Rozdział 9

Wideo postanowiłam zostawić na później. Chciałam je obejrzeć po całej ceremonii albo następnego dnia, kiedy tylko miałabym wolny czas. Nie chciałam przedłużać ceremonii, bo tak naprawdę nikt nie wiedział, ile trwało wideo specjalnie dla mnie przeznaczone.

- Chyba już czas. - westchnęła cicho Pepper, odwracając się w moją stronę, gdy zdążyłam się już nieco uspokoić i doprowadzić do porządku. Kiwnęłam jej głową i podeszłam do wcześniej uszykowanego wieńca z reaktorem taty.

- Miejmy to już za sobą. - powiedziałam cicho, nabierając nieco powietrza do płuc, by się uspokoić. Spojrzałam po reszcie, którzy kiwnęli mi głowami, i skierowałam się do wyjścia, gdzie czekali już inni goście, którzy przyszli pożegnać Tony'ego Starka.

Wyszłam z budynku na ganek i choć miałam wielką ochotę zawrócić, nie zrobiłam tego, tylko zeszłam ostrożnie po schodkach. Tuż za mną szła Pepper, trzymając Morgan za dłoń. Za nimi szli Happy i wujek Rodhey, a na końcu Avengers, choć nie w kompletnym składzie.

Mijaliśmy sporo znajomych twarzy, którzy posyłali w naszą stronę pokrzepiające uśmiechy. Mimo wszystko odwzajemniałam je, bo w końcu byli tu nie bez powodu, a ja byłam im ogromnie wdzięczna, że w ogóle przyszli.

Wreszcie stanęliśmy na końcu wielkiego pomostu, więc odwróciłam się do Pepper twarzą i wystawiłam do niej dłonie z trzymanym przez siebie wieńcem.

- Ty go puść, Pepper. Ty powinnaś to zrobić.

Kobieta spojrzała na mnie, później na wieniec i znów zatrzymała swój wzrok na mnie. W jej oczach widziałam pewien błysk, którego nie potrafiłam określić.

- Na pewno? - spytała dla upewnienia, pomału odbierając ode mnie rzecz. Uśmiechnęłam się delikatnie. Ona była do tego idealnie stworzona, nie ja.

- Tak.

Blondynka odwzajemniła mój gest, po czym kucnęła, by położyć wieniec na wodzie. Każdy z nas patrzył na jej poczynania, jak w transie. Pepper zaraz objęła czterolatkę ramieniem, patrząc przed siebie.

Natomiast ja zrobiłam coś, czego kompletnie nikt się nie spodziewał.

Nachyliłam się nad wodą, nie bałam się, że mogłabym spaść. Po prostu dotknęłam dłonią powierzchni jeziora, które niemalże od razu zaczęło zamarzać. Z ust wielu osób wydobyło się westchnienie, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, że ich tym zaskoczyłam. Nikt jednak nie skomentował moich działań.

- Teraz zostanie z nami na dłużej. - oznajmiłam, podnosząc się na nogi. Odwróciłam się do Pepper i Morgan, które uśmiechnęły się do mnie delikatnie.

Mimo tego, że teoretycznie powinnam tam z nimi zostać, ja podeszłam jednak do Petera i May, którzy stali kawałek dalej. Chłopak wciąż ledwo się trzymał, jego oczy były przekrwione.

- Cześć. - mruknęłam cicho, patrząc na ich smutne twarze. Podeszłam bliżej nastolatka i zetknęłam nasze czoła. Zaraz poczułam także dłoń na ramieniu, która należała do kobiety.

- Trzymaj się jakoś.

Nie odpowiedziałam, a jedynie odwzajemniłam jej uśmiech. Po tym odsunęłam się nieznacznie od Petera, łapiąc go za dłoń, którą ścisnął lekko. Odwróciłam się, by jeszcze raz spojrzeć na wieniec, na cząstkę taty. To była ostatnia rzecz, która mi po nim została.

~*~

Wszystko skończyło się zadziwiająco szybko. Większość gości porozchodziło się po dość sporym podwórku, inni wrócili do swoich domów. Wszystko się uspokoiło, ale w środku wciąż czułam tą dziwną pustkę.

Na ganku siedziała Morgan z Happym. Uśmiechnęłam się na ich widok, pamiętałam, jak ja bawiłam się, bądź po prostu rozmawiałam z mężczyzną.

- Jest urocza.

Odwróciłam się gwałtownie do tyłu, gdzie stał jakiś nieznany mi chłopak, który najwyraźniej też musiał być ma pogrzebie. Cofnęłam się nieznacznie, by móc zlustrować go wzrokiem. Nie kojarzyłam go jednak.

- To fakt. - odparłam, kątem oka spoglądając na Morgan, bo to właśnie o nią chodziło. - Wybacz, że pytam, ale... Mogę wiedzieć, jak ci na imię? - spytałam, czując się dość niezręcznie w jego towarzystwie.

- Harley Keener. - przedstawił się, wyciągając do mnie dłoń, którą uścisnęłam lekko. - A ty musisz być Stella, prawda? - zapytał, zanim to ja zdążyłam się przedstawić. Pokiwałam tylko głową, że się zgadza. - Dużo o tobie słyszałem.

- A ja o tobie niekoniecznie. - odparłam zgodnie z prawdą, przejeżdżając dłonią po włosach. Chłopak schował dłonie za plecami, przypatrując mi się. - Znałeś mojego ojca, prawda? Nie bez powodu tutaj przyszedłeś.

- Przyjechałem. - poprawił mnie od razu, na co zmarszczyłam brwi. - Jestem z Tennessee.

Nie odpowiedziałam, jedynie kiwnęłam głową, że rozumiem. Tak naprawdę nie wiedziałam, jak się zachować w jego obecności, ale czułam, że nie kłamał. Bo po co miałby?

- Stella, tu jesteś.

Odwróciłam się ponownie, widząc zmierzającego w moją stronę Petera oraz May, którzy dyskutowali o czymś.

- Coś się stało? - spytałam, patrząc na nich wyczekująco. Spojrzeli po sobie, po czym skupili na mnie swój wzrok.

- Mówiłam Peterowi, że wracam już do domu i że on może zostać, jeśli chce. - odpowiedziała kobieta, kładąc dłoń na ramieniu swojego podopiecznego. - I chciałam spytać, czy mógłby zostać na noc u was. Nie chcę zostawiać go jutro samego, a tak przynajmniej miałby go ktoś pod opieką.

- Ciociu. - powiedział Peter z naciskiem. Spojrzał na nią morderczym wzrokiem, choć wiedziałam, że w środku czuł zupełnie co innego. Cierpiał tak samo, jak ja.

- Pete, u mnie masz zawsze pozwolenie, nie musicie nawet pytać. - odparłam zgodnie z prawdą. - Oczywiście może zostać, Pepper nie powinna robić problemów. - dodałam, posyłając May delikatny uśmiech.

- Skoro tak, to ja już będę uciekać. Trzymajcie się.

W końcu kobieta odeszła, zostawiając nas samych. Stanęłam twarzą z Harleyem, który przez cały czas stał tuż przy nas. Teraz trzymał dłonie w kieszeniach spodni, spoglądając na naszą dwójkę. Peter złapał mnie za dłoń, mierząc chłopaka wzrokiem.

- Wybacz za to. O czym rozmawialiśmy?

- Jesteście razem. - oznajmił Harley, wskazując na nas ręką. Spojrzeliśmy po sobie, nie wiedząc, o co mu chodziło. - Szczęścia.

- Umm... Dzięki. - mruknęłam, zakładając kosmyk włosów za ucho. Ta cała sytuacja robiła się coraz bardziej niezręczna.

- Peter Parker.

Chłopak niemal od razu uścisnął Petera za dłoń, uśmiechając się przy tym.

- Harley Keener. Miło poznać.

- Dobra, skoro już wszyscy się znamy i w ogóle... - zaczęłam, patrząc na obydwu nastolatków. Nie dane było mi jednak dokończyć, gdyż poczułam, jak ktoś łapie mnie za drugą dłoń. Spojrzałam w dół, a w moje oczy od razu rzucił się obraz czteroletniej dziewczynki. - Morgan. - wydukałam, kucając, by być z nią na równi. - Co się stało, mała? - spytałam, poprawiając jej włosy.

- Happy jedzie odwieźć panią do domu i kazał mi do ciebie przyjść. - odparła, wskazując w jakimś kierunku. Spojrzeliśmy tam wszyscy, dostrzegając Happy'ego rozmawiającego z May. I wtedy wszystko stało się jasne.

- Dobra, chodź. - powiedziałam, a ta obłapała mnie za szyję, a ja ją w pasie, po czym wstałam na równe nogi. - To ciocia Petera, wiesz? - spytałam, na co Morgan pokiwała głową, że rozumie, po czym oparła głowę na moim ramieniu, spoglądając na obydwu chłopaków. - Okey. Wracając do wcześniejszego tematu. - zaczęłam, poprawiając nieco jej ułożenie, by lepiej mi się ją trzymało. - Zgadamy się w któryś dzień i wtedy porozmawiamy na spokojnie. Chcę wiedzieć wszystko, co ty wiesz na temat naszego taty.

Harley przytaknął, Peter złapał mnie za dłoń, a Morgan objęła mocno.

Wtedy wszystkie dzieci Tony'ego Starka stały w jednym miejscu, nie mając pojęcia na temat swojego dalszego życia bez jego osoby.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top