Rozdział 19

- I jak tam, skarbie? Jesteś w Polsce, prawda?

Szłam przed siebie powolnym krokiem, co chwila patrząc to na Pepper po drugiej stronie ekranu, to na drogę i przechodniów, by przypadkiem na nich się wpaść. Wolałam uniknąć bliskiego spotkania z czyimś torsem.

- Tak, w Krakowie dokładniej. Jest pięknie, ludzie też są w porządku. - odparłam, wysilając się na delikatny uśmiech. Choć byłam tu dopiero kilka dni, śmiało mogłam stwierdzić, że czułam się trochę lepiej. Wciąż myślałam o tacie, ale teraz też o Pepper, Morgan i Peterze oraz innych, którzy zostali w Ameryce.

- Cieszę się bardzo, kochanie. - powiedziała kobieta, przechylając nieco głowę w bok. Zaraz jednak odwróciła się, zapewne w stronę swojej córki, która musiała bawić się kawałek dalej. - Morgan, chodź się przywitać z siostrą.

Nim zdążyłam się zorientować, miejsce Pepper zajęła Morgan. Dziewczynka uśmiechała się od ucha do ucha, co było dość zaraźliwe. Sama też się uśmiechnęłam.

- Hej, Morgan.

- Stella! - zawołała nagle czterolatka, a telefon nieco wyślizgnął się jej z rąk, ale zdołała go utrzymać. Natychmiast poprawiła jego ułożenie w swoich dłoniach. - Kiedy wrócisz?

Westchnęłam cicho, nie za bardzo wiedząc, jak wytłumaczyć jej zaistniałą sytuację. Była mała i nie rozumiała wielu rzeczy.

- Nie wiem, mała. Wyjechałam dopiero dwa dni temu. Tęsknisz już? - spytałam w końcu, zmieniając nieznacznie temat. Ucieszyło mnie, że dziewczynka dalej nie drążyła.

- Bardzo.

- Ja za tobą też. Za wami dwoma. - przyznałam, czując w sercu ból, że je tam zostawiłam. Może nie powinnam wyjeżdżać? Może dałabym sobie jakoś radę w domu? Może ten wyjazd nie był mi aż tak bardzo potrzebny? - Dasz mi mamę, Morgan? - odezwałam się znowu.

Morgan bez wahania podała telefon swojej matce, ku mojej uldze. Musiałam porozmawiać z Pepper, po prostu musiałam.

- Coś się stało? Mam gościa i... Sama rozumiesz. - zaczęła blondynka, jednak szybko odwróciła wzrok i najwyraźniej przywołała kogoś do siebie ręką, bo po chwili do moich uszu dotarł stukot kroków po drugiej stronie połączenia. - Hestia Groff, chyba kojarzysz, co? Poznałaś ją prawdopodobnie kiedyś. - powiedziała, a na ekranie pojawiła się też druga kobieta. Brunetka z zielonymi oczami i szerokim uśmiechem. Kojarzyłam ją, to fakt, choć nie jakoś szczególnie. - Ona bynajmniej cię zna.

- Witaj, Stella. - przywitała się Hestia, machając mi. Uśmiechnęłam się tylko delikatnie.

- Dzień dobry. - odparłam natychmiast, starając się, by mój głos brzmiał przyjaźnie. Nie chciałam być niemiła, bo w końcu nic mi nie zrobiła. - Pepper, możemy porozmawiać chwilę same? - spytałam z nadzieją. Bardzo zależało mi na rozmowie z Pepper sam na sam.

- Jasne. - przytaknęła natychmiast. - Przypilnuj jej chwilę, Tia. Zaraz wrócę. - zwróciła się do swojej koleżanki, spoglądając na nią. Zaraz znów usłyszałam głos Hestii.

- Nie ma problemu.

Chwilę później rozległo się zamykanie drzwi, a Pepper musiała gdzieś usiąść. Ja natomiast stanęłam przy jakimś budynku, z dala od jakichkolwiek ludzi, by w spokoju z nią porozmawiać. Zdawałam sobie sprawę, że ludzie dziwnie by na mnie patrzyli, gdyby już tego nie robili. W końcu mówiłam w innym języku, niż oni.

- Nie jesteś zła, że wyjechałam, prawda? Musiałam. - odezwałam się po chwilowej ciszy. Bolało mnie strasznie to wszystko, wszystko mnie przytłaczało, miałam dość. Wiedziałam jednak, że czas w końcu zacząć żyć. Bez niego.

- Jasne, że nie, skarbie. Jak mogłaś tak pomyśleć? - odparła od razu, a jej twarz posmutniała nieco. Ona w końcu też przeżywała to wszystko. Może mniej, niż ja, ale jednak. Też go przecież kochała.

- Trochę mi głupio, że tak was zostawiłam. Może ten wyjazd nie był aż tak bardzo mi potrzebny?

- Nawet tak nie myśl, Stella. Musisz odpocząć, każdy to widzi i nikt nie ma do ciebie o to żalu, czy pretensji. Należy ci się po tym wszystkim, co ostatnio przeszłaś. - wtrąciła natychmiast, więc zamilkłam. Nie było sensu się z nią kłócić, miała rację. - Jesteś dzielna, kochanie.

- Mamo, chodź!

Spuściłam wzrok w dół, kiedy tylko dotarł do mnie głos Morgan. Obie były tak daleko, tęskniłam za nimi cholernie mocno. Były teraz moją jedyną rodziną.

- Muszę iść. Zadzwoń jeszcze. - poprosiła Pepper, wracając do mnie wzrokiem. Natychmiast pokiwałam głową na znak zgody.

- Zadzwonię. - obiecałam, uśmiechając się delikatnie. - Do zobaczenia, Pepper. 

- Do zobaczenia, Stella.

Połączenie zakończyło się, a ja jeszcze przez długie minuty stałam przy ścianie jakiegoś budynku ze spuszczoną głową. Zdawałam sobie sprawę, że ludzie patrzyli zapewne na mnie dziwne, ale miałam to kompletnie gdzieś. Nie wiedzieli, jak dużo już przeszłam mimo młodego wieku. Nie wiedzieli, jak dużo już straciłam.

Ruszyłam się dopiero po chwili. Przybrałam na twarz uśmiech i rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś osoby, która pomogłaby mi dojść do jednego miejsca. Skoro już byłam w Europie, w Polsce, w Krakowie, to głupio by było nie zmienić tego pięknego kraju, miasta.

- Przepraszam. Możesz mi powiedzieć, w którą stronę iść nad Wisłę? - spytałam, podchodząc do jakiegoś przypadkowego chłopaka. Ten spojrzał na mnie, kompletnie nie wiedząc, o co mi chodzi. Zapewne musiał sobie przekalkulować, co do niego powiedziałam, bo dopiero po chwili się odezwał.

- Wisła, tak? - spytał dla upewnienia. Mimo że nie znałam języka, zrozumiałam, co powiedział. - Tutaj prosto, a później w lewo. Powinnaś trafić. - powiedział już po angielsku, za co byłam mu wdzięczna. Pokazał mi także, w którą stronę, co też ułatwiło mi życie.

- Dziękuję bardzo. - odparłam, posyłając w jego stronę uśmiech, który natychmiast odwzajemnił.

~*~

Zbliżał się wieczór, a ja szłam powolnym krokiem w stronę hotelu, w którym się zatrzymałam. Było tu pięknie, naprawdę było co zwiedzać.

Wystraszyłam się nieco, gdy telefon zaczął nagle wibrować mi w kieszeni. Wyciągnęłam go natychmiast i sprawdziłam, kto się do mnie dobijał. N wyświetlaczu pojawiło mi się zdjęcie chłopaka, którego tak uwielbiałam.

- Pete. - wyszeptałam, odruchowo od niego odbierając. Nie musiałam się nawet nad tym zastanawiać. - Hej. Właśnie miałam dzwonić. - powiedziałam na przywitanie, nieświadomie się uśmiechając. Przejechałam palcami przez włosy, patrząc na jego twarz.

- No widzisz, uprzedziłem cię. - zaśmiał się cicho, wywołując, że motyle w moim brzuchu zaczęły szaleć. Nawet pomimo upływu lat on wciąż wywoływał u mnie takie reakcje. - Jak się trzymasz? - spytał z troską, którą bez problemu dało się usłyszeć.

- Lepiej, choć nie ma mnie w kraju dopiero drugi dzień. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, wzdychając cicho. - A co tam u ciebie? - zapytałam z ciekawości, przechodząc przez pasy.

- Jedziemy na wycieczkę do Europy.

- Naprawdę? - spytałam dla upewnienia, na co tylko pokiwał głową. Ucieszyłam się, w każdej chwili mogłam przecież do nich przylecieć i się spotkać. Nie widziałam niektórych naprawdę długi czas - To super. Będzie okazja się spotkać.

- Chyba nie będziemy tam, gdzie ty aktualnie. - powiedział, drapiąc się po głowie. Ale ja nie widziałam żadnego problemu tak, jak on. Miałam pieniądze, w każdej chwili mogłam polecieć tam, gdzie oni. Sama też w końcu potrafiłam latać. 

- To żaden problem. Ja was znajdę i przylecę.

Przez chwilę oboje milczeliśmy, wpatrując się w siebie nawzajem. Jego twarz była spokojna, ale też nieco zatroskana, a mnie bolał fakt, że był tak daleko ode mnie.

- Tęsknię bardzo.

- Ja też, Pajączku. - przyznałam zgodnie z prawdą, wysilając się na uśmiech. Rozejrzałam się po pełnym ludzi placu, na którym mimo wszystko czułam się dziwnie samotnie. Choć ludzie byli wokoło, ja byłam tam sama. - Teoretycznie jestem tu sama, bo Happy w końcu wrócił do domu. Ale nie jest źle. Są tu naprawdę dobrzy ludzie, jeden chłopak pomógł trafić mi dzisiaj nad rzekę.

- Chłopak? - spytał zdziwiony, ożywiając się nagle. Jego oczy zabłyszczały, co utwierdziło mnie tylko w moich przypuszczeniach.

- Nie mów, że jesteś zazdrosny. - powiedziałam ze śmiechem, przyglądając się mu. Peter jedynie spuścił wzrok, drapiąc się nerwowo po karku. - Jesteś zazdrosny, Pete. - dodałam bardziej do siebie, niż do niego. Było mi naprawdę miło, że był o mnie zazdrosny, nawet jeśli nie dawałam mu żadnych powodów. - Spokojnie, tylko ty masz miejsce w moim sercu. Nie zmieniłabym cię na nikogo innego, zapamiętaj to sobie.

W moje oczy momentalnie rzucił się obraz dwójki osób, których nie zamierzałam widzieć, tutaj, w Europie. Zatrzymałam nie odruchowo, patrząc w ich stronę, w nadziei, że oni nie dostrzegą mnie.

- Stella? Coś się stało, Śnieżynko?

Wyczułam w jego głosie, że się martwił, ale nie przejęłam się tym jakoś szczególnie bardzo. W tamtej chwili liczyło się coś innego.

- Nie jestem pewna, ale... - zaczęłam, ale nie skończyłam. Ugryzłam się w język, nie chciałam go niepotrzebnie martwić. Byłam na wakacjach, a gdyby coś mi się stało, on pewne by się tylko tym zamartwiał, czego bardzo nie chciałam.

- Ale? - spytał nerwowo, ale ja nie odpowiedziałam, znów spoglądając w odpowiednią stronę. - Co się stało?

- Muszę kończyć, Peter. Oddzwonię. - powiedziałam jedynie, jedyne czego chcąc, to rozłączyć się już i najlepiej uciec. Bądź też skonfrontować się z tak znanymi mi osobami, których się tu nie spodziewałam. - A na razie muszę coś załatwić.

- Ale o co chodzi? O czym ty mówisz?

- Pa, Pete.

Może to było chamskie z mojej strony, ale rozłączyłam się, zanim zdążył jeszcze cokolwiek powiedzieć. Wiedziałam, że jeśli powiedziałabym mu, kogo spotkałam, to na pewno zabroniłby mi do nich podejść, co w prawdzie było słuszne.

- Zabiję cię, Fury, jeśli to właśnie mnie szukaliście. - mruknęłam pod nosem, kierując się w stronę mężczyzny, jak i Marii, która z nim była.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top