rozdział 11

Grudzień nadszedł zadziwiająco za szybko, ale to nie znaczyło, że nie czekałam na wydarzenia, które działy się właśnie w grudniu. Święta zbliżały się pomału, wszędzie leżał śnieg, na zewnątrz słychać było śmiechy dzieci, które obrzucały się śnieżkami... A ja siedziałam na parapecie przy oknie, z kubkiem gorącej herbaty i patrzyłam na zaśnieżone ulice.

- Pójdę otworzyć. - oznajmiłam, słysząc z przedpokoju pukanie do drzwi. Peter, który wtedy sprawdzał coś na laptopie, spojrzał na mnie i kiwnął głową na znak zgody.

Odstawiłam kubek na stolik i poszłam otworzyć naszemu niezapowiedzianemu gościowi.

- Stella! - zawołała dziewczynka, kiedy tylko otworzyłam. Zdziwiłam się jej widokiem, podobnie jak jej rodziców, którzy nawet nie zadzwonili, że mają zamiar do nas przyjechać.

- Morgan? Tata? Pepper? Co wy tu robicie? Nie mówiliście, że macie zamiar wpaść. - powiedziałam, nieco skołowana, patrząc na całą trójkę. Miło było znów ich widzieć, a jednak ich miny mówiły, że coś się stało, że się u nas zjawili.

- Bo to nagły wyjazd. - odpowiedział od razu mężczyzna, nieustannie trzymając dłoń swojej młodszej córki, która uśmiechała się do mnie szeroko.

- Mogłabyś przypilnować dzisiaj Morgan? Nie możemy jej ze sobą zabrać. - dodała Pepper, patrząc na mnie błagalnie. Widziałam w ich oczach, że to była pilna sprawa, a oni naprawdę nie mieli z kim zostawić Morgan.

- Dobra, nie ma problemu. - odparłam niemalże od razu, wyciągając dłoń w stronę dziewczynki, która natychmiast do mnie podeszła. Uśmiechnęłam się pod nosem, ponownie patrząc na twarz dorosłych. - A kiedy byście po nią byli z powrotem?

- Do dwudziestej pierwszej powinniśmy się wyrobić.

- Okey. - przytaknęłam od razu, ściągając z głowy Morgan czapkę. Brunetka stanęła do mnie plecami, a ja położyłam dłonie na jej ramionach, na co na twarzy mężczyzny pojaw się delikatny uśmiech. - Wejdźcie. Nie będziemy stać w przejściu. - dodałam, odchodząc kawałek, by mogli bez problemu wejść do środka. Oni mieli jednak inne plany.

- Nie, nie, nie mamy czasu. - oznajmiła Pepper, kręcąc głową, jakby chcąc zaprzeczyć samej sobie.

- Wpadniemy do was później, ale najpierw musimy wszystko załatwić. - dopowiedział tata, po czym prędko do nas podszedł. Ucałował głowę Morgan, by po chwili złożyć pocałunek na moim czole, co naprawdę mnie zdziwiło. - Cześć, skarbie.

- Hej.

Małżeństwo zaraz po tym zaczęli odchodzić, więc nie było sensu stać tam i na nich patrzeć. Odwróciłam się, ale prędko dostrzegłam, że tuż za mną stał Peter z założonymi rękoma na piersi. Chłopak uśmiechnął się do mojej siostry szeroko, co ta od razu odwzajemniła.

- Czyli zostajemy z Morgan. - powiedział, jakby to była najodpowiedniejsza opcja. Już nawet nie wnikałam, że prawdopodobnie słyszał całą rozmowę, z resztą to nie było żadną tajemnicą.

- Na to wychodzi. - odparłam, spoglądając na niczemu winną dziewczynkę, która patrzyła na nas oboje.

~*~

- Już idę! - zawołałam, kiedy ktoś po raz kolejny tamtego dnia zaczął pukać do naszych drzwi. To miał być przecież spokojny dzień, a znów zapowiadało się na gości. - Kogo znowu tu niesie? - mruknęłam sama do siebie, a chwilę później moim oczom ukazała się dwójka przyjaciół.

- Cześć, Stella.

- O, hej. Nie spodziewałam się was tutaj o tej godzinie. - powiedziałam, odsuwając się od razu, by wpuścić ich do środka. - Wchodźcie.

- Dzięki. - mruknął Ned, kiedy już znaleźli się w środku. Dałam im chwilę na ściągnięcie butów i kurtek, po czym całą trójką skierowaliśmy się do salonu, gdzie wcześniej siedziałam.

- Co was do nas sprowadza? Bo podejrzewam, że przyszliście nie bez powodu.

- Jest może Peter? To tyczy się też jego. - zapytał chłopak, spoglądając na swoją dziewczynę. Widziałam, że byli tam nie bez przyczyny, to było widać już z daleka. Ciekawiło mnie tylko, co takiego ich do nas sprowadziło.

- Poszedł z Morgan na dwór, nie wiem, kiedy wrócą. - powiedziałam zgodnie z prawdą, ale zaraz usłyszałam krzątaninę, zamykanie drzwi i dwa głosy dochodzące z przedpokoju, co świadczyło tylko o jednym. - Chyba wrócili.

- Już jesteśmy! - zawołał Peter, najprawdopodobniej nie zauważając dwóch dodatkowych par butów i dwóch kurtek, które nie należały do naszej dwójki. - Mamy gości? - spytał po chwili, na co pokręciłam głową sama do siebie.

Szybki jest.

- Ned i Betty przyszli. W sumie dobrze, że i wy wróciliście. - oznajmiłam głośno, spoglądając na wchodzącą do salonu dwójkę. Wstałam natychmiast i podeszłam do Morgan, kucając przy niej. - Chodź, mała. Pójdziemy się przebrać. - powiedziałam, pomagając jej ściągnąć kurtkę, którą prędko podałam Peterowi, żeby ją odwiesił. - Zaraz wracam.

Wzięłam Morgan za rękę i zaprowadziłam do pokoju. Nie chciałam używać mocy przy Betty, bo dziewczyna nie wiedziała, że takowe posiadam. Machnęłam tylko ręką, pozbywając się z ubrań dziewczynki wszelkiej wody po śniegu, co nawet jej nie zdziwiło. Ona wiedziała, co potrafiłam robić.

- Pobaw się chwilę w pokoju, a ja niedługo do ciebie przyjdę, dobrze?

Brunetka pokiwała głową, po czym wskoczyła na łóżko, gdzie leżało kilka zabawek, które ze sobą zabrała. Widząc, że miała jakieś zajęcie, skierowałam się do salonu, gdzie zostawiłam całą resztę.

- To co chcielibyście nam powiedzieć? - spytałam, siadając koło Petera na kanapie. Oparłam się wygodnie, a chłopak objął mnie ramieniem, na co uśmiechnęłam się pod nosem.

Ned i Betty tylko spojrzeli po sobie.

- Pobieramy się.

- Wow! - mruknął Peter w niedowierzaniu. Żadne z nas tak naprawdę nie spodziewało się takich słów z ich strony.

- Szybko. - powiedziałam, przejeżdżając dłonią po swoich, wyjątkowo rozpuszczonych, włosach. Nie to, żebym się nie cieszyła, po prostu zdziwiłam się, że tak szybko im to poszło.

- Nie będziemy zwlekać, jak co niektórzy.

W pokoju zapanowała cisza. Spojrzałam ostrzegawczo na Neda, nie spodziewałam się, że w ogóle przejdzie to przez jego usta. Okey, miał trochę racji, ale musiał to wypowiadać na głos?

- Uznajmy, że tego nie powiedziałeś, Ned. - mruknęłam, choć nie miałam mu tego za złe. Chłopak zmieszał się, ale ja od razu się uśmiechnęłam, dając mu znak, że nie chowałam urazy. - A tak swoją drogą, to szczęścia życzę. Gratulacje.

- Dziękujemy.

- Chcielibyśmy spytać was o pewną rzecz. - zaczęła Betty, spoglądając nerwowo na swojego narzeczonego. Wyglądało na to, że się wahała i zadziwiająco szybko dowiedzieliśmy się, co takiego miała na myśli.

- Betty chce powiedzieć, a bardziej spytać...

- Zostaniecie naszymi świadkami? - dokończyła za niego, a dwie pary oczu poleciały na mnie i Petera.

Kompletnie nie wiedziałam, jak zareagować na tamto pytanie, a zdawałam sobie sprawę, że oczekiwali odpowiedzi. Sama w takiej sytuacji chciałabym wiedzieć.

- Wow, to... Zaszczyt, naprawdę. Nie wiem, co powiedzieć. - powiedziałam zgodnie z prawdą, spoglądając to na Parkera, to na nich. Pierwszy raz ktoś w ogóle poprosił mnie o bycie świadkiem. Ja tak naprawdę po raz drugi byłam na czyimś ślubie.

- Ja się zgadzam. - oznajmił natychmiast Pete, jakby w ogóle się nad tym nie zastanawiając.

- Czyli zostaniecie?

- Nie wiem, dlaczego wybrałaś właśnie mnie, Betty, ale też się zgadzam. - stwierdziłam, posyłając w jej stronę szczery uśmiech. Nie byłabym w stanie jej wtedy odmówić, to było miłe, że to właśnie mnie poprosiła o bycie świadkową, przecież to mógł być każdy.

- Świetnie. - powiedzieli w tym samym czasie Ned i Betty, ponownie na siebie spoglądając.

- To dużo dla nas znaczy, serio.

- Domyślamy się. - odparł Peter, po czym zerknął na mnie swoimi brązowymi tęczówkami. Świeciły lekko, co dodawało mu tylko uroku. - Może się czegoś napijecie?

- Niee, wiesz, chyba będziemy się już zbierać. Mieliśmy powiedzieć jeszcze naszym rodzicom. - stwierdził Ned, pomału podnosząc się ze swojego miejsca, a zaraz za nim Betty. Ja i Pete też odruchowo się podnieśliśmy.

- Mam rozumieć, że jesteśmy pierwszymi osobami, które wiedzą, tak? - spytałam dla upewnienia, kierując się wraz z nimi do przedpokoju. Dziwnie było mi z faktem, że byliśmy pierwsi, którzy się dowiedzieli.

- Nie inaczej. - odpowiedział Ned, zarzucając na siebie kurtkę. - Dziękujemy jeszcze raz i do zobaczenia niedługo.

- Cześć.

Oboje prędko wyszli, a ja wróciłam do salonu, opadając na kanapę. Najpierw tata z Pepper, którzy zostawili Morgan pod naszą opieką, a teraz wiadomość o ślubie i zostanie świadkami - to niby nic, a jednak wykańczało. Cieszyłam się, że się pobierali, choć wciąż jakoś to do mnie nie dochodziło.

- Obłęd. Pobierają się szybciej, niż my, a od kiedy my w ogóle jesteśmy zaręczeni.

- Nie jesteś chyba zła, co? - zapytał Pete, siadając tuż koło mnie. Zerknęłam na niego, zauważając na jego twarzy pewnego rodzaju... Smutek? Zawiedzenie samym sobą?

- Nie, skądże? - odparłam od razu, bo naprawdę nie byłam o to zła. Oni chcieli pobrać się tak szybko, to ich sprawa. To, że my zwlekaliśmy, to co innego. Choć w sumie nie wiedziałam, dlaczego czekaliśmy. - Ale tak dziwnie mi jakoś.

Tamten temat skończył się szybko i cieszyłam się z tego niezmiernie. Musiałam zająć myśli czymś innym, a skoro Morgan pojawiła się w pomieszczeniu, to postanowiłam to wykorzystać.

- Pobawimy się? - spytała, trzymając w dłoni swoją ulubioną maskotkę, Kapitana Amerykę. Uśmiechnęłam się na ten widok, przypominając sobie wszelkie sytuacje, w których znajdował się Steve.

- Już idę, Maguna.

Zmierzwiłam Peterowi włosy, po czym skierowałam się za Morgan, zostawiając go samego. Mimo tego, chłopak zaraz do nas dołączył, a by bawiliśmy się z młodą Stark dopóki nie przyjechał tata z Pepper.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top