Rozdział 21
Do Peter😊❤️: Zadzwoń jak dolecicie
Wypuściłam ciężko powietrze i rozejrzałam się wokoło. Od kilkunastu minut spacerowałam wzdłuż kanału we Wenecji. Woda mnie uspokajała, płynęła spokojnie, odbijając się o stojące przy brzegu łódki. Co chwilę ktoś tu przepływał, machając w moją stronę, co było naprawdę miłe.
Nagle mój telefon zaczął wibrować w kieszeni, więc natychmiast go wyciągnęłam, dostrzegając na wyświetlaczu znajomą twarz. Nie miałam żadnych oporów przed odebraniem. Od razu przyłożyłam telefon do ucha.
- Stella?
- Cześć, Peter. Jak tam lot? - spytałam odruchowo, przejeżdżając dłonią przez swoje włosy. Miło było znów słyszeć jego głos. W ostatnim czasie rozmawialiśmy nieco mniej, ale to tylko przez jego szkołę i moje spotkanie z Fury'm.
- Mogło być lepiej. - westchnął, a w tle słychać było odgłos walizek ciągniętych przez innych. Od razu domyśliłam się, gdzie mogą teraz być. Na lotnisku. - A co tam u ciebie? - zapytał, a wtedy to ja westchnęłam cicho.
- Jest lepiej. - odparłam zgodnie z prawdą. Było lepiej, ale wciąż nie najlepiej. Wiedziałam jednak, że potrzeba czasu, by wrócić do dawnego funkcjonowania. - W jakim hotelu się zatrzymujecie? Może do was wpadnę. - dodałam, chcąc już zmienić temat. Rozmawianie o samopoczuciu nie było łatwe, ani za bardzo ciekawe.
- Jesteś w Wenecji?
- Wczoraj przyleciałam. May mówiła mi, gdzie będziecie najpierw, bo ty jakoś o tym nie wspomniałeś. - powiedziałam, aczkolwiek nie byłam na niego zła, że nie zdradził mi, gdzie jechali najpierw. Ja i tak zawsze znajdowałam sposób, żeby się czegoś dowiedzieć.
- Z kim rozmawiasz? - odezwał ktoś po drugiej stronie, lecz ten głos nie należał do Petera. Mimo wszystko od razu rozpoznałam, kto to powiedział.
- Czy ja słyszę Neda? - spytałam dla upewnienia, przystając na moment. Miło było słyszeć jego głos po takim czasie.
- Tak, jest tu ze mną. - odparł Pete, na co jedynie się uśmiechnęłam. Zauważyłam, że w ostatnim czasie znów zaczęłam się uśmiechać. To był dobry znak. - Stella dzwoni. Możesz się przywitać. - dodał do Neda, po czym musiał włączyć głośnomówiący, bo nagle wszystkie głośny stały się wyraźniejsze, no i zrobiło się znacznie głośniej.
- Cześć, Stella. Jak tam?
- Hej, Ned. Wszystko w miarę w porządku. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, ponownie ruszając w drogę. Tak naprawdę nigdzie mi się nie spieszyło, nie miałam jakiegoś celu.
- Hej, słońce. Możesz mi to potrzymać?
Przez chwilę nie wiedziałam, kto to powiedział i do kogo. Ten głos był znajomy i ewidentnie należał do dziewczyny. Dopiero po chwili dotarło do mnie, kto to był. Betty.
- Tak, no jasne. - przytaknął Ned i prawdopodobnie wziął to coś, co dała mu blondynka.
- Dzięki.
Dziewczyna musiała odejść, a Peter znów przełączyć głośnik na ten normalny. Przez chwilę szłam przed siebie w ciszy, analizując wszystko w głowie, ale wciąż nie do końca wiedziałam, co się przed chwilą wydarzyło na lotnisku, na którym była wycieczka Petera.
- Czy to jest...? Ned ma dziewczynę? - spytałam wreszcie, lecz nie uzyskałam odpowiedzi. Pete pewnie też był zdziwiony zaistniałą sytuacją. Nie wiedziałam, co się tam wydarzyło, ale ewidentnie coś musiało, skoro o niczym nie wiedział.
- Co to było?
- To? - powiedział Ned, ale jego głos był nieco stłumiony. Mimo wszystko wciąż go słyszałam, co nie było wcale takie złe. Przynajmniej mogłam się czegoś dowiedzieć. - Trochę sobie pogadaliśmy w drodze i okazuje się, że mamy sporo wspólnego. Więc... Teraz ze sobą chodzimy.
- To nieźle. - skomentowałam, przeczesując włosy ręką. - Powiedz mu, że życzę im szczęścia. - dodałam, pewna, że Peter mnie słyszał. Utwierdziło mnie w tym jego potwierdzenie.
- Jasne. - przytaknął od razu, na co uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem.
- Muszę kończyć, Pete. Porozmawiamy później. - mruknęłam, przechodząc przez pasy. Wszędzie byli ludzie, ale nie było ich tak dużo, jak w Nowym Jorku. Nie spieszyli się nigdzie, nie biegali, mrucząc pod nosem, że zaraz gdzieś się spóźnią.
- Pa.
- Cześć. - odparłam jeszcze, po czym rozłączyłam się. Chciałam dać mu trochę czasu na dotarcie do hotelu i rozpakowanie się. Choć byliśmy parą już z lekkim stażem, nie zamierzałam go kontrolować, a przynajmniej nie tak bardzo, jak niektórzy. Sama nie chciałam być uwiązana.
A on w końcu sam zgodził się puścić mnie samą do Europy.
~*~
Serce znów zaczęło walić mi w piersi, gdy ponownie zobaczyłam JEGO twarz na wielkim bilbordzie. Coś ścisnęło mnie w środku, a w oczach momentalnie pojawiły się łzy. On nawet tutaj nie dawał mi spokoju. Było już dobrze, z każdym dniem było lepiej, ale on musiał, po prostu MUSIAŁ o sobie przypomnieć.
- Czemu on nawet tutaj jest? Czemu nie da mi odpocząć nawet tu?
Stałam tam jeszcze przez jakiś czas, starając się opanować własne emocje. Tata zniknął mi z oczu zadziwiająco szybko, ale nie zniknął sprzed moich oczu, nie zniknął z mojej głowy.
- Wszystko w porządku? - spytała jakaś kobieta koło mnie. Odwróciłam się w jej stronę z nieco załzawionymi oczami.
- Co? - odezwałam się, nie do końca przyswajając do siebie jej słowa. Zaraz jednak zrozumiałam, co tak naprawdę powiedziała i od razu pokiwałam głową, wysilając się na uśmiech. - Tak, tak, wszystko w porządku. Dziękuję za troskę, proszę pani. - odparłam natychmiast, ale mina kobiety mówiła mi jasno, że nie uwierzyła mi zbytnio.
- Patrzyłaś na niego, prawda? - zapytała, wskazując dłonią na bilbord przed nami.
- Na tego, co przed chwilą pokazali? - spytałam dla upewnienia, choć doskonale znałam odpowiedź. Na oko pięćdziesięciolatka przytaknęła mi skinieniem głowy. - Tak. Wie pani, znałam go. A teraz...
W oczach ponownie zebrały mu się łzy, lecz natychmiast wytarłam je dłonią, nie chcąc okazać słabości przy pierwszej lepszej osobie. Przeszłam wiele, wielokrotnie uszłam z życiem, straciłam to, co najważniejsze, a jednak wciąż tam byłam, żyłam, funkcjonowałam.
- Rozumiem, skarbie. Nie musisz tłumaczyć. - odparła kobieta, kładąc dłoń na moim ramieniu. Poczułam się nieco lepiej, gdy to zrobiła. Może rozmowa z kimś obcym, by mi pomogła. - Może herbaty? Ja stawiam. - zaproponowała od razu, uśmiechając się delikatnie w moją stronę.
- Bardzo miło z pani stronie, ale...
- Nie nalegam, ale będzie mi miło, jeśli się zgodzisz. - dodała, a ja wiedziałam, że głupio będzie odmówić. Nie znała mnie, a chciała pomóc. I bardzo to ceniłam. Podobnie jak kiedyś pomoc pani Marianne.
- No dobrze, niech będzie. - zgodziłam się w końcu, przystając na jej propozycję. Wizja wypicia herbaty i rozmowy była dość kusząca.
- Bardzo się cieszę. Chodź, tuż za rogiem jest świetna kawiarnia.
Kobieta, której imienia wciąż nie poznałam, objęła mnie ramieniem i zaczęła kierować w tylko sobie znaną stronę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top