rozdział 16
- Wszystko w porządku, Stella? - spytała Michelle, zjawiając się koło mnie znikąd. Spojrzałam na nią z dołu, starając się jakoś dojść do siebie po nagłym bólu.
- Tak, tak, nie przejmuj się. Zaraz mi przejdzie, to chwilowe. Musiałam po prostu się czymś zatruć. - wyjaśniłam pokrótce, nieustannie trzymając się za brzuch. Nie czułam się najlepiej, ale nie chciałam psuć wesela naszym przyjaciołom.
- Na pewno? Blado wyglądasz. Może pójdę po Petera, żeby zabrał cię do domu, co? Ned i Betty zrozumieją. - powiedziała, kucając obok i kładąc dłoń na moich plecach. Widok jej zatroskanej twarzy sprawił, że naprawdę dobrze wybrałam przyjaźń z nią. Była kochana i inna na swój sposób, ale za to lubiłam ją najbardziej.
- Nie, nie ma potrzeby, naprawdę.
- Nie jesteś może w ciąży? - zasugerowała, na co odruchowo się wyprostowałam, a ból jakby zniknął niespodziewanie. Nigdy w sumie się nad tym nie zastanawiałam, ale chciałam założyć rodzinę. Ale chyba jeszcze nie teraz.
- Co? Nie żartuj nawet, MJ. Nie jestem w żadnej ciąży. Z resztą, niedawno miałam okres. - powiedziałam, sama siebie próbując do tego przekonać. Stu procentowej pewności nie miałam, ale przeczucie mówiło mi, że to raczej nie była ciąża.
- Wiesz, nigdy nic nie wiadomo. Powinnaś to sprawdzić. - stwierdziła, wstając nagle. Zaraz wystawiła w moją stronę dłoń, którą złapałam od razu i z jej pomocą również wstałam. - I zawsze wiesz, że ci pomogę, niezależnie od sytuacji. Choć niezbyt widzi mi się spędzanie czasu przy pieluchach. - dodała już ze śmiechem, najwyraźniej chcąc rozluźnić atmosferę jeszcze bardziej. Przy niej nie musiałam trzymać swoich sekretów za długo.
- Taa, mnie aktualnie też. Wystarczy, że często opiekuję się Morgan. Uwielbiam ją, serio, ale to jednak moja siostra, a nie córka. - powiedziałam zgodnie z prawdą, uśmiechając się na samą myśl o Magunie. Uwielbiałam ją, była moją małą siostrzyczką, która ostatnio zdecydowanie za szybko dorastała. - Swoją drogą, Liz w ogóle do mnie zagadała jakiś czas temu. Dziwnie było z nią rozmawiać po takim czasie. - dodałam, zmieniając temat naszej rozmowy.
- Domyślam się. - stwierdziła, krzywiąc się nieznacznie na samo wspomnienie Liz. Tak jak ja, nie za bardzo przepadała za dziewczyną, choć ta, tak naprawdę nic jej nie zrobiła. - Dobra, ja wracam na salę, muszę pogadać z Kai'em.
- Widzę, że się układa, co? - zaśmiałam się, czując się już o wiele lepiej, niż kilka minut wcześniej. Może właśnie rozmowa z Michelle była mi potrzebna? Może nieświadomie sprawiła, że wszelki ból minął?
- Jeszcze jak. - odparła ze śmiechem, zakładając kosmyk włosów za ucho. Wciąż dziwnie się czuła z faktem, że była z Kai'em, co powtarzała mi wielokrotnie, ale widać było, że jej na nim zależało. - Idziesz ze mną? - spytała, wskazując na salę, na której leciała wtedy jakaś piosenka.
- Czas najwyższy. - stwierdziłam, odrywając się od parapetu i podążając za dziewczyną. Zanim jednak weszłyśmy na salę, złapałam ją za dłoń, zatrzymując. - Dzięki, że jesteś, Michelle.
- Vice versa, Stella.
Jeden uśmiech wystarczył, bym i ja się uśmiechnęła.
~*~
- Peter, masz dość, prawda? - spytałam, czując ciepły oddech chłopaka na szyi. Peter wtulał się w moje ciało, najwyraźniej wiedząc, że to był już koniec z piciem. Musiałam przyznać, że dość sporo wypił. - Nie będziesz wymiotować? - spytałam ponownie, obejmując go ramionami w pasie. Czułam się, jakbym przytulała dużego pluszaka.
- Nie. - mruknął cicho, kręcąc też głową, przez co jego włosy zaczęły łaskotać mnie po twarzy i szyi.
- Zabierz go już może do domu, co? Niech się tutaj nie męczy, z resztą impreza i tak się pomału kończy. - oznajmiła Michelle, która z Kai'em stała ze mną i Peterem na dworze. Kilkoro gości bawiło się, bądź spało na sali, a państwo młodzi... No cóż, zniknęli gdzieś na chwilę.
- To chyba najlepsza opcja. - stwierdziłam, odsuwając nieco Petera od siebie, by spojrzeć na jego zmęczoną twarz. Odgarnęłam jego brązowe kosmyki z czoła i spojrzałam na jego przymknięte oczy. - Chodź, Pete. Wrócimy do domu, a później przyjedziemy, by sprawdzić, co u nowożeńców.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. Chodź. - powiedziałam, pomagając mu podejść do samochodu. Otworzyłam drzwi i wygramoliłam go do środka, w nadziei że nie obrzyga mi tapicerki. - Odwieźć was? I tak jadę w tamtą stronę. - dodałam, odwracając się do MJ i Kai'a. Do Michelle nie mieliśmy daleko, a Malachai mieszkał po drodze.
- Jeśli to nie problem. - stwierdziła dziewczyna, patrząc na swojego chłopaka, jakby szukając u niego jakiegoś potwierdzenia, zgody.
- Czyli tak, rozumiem. - przytaknęłam, sprawdzając jeszcze, czy z Peterem było w przypadku. - Miejsce znalazło się dla was przedtem, to i teraz się znajdzie. - oznajmiłam, zamykając drzwi. Prędko do nich podeszłam, trzymając kluczyki w dłoni. Wolałam mieć je przy sobie. - Pójdę jeszcze powiedzieć o wszystkim Nedowi bądź Betty i będziemy spadać. Wsiadajcie, a ja zaraz wrócę.
~*~
Wtarmoszenie Petera do mieszkania było nie lada wyzwaniem, ale na szczęście nie zajęło mi to dużo czasu i już po kilkunastu minutach pomagałam położyć mu się do łóżka. O dziwo z ściągnięciem z siebie ubrań nie miał większego problemu.
- Kochasz mnie? - zapytał, wtulając się w poduszkę. Spojrzałam na jego spokojną twarz, uśmiechając się pod nosem. Jak można nie było go kochać?
- Oczywiście. - przytaknęłam natychmiast, zbierając wszystkie jego rzeczy i kładąc je na krzesło. Ktoś a końcu musiał to posprzątać... Padło na mnie.
- Kochasz mnie tak jak twój tata twoją mamę?
Poczułam dziwny smutek gdzieś w sercu na samo wspomnienie matki. Nie znałam jej, nawet nigdy jej nie szukałam, wiedząc, że to i tak było bez sensu. Gdyby chciała mnie znać, pewnie nigdy by mnie nie oddała. A może już nie żyła?
- Ciężko stwierdzić, kim jest moja mama. - mruknęłam cicho, zakładając kosmyk włosów za ucho. Mówienie mu tego w tamtym momencie może nie było odpowiednie, ale on najwyraźniej się tym nie przejął.
- Ale Pepper to twoja... Mama. - powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Przed oczami automatycznie pojawiła mi się Pepper. Ale tak szybko, jak uśmiech się pojawił, tak szybko też zniknął.
- Nie prawdziwa, niestety. - stwierdziłam, opierając się dłonią o krzesło. Zerknęłam na niego, i choć miał zamknięte oczy, to widziałam, że mnie słuchał. - Ale tak, kocham cię najmocniej na świecie, Pete. - oznajmiłam, podchodząc do niego bliżej. Kucnęłam przy nim, odgarniając włosy z jego twarzy po raz kolejny tamtej nocy. - A teraz się kładź, dobrze? Ja zaraz zrobię to samo.
- Koło mnie?
- Koło ciebie. - przytaknęłam ze śmiechem, zdając sobie sprawę, że zaczynał trochę majaczyć. Alkohol ewidentnie mu nie służył, ale nie miałam co narzekać. Zawsze mogło być gorzej. - Śpij, Pajączku. Jesteś zmęczony.
- Ale moja Śnieżynka też. - powiedział, a moje serce zabiło mocniej. Chociaż pamiętał, jak mnie nazywał, a to już dużo znaczyło. Jednak nie było aż tak źle, jak przypuszczałam.
- Ona też i zaraz też się położy. Koło ciebie, dobrze?
- Ale ja chcę spać z tobą, a nie z nią. - jęknął, uderzając dłonią w materac, jak małe dziecko, które czegoś nie chce. Wyglądał przy tym naprawdę uroczo i tak niewinnie.
- Dobrze, dobrze. Tak zrobimy, ale teraz śpij, okey? - zaproponowałam, nie zamierzając się z nim wtedy kłócić. To i tak było bez sensu, a on pewnie by nawet tego nie pamiętał.
- Okey.
Kiedy wróciłam do pokoju kilka minut później, Peter już dawno spał, wtulony w poduszkę i w połowie odkryty kołdrą. Ale nawet w ciemnościach mogłam dostrzec jego dobrze wyrysowane mięśnie.
~~~~~~~~~~
Ta sytuacja z pijanym Peterem przyszła mi do głowy, gdy byłam na osiemnastce u przyjaciółki. Pomysłodawcą była ta sama sytuacja naszych wspólnych znajomych i po prostu musiałam to wykorzystać. Było to mega urocze w ich wykonaniu 🥰
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top