Rozdział 34
No to co, kochani? Lecimy z maratonem!
Rozdziały będą pojawiać się codziennie przez tydzień, prawdopodobnie rano, ale to się zobaczy.
Miłego dnia! Dzisiaj macie moje pozwolenie na ucieczkę, ale tylko raz. Do zobaczenia 😁✨❤️
~~~~~~~~~~
Prędko zdałam sobie sprawę, że miałam się przecież spotkać z Peterem. Zerwałam się z łóżka, schowałam telefon do kieszeni i wzięłam niewielką torebkę, do której spakowałam to coś, co mnie zraniło. Niemalże od razu wyszłam z pokoju i udałam się do holu, gdzie czekał już Parker.
- Już jestem. Wybacz, że musiałeś czekać.
- Nie ma sprawy. - odparł od razu, kiedy tylko pojawiłam się tuż obok. Zaraz wystawił do mnie swoją dłoń, którą bez oporów złapałam, splatając nasze palce razem. - Idziemy?
- Tak.
Ruszyliśmy do wyjścia w ciszy. Nikt nie zwracał na nas większej uwagi, nikt ze znajomych się nie kręcił, nikt, kto mógłby podkablować Petera, że wychodził z hotelu.
Wyszliśmy na zewnątrz, a delikatny wiaterek zaczął muskać nasze twarze. Szliśmy dalej, nie odzywając się nawet, wystarczyła nam jedynie swoja obecność. Wiedzieliśmy swoje, nie potrzeba było słów.
- Cieszę się, że tu jesteś. - odezwał się w pewnym stopniu Peter, zerkając na mnie tymi swoimi brązowymi tęczówkami, które tak kochałam. Dostrzegłam w nich iskierki, a na ustach uśmiech, który dodawał mu uroku.
- Ja też, Peter. Miło, że jednak zgodziłeś się nam pomóc. - odparłam, posyłając mu delikatny, acz szczery uśmiech.
- Nie ma problemu. Zrobiłem to dla ciebie.
Przeszliśmy jeszcze kilka metrów w ciszy. Atmosfera była naprawdę dobra, czułam się dobrze, nawet po stracie tak dużej ilości krwi. Szybka regeneracja robiła swoje.
- Wiesz, że bardzo mi na tobie zależy i... Kiedy powiedziałaś, że chcesz wyjechać do Europy, a później ta wycieczka... Miałem plan, by zwabić cię do Paryża.
- Chciałeś zaciągnąć mnie do kolejnego państwa i naciągnąć na coś. - oznajmiłam oczywistym tonem, udając naprawdę poważną. Kątem oka spojrzałam na Petera, a ten spojrzał na mnie z lekkim strachem. Zaśmiałam się cicho. - Śmieję się tylko. Kontynuuj.
- Chciałem po prostu spędzić z tobą chwilę czasu sam na sam. Ostatnio zawsze ktoś się koło nas kręcił, później to wszystko, sama rozumiesz. Nie było kiedy. - powiedział, ściskając lekko moją dłoń. Widziałam, że trochę się zestresował, dlatego zatrzymałam się i stanęłam naprzeciwko niego, łapiąc go też za drugą dłoń.
- Rozumiem. - odparłam z delikatnym uśmiechem, by dodać mu nieco otuchy. Sama jednak kontynuowałam. - Ostatnio za dużo się działo w naszym życiu i musiałam sobie poukładać kilka spraw w głowie. To wciąż mnie wszystko przytłacza, ale jest lepiej, niż na początku.
- Bardzo się cieszę, że znów wracasz. Brakowało mi tego. - przyznał, opierając swoje czoło o to moje. Poczułam to przyjemne ciepło, które znów rozpłynęło się w moim ciele, dając mi to bezpieczeństwo z jego strony.
- Tej optymistycznej mnie, która zawsze wie, co odpowiedzieć, jak się zachować, która praktycznie niczego się nie boi? - zapytałam dla upewnienia, przymykając oczy. Usłyszałam jednak nieco inne słowa, niż się spodziewałam.
- Tej optymistycznej Stelli, która nigdy się nie poddaje i dąży do celu, nawet jeśli ma wiele przeszkód przed sobą. Tej optymistycznej Stelli, która zawróciła mi w głowie kilka lat temu i do dziś nie chce przestać.
Spojrzałam na niego z pewną wdzięcznością. Zaraz nachyliłam się w jego kierunku i złączyłam nasze usta w delikatnym, ale pełnym uczuć pocałunku. Wplotłam dłonie w jego miękkie, brązowe włosy, a on przyciągnął mnie bardziej do swojego torsu. Przez chwilę staliśmy tam, praktycznie nie ruszając się z miejsca. Wszystko było naprawdę cudowne, gdy nie dotarło do mnie, że miałam z nim porozmawiać na pewien temat, który nie dawał mi spokoju, odkąd to znalazłam.
Odsunęłam się od Petera i otworzyłam torebkę, z której zamierzałam wyciągnąć to tajemnicze coś.
- Nie wiem, czy widziałeś, ale... - zaczęłam, a chwilę później wyciągnęłam to ustrojstwo, a bardziej jego kawałek. - To coś, co rozcięło mi udo... To nie jest jakiś zwykły kawałek metalu, czy czegoś. W dodatku jest na nim twoja sieć.
Urządzenie niechcący wyleciało mi z rąk i uderzyło o ziemię, rozbłyskując na niebiesko. Odsunęliśmy się zaskoczeni, ale po chwili pojawił się koło nas hologram czegoś, co przypominało tornado. Dopiero później wyłoniła się z tego jakaś łapa, a następnie dostrzegliśmy jakąś dziwną twarz.
Żywiołak.
Wszystko ustało zadziwiająco szybko, a my spojrzeliśmy po sobie, nie do końca rozumiejąc, co się przed momentem wydarzyło.
- Co to było?
Postawiłam dość niepewne kroki w stronę ustrojstwa i przyjrzałam się mu bliżej, kucając koło niego. To nie było normalne, w dodatku przypominało nieco drona, który zaatakował nas w Austrii.
- Ja wiem, co to jest. - oznajmiłam, unosząc wzrok na Petera, który przyglądał się mi ze zmarszczonym czołem. Podniosłam się z klęczek, podając mu do ręki urządzenie. - To projektor, czy coś w tym stylu.
- Bardzo zaawansowany. - stwierdził, przyglądając się temu czemuś, a bardziej projektorowi, jak zdążyliśmy zauważyć.
- I bardzo realistyczny. - dodałam, podchodząc do niego bliżej. Stanęłam tuż przed chłopakiem, zdając sobie sprawę z pewnej, bardzo istotnej sprawy. - Jezu! Teraz wszystko zaczyna się układać w jedną całość. - powiedziałam, łapiąc się za głowę. Nie potrafiłam uwierzyć... Wróć, to było oczywiste, ale dopiero teraz, dzięki dowodom, byłam całkowicie pewna.
- Mówisz, że żywiołaki do ściema?
- A jak to inaczej wytłumaczysz? - odparłam pytaniem na pytanie. - Pomyśl. Beck i ta jego cała historia. Przecież to się kupy nie trzyma. Od początku mi się nie podobał, wyglądał znajomo, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć, gdzie go już kiedyś widziałam. Teraz już wiem. Pracował dla taty, był tam kimś... Nie pamiętam dokładnie.
- Przecież byliśmy tam, prawda? Był też ogień i to wcale nie twój. Były też te zniszczenia i... - zaczął, wciąż nie rozumiejąc, że to wszystko było ustawione. Ślepo mu ufał, ale nie winiłam go za to. - Kto by zrobił coś takiego? To nie mógł być on, prawda?
Nie musiałam odpowiadać, choć odpowiedź była oczywista.
Projektor znów się włączył, a przez Petera przeleciał hologram, ponownie ukazując jednego z żywiołaków. Przyglądaliśmy się temu przez chwilę, gdy naszym oczom ukazał się Beck. A bardziej jego hologram. Wtedy już wszystko było jasne. On to uknuł.
- Naprawdę schrzaniłem. - odezwał się Peter, patrząc na mnie z przerażeniem. Zmarszczyłam brwi, nie do końca wiedząc, o czym mówił.
Co schrzanił?
- O czym ty...? - zaczęłam, ale nawet nie dokończyłam, bo chłopak przerwał mi. Ale bardziej, niż tym, przejęłam się jego słowami.
- Oddałem EDITH Beckowi.
- Że co zrobiłeś?! - krzyknęłam wściekła, ale on już nie odpowiedział, a jedynie przełknął głośno ślinę.
Dlaczego?!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top