Rozdział 9 / cz.2

 Zbliżał się wieczór ostatniego dnia festynu. Ostatnie namioty przybyłych Dragonów były składane i ciasno zwijane, aby nie zajmowały zbyt dużo miejsca na wozach. Dyana ze smutkiem spoglądała na pakujących się gości, zdążyła zaprzyjaźnić się z kilkoma osobami. A konkretnie kobietami, bo Dargo nie dopuszczał do niej mężczyzn. Tikite podeszła do młodej Sareki i porwała ją w ramiona. Była jednak przy tym ostrożna, nie chciała zmiażdżyć dziewczyny swoją nadludzką siłą.


- Będę tęsknić, dziecko. - powiedziała, odsuwając się od Dyany, ale wciąż opierając dłonie na jej ramionach. - Niech duchy mają w opiece ciebie i wasze młode. - uśmiechnęła się, kładąc jedną dłoń na brzuchu dziewczyny. Wyszeptała coś szybko i jeszcze raz przytuliła Dyanę.

- Ja też będę tęsknić. - przyznała Sareka i oddała uścisk. Tikite emanowała swego rodzaju matczynym ciepłem, którego Dyana w życiu nie miała okazji doświadczyć. Z ciężkim sercem żegnała kobietę. - Odwiedź nas, gdy będziesz w pobliżu. Nasza osada zawsze chętnie was przyjmie.

Katretanie odeszli, gdy każdy z nich osobiście podziękował za gościnę. Niektórzy obrzucili gospodarzy drobnymi prezentami — szczególnie Dyanę — w postaci zdobionych tkanin, biżuterii z piór i mieszanek ziół zapachowych. Drago, wyjaśnił, że zgodnie z tradycją, na koniec festynu każda osada powinna w jakiś sposób podziękować za gościnę. Chwilę po nich gotowi do drogi byli Arkyici. Wódz plemienia podszedł do Dyany i lekko skłonił przed dziewczyną. Tradycyjnie Sareka odpowiedziała tym samym. Przez te kilka dni najciężej było jej załapać kontakt z Dragonami z Antarktydy. Byli chłodni w obejściu i trzymali się na dystans, mimo tego udało jej się kilka razy porozmawiać z Wodzem i jego przeznaczoną, która przez chorowitość odpoczywała już w krytym powozie. Mężczyzna był wysoki, szczupły, ale umięśniony. Długie białe włosy miał zaplecione w setki warkoczyków, a skośne oczy wciąż czujnie badały otoczenie.

- Dziękujemy za gościnę. - zwrócił się jednocześnie do Draga i Dyany. Choć główną rolę w żegnaniu gości przypisywało się Sarece. - Muszę przyznać, że nie byłem przekonany do człowieka w roli Sareki, ale jak widać, pozory mylą. - powiedział i uśmiechnął się słabo.

Było to niesamowitym wyczynem dla tak chłodnego osobnika. Rotir był Wodzem od prawie trzystu lat, wiele razy widział, jak ludzie rodzą się i umierają. Widział, jak słabym są gatunkiem, więc jakie mogło być jego zdziwienie, gdy w konkurencji organizowanej przez jego współplemieńców, ta drobna i w dodatku ciężarna dziewczyna rozgromiła wszystkich konkurentów. Udało jej się wtedy uciec spod czujnego oka Draga i wzięła udział w zawodach strzeleckich. Ani razu nie spudłowała, jej strzała zawsze trafiała w sam środek tarczy, czy to była ruchoma, czy też nie. - Dowiedział się wtedy, że podjęła szkolenie w tej dziedzinie za młodu, a jakiś rok temu spędziła trzy miesiące w osadzie Mrocznych Elfów na szlifowaniu swoich umiejętności.

- W ramach podziękowań i przeprosin za moje niepochlebne myśli, wręczam ci Sareko łuk i strzały wykonane przez jednego z naszych najznakomitszych rzemieślników. - Drago zachłysnął się, ale Wódz puścił to mimo uszu. Otworzył skórzany pokrowiec, w którym złożony był biały, rzeźbiony łuk. Dyana z namaszczeniem przyjęła broń, nie wiedząc jak dziękować. Była świadoma, jak drogi i znakomity był to prezent.

- Nie mam pojęcia jak dziękować. To bardzo... drogocenny przedmiot.

- Wystarczy, że ugościsz kiedyś mnie lub moich poddanych, gdy będziemy w okolicy. To w zupełności wystarczy. - uśmiechnął się jeszcze raz i skinął młodszemu, białowłosemu Dragonowi, który położył na pobliskim stole z darami strzały i kilka zwojów płócien. - Mam nadzieję, że zjawicie się na następnym festynie w mojej osadzie.

- Oczywiście, że przybędziemy. - zapewnił Drago i uścisnął dłoń Wodza.

Dyana była mile zaskoczona tą sytuacją. Nie spodziewała się takiego daru i ciepłego pożegnania po tym Rotirze. Kiedy Arykici zniknęli za polem ochronnym oddzielającym połacie ziem od ściany lasu, do Dyany i Draga podszedł Itiko. Mężczyzna jak to miał w zwyczaju, wylewnie chwalił urodę dziewczyny i nieszczególnie zawracał sobie głowę Dragiem. Mężczyzna nie mógł otwarcie pokazać Itiko, kto tu rządzi, ale poprzysiągł sobie, że przy najbliższej okazji da mu popalić. Troydyrowie pozostawili po sobie podarunki w postaci specjalistycznych farb, pachnidła, drewniane korale i suszone liście herbaty z ich stron. Podczas festynu Dyanie udało się zagadać do dwóch elfek, które trzymały się na uboczu. Z jedną nawiązała nić przyjaźni, natomiast z drugą miała ochotę drzeć koty. Nawet pokłóciły się, gdy nikt niepowołany nie patrzył i wtedy Dyana dowiedziała się, jak wygląda w oczach Dragonów. Duża część uważała ją za słaby materiał na Sarekę, ale ona niewiele sobie z tego zrobiła. Przeciwnie, stwierdziła, że festyn jest dobrą okazją do wyrobienia sobie reputacji. Stąd też pomysł ze wzięciem udziału w konkursie strzeleckim i udzielaniu się towarzysko wśród zwykłych Dragonów. I dopięła swego. Co prawda nie przekonała wszystkich, ale gdy żegnała się z gośćmi, widziała autentyczną wdzięczność za miło spędzony czas. To jej na razie wystarczyło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top