Rozdział 32

Beck ostatecznie rozprawił się z żywiołakiem, sam o mało nie ginąc. Na miejscu pojawili się też Fury, Maria i kilku innych agentów. Ned i Betty wyszli z tego bez szwanku. A ja zabrałam to coś i schowałam do kieszeni, mimo że było to dość problematyczne, chcąc porozmawiać o tym na osobności z Peterem. Nie podobało mi się to, wyglądało całkiem znajomo, ale w tamtym momencie nie było czasu na zastanawianie się nad tym dłużej.

Doczłapałam do całego zgromadzenia, starając się nie obciążać zbytnio nogi, która wciąż krwawiła i strasznie bolała. Było mi już słabo od utraty krwi, ale miałam wystarczająco dużo siły, by jeszcze chodzić.

- Więc to koniec? - spytała Maria, kiedy tylko się koło nich zjawiłam. Po jej minie wywnioskować, że była zdziwiona zaistniałą sytuacją. Sama jeszcze do końca nie wierzyłam, że Żywiołak już nie żył, że nie było już żadnego.

- To był ostatni Żywiołak. - oznajmił Beck, kiwając głową sam do siebie. Nie wyglądał najlepiej, ale nie współczułam mu w żadnym stopniu.

- Ale nie ostatnie zagrożenie dla tego świata. - dodał Nick oczywistym tonem. Z tym musiałam się z nim zgodzić. Tutaj nigdy nic nie było wiadomo, na każdym rogu czaiło się niebezpieczeństwo, a my musieliśmy je zwalczyć. W końcu nie bez powodu byliśmy tymi bohaterami. - Dlatego musimy być gotowi.

- Macie jakąś chustkę czy coś? - spytałam przez zaciśnięte zęby, opadając nieco na ziemię. Usiadłam, sycząc głośno z bólu. Peter niemal od razu znalazł się tuż przy mnie ze zmartwioną miną. Reszta też spojrzała w moją stronę, ale nikt nie ruszył się, by pomóc mi zatamować krew. - Spokojnie, przeżyję.

- Na pewno nic ci nie jest? Nie wyglądasz najlepiej.

- Najlepszy komplement, jaki może dostać dziewczyna od swojego chłopaka. - skomentowałam, uśmiechając się przez ból. Peter wywrócił oczami, ale na jego twarzy też dostrzegłam delikatny uśmiech.

- Masz. Znalazłam tylko coś takiego. - powiedziała Maria, zjawiając się koło nas z jakąś chustką w dłoni. Podała mi ją od razu, na co spojrzałam na nią wdzięcznie.

- Nada się. Dzięki. - mruknęłam, pomału nie czując już nogi. Choć mogło to wyglądać nie aż tak źle, jak przypuszczałam, to jednak strasznie bolało. Natychmiast obwiązałam nogę ów materiałem, ściskając go na tyle, na ile miałam sił. - Pomóż mi, proszę. Ściśnij to mocniej.

Nastolatek bez oporu ścisnął mocniej "opatrunek" na moim udzie, na co syknęłam głośno. Zaraz spojrzał na moją twarz, zapewne chcąc dowiedzieć się, jak bardzo cierpiałam.

- Boli? - spytał dla upewnienia, choć odpowiedź była jak najbardziej oczywista.

- Jak cholera. Ale wytrzymam.

Chłopak nachylił się w moim kierunku i cmoknął w czoło, co nieznacznie poprawiło mi humor. On nawet w takich sytuacjach sprawiał, że wszelkie zmartwienia znikały, nawet jeśli tylko na chwilę.

- Nieźle sobie poradziłeś. - przyznałam, opierając czoło o to jego. Czułam bijące od niego ciepło, co było naprawdę przyjemne, nawet jeśli oboje byliśmy wyczerpani, spoceni i zmęczeni tą walką.

- Ty byłaś lepsza.

Siedzieliśmy tam jeszcze przez chwilę, nie zwracając uwagi na rozmawiających mężczyzn. W końcu jednak usłyszałam znów głos Fury'ego.

- Potrzebujemy kogoś takiego, jak ty. - powiedział Nick do Becka, który wciąż znajdował się na ziemi. Jak widać, nie byłam jedyną osobą, która opadała z sił. - Jutro jedziemy z Hill do kwatery głównej europolu w Berlinie. Możesz się przyłączyć.

Mysterio wstał z lekkim trudem i uścisnął dłoń Fury'emu z delikatnym uśmiechem.

- Dziękuję. - odpowiedział z wyraźną ekscytacją, że Dyrektor T.A.R.C.Z.Y. zaprosił go do Berlina. Wywróciłam na to jedynie oczami, nie odzywając się. - Niewykluczone, że skorzystam.

- Możesz wstać? - spytał Peter, przez cały czas koło mnie kucając. Przeniosłam na niego swój wzrok i wzruszyłam ramionami.

- Zobaczymy. - mruknęłam, nieświadomie zerkając na udo. Zaraz podniosłam wzrok i wyciągnęłam rękę do chłopaka. - Pomóż. - dodałam, a on od razu ją chwycił i pomógł mi się podnieść. Zachwiałam się lekko, ale dzięki niemu utrzymałam równowagę. - Dzięki wielkie. Już jest lepiej, choć trzeba będzie opatrzeć tą nogę.

Nagle Nick odwrócił się w naszą stronę, a na jego twarzy zawitał ledwo widoczny uśmiech. Podparłam się mocniej na ramieniu Petera i sama spojrzałam w stronę mężczyzn. Jeden z nich natychmiast zaczął podążać w naszym kierunku.

- Masz talent, Parker. - odezwał się Fury, stając naprzeciwko chłopaka. - Ale nie chciałeś tu być.

- Panie Fury, ja... - zaczął nastolatek, jednak mężczyzna prychnął pod nosem, na co zmarszczyłam brwi. O co mu chodziło?

- Z chęcią zaprosiłbym cię do Berlina. - oznajmił, po czym wzruszył nieznacznie ramionami. - Ale musisz zdecydować, czy dorosłeś do takich poświęceń. - dodał niemalże od razu. - Stark cię wybrał. Mianował cię Avengerem. - kontynuował mężczyzna, a ja nieświadomie ścisnęłam mocniej ramię Petera. Samo wspomnienie taty... - Potrzebuję cię. - powiedział cicho, jakby nie chciało mu to przejść przez gardło. - Cały świat cię potrzebuje. Może Stark popełnił błąd.

Spojrzałam na twarz Petera, w jego oczach pojawiły się łzy, podobnie jak w moich. Fury mówił o tacie, a moje serce biło, jak szalone z sekundy na sekundę. Tęskniłam, bardzo tęskniłam. Ale jego już nie było od kilku tygodni, a my musieliśmy żyć dalej, musieliśmy funkcjonować normalnie, oswoić się z sytuacją, ratować ludzi od nowa. Tu nie było czasu na odpoczynek.

W świecie bohaterów nigdy nie było czasu na odpoczynek.

- Mylił się?

Objęłam mocniej Petera, chowając głowę w jego ramieniu. Pociągnęłam nosem, ale katar i tak już pozostał.

- Twój wybór, Parker. - oznajmił Fury, a następnie odwrócił się w moją stronę. Zerknęłam na niego, uspokajając się nieco. - A ty, Stella... - westchnął, masując się po skroni. Unikał mojego wzroku, choć sama nie wiedziałam, dlaczego. - Widzimy się w Berlinie. Załatwię ci transport.

- Nie trzeba. Poradzę sobie. - mruknęłam, lecz prędko się opamiętałam. Chciał dobrze, nie mogłam temu zaprzeczyć. - Ale dzięki.

Mężczyzna kiwnął głową na znak, że rozumie, po czym od nas odszedł.

Stanęłam naprzeciwko Petera, opierając dłoń na jego barku, by nieco się podtrzymać. Choć nie czułam się na siłach i z całą pewnością straciłam mnóstwo krwi, to jednak nie zamierzałam prosić o pomoc, nawet jeśli by mi się przydała w tamtym momencie.

- Chyba będę już spadać, Pajączku. Noga boli, trzeba ją opatrzeć. Chciałabym już chwilę odpocząć.

- Odprowadzę cię. - zadeklarował od razu, patrząc wprost w moje oczy. Uśmiechnęłam się pod nosem, łapiąc jego twarz w swoje dłonie.

- Miło z twojej strony, ale pójdę sama. Muszę pobyć chwilę w samotności. - oznajmiłam, stykając na chwilę nasze czoła razem. Chłopak położył dłonie na moich biodrach i objął mnie mocno. - Widzimy się w hotelu, Pete.

Nastolatek pocałował mnie w czoło i pozwolił mi się odsunąć. Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym odwróciłam i bardzo powolnym krokiem zaczęłam kierować się w stronę hotelu, gdzie się wszyscy zatrzymaliśmy.

- Widzimy się w hotelu.

~*~

Robiło się już dość ciemno, a ja wciąż szłam przed siebie, kuśtykając na jedną nogę. Co chwilę zatrzymywałam się i ściskałam mocniej chustkę, by zatamować krew, która wciąż sączyła się nieznacznie z rany.

- Stella?

- Co? - spytałam zdezorientowana, odwracając się do tyłu. Głos był dziwnie znajomy, ale dopiero twarz chłopaka powiedziała mi, z kim naprawdę miałam do czynienia. - Aiden. - dodałam bardziej do siebie, niż do niego. Nie spodziewałam się go w tamtym miejscu, o tamtej porze... W ogóle nie spodziewałam się go w Europie. - Co ty tu robisz? - spytałam, kiedy nastolatek podszedł do mnie bliżej. Zdawał się nie zwracać uwagi na moją ranę, jak i ogólny stan, a podejrzewałam, że za ładnie to ja nie wyglądałam w tamtym czasie.

- Przyjechałem na wakacje. Mam tu rodzinę.

- Mało interesujące. - skomentowałam, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam odchodzić. Nie zamierzałam z nim gadać, skończyłam to robić już poprzednim razem.

Nie zaszłam jednak za daleko, gdy tuż przede mną pojawił się właśnie Aiden. Zmierzyłam go wzrokiem, co najwyraźniej postanowił zignorować.

- Czekaj, nie odchodź jeszcze. Może pójdziemy na kawę, czy coś? - zaproponował, wskazując w jakimś kierunku. Nie spojrzałam nawet w tamtą stronę, tylko zacisnęłam usta w wąską linię, by się uspokoić.

A miałam spokojnie dotrzeć do hotelu.

- Słuchaj mnie uważnie, dobra? - odezwałam się w końcu, wysilając się na przyjazny ton. Wtedy naprawdę chciałam się już położyć i więcej nie wstawać. A on mi to bardzo uniemożliwiał. - Mam chłopaka, nie mam czasu na umawianie się z tobą, z resztą mam pewną sprawę do załatwienia, więc z łaski swojej zostaw mnie w spokoju, rozumiemy się?

- Nadal z tym samym? Nie znudził ci się?

Te słowa przelały miarę, po prostu nie wytrzymałam. Spojrzałam na niego spode łba, prychając pod nosem. Nie dorównywał Peterowi do pięt, a śmiał mówić jeszcze takie rzeczy.

- Do cholery jasnej! Czego nie rozumiesz? MAM CHŁOPAKA. Tak trudno to pojąć? - warknęłam tuż przed jego twarzą. Aiden cofnął się o krok, nie spodziewając się zapewnie takiej reakcji z mojej strony. I słusznie się cofnął. - Jeśli jeszcze raz spotykam cię GDZIEKOLWIEK, to obiecuję, że nie wrócisz żywy do domu. Nawet nie masz pojęcia, na co mnie stać.

- Pokaż. Nie jesteś w stanie nic mi zrobić. - powiedział prowokacyjnie, zakładając ręce na piersi. Uśmiechnęłam się złośliwie, bo chłopak nawet nie domyślał się, do czego byłam zdolna.

- Założymy się?

Kiwnął głową, co uznałam za znak. Popchnęłam go na najbliższą ścianę, od której się odbił. Nie dałam mu nawet chwili, tylko przycisnęłam do ściany, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Był w pułapce, z której nie miał szans się wyrwać.

- Powtarzam po raz kolejny. ZOSTAW. MNIE. W SPOKOJU. - wycedziłam przez zęby, ale on jedynie przyjrzał się mojej twarzy. Prychnęłam, łapiąc go za oba nadgarstki. Spojrzał na mnie zdziwiony, lecz już po chwili krzyknął z bólu, próbując się wyrwać. Na darmo. - A to taka pamiątka na pożegnanie. Przynajmniej będziesz pamiętał, by się więcej do mnie nie zbliżać. - dodałam, uśmiechając się niewinnie. Wiedziałam, że moje oczy wręcz świeciły żywym ogniem.

- Jesteś jakąś cholerną mutantką! Weź się lecz.

Puściłam go w końcu i cofnęłam o krok, dając mu więcej miejsca. W jego oczach widziałam ból, z czego naprawdę się cieszyłam. Chłopina dostał wreszcie nauczkę za to, że ciągle się za mną uganiał. Chciałam po dobroci - on nie chciał, więc dostał to, na co zasłużył.

- Odezwał się ten, który ugania się właśnie za tą mutantką. - prychnęłam, zakładając ręce na piersi. W tamtej chwili nie czułam nawet bólu, a jedynie nienawiść i satysfakcję, a także płynącą w moich żyłach adrenalinę i żywy ogień. - Uciekaj! Dawaj! - zaśmiałam się, kiedy ten ominął mnie szerokim łukiem i zlustrował wzrokiem. Ewidentnie chciał uciec. - I nie zapominaj! Jestem w stanie zabić cię jednym palcem!!! - zawołałam, machając mu prowokacyjnie.

Aiden uciekł, a ja roześmiałam się w głos, nie zwracając na nic uwagi.

- Cienias.

Zaraz zabrałam się z powrotem w drogę do hotelu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top