Rozdział 5 / cz.1
Wyszły na plac przed Salą Spotkań. Kilkoro mieszkańców zaalarmowanych wcześniejszą kłótnią kręciło się wokół budynku. Kiedy tylko Dyana i Ilana stanęły naprzeciw siebie, a Urara zaczęła tłumaczyć zasady pojedynku, wieść o walce zdążyła obiec prawie całą osadę. Miały wystarczająco widzów w roli świadków i niepotrzebna była obecność Wodza, więc postanowiły zacząć starcie już teraz. A właściwie to Dyana tak postanowiła. Ilana wolała, aby jej "zwycięstwo" obejrzeli wszyscy Dragoni, jednak to Sareka jako wyzwana miała prawo wybrać czas oraz miejsce walki.
- Zakazane są ataki śmiertelne oraz kontynuowanie walki po poddaniu się jednej z walczących. Czas pojedynku wynosi jedną godzinę, po upłynięciu tego czasu, jeśli Sareka będzie zdolna do dalszej walki, pozostaje ona na swoim stanowisku. Natomiast przegrana zostaje zdegradowana na sam koniec hierarchii. Pytania?
Kobiety pokręciły przecząco głowami. Ilana przybrała pozycje do ataku, natomiast Dyana stała spokojnie.
- Na mój głos zaczynacie. - Urara jeszcze chwilę przyglądała się swojej Sarece. Nie chciała, aby została ranna, jednak nie mogła nic z tym zrobić. - Zaczynajcie!
Starsza Dragonka zerwała się do biegu. Wysunęła długie szpony i zamachnęła się nimi na twarz niewzruszonej Dyany. Jakie było jej zdziwienie, kiedy ludzka dziewczyna nagle zniknęła z jej pola widzenia, a milisekundę później poczuła drobne dłonie zaciskające się na przedramieniu. Nie zdążyła zareagować, a już leżała plecami na ziemi. Impet uderzenia sprawił, że całe powietrze uszło jej z płuc i przez dobrą chwilę nie mogła oddychać. Oszołomiona podniosła się ociężale z ziemi, chwiejąc na boki.
- Ty mała zdziro... kiedy... jak... - wysapała - jesteś Wiedźmą!
Dyana udała zaskoczenie. Wiedziała, że zostanie uznana za słabszą od Dragonów ze względu na rasę. Dało się to wyczytać z twarzy każdego widza. Nie miała im tego za złe. Jakby nie było działało to na jej korzyść. Lepiej, aby wróg był zbyt pewny swego zwycięstwa niż czujny i opanowany.
- Wypraszam sobie. Wiedźmy są bardzo słabe fizycznie i wyjątkowo mało urodziwe. Ciągle zaskakujesz mnie swoimi bezpodstawnymi oskarżeniami.
Ilana nie miała zamiaru strzępić sobie języka. Ponowiła atak, po razy kolejny używając tego samego ruchu. Z identycznym skutkiem. Tym razem jednak trudniej było jej się podnieść. Dyana widziała niedowierzające spojrzenia osadników. A nawet ich podziw i szacunek. Nie dość, że ustawi do pionu arogancką Dragonkę, to jeszcze zyska poparcie mieszkańców. Cudownie. Dziewczyna przeszła parę kroków i zatrzymała się w odległości trzech metrów od Ilany.
- Długo masz zamiar leżeć? - spytała - Może masz już dość?
Starsza Dragonka podniosła się niezręcznie, pocierając bolący krzyż. Przeklinała cicho pod nosem. Sareka była zaledwie dziesięć lat młodsza od niej, a panoszyła się jak jaka królowa. Nie mogła tego znieść! Gdzieś już miała zasady. Miała zamiar porządnie uszkodzić tę gówniarę. Napięła mięśnie, wysunęła szpony z palców u stóp oraz rąk. Pozwoliła, aby łuski powoli przebiły jej skórę i okryły ją, zapewniając silną obronę. W dodatku były ostre. W kontakcie z cienką skórą ludzi były niczym śmiercionośne kolce. Spod sukni wychynął smukły, łuskowaty ogon z kolcem na końcu. Zasyczała, ukazując ostre kły.
Dyana skłamałaby mówiąc, że ta przemiana nie zrobiła na niej wrażenia. Bo zrobiła. Nawet duże. Jednak nie takie, jakiego oczekiwała Ilana. Sareka się nie bała. Była zafascynowana anatomią Dragonów. Drago jej tego, nie pokazał. Wiedziała, że mu tego nie odpuści. Jednak teraz musiała się skupić. Jej przeciwniczka idzie na całość. Ona też powinna przestać się bawić. Dragonka znowu zaatakowała. Jednak tym razem wysoko odbiła się od ziemi i głośno warcząc skierowała wyciągnęła przed siebie nogi z dłuższymi niż u rąk szponami prosto na klatkę piersiową Dyany. Dziewczyna w mgnieniu oka cofnęła się pół metra w tył, unikając śmiercionośnych pazurów zaledwie o parę centymetrów. Ilana wylądowała na ziemi w półskłonie i nim zdążyła się wyprostować, silny kopniak posłał ją na glebę. Łuski nie chroniły jej brzucha. Tylko ręce, nogi i grzbiet. Wyłożyła się jak długa. Po kopnięciu następny był silny cios pięścią w brzuch. Zgięła się w pół, skomląc. Dyana odskoczyła od niej na bezpieczną odległość. Była pewna, że Ilana długo nie wytrzyma.
- Masz dość? - zapytała znużona. Takie przepychanki ją nudziły. Walczyła z dużo groźniejszymi przeciwnikami niż otyła żmija z wygórowanym ego.
- Poddaje się. - wystękała. Ilana straciła cały zapał. Nie miała szans z tą ludzką szmirą. Czuła jak gniew rozsadza ją od środka, jednak nie miała siły walczyć. Nawet o tę resztkę godności, którą bezpowrotnie utraciła wyzywając Sarekę na pojedynek. Chciała zapaść się pod ziemię.
Dyana chciała do niej podejść i pomóc jej wstać jednak zrezygnowała, widząc na horyzoncie zbliżającą się postać. Wściekłą postać. Drago, biegł w jej stronę, jakby go sam diabeł gonił. Tyle że widząc u niego taką minę, to raczej diabeł by zwiewał. Dobrze, że Dyana miała pewność, iż nic jej nie zrobi.
- Co tu się do cholery jasnej dzieje?! - wydarł się, po czym przepchnął przez tłum do swojej przeznaczonej. Zaraz za nim wparował "Hulk", dowódca straży, który wczoraj wrócił z dwutygodniowej wyprawy po dżungli. Zresztą, nazywa się Setr. Najwidoczniej Wódz odbywał naradę, gdy dowiedział się o walce. Złapał ją za ramiona i obejrzał od góry do dołu. Nie zobaczył ani jednego zadrapania, czy choćby grama kurzu. - Żadnej walki nie będzie! Jesteś w ciąży!
- Już po walce. - Roześmiała się, widząc jego zaskoczoną minę. - Wygrałam! - Pochwaliła się. Wskazała kciukiem postać leżącą na ziemi tuż za jej plecami.
Drago, do tej pory nie zwracał uwagi na otoczenie. Kiedy ujrzał zwiniętą na ziemi Ilanę odetchnął z ulgą, ale nie mógł też wyjść z podziwu. Jak Dyana powaliła tego kloca? Jakby nie było Ilana słynęła ze swej postury oraz siły.
- Nawet jeśli... musimy poważnie porozmawiać. - Wciąż był zły, że naraziła ich dziecko.
- Jesteś w ciąży? - Zapytała zaskoczona Urara. Zresztą. Wszyscy byli w szoku. Nie dość, że ludzka samica pokonała Dragonkę to jeszcze będąc w ciąży, przyjęła wyzwanie. Bez dwóch zdań, należał jej się szacunek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top