Rozdział 2 / cz.2
Na podłodze spędzili dobre piętnaście minut czekając aż Dyana dojdzie do siebie. Ciężki oddech i rumieńce podniecenia zastąpił ogień złości, jaki zapłonął w dziewczynie. Pokładając ufność w lekko drżących nogach, wyrwała się z uścisku Wodza, szybko wstając i obdarzając go spojrzeniem, które mogłoby zabić, gdyby miało taką moc. Mimo ciemności wiedziała, że oczy mężczyzny przenikają mrok. Drago, zmarszczył brwi w dezorientacji. Nie tyle widział, ile wyczuwał gniew buzujący od jego przeznaczonej. Nie wiedział, co źle zrobił. Przecież sprawił jej przyjemność.
- Dlaczego jesteś zła? - zapytał, podnosząc się z podłogi. Skrzyżował ręce na szerokiej piersi i oparł o ścianę. Dopiero po upływie paru sekund dotarło do niego, że dziewczyna nic nie widzi i wypadałoby przenieść się w inne miejsce. Nie czekając na odpowiedź, pociągnął ją za rękę przez korytarz i skierował do salonu. Pchnął ją delikatnie na kanapę, co skutkowało piskiem zaskoczenia ze strony dziewczyny. Chciała wstać, ale Drago przyszpilił jej plecy do siedziska i zawisł nad nią. - Przecież było ci dobrze, tak samo, jak mnie, kiedy wiem, że sprawiam mojej przeznaczonej przyjemność. Nawet nie wiesz, jak wielką mam ochotę zatopić w tobie mojego penisa i spuszczać się raz za razem, aby upewnić się, że będziesz nosić mojego potomka.
Dyane po raz pierwszy od długiego czasu najzwyczajniej w świecie zatkało. Jej oczy musiały przypominać teraz dwa spodki. Raz po raz zamykała i otwierała usta, próbując coś powiedzieć, ale jakoś nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Psia krew. Nawet wilkołaki nie są tak bezpośrednie.
- Mam ochotę zerwać z ciebie te ubrania, rozchylić te ponętne uda i ... - nie dokończył, gdyż przerwał mu głośny jęk zażenowania. Twarz Dyane przypominała teraz dorodnego pomidora.
- Nie m-mam zamiaru uprawiać z tobą s-seksu. Ani teraz, ani w najbliższym czasie. - wyjąkała - Rozumiem, że jesteśmy bratnimi duszami a-ale nie jestem gotowa... na taki krok. - Spojrzenie miała wbite w oparcie kanapy, bojąc się spojrzeć w pełne pożądania oczy Wodza. Wiedziała, że przepadłaby.
Z gardła mężczyzny wyrwał się złowieszczy warkot, przez który automatycznie się spięła. Czuła jak jego klatka piersiowa niebezpiecznie wibruje, a oddech staje się gorętszy.
- Ile każesz mi czekać? - warknął. Starał się panować nad sobą, ale wizja, że nie mógłby jej tknąć przez najbliższy tydzień była dla niego nierealna.
- N-nie wiem-m. Może dwa... miesiące? Najpierw trzeba się... poznać i...
- Jakie kurwa dwa miesiące! - ryknął zły.
Dyana spięła się automatycznie i zaczęła drżeć ze strachu. On mnie zbije. W jej oczach zebrały się łzy. Mimo tego Drago nie był już w stanie powstrzymać gniewu.
- Jesteśmy sobie przeznaczeni! Brzydzisz się moich łusek?! Tego, że jestem innej rasy?! A może ktoś na ciebie czeka za dżunglą?! - Strach odebrał Dyanie mowę. Drago, zmusił ją, aby spojrzała mu prosto w oczy. Były ciemne jak niebo w bezgwiezdną noc. - Na Boga Ognia! Czego ty się boisz?! Na pewno już niejeden cię miał. Znasz język wilkołaków i ich zwyczaje! Na pewno się z jakimś pieprzyłaś! - Drago zacisnął dłoń na jej rękach i unieruchomił je jedną dłonią nad jej głową. - Jesteś moją przeznaczoną, a brzydzisz się mnie. Może powinienem pokazać ci, co mam prawo zrobić, jeśli samica jest nieposłuszna przeznaczonemu. - Nie czekając na reakcje z jej strony, rozerwał koszulę, która ukazała mu dwie dorodne piersi uwięzione w jasnym biustonoszu. Po chwili i jego się pozbył. Złapał prawą pierś w wolną dłoń i zaczął uciskać. Czuł, jak jego męskość pulsuje i domaga się tego, co wciąż ukryte pod dolną warstwą materiału. Jak w amoku sięgnął do paska spodni i już go rozpinał, gdy jego uszu dobiegł głośny szloch. Dziwna mgła, która osiadła w jego umyśle, rozwiała się momentalnie, a on wrócił na ziemię. Spojrzał w te błękitne, przerażone oczy, które pokochał od pierwszego wejrzenia. Teraz lały się z nich hektolitry łez, a nagie piersi ukochanej falowały z każdym, drżącym oddechem. Puścił nadgarstki Dyany i szybko zdjął z siebie koszulę, po czym przykrył ją. Podciągnął dziewczynę do siadu i mocno przytulił ją do swego torsu, co spotęgowało jej drżenie. Głośno pociągała nosem i ciężko oddychała. Nawet czknęła kilka razy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top