Rozdział 15
Dopiero po miesiącu od jego śmierci przełamałam się i stwierdziłam, że trzeba w końcu odsłuchać wiadomość od niego. Bałam się, cholernie się bałam. Niby było to zwykłe, pożegnalne nagranie, a jednak znaczyło dla mnie naprawdę dużo. Było przeznaczone tylko i wyłącznie dla mnie, co tym bardziej było dla mnie cenne. To była jego ostatnia wiadomość do mnie.
Usiadłam na łóżku, a przed sobą położyłam jego hełm. Miał wyświetlać mi jego obraz tuż przed drzwiami, które zamknęłam na klucz, by nikt mi nie przeszkadzał. Chciałam zrobić to sama, bez świadków, bez pocieszania. Musiałam odsłuchać to sama, bez względu na wszystko.
- Weź się w garść, dziewczyno.
Westchnęłam ciężko i włączyłam nagranie. Wtedy już nie miałam odwrotu.
Przed sobą ujrzałam jego sylwetkę, a w oczach momentalnie pojawiły mi się łzy. Wyglądał tak samo, jak na nagraniu, które oglądaliśmy na jego pogrzebie. Też siedział na tym samym krześle, ale jego twarz wyglądała nieco inaczej. Na bardziej zmęczoną, na bardziej smutną.
- Cześć, Stella. Co tam?
Zakryłam usta dłonią i zacisnęłam mocno powieki. Chyba nie byłam gotowa, by znów go usłyszeć. A jednak nie wyłączyłam tego nagrania.
- Nie wiem, czy w ogóle żyjesz, czy udało nam się was wszystkich przywróć, ale wiem, że dasz sobie radę. - powiedział, po czym zakrył twarz rękoma, wzdychając ciężko. Zabolało mnie serce, tak to prostu, tak znikąd. - Zawsze dawałaś. Czy to w Chicago, czy w Nowym Jorku, na obcej planecie. - dodał, spoglądając wprost na mnie, choć wiedziałam, że zrobił to nieświadomie. Zdawałam sobie sprawę, że mógł nie wierzyć w wehikuł czasu, w to, że uda się nas uratować. A jednak nadzieja działa cuda. - Jestem z ciebie dumny, wiesz? Z ciebie, z Parkera. Z was wszystkich.
- Tato... - wyszeptałam, a pierwsza łza wypłynęła na powierzchnię, tworząc szlaczki na moim policzku. Prędko ją starłam, starając nie rozpłakać się bardziej.
- Wiem, że mało ci to mówiłem, o ile w ogóle, ale... - zaczął ponownie, jednak zamilkł na moment. Pomasował się po skroni i uniósł na mnie swój wzrok. Jego oczy zaświeciły, jakby w jego brązowych tęczówkach pojawiły się łzy. - Kocham cię bardzo, córeczko.
- Proszę, przestań. - wyszeptałam, przybliżając się do niego o krok. Serce biło mocno w mojej piersi, jakby chciało zaraz wyskoczyć. Coś ściskało mnie w środku, a ja nie wiedziałam, co to. Tęskniłam tak naprawdę, co doskonale odczuwały moje narządy. - Ja też cię kocham, mocno, bardzo.
- Zmieńmy może temat, dobra? Doprowadzasz mnie do stanu, w którym nigdy nie byłem. Nawet gdy zginęli moi rodzice.
Pokiwałam głową, choć wiedziałam, że on tego nie widział. Sam wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. A to mnie bolało jeszcze bardziej, bo zdawałam sobie, że mu też było ciężko po mojej śmierci.
Milczeliśmy przez chwilę, ale to ciągnęło mi się w nieskończoność. Na całe szczęście tata znów postanowił się odezwać.
- Wiesz, o czym myślałem przez te cholernych pięć lat? - spytał, ale nie odpowiedziałam na jego pytanie. Nie wiedziałam, o czym myślał przez te lata i chyba nie chciałam wiedzieć. - O tobie. - odpowiedział cicho, wskazując w moim kierunku. Poczułam, jak moje serce rozpływa się i jednostek łamie się na milion kawałków. Nie byłam na to w żadnym stopniu gotowa. - Przez cały czas miałem przed sobą wasz obraz. Najpierw Parkera. Później ciebie. - dodał, pocierając się po brodzie. - Nie mogłem o tym zapomnieć, choć bardzo chciałem. Ugrzęzłaś w mojej głowie na dobre, Stello Leo Stark. - powiedział, uśmiechając się delikatnie. Parsknęłam cicho śmiechem, pamiętał. - Tak, pamiętam, jak masz na drugie imię. Sam je wybierałem. - zaśmiał się, kręcąc głową sam do siebie.
- Wiem, tato. - przytaknęłam, uśmiechając się delikatnie. Zawsze wiedziałam, kto dał mi takie imię, a nie inne.
- A jak tam u Morgan? I Pepper? Wszystko w porządku? - zapytał, kompletnie zmieniając temat. Otarłam się z łez i spojrzałam na niego. Tak bardzo chciałam, żeby był z nami w tym momencie, żeby był ze mną. Mężczyzna machnął jedynie ręką, najwyraźniej próbując zapomnieć o tych pytaniach. - Dobra, to trochę głupie pytanie. Nie wiem przecież, czy wróciłaś. I czy w ogóle ktoś będzie żył.
W pokoju znów zapanowała cisza, której żadne z nas nie zakłócało. Po prostu siedzieliśmy tak, wpatrując się w siebie nawzajem. Miło było znów go widzieć, słyszeć, jednak serce wciąż krwawiło, nie pogodziło się z jego śmiercią. Nie tak wyobrażałam sobie swoje życie, że tak miało wyglądać, nie bez niego.
- Dobrze, chyba będę kończył. Wiem, że mógłbym nagrywać to dla ciebie godzinami i nigdy bym nie skończył. - powiedział w końcu, śmiejąc się cicho, choć nie był to za wesoły śmiech. Widziałam w jego oczach, że to też było dla niego cholernie trudne. - Chcę ci tylko jeszcze powiedzieć, że cokolwiek by się nie wydarzyło, ja zawsze będę z tobą. Wierzę, że jeszcze będziemy szczęśliwi, razem, czy osobno. Wiem, że kiedyś się jeszcze spotkamy. - dodał, a w moich oczach, po raz kolejny z resztą, pojawiły się tak niechciane łzy. Na jego twarzy natomiast pojawił się jeden z jego charakterystycznych uśmiechów. - Pamiętaj, Stella, jesteś Starkiem. A my nie poddajemy się tak łatwo, bez jakiejkolwiek walki. Dasz radę, oboje damy. - oznajmił poważnym tonem, pokazując palcem zarówno na siebie, jak i w moim kierunku,na mnie. - Kocham cię, skarbie.
- A ja kocham ciebie, tatusiu.
Mężczyzna uśmiechnął się po raz ostatni, po czym wstał ze swojego krzesła, podszedł do hełmu. Ostatnie, co zobaczyłam, to jego szeroki uśmiech, a także jak puszcza mi oczko.
To był ostatni raz, kiedy go widziałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top