed przylotem wielkiego odrzutowca. Pociski śmigały tu i tam, krzyki znów mieszały się w jeden wielki harmider, a sporadyczne wybuchy ognia podgrzewały już i tak gorącą atmosferę. Tym razem jednak nie uciekaliśmy. My zakasaliśmy rękawy do walki.

— Padnij!

Newt pociągnął mnie za sobą na ziemię, kiedy Thomas wyrzucił bombę w stronę celujących ku nam żołnierzy. Przytuliłam się do szorstkiego piasku i ukryłam twarz w ramieniu blondyna, co rusz słysząc przelatujące nad nami strzały. A potem ziemia zadrżała pod wpływem wybuchu.

Kilka sekund później staliśmy znów na nogach, rozglądając się za najlepszą drogą ucieczki. Widziałam jak grupka żołnierzy wraz z Paige umyka do odrzutowca, a ja nie byłam na tyle głupia, aby biec za nimi. Miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Przeżyć, tak dla przykładu.

Wszyscy chwycili się najprędzej znalezionej broni i zaczęli strzelać. Chłopcy, Harriet, Jorge. Strzelali gdzie popadnie, wydzierając się przy tym wniebogłosy. Vince dopadł się do karabinu maszynowego i wystrzeliwał ludzi od DRESZCZ-u jak kaczki. Gdzieś niedaleko usłyszałam krzyk bojowy Cody'ego. Ja też chciałam coś zrobić, ale moją uwagę zwróciło coś innego.

Thomas wił się pod butem Jansona, który celował w niego z broni. Mężczyzna przeładował magazynek i uśmiechnął się plugawie do chłopaka, na co krew zagotowała się w moim organizmie, a adrenalina od razu kopnęła do działania. Dostrzegłszy leżący na ziemi kamień, podniosłam go i rzuciłam w ich stronę, trafiając prosto w pusty łeb blondyna.

Jeden zero dla Ellie, Szczurze.

Janson odwrócił się w moją stronę; w jego oczach płonęła żywa furia. Wycelował pistoletem w moją stronę i zrobił kilka gwałtownych kroków.

— Szkoda tej ładnej buzi — prychnął. — Pożegnaj się, ślicznotko.

Zanim mężczyzna zdołał zbliżyć palec do spustu, jego samego ogłuszył przelatujący obok pocisk. Janson upadł na ziemię, a ja spojrzałam w miejsce, skąd padł strzał. Brenda pomachała do mnie radośnie ze strzelbą w górze.

Odmachałam jej z szerokim uśmiechem. Potem jednak przypomniałam sobie, że znajdowałam się w centrum masakry i przydałoby się stamtąd zmywać.

— Ellie, nie czas na wygłupy! — Minho podbiegł do mnie i złapał za rękę, następnie ciągnąc mnie za sobą. — Później razem popajacujemy!

Nie miałam czasu, aby się zaśmiać. Nad naszymi głowami wciąż wisiało widmo śmierci, a pociski śmigały milimetry od naszych ciał. Tak, to zdecydowanie nie był dobry czas na pajacerkę.

— Idź do nich, Ellie — powiedział twardo Minho, wskazując głową na wystające zza skrzynki głowy Newta, Patelniaka i Jorge. — I to migiem!

— A ty? — uczepiłam się jego rękawa. — Co z tobą?

— Zaraz do was wbiję — zapewnił mnie z uśmiechem. Odwrócił się w drugą stronę i wystrzelił kilka kul. — Tommy, nie ociągaj się!

Thomas dobiegł do nas i pchnął mnie ku skrzynkom, gdzie chowała się cała reszta. Ja co chwilę odwracałam głowę do Minho, nie czując się dobrze z tym, że zostawał tak daleko w tyle. I nawet kiedy siedziałam już bezpiecznie za skrzynką, ja nie mogłam przestać obserwować poczynań przyjaciela.

Miałam wtedy złe przeczucia. A później pierwszy raz nienawidziłam siebie, że moje przeczucia znów się nie myliły.

Czas nagle zwolnił, kiedy jeden z rażących prądem pocisków trafił prosto w klatkę piersiową Minho, przez co ten opadł bezwładnie na kwadratowy kufer. Krzyknęłam w tym samym momencie co Thomas. Oboje chcieliśmy rwać się mu na pomoc, ale liczba pocisków wzrosła dwukrotnie, przez co musieliśmy się schować.

— Nie wychylać się! — zrugał nas Jorge. On sam co chwilę wychylał się i posyłał strzały.

— Złapali Minho! — oburzyłam się.

— Te krótasy go zabierają! — krzyknął z przerażeniem Patelniak.

Z sercem w gardle wychyliłam się i zobaczyłam, jak dwójka żołnierzy ciągnie bezwładne ciało Minho w stronę startującego odrzutowca. Chciałam za nimi pobiec, wyrwać go z ich uścisku, ale Newt ponownie mi w tym przeszkodził.

— Puszczaj mnie! — wierzgałam się. Czułam na policzkach pierwsze ślady łez. — Minho!

— Ellie, nie damy rady! Za dużo ich!

— Oni go porywają!

Newt usiadł na ziemi, ciągnąc mnie na swoje kolana. Przez moment próbowałam wyplątać się z jego silnych objęć, wciąż mając w głowie widok nieprzytomnego Minho, ale gdy Newt złapał za moją twarz i nakierował ją w swoją stronę, odpuściłam. Jego zmarnowany wzrok mówił wszystko. Przegraliśmy.

Przegraliśmy Minho.

Załkałam głośno, kolejny raz mocno się w niego wtulając. On otulił mnie szczelnie swoimi ramionami oraz nogami, nie zostawiając między nami najmniejszej przestrzeni, a swój nos wcisnął w zagłębienie mojej szyi. Moje łzy wsiąkały w jego koszulkę, jego urywany oddech drażnił moją skórę; żadne z nas się tym wtedy nie przejmowało. Oboje wtedy potrzebowaliśmy bliskości.

Następny skrawek mojego serca z podpisem Minho został porwany na strzępy i zmyty przez łzy, jakie wylewała moja dusza. Tamtego dnia straciłam tak dużą część siebie, że aż nie sądziłam, aby cokolwiek we mnie jeszcze pozostało.

Po chwili zrozumiałam coś jeszcze.

Newt także płakał.

···

to ten tego, miłego weekendu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top