28 | Ellie

na dzień dobry!

···

ELLIE

Pierwszy raz byłam na plaży.

Morze przede mną kołysało się spokojnym rytmem, gdzieś hen daleko stykając się z nocnym niebem, skąd gwiazdy mrugały do mnie radośnie. Czasami aż nie wiedziałam na co mam spoglądać; i góra i dół zapierała mi dech w piersiach. Moje stopy grzał ciepły po dniu piasek, a delikatny wiatr porywał moje włosy do tańca. Dookoła śpiewały mewy.

To miejsce nazywało się Przystanią.

Kiedy się obudziłam, byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam gdzie jestem, guzik pamiętałam, a ogień próbował wypalić moją pierś od środka. Przez pierwszych kilka sekund nie mogłam się ruszyć. A raczej nie chciałam. Bałam się. Tak cholernie się bałam, że wystarczył jeden ruch, abym spłonęła żywcem. Strach mnie sparaliżował.

Czas mijał, a ze mną nic się nie działo. Co więcej – z sekundy na sekundę było mi coraz lżej. Ogień w mojej piersi wygasał.

A potem przed oczami zobaczyłam wyszczerzoną twarz Minho, który śmiał się i płakał jednocześnie. Niedługo później robiłam to samo, tuląc się do jego torsu z taką mocą, co najmniej jakby jutra miało nie być

Ale jutro było. Tak samo jak pojutrze, popojutrze i to co było potem. Bo mnie uratowali.

Ja naprawdę żyłam.

Nie minęło nawet kilka minut, a Minho już zdążył wytrąbić wszystkim wesołą nowinę. Pierwszy przyleciał Patelniak, który po porządnym wyściskaniu mnie i wypłakaniu łez w ramię – zrugał mnie niczym matka swoje dziecko, że jeśli kiedykolwiek wywinę mu podobny numer, to się na mnie obrazi. Potem była Brenda, Jorge oraz Sonya; cała trójka płakała i miażdżyła mnie w objęciach. Następni, czyli Gally i Cody, tylko przyszli się przywitać. Vince za to poczochrał mnie po włosach. Na końcu Tommy prawie mnie udusił, kiedy zamknął mnie w swoich kleszczach. Byli tam wszyscy.

Choć nie. Nigdzie nie było jego.

Moment, w którym zapytałam o Newta, jednym ruchem zdarł uśmiechy z twarzy wszystkich. Ciemne chmury zawisły tuż nad naszymi głowami, docierając chłodem i piorunami aż do mojego serca. Coś je ścisnęło; to były czarne myśli o tym, co mogło się stać. Bałam się, że nie zdążyliśmy na czas. Cholernie się bałam, że moje ukochane czekoladowe oczy sczerniały, tak samo jak jego dusza i serce. Bałam się też, że... że on po prostu nie żyje.

Było mi duszno. Bo po co ja miałam żyć, kiedy on nie mógł?

Przed kompletnym załamaniem się uratował mnie Minho. Widząc łzy w moich oczach i problemy z oddychaniem, on szybko mnie zapewnił, że Newt żył. Był sobą. Prawie nic mu nie groziło.

Bo jak to powiedział Cody, wtedy zagrażał mu on sam.

Tym, co wstrząsnęło mną bardziej niż śmierć Newta, była wiadomość o jego próbie samobójczej. I jak się dowiedziałam o wiele później – nie pierwszej.

Długo mi zajęło dotarcie do niego. Newt zamknął się na cztery spusty w jednej z chatek, nie dopuszczając do siebie nikogo; Patelniaka, Minho, a nawet Tommy'ego. Wszystkich odsunął, aby móc w towarzystwie butelki marnieć oraz znikać z każdym dniem. Bo wyrzuty sumienia go zabijały. Mnie też nie chciał widzieć. Stwierdził, że on nie zasługuje nawet na jedno moje spojrzenie, co dopiero na moje serce czy miłość. Jego słowa, zawsze pełne bólu i nigdy nie inaczej niż przez drzwi, rozszarpywały mnie od środka.

Aż w końcu mnie do siebie wpuścił.

Płakaliśmy w swoich objęciach chyba całą noc. Zewsząd otulał nas mrok, gdzieś z dala dobiegał natomiast szum fal; po środku tego wszystkiego znajdowaliśmy się my. On siedzący w pustym kącie i ja na jego kolanach. Męskie ramiona tulące kobiecą talię, smukłe palce w złocistych włosach. Jego przepraszam w moje włosy, moje już dobrze i łzy w jego ramię. I wspólne kocham cię w świetle gwiazd.

A potem były pocałunki. Mnóstwo pocałunków; te dłuższe, krótsze, delikatne oraz żarliwe – wszystkie przepełnione tęsknotą i wzajemną miłością. Każdy odcisnął się piętnem w mojej pamięci, a także na sercu. Zapamiętałam je już na zawsze.

W tamtym momencie poczułam, że mając go przy swoim boku, miałam już wszystko.

Gwiazdy świeciły jasno, a ocean śpiewał szumem fal. Tak samo jak tamtej pięknej nocy.

— Tu cię mam.

Nim zdążyłam się zorientować, silne ramiona objęły mnie od tyłu, a twardy tors przyległ do moich pleców, idealnie się do nich dopasowując. Niczym dwie połówki jabłka. Ciepło od razu napełniło mnie po czubki palców, a kiedy Newt złożył krótki pocałunek na mojej szyi, serce prawie wyskoczyło mi z piersi.

Ono nie było bum bum. Moje serce biło Newt, Newt, Newt.

Obróciłam głowę w bok, gdzie już czekały na mnie czekoladowe tęczówki. Płonął w nich wesoły płomień, na około którego tańczyły rozbrykane świetliki. Newt uśmiechnął się szeroko.

— Uciekłaś mi — rzucił oskarżycielsko.

— Wcale nie. Uciekłam od tamtych gaduł.

— Mhm, mnie zostawiając z nimi — mruknął w moje włosy.

— Ups?

Wtedy Newt wbił palce w moje boki, przez co zgięłam się w pół. Przez jakąś chwilę się szamotaliśmy; on łaskotał mnie po brzuchu i nie puszczał, za to ja wierciłam się oraz śmiałam na cały głos. W końcu jednak znów skupiliśmy się na spokojnym morzu.

— Chcę mieć domek na plaży — zagadnęłam nagle.

— Tak?

— Tak. Żebym mogła codziennie chodzić na spacery wzdłuż morza i słuchać jego śpiewu — wskazałam palcem na dalszą część plaży, po czym uśmiechnęłam się złośliwie. — Oh, no i muszę mieć skąd nabierać wodę, kiedy rano nie będziesz chciał mi wstać z łóżka.

— Cholera, muszę to przemyśleć — westchnął, a ja zaśmiałam się głośno.

Nastąpiła chwila ciszy, mącona jedynie szumem morza przed nami oraz życiem wioski tuż za naszymi plecami.

— Chciałaś też córkę — dodał nagle. Odwróciłam się do niego ze zmarszczonymi brwiami oraz szybko bijącym sercem. Newt spojrzał mi głęboko w oczy. Poczułam to aż w duszy. — Tego ci już nie zagwarantuję, ale...

— To nie ważne, Newtie — położyłam dłonie na jego policzkach.

— Chciałbym dać ci wszystko, czego sobie tylko zapragniesz — moje serce się wtedy roztopiło.

Boże, czym ja sobie na niego zasłużyłam?

Przez moment tylko przyglądałam mu się załzawionymi oczami. Wreszcie uznałam, że nie ma bata – nie znajdę żadnych ckliwych słów, które mogłyby przebić te jego. Dlatego po prostu stanęłam na palcach i wpiłam się w jego usta, ciasno oplatając ramionami jego szyję. Newt od razu odpowiedział na pocałunek; przyciągnął mnie możliwie jak najbliżej, palce jednej dłoni wplatając w moje włosy. Moje serce było bliskie wybuchu.

Pod koniec Newt zagryzł moją wargę, a ja – podobnie jak kiedyś – westchnęłam i nieco odskoczyłam. Blondyn uśmiechnął się kpiąco pod nosem.

— Zawsze będziesz tak skakać? — prychnął, za co oberwał w ramię.

— Przymknij się, ciołku.

Kolejny moment ciszy; gwiazdy przyglądały nam się z góry, mrugając do nas swoim światłem.

— Ale z tymi dziećmi to wolnego, co?

— Z ust mi to wyjąłeś.

I następna spokojna chwila; morze owiewało nas swoją bryzą, nucąc jakby balladę.

— Wiesz, że trzeba do nich wrócić, nie? — mruknął Newt w moje włosy, kiedy kołysaliśmy się lekko na boki.

— Uh, no wiem — westchnęłam. — Ale odwlekam to w czasie.

— Minho zaczął za tobą płakać.

— O nie, moja płaksa — zmartwiłam się. Zaraz więc odsunęłam się od niego, już chcąc powiedzieć coś o Minho, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. — Kocham cię, wiesz?

— Jeśli pomyślałaś, że jestem zazdrosny o tamtego Szczylniaka, to...

— Nie — zaprzeczyłam od razu, na co zamilkł. Uśmiechnęłam się lekko. — Po prostu nie chcę, abyś o tym zapomniał.

Newt uśmiechnął się słodko, po czym nasze wargi znów się złączyły. A potem znów, i znów, i znów... oh, nie było cudowniejszych ust od tych Newta. Nie potrzebowała próbować innych, aby to wiedzieć. Po prostu – nie było takich.

— Też cię kocham.

Kolejny pocałunek prawie powalił mnie na kolana. O tyle dobrze, że Newt mocno mnie trzymał; inaczej padłabym przed nim jak długa.

Najlepszą jednak rzeczą w posiadaniu ich wszystkich obok siebie było to, że nie czułam już Lęku. Ta odwieczna część mnie; moja druga twarz, która towarzyszyła mi przez całe życie, nagle znikła. Nie czułam już chłodu, żadne szepty nie próbowały rozsadzić mi czaszki, a mój świat przed oczami był wyraźny i jasny. Do tego malował się w pastelowych barwach.

Nie wiedziałam co było tego powodem. Czy zabił go ten mały sztylecik w mojej piersi, czy może odpędził go fakt, że wreszcie odnalazłam szczęście... lub po prostu wyczuł, że nie ma już czego we mnie szukać. Że już mnie nie złamie.

Bo stałam się silna. Moja rodzina dodawała mi sił.

— Chodźmy już do nich — cmoknęłam ostatni raz jego usta. Następnie już chciałam wykonać pierwszy krok w stronę wioski, ale czarne mroczki pojawiły mi się przed oczami, przez co się zachwiałam. — Cholera.

— W porządku? — zaniepokoił się Newt. To dzięki jego ramionom nie upadłam twarzą w piach.

— Tak, tak — machnęłam lekceważąco dłonią. — To ta upierdliwa rana czasem uprzykrza mi życie, ale jest dobrze.

Newt zacisnął z bólem oczy. Dopiero po chwili zrozumiałam, jak ciężkie to musiało dla niego być – w końcu to on wbił mi scyzoryk w serce – a ja głupia jeszcze na to narzekałam. Przecież już wystarczająco się obwiniał i zapewne miał to robić przez kolejne lata.

Miałam ochotę trzepnąć się w łeb.

Już chciałam to jakoś odkręcić, ale to, co Newt zrobił lada później, skutecznie zawiązało mi język.

Chłopak w sekundę się schylił, aby móc jedną ręką złapać mnie pod kolana i unieść, wcześniej kładąc drugą z rąk na moje plecy. Pisnęłam głośno i oplotłam ciasno jego szyję. Serce biło mi jak dzwon.

— Co ty robisz?!

— Niosę moją kobietę? — odparł, jakby to było oczywiste.

— Umiem iść sama! — oburzyłam się, ale równocześnie przytuliłam do niego mocniej, kiedy zaczął iść w stronę wioski.

— Ta, jasne — prychnął.

— Newt!

— Ellie!

— Patrzcie! To nasze gołąbki! — krzyknął z daleka Minho.

— Znów będę płakał! Gdzie moje chusteczki?! — wydarł się Patelniak.

— Tommy, otwieraj szampana! Fuj mnie to, że nie masz! Skołuj!

— Balanga!

— Biba!

— Zostawcie te pochodnie, idioci! — przyszedł Vince, niszczyciel dobrej zabawy.

Wszystko malowało się w tak ciepłych barwach. Już wtedy nie mogłam się doczekać przyszłości, jaka czekała na nas wszystkich. To był pierwszy raz, kiedy nie musieliśmy się bać tego, co szykowało dla nas jutro. Koniec ze śmiercią, strachem oraz walką. W końcu byliśmy wolni.

W naszej morskiej Przystani.

···

mam nadzieję El, że takie szczęśliwe zakończenie sobie wymarzyłaś

wasza wola, które zakończenie sobie wybierzecie. mi się podobają oba

przed nami ostatni rozdział, bardziej dodatek. chcecie go dzisiaj?

a ja... uh, idę walczyć z Minho. nie wyczekujcie cudów, okej?

być może jestem zbyt dumna z tej książki, ażeby pokochać tamtą, but... nie będzie tak dobra jak ta tutaj. ostrzegam

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top