rozdział 35
Pogrzeb odbył się już po kilku dniach, więc całą rodziną udaliśmy się do Nowego Jorku, by po raz ostatni pożegnać May. Wzrok Petera łamał mi serce, bo tak naprawdę został sam. Ja w teorii nie byłam jego rodziną, ale z drugiej strony miał tylko mnie.
Wszystko poszło zadziwiająco szybko, każdy kilka minut po ceremonii zaczął się rozchodzić, ale ja Peter, nasi przyjaciele, moja najbliższa rodzina, Happy... Wciąż staliśmy na grobie kobiety, w zupełnej ciszy.
Przytuliłam się od boku do Petera, chcąc dam mu tym samym wsparcie, którego wtedy potrzebował. Sama również nie czułam się najlepiej, ale dla niego musiałam się jakoś trzymać. Szczególnie że pozostali zaraz również zaczęli się rozchodzić.
Ned poklepał Petera po ramieniu, nic nie mówiąc, Betty posłała nam smutne spojrzenie, po czym oboje odeszli. Zaraz po nich przyszli pożegnać się Michelle i Kai - oni także się nie odezwali, bo było to zbędne. Na samym końcu podeszli do nas mój tata, Pepper i Morgan oraz Happy. Miliarder od razu położył dłoń na ramieniu chłopaka.
- Trzymaj się, młody. - powiedział, na co Peter kiwnął głową. Tata po chwili spojrzał na mnie i uśmiechnął się smutno. - Spotkamy się w kawiarni "U Eleny".
Pepper nie odezwała się, podobnie do reszty, ale zamiast tego podeszła do Petera bliżej i po prostu go przytuliła - jak matka syna. W oczach chłopaka prędko dostrzegłam ból i ogromny smutek. Ale dość szybko został zastąpiony szokiem, gdy Morgan niespodziewanie przytuliła się do jego nóg. Spojrzałam na dziewczynkę z uśmiechem, bo to naprawdę wyglądało uroczo z perspektywy osoby trzeciej.
- Nie chcę, żebyś się smucił. - powiedziała cicho, a mnie aż zmiękło serce. Nie była głupia, widziała wiele rzeczy, a w ostatnim czasie Peter naprawdę chodził przygnębiony, co najwyraźniej musiała zauważyć.
Na twarzy chłopaka dostrzegłam cień uśmiechu, co było dobrym znakiem w tamtej sytuacji.
Wkrótce cała trójka odeszła, a my zostaliśmy wraz z Happy'm na cmentarzu, jako ostatni. Staliśmy tam przez naprawdę długie minuty, wpatrując się w świeży grób May. Wciąż nie dochodziło do mnie, że jeszcze kilka dni temu z nią gadałam, a teraz ona leżała w ziemi, martwa. Tak bardzo bolał mnie fakt, że pozwoliłam jej zostać w mieszkaniu. W dodatku te obrączki... Ona musiała coś przeczuwać.
Happy spojrzał w naszym kierunku, posłał nam delikatny, ledwo widoczny uśmiech, po czym skierował się do wyjścia. Westchnęłam cicho, nie wiedząc, co myśleć o tej całej sytuacji. To było tak bardzo dziwne, tak przygnębiające... Musiałam sobie poradzić z Peterem, musiałam jakoś pocieszyć Happy'ego, załatwić wszystkie rzeczy związane z otworzeniem muzeum i zamieszkaniem w wieży. Miałam tak wiele na głowie...
Peter odwrócił się w moją stronę, po czym niespodziewanie pocałował mnie w czoło, wciąż mając łzy w oczach. Przymknęłam powieki, nie odzywając się, bo w tamtym momencie naprawdę nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Lepiej było milczeć.
- O czym myślisz? - odezwał się cicho, obejmując mnie ramieniem w talii. Ten głos tak bardzo do niego nie należał, nie był do niego podobny.
- O wszystkim i o niczym. - odparłam, spoglądając na jego twarz. Nie chciałam mu jeszcze zdradzać moich planów, moich działań, chciałam, by dowiedział się o tym w odpowiednim na to momencie. Kiedy wszystko byłoby już skończone. - Idziemy? Oni na pewno na nas czekają.
- Ona by tego chciała.
Spojrzeliśmy na zdjęcie May po raz ostatni i skierowaliśmy się ku wyjściu z cmentarza.
~*~
- Trzymacie się?
To było pierwsze pytanie, kiedy dowiedliśmy się do stołu w kawiarni, gdzie zebrała się większość osób, a bardziej ci najbliżsi. Zerknęłam na Petera, widząc, że to nie był wtedy odpowiedni czas na takie pytania.
- Tato, proszę, nie teraz. - mruknęłam, patrząc na niego znacząco. Mężczyzna zrozumiał, bo zerknął na Morgan, która siedziała na kolanach Pepper. - Zamówiliście już coś?
- Dość długo was nie było... - zaczęła Pepper, spoglądając na stół, na którym rzeczywiście już coś stało, oczywiście pustego, bo jakby inaczej.
- Czyli tak, rozumiem. - odparłam od razu, kiwając głową na znak, że rozumiem. Zaraz odwróciłam się do Petera przodem. - Co zamawiamy?
- Wybierz coś.
Prześwietliłam menu wzrokiem, wybierając coś dla siebie i coś dla Petera. Kiedy byłam już gotowa, odwróciłam głowę w stronę lady, gdzie stała ekspedientka o brązowych włosach i dwukolorowych oczach. Patrzyła na nas z uśmiechem.
- Mogłabym prosić? - odezwałam się, a dziewczyna natychmiast odwróciła się do drugiego sprzedawcy. Był to wysoki brunet z kręconymi włosami. Był nawet przystojny.
- Co podać?
Podałam mu nasze zamówienie, a chłopak później odszedł, by przekazać to prawdopodobnie tamtej dziewczynie. Oboje zaczęli się krzątać za ladą, by po chwili przynieść nasze danie, w postaci ciasta i herbaty.
- Zaraz wrócę. - powiedziałam do reszty, po czym od razu wstałam. Nikt mnie nawet nie zatrzymywał, nikomu nie dałam na to szansy, bo od razu podeszłam do dziewczyny przy ladzie.
Przenikliwe dwukolorowe oczy patrzyły w moją stronę, a usta wykrzywione były w uśmiechu. Dziewczyna wydawała się miła i miałam nadzieję, że tak właśnie było.
- Cześć. Mogłabym porozmawiać chwilę z kelnerem? Zauważyłam, że szybko biega i po prostu... - zaczęłam, wskazując w jakimś kierunku, gdzie znajdował się ów kelner. Od samego początku zauważyłam, że coś było z nim nie tak, a później dotarła do mnie bardzo istotna rzecz.
- Nie ma problemu. - odparła od razu, po czym spojrzała w odpowiednim kierunku, prosto na ów chłopaka. - Pietro! - zawołała i, zanim zdążyłabym się zorientować, kelner znalazł się tuż koło mnie.
- Co jest?
- Pani chciała z tobą porozmawiać. - oznajmiła, wskazując na moją osobę. Pietro przeniósł na mnie wzrok, po czym wskazał na siebie, nieco zaskoczony.
- Ze mną? - spytał, przyglądając mi się. Uśmiechnęłam się szeroko, bo jego ton głosu był dość zabawny w tamtej sytuacji.
- Żadna pani, proszę. Jestem młodsza od was. Stella. - przedstawiłam się, wystawiając dłoń w stronę dziewczyny, która ścisnęła ją od razu. Jej dłonie były zadziwiająco delikatne, jak na to, że pracowała w kawiarnio-cukierni i prawdopodobnie często piekła. To było widać na kilometr.
- Eleanore, a to Pietro. - odpowiedziała Eleanore z uśmiechem, by po chwili położyć dłoń na swoim sporej wielkości brzuchu, gdzie rozwijało się nowe życie. - A to nasz bobas.
- Oo, który miesiąc?
- Szósty. - odparła, gładząc się po swoim ciążowym brzuchu. Jej chłopak bądź narzeczony lub w ogóle jej mąż, bo tego nie wiedziałam niestety, podszedł do niej i objął ramieniem.
- Moje gratulacje. - powiedziałam ze szczerą radością. Cieszyłam się, że ktoś miał zostać rodzicami, gdy tak się kochali. - To jak? Moglibyśmy porozmawiać? - spytałam, przenosząc swój wzrok na chłopaka. Miałam cichą nadzieję, że się zgodzi.
- Zaraz wracam. - odezwał się Pietro, całując swoją ukochaną w czoło.
Wyszliśmy z budynku i zaczęliśmy iść w jakimś kierunku. Milczeliśmy, nie wiedząc, jak zacząć temat. To było dość niezręczne, ale czułam vibe bijący od Pietro, podobny do tego Wandy.
- Wanda to twoja siostra.
- To pytanie, czy...? - zaczął, po raz pierwszy od wyjścia, spoglądając na mnie. W jego spojrzeniu widziałam, że miałam rację, był jej siostrą, nie dało się temu zaprzeczyć.
- Stwierdzenie. - powiedziałam zgodnie z prawdą, również na niego spoglądając. - Kiedy cię zobaczyłam i to, jak szybko biegasz, od razu wiedziałam, że jesteś jej bratem. Opowiadała mi o tobie wiele razy. - dodałam, splatając razem ręce. - Myślała, że umarłeś lata temu.
- Tak, wiem. - przytaknął niemalże od razu, spuszczając nieco głowę. Zaraz jednak uniósł wzrok i spojrzał w dal. - Wanda wie, że jednak żyję. Skrupulatnie ukrywaliśmy to z Eleną, ale kiedy trafiła do szpitala po tym całym incydencie z miasteczkiem... Ona się po prostu załamała śmiercią swojego ukochanego...
- Visiona. - dodałam, kiwając głową na znak, że rozumiem. Wciąż było mi przykro, że Vision nie żył, że Wanda tak wiele przeszła... Nie trudno byłoby ukryć, że od miesięcy nie miałam z nią kontaktu i to mnie nieco martwiło. - Tak, niestety wiem. I wcale się jej nie dziwię.
Pietro nie odpowiedział, więc szliśmy dalej.
- A teraz jestem po pogrzebie ciotki mojego narzeczonego i czuję się tak bardzo źle, że jej nie pomogłam.
- To ty jesteś tą Snow, prawda? - spytał, wskazując na mnie dłonią. Nieświadomie na mojej twarzy pojawił się uśmiech, bo jednak mnie znał. A bardziej Snow, którą byłam.
- Nie zaprzeczę. - przytaknęłam niemalże od razu, a chłopak posłał w moją stronę uśmiech. Uwierzył mi na słowo, nie pytał, nie drążył. Bo gdyby nie patrzeć też kiedyś uratował innych ludzi między innymi Clinta. - Chyba trzeba już wrócić, nie?
Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy chłopak podniósł mnie w stylu panny młodej i zaczął biec w drogę powrotną. Już po chwili odstawił mnie z powrotem na ziemię i, nie pytając o nic, otworzył drzwi.
- Panie przodem.
Miałam już wejść, ale zatrzymałam się ponownie. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na Pietro.
- Zanim jednak... - zaczęłam, zatrzymując go. Odeszliśmy kawałek od drzwi, gdzie w spokoju mogłam powiedzieć mu coś jeszcze, bez żadnych świadków. - Wiem, że tak naprawdę się nie znamy, ale... Mamy brać ślub w bliżej nieokreślonym czasie. Może chcielibyście wpaść, co? Wanda to moja przyjaciółka, a jeśli miałaby być z bratem na moim ślubie, to czemu nie.
- Przedyskujemy to jeszcze i w razie czego damy znać. - oznajmił chłopak, uśmiechając się delikatnie. Widziałam jego obawę, nie znaliśmy się, ale mimo wszystko miałam nadzieję, że się zgodzi.
- Jeśli będziemy rozwozić bądź wysyłać zaproszenia, to na pewno jedno do was trafi.
- Dzięki.
~*~
Noc była spokojna, ale niespokojny był sen Petera. Chłopak przez połowę nocy kręcił się na łóżku, a ja nie byłam w stanie zasnąć. Martwiłam się, nie wiedziałam, co się dzieje ani jak mu pomóc.
- Nie... May. May! Proszę.
Chłopak podniósł się gwałtownie do siadu, a ja zrobiłam to samo po chwili. Musiałam go trochę uspokoić, więc złapałam jego twarz w swoje dłonie i nakierowałam na swoją osobę.
- Peter. Peter, kochanie, spójrz na mnie. Wszystko jest dobrze. Spójrz na mnie. - poprosiłam, bo chłopak wciąż trochę się miotał. W końcu przeniósł na mnie dwoje brązowe tęczówki, oddychając głośno. - Nic się nie dzieje, tak? To był tylko sen.
- Ale...
- Ja wiem, ja naprawdę wiem. Ale jest już po wszystkim, to ci się po prostu śniło. - powiedziałam łagodnie, starając się jakoś załagodzić jego stan i całą tamtą sytuację. Byłam jedyną osobą, która mogła to zrobić. Jedyną osobą, która wiedziała, co działo się naprawdę.
- Było takie realistyczne... - odezwał się, po czym nagle wtulił się w moje ciało, niczym dziecko. Objęłam go mocno, głaszcząc uspokajająco po plecach. - Tęsknię za nią. - wyszeptał, a mnie znów coś ścisnęło w sercu.
Siedzieliśmy tak przez chwilę, aż. W końcu jednak odsunęłam go od siebie nieznacznie i znów złapałam jego policzki w swoje dłonie. Spojrzałam w jego oczy, które błyszczały wtedy przez łzy.
- Jestem przy tobie, tak? Wiem, że tęsknisz, ja też. Ale May jest u aniołków i patrzy na nas z góry. Ona cię kocha i nigdy nie przestała, chciałaby twojego szczęścia.
- Przepraszam za to wszystko. Tylko się przy mnie męczysz. - mruknął, kręcąc głową sam do siebie. Zarzucał sobie, że tak właśnie było, że się z nim męczyłam, ale... On męczył się ze mną równie mocno, jak ja teraz.
- Nie, skądże? Od tego tu jestem. - zapewniłam, jeżdżąc kciukami po jego policzkach. Posłałam mu uśmiech, by dodać mu trochę otuchy. - Ty też znosiłeś moje humorki, teraz ja zrobię to samo. Nie przejmuj się tym, jasne? Poradzę sobie.
- Czasami wciąż nie wierzę, że przy mnie jesteś po tym wszystkim. - powiedział cicho, nieustannie na mnie patrząc. Pewnie zaśmiałabym się z tych słów, zbeształa go, ale wtedy jakoś nie potrafiłam.
- Nie myśl o tym, jasne? To już przeszłość, nie wracajmy do tego. - stwierdziłam, po prostu nie chcąc rozdrapywać starych, a raczej nowych ran. To i tak do niczego nie prowadziło. - Połóż się spać, jesteś zmęczony.
- Zostaniesz? - spytał, kładąc się na łóżku, ale tym razem twarzą w moją stronę.
- Nigdzie się nie wybieram. - zapewniłam, sama kładąc się na łóżku, również twarzą do niego. Poglaskałam go po policzku, a następnie pocałowałam w czoło. - Spokojnej nocy, Pajączku.
- Dobranoc, Stella.
~~~~~~~~~~
Dajcie znać, czy się wam podoba. Jestem mega ciekawa waszych wrażeń.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top