Rozdział 6 / cz.1

Urara siedziała na krześle w kuchni, gdy jej ciało przeszyła pierwsza fala bólu. Odruchowo złapała się za brzuch i stęknęła głośno. Chwilę później odeszły jej wody. Wrzasnęła przeraźliwie, czując, jakby coś rozrywało ją od środka.

Krzyk Urary wprawił Setra w stan najwyższej gotowości. Upuścił wiadro z praniem i zaalarmowany nasilającymi się wrzaskami wparował do chaty przyjaciółki. Zastał ją zwijającą się z bólu na podłodze. Doskoczył do niej, a następnie sprawnie przeniósł na łóżko. Patrzył jak twarz Urary wykrzywia się z bólu. Momentalnie pobladł i ogłupiał, nie wiedział co robić. Chwilę miotał się we własnych myślach, ale zaraz przypomniał sobie o starej, wioskowej lekarce. Prędko wybiegł z chaty i pognał do centrum osady. Nie zważając na zaskoczone miny mieszkańców, zaczął krzyczeć do starej Dragonki, którą dostrzegł kilkadziesiąt metrów dalej. Najprawdopodobniej wracała właśnie z wizyty domowej, ponieważ niosła kosz z lekarstwami.

- Urara rodzi!

Kobieta zareagowała błyskawicznie, rzuciła najbliżej stojącej kobiecie polecenie, aby powiadomiła Wodza i Sarekę, a potem skierowała się w stronę biegnącego Setra.

- Pośpieszmy się chłopcze. - zakomenderowała, jakby nie był tego świadom. Setr bez zbędnych ceregieli wziął kobietę na ręce i w akompaniamencie jej krzyków zawrócił do Urary.

Dragonka była przerażona. Leżała we własnej krwi i wodzie płodowej całkowicie sama. Ból ciągle się nasilał, był dużo silniejszy, niż się spodziewała. To pewnie wina ponad dwutygodniowego opóźnienia. Podciągnęła nogi i rozszerzyła je z wyraźnym trudem. Słabła szybko. Zbyt szybko. Minęło kilka długich, męczących minut i do chaty wpadł Setr ze staruszką na rękach. Urara roześmiałaby się głośno, gdyby nie cierpiała tak bardzo. Stara kobieta wyjęła potrzebne rzeczy i kazała Setrowi zagotować wodę i przynieść jakieś koce. Szybko przebadała rodzącą, a jej twarz ściągnęła się w niepokoju. Może i była niechętna, aby ta pół-bestia żyła w ich osadzie, jednak życie to życie. Trzeba mu pomóc.

- To będzie bardzo długi i ciężki poród. Od tego zależy życie was dwoje. - ostrzegła - No to zaczynamy. Przyj!

***

Setr, Drago oraz Dyana blisko ośmiu godzin siedzieli pod drzwiami chaty wsłuchując się w niemal agonalne krzyki Urary. Zdążył zapaść zmrok, więc zapalili lampy. Niebieska poświata sprawiała, że ich twarze wyglądały na jeszcze bledsze niż były. Dyanie — jako że też jest w ciąży — odechciało się porodu. Łypała co jakiś czas wrogo w stronę swojego przeznaczonego. Udawał, że tego nie widzi.

Kiedy wybiło wpół do piątej rano — po całych dwunastu godzinach porodu, na świat przyszło dziecko — chłopiec. Ważył sześć kilogramów, włoski na jego łowie bardziej przypominały sierść niż włosy, kilka ciemnych łusek rosnących wzdłuż kręgosłupa, a na jego końcu puchaty, czarny ogonek. Płakał głośno, ale wyglądał na całkowicie zdrowego. Urara cała spocona, bliska omdleniu uśmiechnęła się szeroko i niemo poprosiła o swojego synka. Ostatkiem sił wyciągnęła po niego ręce. Lekarka usłużnie podała jej chłopca. Teraz gdy zobaczyła te półkrwi dziecko na własne oczy, nie mogła żywić do niego nienawiści czy choćby niechęci. To było normalne dziecko z bonusem w postaci ogona... i sierści. Stara Dragonka podziwiała Urarę. Nie mogła wyjść z podziwu, jaki czuła do tej drobnej dziewczyny. W końcu to dziecko nie zostało poczęte z miłości, a jednak było i jest kochane. Podeszłą do drzwi chaty i otworzyła je szeroko. Wbiła zmęczone spojrzenie w trójkę męczenników, którzy spędzili tam ostatnie dwanaście godzin.

- Możecie wejść, tylko macie być cicho. Nie ściskajcie też jej, bo ledwo ją zszyłam, a najdrobniejsze ruchy są bardzo bolesne. Poród był bardzo wyczerpujący. Niech ktoś z nią pomieszka tydzień, a najlepiej dwa, żeby doszła do siebie. Zioła uśmierzające ból i wspomagające gojenie oraz takie poprawiające jakość pokarmu matki leżą na stole razem z rozpiską. Wracam do siebie, jak coś się będzie działo, to wołajcie.

Po tych słowach opuściła chatę. Drago, Setr oraz Dyana weszli na palcach do chaty i ostrożnie zbliżyli się do posłania. Urara głaskała dziecko po drobnej główce i mruczała coś cicho, otrzymując ciche gaworzenie w odpowiedzi.

- Gratuluję, czy to chłopiec? - tę niecodzienną chwilę przerwała Dyana. Ostrożnie usiadła na skraju łóżka i przeprowadziła oględziny dziecka. Zaskoczył ją widok ogona. - Nawet wilkołaki i psołaki ich nie mają. - Powiedziała zaintrygowana. - Jest jedyny w swoim rodzaju. Jak dasz mu na imię?

Urara zastanawiała się nad imieniem prawie cały okres ciąży, jednak nic sensownego nie przyszło jej do głowy. Odchrząknęła.

- Nie mam pojęcia. Dziewczynce chciałam dać Iriana, a dla chłopca jeszcze nic nie wymyśliłam. - Urara spojrzała w duże, srebrne oczy dziecka. - Setr? - zwróciła się do milczącego Dragona. Nie myśląc wiele, podszedł do posłania i ukląkł przy nim, wpatrując się w chłopca jak zaczarowany.

- Tak?

- Nazwij go.

- Dobrze. Czekaj... co? - wyrwał się z transu i z niedowierzaniem spojrzał w bladą twarz Urary. Była zupełnie poważna. - To zbyt duża odpowiedzialność.

- Nie marudź. Co ci szkodzi? - skomentował Drago. Wiedział, że to zaszczyt móc nadać komuś imię.

Setr zamyślił się. Zmarszczył brwi i wbił wzrok w dziecko. Chłopiec odwzajemnił spojrzenie. Twarz Dragona, gdy tak intensywnie myślał, wyglądała trochę przerażająco, jednak — o dziwo — dziecko uśmiechnęło się do niego, całkowicie rozczulając wojownika.

- Chyba mam pomysł. - rzekł w końcu.


_______________

Spięłam poślady i postanowiłam, że już dziś go wstawię! Co myślicie o obecnej sytuacji? Może jakieś pomysły co dalej? Jakie imię Setr wymyślił? Hi hi... to dopiero w następnym rozdziale z drobną niespodzianką w następnej notce! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top