Rozdział 29
- Parker? Parker! - zawołał Nick, gdy Peter przez dłuższą chwilę wpatrywał się w kominek, nie reagując w żaden sposób. Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego ramieniu, chcąc tym samym zwrócić na siebie jego uwagę.
- Wszystko dobrze, Pete? - spytałam cicho, łapiąc jego twarz w swoje dłonie. Widziałam w jego brązowych tęczówkach obawę i nie dziwiłam się temu, nie chciał, by jego kolegom z klasy coś się stało. Sama tego nie chciałam.
Pokiwał głową, a po chwili oboje odwróciliśmy się do Fury'ego, jak i całej reszty, którzy przyglądali się naszej dwójce.
- Ten stwór będzie tu za kilka godzin. - oznajmił Fury, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Czy my cię nudzimy? - zwrócił się do chłopaka, który wciąż jeszcze nie do końca zarejestrował, co się do niego mówiło.
Tak.
- Nie o to chodzi. - wtrącił Beck, który stał kawałek dalej. Zwrócił tym uwagę nas wszystkich, po raz pierwszy mówił z sensem. - Nie podoba się mu, że go pan porwał. - dodał w ramach wyjaśnienia, choć każdy z nas doskonale to wiedział. Fury zapewne nie przejmował się tym, że narażał wiele osób, które w jakimś stopniu były nam bliskie.
- Pierwszy raz się z tobą zgodzę. - powiedziałam, kiwając głową do Becka, który uśmiechnął się delikatnie pod nosem, mówiłam to ten jeden jedyny raz, niech wie chłopina cieszy. Z resztą miał rację, akurat z tym się zgodzić musiałam.
- Miał pewne trudności. A ja je usunąłem. - odezwał się pirat, nie chcąc przyjąć do wiadomości tego, co mówiliśmy.
Na całe szczęście tą krótką wymianę zdań przerwała Maria, która podeszła nieznacznie w naszą stronę z nie za dobrymi wiadomościami.
- Nadal nie chcą ewakuować miasta.
Fury mruknął coś pod nosem, czego nie zdążyłam zarejestrować. Zaczął kiwać głową sam do siebie, nie przejmując się, że przez cały czas tam staliśmy.
Oparłam głowę o ramię Petera, wzdychając cicho. Byłam już tym wszystkim zmęczona. Ci ludzie byli idiotami, rozumiałam, że mogli nie wierzyć, że coś się wydarzy, że nie chcieli opuszczać zabawy, ale to chodziło o ich życie. Tak trudno to zrozumieć?
- Więc jaki masz plan, Parker? - odezwał się znikąd Fury, patrząc w naszą stronę. Odsunęłam się od chłopaka i założyłam ręce na piersi, sama patrząc w jego kierunku.
- Przyczaję się w wieży, w katedrze, a jak już się bestia pojawi, to wtedy od razu dam wam znać przez radio. I potem pan Beck, Stella i ja... - zaczął Peter, wskazując zarówno na mnie, jak i na Becka.
- Nazywam się Mysterio. - przerwał mu Beck, nieco dziwnym głosem. Odwróciłam się w jego stronę i zmierzyłam wzrokiem. O ile zgodziłam się z nim chwilę przed, teraz znów czułam do niego tą niechęć, co dotychczas.
Pete odetchnął cicho, a następnie uśmiechnął się delikatnie, choć mi nie było do uśmiechu. Beck był tajemniczym gościem, a mi się podobało się to ani trochę. Skrywał coś, czułam to każdą częścią siebie.
- I wtedy Mysterio, Stella i ja wkroczymy do akcji. - dokończył chłopak, z powrotem odwracając się do Nicka. Ten nie odezwał się, ale zamiast niego zrobił to Beck, znowu.
- Peter, posłuchaj. - zaczął, zwracając się tylko do nastolatka. Czułam się, jakby znów mnie tam nie było, a byłam przecież tym ogniwem, który mógł zdziałać najwięcej. - To nasza największa szansa. Jedyna szansa. Pokonać go tu i teraz. Za wszelką cenę.
Parker zaczął powoli do niego podchodzić, jak zahipnotyzowany. Wywróciłam na to oczami, nie wierząc, że dał mu się nabrać, że tak bardzo mu wierzył. Nie mogłam mu jednak tego zabronić, mógł robić i wierzyć, w co tylko chciał.
- Odciągnijcie go od cywili. - oznajmił oczywistym tonem. To było z resztą oczywiste, musieliśmy ich jakoś stamtąd zabrać. - Ale najważniejsze, to trzymać go z dala od metalu. Jeśli za bardzo urośnie, zacznie czerpać energię z jądra ziemi. A wtedy nikt go nie powstrzyma.
Przez chwilę każdy z nas milczał, analizując jego słowa w głowie. W pewnym sensie miał rację i znów musiałam się z nim z tym zgodzić, choć bardzo nie chciałam. Nie mogliśmy pozwolić zniszczyć żywiołakowi miasta, zabić niewinnych ludzi, musieliśmy go powstrzymać za wszelką cenę.
Nabrałam nieco powietrza do płuc i kucnęłam przy kominku. Zaraz wyciągnęłam dłoń w stronę palącego się drewna, a już po chwili na mojej dłoni pojawił się ogień, który błądził po mojej ręce, nie robiąc mi żadnej krzywdy. Przyjemnie ogrzewał moją dość zimną dłoń.
- Ściągnęliście tu moich kolegów. - odezwał się nagle chłopak, a ja spojrzałam w jego stronę, by dostrzec, że patrzył na Becka. W jego głosie słyszałam złość na nich, że to zrobili. Teraz to my musieliśmy zrobić wszystko, by nic im się nie stało. To na nas ciążyła odpowiedzialność za nich, choć nikt nie miał o tym nawet pojęcia. - Ciągle myślę o tym, że ich narażamy i może powinniśmy...
- Nagle się martwisz o bezpieczeństwo swoich kolegów? - spytał głośno Nick, wstając ze swojego dotychczasowego miejsca. Podszedł do Petera, a ja natychmiast stanęłam koło chłopaka, w razie gdyby ten chciał go zaatakować. - Ty? Po tym, jak wezwałeś drona, by ostrzelał szkolny autobus? - zapytał ponownie, wskazując na niego palcem. - Stark dał ci w prezencie najbardziej zaawansowany system obrony na świecie, wart miliardy dolarów. A ty od czego zacząłeś? Od odstrzelania przyjaciół. - powiedział ze złością Fury, mierząc chłopaka wzrokiem. Było mi go strasznie żal, ale bardziej niż to, czułam narastającą złość. - Ostrzegałem go, że ten dzieciak nie jest jeszcze gotowy na coś takiego.
Czułam, jak w moim ciele zaczynają buzować różne emocje skierowane na Fury'ego. Moje ciało zaczęło delikatnie drżeć z nadmiaru wściekłości na niego, oczy zmieniły swój kolor, a serce przyspieszyło swój naturalny bieg. Wyciągnęłam rękę w bok, by nie zrobić mu krzywdy, choć tak bardzo tego pragnęłam, a po chwili wyleciała z niej kula ognia, która trafiła w najbliżej stojącą rzecz, podpalając ją. W pomieszczeniu przez chwilę słychać było jedynie mój szybki oddech i paląca się szafkę.
Każdy spojrzał w moją stronę, nie wiedząc, co tak naprawdę się wydarzyło. A ja patrzyłam jedynie na Nicka, mierząc go nienawistnym spojrzeniem. Nie odezwałam się, to nie było potrzebne. On wiedział, widziałam to w jego oczach.
Przez kilka naprawdę długich sekund mierzyłam się z nim wzrokiem, aż w końcu postanowiłam wyjść stamtąd i już nigdy nie wracać. Nie mógł mnie zatrzymać, mogłam robić, co mi się żywnie podobało.
- Stark! - zawołał, gdy skierowałam się do drzwi. Siedzenie z nim w jednym pomieszczeniu nie było wtedy dobrym pomysłem, z resztą potrzebowałam trochę ochłonąć.
Odwróciłam się jednak do niego i wystawiłam w jego stronę środkowego palca, po czym wyszłam bez słowa, zostawiając ich wszystkich samych. Już nawet nie zwracałam uwagi na to, że miałam wrócić do hotelu wraz z Peterem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top