rozdział 42

Chodź z Faiburn w Georgii na Manhattan w Nowym Jorku było niecałe czternaście godzin samochodem my i tak dość często odwiedzaliśmy mojego ojca, Pepper i Morgan. Plus był taki, że zawsze mieliśmy do dyspozycji samolot, a wtedy lot trwał około dwie i niecałe pół godziny lotu. I to właśnie ze samolotu skorzystaliśmy tamtego dnia, by dostać się do Faiburn.

Tata majsterkował wtedy coś z Morgan w garażu, a Pepper siedziała na tarasie, czytając jakąś książkę. Kiedy Peter poszedł odłożyć nasze rzeczy do mojego pokoju, ja poszłam prosto do kobiety, by się z nią przywitać.

- Hej, Pepper. - odezwałam się, wchodząc na taras. Blondynka oderwała się od czytania i spojrzała w moim kierunku, nieco zdziwiona.

- Stella. - powiedziała, podnosząc się na równe nogi. Uśmiechnęłam się delikatnie, podczas gdy ona podeszła jeszcze bliżej, by mnie przytulić. - Nie mówiłaś, że wpadniecie. Gdzie Peter?

- Poszedł odłożyć nasze rzeczy do pokoju. Zaraz powinien przyjść. - odparłam zgodnie z prawdą, a już po chwili poczułam czyjeś ramiona obejmujące mnie od tyłu.

- Dzień dobry. - przywitał się Peter, bo to właśnie on mnie wtedy przytulił. Spojrzałam na Pepper, obserwując jej reakcję, ale ona tylko się uśmiechnęła na nasz widok. - Gdzie Morgan?

- Z Tony'm w garażu.

Chłopak przytaknął, po czym odszedł, by zapewne przywitać się z pozostałą dwójką. Zostałyśmy z Pepper same i prędko usiadłyśmy, nie zamierzając tam tak stać. Lepiej też było wyjawić jej wszystko na siedząco, bo nie wiadomo, jak by zareagowała. Miała być pierwszą osobą z mojej rodziny, która miała wiedzieć o mojej ciąży.

- Dobrze się czujesz, skarbie? - spytała z troską, łapiąc mnie za dłoń. Zerknęłam na nią, wzdychając cicho. Nie sądziłam, że to będzie aż tak trudne. Przecież mogłam powiedzieć jej wszystko, prawda? - Blado wyglądasz. Coś się dzieje? Jesteś chora?

- Niee, Pepper, spokojnie. Nic mi nie jest. Nic poważnego się nie dzieje. - zapewniłam od razu, chcąc by wiedziała, że nic poważnego mi nie było. - Po prostu... - zaczęłam, spoglądając w dół, na brzuch, za który się nieświadomie złapałam. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. - Po prostu noszę malucha w środku i trochę mnie męczy ostatnio.

Spojrzałam na zdezorientowaną Pepper, która aż zaniemówiła z wrażenia. Szybko jednak oprzytomniała i od razu spytała.

- Czyli będę babcią?

- Teoretycznie. - odparłam, wzruszając lekko ramionami. Choć nie była moją prawdziwą matką, to z drugiej właśnie strony nią dla mnie była. Niezależnie od tego, czy łączyły nas więzy krwi, czy nie. Była częścią mojego życia.

- Oh, to cudownie! Tak się cieszę! Gratulacje, kochanie. - powiedziała już z radością, przytulając mnie natychmiast do swojej piersi. Sama ją objęłam, wtulając w jej ciało. Ulżyło mi bardzo, że tak dobrze to przyjęła.

- Dziękuję. - odparłam cicho, czując spokój, że chociaż ona się już dowiedziała. Pierwsza w każdym bądź razie. Bo czekało mnie jeszcze najgorsze.

- Który tydzień? - zagadnęła, odsuwając się w końcu ode mnie. Założyłam kosmyk swoich włosów za ucho, przypominając sobie, co mówiła pani doktor na ostatniej wizycie, na której u niej byłam.

- Około szóstego. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, wciąż dotykając się lekko za brzuch. Nie był jeszcze wypukły, ale wiedziałam, że gdzieś tam w środku była mała fasolka, która już za kilka miesięcy miała ze mnie wyjść, jakkolwiek to brzmiało.

- Powiedziałaś już Peterowi?

- Tak, dowiedział się ostatnio. - odparłam zgodnie z prawdą, przypominając sobie, jak bardzo cieszył się Peter, gdy powiedziałam mu o ciąży. Spodziewałam się wszystkiego, ale jego reakcja i tak przerosła moje wszelkie oczekiwania. - Choć bałam się jego reakcji na początku.

- Rozumiem cię doskonale, słonko. Też się bałam reakcji twojego taty, kiedy dowiedziałam się o ciąży. A widzisz teraz, jak bardzo kocha Morgan.

Uśmiechnęła się szeroko, co udzieliło się też mnie. W to akurat wierzyłam, bo doskonale widziałam, jak tata zajmował się Morgan, jak bardzo ją kochał.

Jak bardzo kochał mnie.

- Dzięki wielkie za wsparcie, Pepper. To wiele dla mnie znaczy.

- Polecam się na przyszłość, Stella. - odparła z uśmiechem, co udzieliło się też mnie.

Oh, jak bardzo ją kochałam.

~*~

Tata, Morgan i Peter dość szybko do nas dołączyli i po skończonym posiłku, który zrobiłyśmy razem z Pepper, usiadłam z tatą na pomoście, by z nim w spokoju porozmawiać. Czekało mnie najgorsze: powiedzenie tacie o ciąży i jego reakcja. Peter i Pepper dobrze to znieśli, z nim mogło być inaczej, choć pozory często myliły.

Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę w ciszy, wpatrując się w spokojną taflę wody. Słońce świeciło na niebie, grzejąc nas przyjemnie, a zimna woda chłodziła nasze stopy. Mężczyzna w pewnym momencie objął mnie ramieniem, a ja oparłam głowę na jego piersi, wzdychając cicho.

- Piękne widoki, prawda? - zagadnął, jednak nie odpowiedziałam, a on nie naciskał. Przymknęłam na moment oczy, czując się nieco źle. Choć wymioty nie męczyły mnie za bardzo ani za często, to i tak były, a to nie dawało mi czasami spokoju. - Coś się stało, córeczko? - spytał mężczyzna z troską, łapiąc za moją dłoń, która akurat leżała na moim udzie.Spojrzałam na niego, wysilając się na delikatny uśmiech.

- Po prostu nie czuję się najlepiej. Ale to przejdzie, spokojnie. - zapewniłam, choć sama nie byłam tego w stu procentach pewna. Ostatnio w ogóle nie byłam pewna swojego organizmu.

- Może pójdziesz się położyć? Twój pokój zawsze wolny.

- Niedobrze mi.

Zerwałam się ze swojego miejsca i pobiegłam do najbliższych języków, wypróżniając całą zawartość swojego żołądka. Gdzieś w międzyczasie poczułam, jak ktoś odgarnia moje włosy z twarzy, za co byłam naprawdę wdzięczna.

- Co się dzieje, kochanie? - spytał ponownie mężczyzna, ale nie odpowiedziałam od razu. Wytarłam usta dłonią i zerknęłam na niego ukradkiem, czując się fatalnie. Nienawidziłam wymiotować. To było obrzydliwe.

- Zaraz wrócę. Poczekaj. - powiedziałam jedynie, wskazując na pomost. Tata przytaknął, a ja prędko udałam się do domu, by się ogarnąć. Po drodze minęłam Petera bawiącego się z Morgan, który posłał w moją stronę jedynie spojrzenie.

Już po kilku minutach znów siadałam obok mężczyzny. Musiał się domyślać, co się działo, Pepper pewnie też miała podobne objawy do moich. Jego wyraz twarzy był zatroskany, a ja zdawałam sobie sprawę, że to chyba był ten moment, w którym trzeba było się w końcu przyznać do ciąży.

- Stella... - zaczął, kiedy się nie odezwałam, usiadłszy koło niego. Westchnęłam cicho, odwracając się do niego przodem.

- Nie wiem, czy jesteś na to gotowy. - odparłam, patrząc na niego nieco roztrzęsiona. Nie panowałam nad tym, naprawdę. - Wielokrotnie mówiłeś, żebyśmy nie robili niestosownych rzeczy, a ja za każdym razem mówiłam, że nie jestem tobą.

Zamilkłam na moment, bawiąc się palcami. W końcu znów na niego spojrzałam, nie zamierzając niepotrzebne przedłużać. To i tak było bez sensu.

- Będziesz dziadkiem.

Nie powiedział nic, a jedynie objął mnie mocno ramionami, głaszcząc po głowie. To było wystarczającą odpowiedzią na tamte słowa, a ja wiedziałam... Po prostu wiedziałam.

Już za kilka miesięcy nasza rodzina miała się powiększyć o kolejną osobę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top