rozdział 50
Dni, tygodnie, miesiące mijały, a tata miał stu procentową rację. Znaczy, po części, bo żadne pieluchy mi się nie śniły. Często nie sypiałam w nocy, bo Tony się budził, na szczęście tylko na początku, później zaczął przesypiać całe noce. O pieluchy nie musiałam się martwić, gdyż to głównie Peter mnie w tym wyręczał. Mleko i inne kaszki robiłam już ja, bo Peter dość kiepskim kucharzyną.
- Chodź do mamy, Tony. Damy tacie odpocząć, co? - odezwałam się, widząc, jak chłopiec męczył Petera, by ten się z nim bawił. Na twarzy obojga widać było jednak zmęczenie, co w przypadku Tony'ego było bardzo dobrą oznaką. - Pobawimy się, kochanie. Mamusia zrobi śnieg.
Chłopiec usiadł na miękkim dywanie, patrząc na mnie z radością, kiedy rzeczywiście robiłam dla niego śnieg, co wręcz uwielbiał. Chociaż tak mogliśmy choć chwilę odpocząć.
- Po kim on jest taki żywiołowy, co? - spytał Peter, opadając na kanapę, która stała za mną. Odwróciłam się do niego przodem, unosząc brew. - Głupie pytanie, wiem. Ale muszę przyznać, że jest wyjątkowo rozbiegany jak na szesnastomiesięcznego chłopca. - dodał, a ja nie mogłam się nie zgodzić. Nie sądziłam, że naprawdę będzie aż tak rozbiegany i żywiołowy.
- No to jest akurat fakt, przyznaję. - przyznałam, biorąc do rąk jednego z pluszaków, tego, który przypominał Steve'a, a bardziej Kapitana Amerykę. Czasami ciężko było mi uwierzyć, że mężczyzna już nie żył, tak samo Natasha. - Zrobisz mi herbaty, a ja się nim trochę zajmę? Zaraz powinien iść spać, to jego godzina. - spytałam, patrząc na niego błagalnie. Peter uśmiechnął się, wstał i pocałował mnie w głowę.
- Jasne.
Patrzyłam przez chwilę na naszego synka, który wciąż łapał śnieg. Widać było jednak, że był coraz bardziej zmęczony, więc wstałam i podeszłam do niego. Wzięłam go na ręce, a chłopczyk od razu przytulił się do mojego ciała, kładąc głowę na moich piersiach.
- Tony, pójdziemy do łóżeczka, dobrze? Jesteś zmęczony.
Nie odpowiedział mi, ale to i tak było wystarczającą odpowiedzią. Odniosłam go do sypialni i ułożyłam w łóżeczku, które stało koło łóżka.
~*~
- W końcu zasnął. Jestem wykończona, padam na twarz, dosłownie. - mruknęłam, opadając ciężko na kanapę. Wbrew pozorom, chłopiec zasnął dopiero po jakimś czasie, mimo że mogło się wydawać, że był strasznie senny.
- Jeszcze trochę, musi podrosnąć. - odezwał się Peter, podając mi gorącą herbatę. Usiadł koło mnie z własnym kubkiem, pozwalając mi oprzeć głowę o jego ramię.
- Ja wiem, ale mimo wszystko. - odparłam, wzdychając cicho. Zaraz upiłam łyk owocowej herbaty. - Możemy się położyć już spać? I nie wstawać do jutra? Proszę. Tylko o tym teraz marzę.
- Wszystko da się zrobić.
Uśmiechnęłam się wdzięcznie, przymykając oczy, by trochę je odciążyć. W ostatnich miesiącach spałam naprawdę mało, a każda chwila, kiedy mogłam w spokoju zamknąć oczy, była niesamowicie cenna.
- Przemęczymy się jeszcze jakiś czas i wszystko się ułoży. Obiecuję. - powiedział cicho Pete, przykrywając nas kocem, który leżał nieopodal. Ułożył się na plecach, a ja położyłam się na nim, tak jak kiedyś.
- Trzymam za słowo. A teraz idziemy spać. To jedyny czas, kiedy mogę odpocząć. Od wszystkiego.
Z zaśnięciem nie mieliśmy żadnego problemu. I choć w ubraniach i nie wykąpani, spało się wyjątkowo dobrze, a i Tony nie obudził się w nocy ani razu.
~*~
Siedziałam wraz z synkiem w salonie, gdy do pomieszczenia wszedł Peter. Od razu wzięłam do rąk niewielkie pudełeczko i podałam je chłopcu, wskazując w stronę chłopaka.
- Daj tacie pudełko, kochanie.
Tony wystawił ręce w stronę swojego taty, który natychmiast do niego podszedł, kucając obok. Odebrał od niego rzecz i spojrzał w moim kierunku. Stresowałam się jego reakcją, podobnie jak za ostatnim razem.
- To jakieś dzisiaj święto, że dajesz mi prezenty? Jeszcze dwa miesiące do moich urodzin. - zaśmiał się, na co tylko się uśmiechnęłam. Fakt, do jego urodzin zostały dwa miesiące, ale chciałam dać mu to już wtedy, a nie czekać, bo na pewno by się zorientował.
- Wiem, ale chciałam dać ci to już dzisiaj. - wyjaśniłam pokrótce, bawiąc się palcami. Nie wiedziałam, jak się zachować, bo ostatnim wypowiedziałam mu to pod wpływem emocji, teraz dałam mu znak, który sugerował to, co miałam na myśli. - Otwórz.
Peter spojrzał na pudełko, na mnie, pudełko i znów na mnie, po czym ostrożnie zaczął otwierać wieko. Ręce zaczęły mi się pocić, a serce walić w piersi z tego wszystkiego. W końcu chłopak dostrzegł to, co chciałam, by zobaczył.
- Naprawdę? Ale... - zaczął, jednak nie był w stanie dokończyć. Szok, który malował się na jego twarzy... Sama nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy nie. Mimo to pokiwałam energicznie głową, czując napływające do oczu łzy.
- Tak.
- O matko! Znów zostanę ojcem! - zawołał z radością, by po chwili kucnąć koło syna i spojrzeć na niego z miłością i błyskiem w oczach. - Słyszałeś, Tony? Będziesz mieć braciszka albo siostrzyczkę. - powiedział, ale Tony nie zareagował zbytnio, jedynie spojrzał w jego kierunku i uśmiechnął się, wracając zaraz do zabawy. - Tak się cieszę. - dodał już ciszej, podchodząc do mnie bliżej. Wstałam, by być z nim na równi.
- Wiem, że ostatnio narzekałam, ale naprawdę się cieszę, że nasza rodzina się powiększy. Może tym razem trafi się nam dziewczynka?
- Jak ja cię kocham. - wyszeptał, wpinając się w moje usta w ogromną radością. Oddałam jego pocałunek, czując, jak położył dłonie na moich biodrach, przyciągając mnie bliżej siebie. - I naszego kochanego synka. I nasze jeszcze nienarodzone dziecko. - dodał, kładąc dłoń na moim brzuchu. Uśmiechnęłam się, sama kładąc dłoń na tej jego. Zerknęłam na jego twarz, nie mogąc powstrzymać radości, która kłębiła się w moim ciele.
- A my kochamy ciebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top