Rozdział 8 | cz.3

Ostatnie plemię dragonów dotarło dopiero wieczorem. Katretanie natknęli się po drodze na watahę bestii i musieli iść drogą okrężną. Na szczęście festyn miał trwać trzy dni, więc niewiele stracili. Katretanie byli plemieniem nomadów, które jednak większość życia zamieszkiwało tereny nadmorskie. Mieli ciemną skórę, włosy i oczy. Wszystkie kobiety z tego plemienia — w przeciwieństwie do mężczyzn miały krótkie włosy i to właśnie one odpowiadały za polowania i dbanie o bezpieczeństwo wioski. Natomiast mężczyźni poświęcali się opiece nad dziećmi i ogniskiem domowym. Nic dziwnego, że Dyana przeżyła szok kulturowy. Taka zamiana ról wydawała się jej nieco dziwna i nienaturalna, ale nie dała tego po sobie poznać. Z entuzjazmem przywitała Szamankę Tikite, która pełniła funkcję "Wodza" plemienia. Kobieta była dobrze po szesććsetce (choć wyglądała na czterdzieści lat), miała szóstkę dzieci i sylwetkę, której mogli pozazdrościć jej mężczyźni. Nietypowe dwukolorowe łuski błyszczały żółcią i zielenią, w krótkie włosy wpięła brązowe pióra, a szyję i nogi zdobiły korale.

- Lata mnie tu nie było. - zagrzmiała basowym głosem. - Na ostatni festyn nie mogłam się wybrać ze względu na ciąże. - westchnęła rozżalona.

Bardziej przypominała generała niż szamankę, pomyślała Dyana.

- Na szczęście w tym roku, mogła nas pani odwiedzić. - powiedziała Dyana z uśmiechem i podała Dragonce kubek z winem.

- Jaka tam "pani"! - prychnęła kobieta - Mów mi Tikite. I tak, całe szczęście. Tylko wasze plemię organizuje tak zabawne i huczne imprezy. - zapewniła i kiwnęła kilka razy głową, jakby zgadzała się sama ze sobą. Pociągnęła spory łyk alkoholu i wygodniej usadowiła na fotelu w namiocie Wodzów. - Ostatni festyn organizowali Arkyici - kontynuowała. Dyana zauważyła, że ma do czynienia z bardzo rozmowną osobą. - Tragedia! Nie mają w sobie krzty uroku.

- Aż tak źle? - zapytała zaskoczona dziewczyna. Drago, dobrze wspominał tamten festyn.

- No nie, że źle. - zaoponowała kobieta. - Chodzi mi o to, że ich zabawy są... poważniejsze. Pokazy ogni, łucznictwa, obstawiane walki i ostro zakrapiane wieczory. Ja wolę się dobrze zabawić i rozluźnić mięśnie. Dość mam takich "atrakcji" na co dzień, dzięki życiu nomada.

- Ja spędziłam dwa lata, podróżując po świecie. - zaczęła Dyana. Interesowało ją życie podróżnika, sądziła, że sama spędzi w ten sposób co najmniej kilkanaście lat, los jednak sprawił, że osiadła w tej osadzie.

- O, no proszę. Dwa lata to niewiele, ale już co nieco zdążyłaś zobaczyć. - zainteresowała się Szamanka. - Możesz powiedzieć mi, gdzie byłaś?

- Oczywiście - Dyana uśmiechnęła się, widząc szczere zainteresowanie. Drago, też chętnie słuchał jej opowieści, ale za każdym razem jak padało, choć słowo na temat innych mężczyzn, robił się nieznośny. - Po opuszczeniu rodzinnego miasta, obrałam całkowicie losowy kierunek. - podjęła opowieść. - przez tydzień podróżowałam wozami lub pieszo, co jakiś czas zatrzymywałam się w miastach lub wsiach, by posłuchać ciekawych plotek i zarobić nieco na żywność i nocleg.

- Mogę zapytać, jak pracowałaś? - przerwała mi kobieta.

- Różnie. Czasami jako pomoc kuchenna, stajenna, ale najczęściej robiłam za wędrownego barda. Potrafię nieco grać na lutni i śpiewać, więc wykorzystałam to jako łatwy zarobek. I właśnie dzięki temu mogłam usłyszeć o innych miejscach, w których chętnie przyjmowano wędrownych śpiewaków. Tak trafiłam do jednej z wilkołaczych watah. Nazywali się Białą Pełnią , ich watahę zamieszkiwało około dwustu osób. Spędziłam tam dwa miesiące, ucząc się języka wilkołaków i ich zwyczajów.

- Nauczyłaś się języka w dwa miesiące?! - zapytała z niedowierzaniem.

- Tak, można powiedzieć, że mam smykałkę na nauki języków obcych. - odpowiedziała Dyana z dumą. Nie widziała potrzeby bycia skromną, gdy chodziło o takie zalety. - Podobnie jak wielu innych. Wracając, po odejściu z watahy zatrzymywałam się na dłużej w kilku różnych społecznościach. Krasnoludzkie miasto Debelhouk, Las Mrocznych Elfów, Elfia wieża Entel, Kopce spustoszenia zamieszkane przez kotołaki, Wioska Hobbitów a Atron Island, Syrenia wyspa po przeciwnej stronie Atron. Na samym końcu trafiłam tutaj, będąc ciekawą prawdziwości legend o Innej Rasie.

- Zwiedziłaś sporo miejsc, jak możesz się spodziewać, byłam prawie we wszystkich. Zalety życia w ciągłej podróży. Nie pozwolono mi wejść tylko do wieży Entel. Pewnego razu wraz z Wysokim Białym Elfem mieliśmy scysję i... dostałam zakaz wchodzenia za mury. Byłam młoda i miałam głupie pomysły. Za to dobrze wspominam Krasnoludów z Bermy, to we wschodnich górach, głęboko ukryte miasto z mnóstwem kopalni. Tamtejszy władca lubi nieźle balować, choć ma już prawie trzysta lat! Nawet jak na krasnoluda to sporo. - Kobieta dolała sobie wina do kielicha.

Dyana pokiwała z uznaniem głową. Słyszała o Bermie i chciała się tam udać w następnej kolejności, ale los bywa przewrotny. Pogładziła się czule po brzuchu, co nie uszło uwadze Tikity.

- Który to miesiąc?

- Szósty.

Kobieta uśmiechnęła się i nie pytając o pozwolenie, położyła dłoń na brzuchu dziewczyny. Zamknęła oczy i po chwili skupienia roześmiała się głośno. Dyana zaskoczona nagłą wesołością Szamanki, nie widziała jak zareagować.

- Tak też myślałam, nie powiedziałabym, że to szósty miesiąc.

- Słucham?

- Nic, kochana. Czeka cię niespodzianka przy porodzie. - zarechotała kobieta i pogładziła nastroszone włosy. - Chcesz znać płeć? Jako szamanka jestem zdolna do "widzenia" takich spraw.

Dyana biła się z myślami, nie widziała czy chce niespodziankę, czy woli być przygotowana. Po chwili jednak podjęła decyzję, że nie wytrzymałby kolejne pół roku w niewiedzy.

- Chcę. - odparła z pewnością.

- Chłopiec. - uśmiechnęła się kobieta. Taka wiadomość to ogromne szczęście dla osady, jeśli wyrośnie na tak silnego, jak jego ojciec to również zostanie Wodzem.

___________

Kolejny rozdział za nami, jak czujecie się ze świadomością, że jesteśmy bliżej końca niż dalej? Tak, ten projekt zakończę na dziesiątym rozdziale... Ale spokojnie, do tego czasu jeszcze daleko. Chyba jeszcze osiem rozdziałów przed nami. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top