Rozdział 8 / cz.1
Upłynęły kolejne miesiące, a dni stały się chłodniejsze. Temperatury schodziły maksymalnie do dziesięciu stopni Celsjusza, jednak dla Dragonów mieszkających w strefie równikowej, gdzie lato trwało praktycznie cały rok, taka pogoda była równa zimie. I faktycznie, zima nadeszła. Grudzień nie był ulubioną porą roku Dyany. Nie obchodziła świąt Narodzenia Boga Chratiego i ku jej uciesze, Dragoni także. Jednak dwunastego grudnia organizowany był coroczny festyn z masą jedzenia i huczną imprezą, co Dyana uznała za miłe oderwanie od monotonni. Ostatnie tygodnie spędziła wegetując w domu i ucząc się historii Innej Rasy. Była już w szóstym miesiącu ciąży i jej brzuch widocznie się uwypuklił. Drago uradowany, przy każdej okazji dotyka tego miejsca i mówi do dziecka, co kobiecie niezwykle się podobało. Kiedyś uważała taki przejaw ojcostwa za nieco wyolbrzymiony, ale teraz, gdy sama jest w ciąży, aprobowała zachowanie Wodza.
- Jak się ma moja rodzinka? - Do salonu wszedł świeżo wykąpany Drago. Był w samej bieliźnie, co nie uszło uwadze Dyany. Cieszyła oczy tym widokiem, ignorując uśmieszek swojego faceta. Mężczyzna podszedł do kanapy i usiadł zaraz obok swojej przeznaczonej. Podniósł rękę do góry i położył ją na oparciu za głową Dyany. Złote łuski błyszczały w świetle płomieni bijących z ogniska. Sareka nigdy nie mogła się na nie napatrzeć. Gładziła je dłonią, podziwiając twardość i gładkość ich powierzchni.
- Czujemy się dobrze. - odpowiedziała. Drago, zadawał to pytanie kilka razy dziennie, ale zdążyła już przywyknąć i nie irytować za bardzo. - Jak przygotowania do festynu?
- Wszystko zgodnie z planem. Stoiska już ogarnięte, przydział wartowników załatwiony, osoby odpowiedzialne za czuwanie nad przebiegiem zabawy obsadzone. Wszystko idzie gładko jak po maśle. - odparł, wpatrując się w jej błękitne oczy.
- Oby nic się nie schrzaniło. - mruknęła Dyana. Z doświadczenia wiedziała, że jeśli coś na początku idzie zbyt łatwo, to potem bardzo kiepsko się kończy.
- Wszystkiego dopilnujemy z Setrem.
- Nie wątpię, ale wiesz, że Setr ma teraz na głowie coś ważniejszego niż uganianie się po placu targowym.
- Wiem, Rave. - westchnął Wódz. Położył głowę na ramieniu swojej ukochanej i przymknął oczy.
Sprawa z dzieckiem Urary nieco ucichła. Chłopczyk rozwijał się jak każde inne dziecko, choć był od nich prawie dwa razy większy. Nie sprawiał na razie problemów i Drago byłby wdzięczny, gdyby tak pozostało. Jednak szczerze w to wątpił, słusznie zresztą. Powszechnie wiadomo, że Bestie są bardzo agresywnym gatunkiem, i kwestią czasu jest ujawnienie się tej cechy w tym dziecku. Problem polegał na stłumieniu żądzy krwi i wychowaniu go na Dragona. Setr uparł się, że tego dopilnuje i nie potrzebuje ingerencji osób trzecich, tylko stara lekarka odwiedzała dziecko, co jakiś czas kontrolując jego wzrost i zdrowie. Drago, nie miał zamiaru wtrącać się w tę sprawę. Setr był odpowiedzialny i wiedział co robi, poza tym jako Wódz miał inne zmartwienia. Za pół roku zostanie ojcem i musiał pilnować swojej żony, żeby nic nie stało się jej i dziecku. To był priorytet.
- Wszystko będzie dobrze. Setr sobie poradzi, a w razie czego ma do pomocy lekarkę. Jeśli będzie naprawdę źle, obiecał zwrócić się do nas po pomoc. - uspokoił Drago. Wiedział, że Dyana martwi się losem tego malca. Rozczulała go jej opiekuńczość, cecha, którą powinna wykazywać każda Sareka.
- Mam nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży. Dobrze, że pozbierał się już po śmierci Urary, choć wciąż chodzi taki struty.
- Z tobą jest podobnie. - mruknął Drago - To była twoja przyjaciółka, bardzo się do siebie przywiązałyście. Wiem, że ciebie też to dotknęło.
Dyana westchnęła cicho i w duchu przyznała mu racje. Starała się być silna i nie załamywać się. Obiecała to sobie i Dragonce.
- Nie rozmawiajmy o tym. Mamy lepsze rzeczy do roboty na ten wieczór. - Drago uśmiechnął się przebiegle i zaczął całować odsłonią szyję swojej przeznaczonej. Nie robili tego od dwóch tygodni przez natłok pracy i nie miał zamiaru pozwolić swojej żonie pójść tej nocy spać. Wystarczająco odespała w dzień, tłumacząc się ciążową ospałością.
- Długo musiałam czekać. - Dyana oderwała od siebie Wodza i szybko usiadła na nim okrakiem. - Nie przedłużajmy tego i przejdźmy do rzeczy. - uśmiechnęła się drapieżnie i pocałowała zaskoczonego mężczyznę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top