rozdział 7
- Stella! - zawołała Morgan, kiedy tylko weszliśmy z Peterem do budynku. Dziewczynka zaczęła biec w moją stronę, by w końcu wpaść w moje ramiona ze śmiechem.
- Maguna!
- W końcu jesteście. - powiedział mężczyzna już chwilę później, gdy weszliśmy do salonu, gdzie siedział. Wstał natychmiast i podszedł do nas bliżej. Prędko odstawiłam Morgan na ziemię.
- Też się cieszę, że cię widzę, tato. - odparłam, wywracając oczami. Tony sam pokręcił głową, ale mimo tego przytulił mnie na powitanie, całując w czoło. - Pepper zapewne w kuchni, co? - spytałam, nie widząc nigdzie kobiety, która wtedy powinna być gdzieś w domu.
- Stella i Peter już przyszli, prawda? - odezwał się ktoś z wnętrza domu, na co uśmiechnęłam się pod nosem.
Pepper to ma wyczucie, nie ma co.
- Jak najbardziej! - odkrzyknęłam, po czym odwróciłam się do taty i Petera. Nie mieli szans na cokolwiek, bo obu poklepałam po ramieniu, by zaraz skierować się do kuchni, gdzie prawdopodobnie znajdowała się kobieta. - Idę do niej. Żegnam, chłopcy.
- Ona tak zawsze? - zapytał cicho tata, czego najwyraźniej nie miałam słyszeć. Nie odwróciłam się jednak, słuchając dalej ich rozmowy.
- To pana córka, powinien pan wiedzieć. - odpowiedział mu Peter, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Miał rację, tata spędził ze mną o wiele więcej lat, niż on.
- Tylko bez pana proszę.
Dalej nie słuchałam, tylko podeszłam do Pepper, by pomóc jej z przygotowaniem posiłku. Mogłam tym samym dać chwilę czasu na rozmowę między dwoma najważniejszymi osobami w moim życiu.
~*~
- Przyszykowani do szkoły? - zagadnęła Pepper, wkładając do ust makaron z sosem bolognese. Wyszedł jej naprawdę dobrze, szczególnie że blondynka niegdyś rzadko gotowała. Najwyraźniej tak służyło jej macierzyństwo i małżeństwo z moim tatą.
- Ciężko stwierdzić. - mruknęłam, nabijając na widelec jeden z kilkudziesięciu makaronów w kształcie kokardek.
- W sensie? - zapytał tata, marszcząc brwi. Widziałam w jego oczach zdziwienie, a przede wszystkim chęć wiedzy. On zawsze chciał wiedzieć, martwił się.
- Psychicznie niby tak. Fizycznie też, a jednak będziemy trochę daleko od domu i...
- Plus jest taki, że będziemy tam razem, a i nasi przyjaciele również dostali się do MIT. - dodał Peter, ściskając lekko moją dłoń pod stołem. Widział, że nie wiedziałam, jak dokończyć, dlatego obrał to sobie za cel. I całkiem dobrze mu to wyszło.
Wzrok mężczyzny jednak mówił za siebie. To, że Peter powiedział "przyjaciele" nie znaczyło, że Tony Stark ich tak dobrze znał. Mimo że kiedyś mu o nich wspominałam, to minęło jednak sporo czasu od tamtej sytuacji.
- Ned, Michelle i Betty. - wymieniłam, a on niemalże od razu pokiwał głową na znak, że rozumie. Pepper zerknęła na niego, a później na nas, uśmiechając się delikatnie. - Tylko Kai będzie chodził do innej. No i z tego, co wiem, to Flash też się dostał. - dodałam, przenosząc wzrok na Petera. Zdawałam sobie sprawę, że niezbyt cieszył go fakt, że Flash również dostał się do MIT. W sumie ja też nie.
- Świetnie. - mruknął niezadowolony, a tym razem to ja ścisnęłam jego dłoń pod stołem. Oboje nie przeglądaliśmy zbytnio za Flashem, mimo że w ostatnim czasie przestał wyzywać i obrażać Petera. Moje groźby musiały zadziałać.
- Chyba nie za bardzo za nim przepadacie, co?
- Mało powiedziane. - odpowiedziałam, prostując się. Byłam gotowa, by powiedzieć im mniej więcej, dlaczego tak bardzo go nie lubiliśmy, jednak tata miał inne plany.
- Dobra, zmieńmy temat. - powiedział od razu, sam prostując się na swoim krześle. Spojrzał na mnie swoimi ciemnymi tęczówkami, które tak dobrze wtedy widziałam. - Jak się sprawuje samochód?
~*~
- Zostaniecie na noc?
- Chcielibyśmy, ale... - zaczęłam, zawiązując buty w przedpokoju. Chęć zostania tam była duża, ale wtedy spóźnilibyśmy się na rozpoczęcie roku szkolnego, a tego bardzo nie chcieliśmy.
- Jutro jedziemy. - dokończył za mnie Peter, trzymając kluczyki od samochodu w dłoni. Spojrzał na mężczyznę, kiedy ja pomału wstawałam na równe nogi.
- Tak. Musimy się ogarnąć ze wszystkim. I zgarniamy też resztę po drodze. - powiedziałam zgodnie z prawdą, kiwając głową na potwierdzenie swoich słów. Mieliśmy jeszcze zajechać po Michelle, która miała się z nami zabrać.
- Rozumiem. - mruknął tata, przejeżdżając dłonią po twarzy. Widziałam u niego zmęczenie, które za wszelką cenę starał się ukryć. - To widzimy się, mam nadzieję, niedługo. - dodał, podchodząc do mnie bliżej. Zaraz zamknął mnie w szczelnym uścisku, opierając głowę na moim barku.
- Jestem pod ręką, niezależnie od sytuacji i miejsca, w którym jestem, jasne? - odparłam, czując napływające do oczu łzy. Nie chciałam płakać, tak naprawdę rozstawaliśmy się tylko na jakiś czas, zamierzaliśmy wrócić do Nowego Jorku po pewnym czasie. - Cześć, tato.
- Do zobaczenia, skarbie. - wyszeptał, po czym pocałował mnie we włosy, a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Mężczyzna położył dłonie na moich barkach, przypatrując się mojej twarzy. - Zadzwoń, jak będziecie na miejscu, już w MIT, dobra?
- Nie widzę innej opcji. - powiedziałam od razu, wysilając się na uśmiech. Zamierzałam dotrzymać obietnicy, bo zazwyczaj, o ile w ogóle, ich nie łamałam. Trzymałam się własnych zasad. - Kocham cię.
- Ja ciebie też, kochanie. - odpowiedział, ponownie całując mnie w głowę. Był niesamowicie kochany i opiekuńczy względem mnie, Morgan, czy Pepper. - Uważaj na nią, jasne? - dodał, zwracając się do Petera. Chłopak zerknął na mnie, po czym chwycił dłoń mężczyzny i ścisnął ją.
- Zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top