Rozdział 11

- Pójdę otworzyć! To pewnie Harley! - zawołałam, wręcz biegnąc do przedpokoju, by otworzyć chłopakowi. Musiałam z nim pogadać i dowiedzieć się czegokolwiek.

- Jasne. - odezwała się Pepper, która akurat w tym samym czasie wyszła ze swojej sypialni.

Uśmiechnęłam się do niej tylko i ruszyłam w odpowiednią stronę. Zaraz stanęłam przed drzwiami i westchnęłam cicho, łapiąc za klamkę. Już po chwili moim oczom ukazał się Harley.

- Cześć. Wchodź. - powiedziałam, otwierając szerzej drzwi, by mógł bez problemu wejść do środka. Ten prędko znalazł się w przedpokoju, rozglądając się po jego wnętrzu.

- Hej.

- Dzięki, że w ogóle przyjechałeś. - oznajmiłam, kierując się powoli do salonu. Chłopak szedł cały czas za mną, a ja czułam jego wzrok na sobie, co jednak ignorowałam. W pewnym sensie był moim bratem, mimo że
oficjalnie nigdzie nie było to nawet napisane. Wiedziałam jednak, że dużo znaczył dla taty i nie sprzeciwiałam się temu. - Potrzebuję kogoś... Nie oszukujmy się, obcego, który mimo wszystko znał mojego ojca. - dodałam, odwracając się do niego na chwilę.

- Taa. Dla mnie też był kiedyś obcy. - przyznał cicho, przeczesując swoje włosy ręką. Zaraz podniósł swój wzrok na mnie, co ciut mnie speszyło. - Dobra. To gdzie idziemy?

- Na taras. Tam będziemy mieć spokój, bo Morgan jest u siebie w pokoju.

- Okey.

W ciszy przeszliśmy przez salon i wyszliśmy na zewnątrz. Słońce tamtego dnia świeciło, a jego promienie idealnie padały na jezioro, odbijając się od jego tafli. Usiedliśmy na krzesłach znajdujących się na tarasie, jednak żadne z nas na siebie nie patrzyło. Choć chłopak nie był mi już obcy, tak naprawdę nie wiedziałam, jak z nim gadać. Był sympatyczny, ale też w pewnym stopniu dziwny.

- W sumie to nie wiem, od czego zacząć. Jakoś ciężko mówić o nim w czasie przeszłym. - odezwał się w końcu, unosząc na mnie swój wzrok. Poprawiłam się nieco na siedzeniu, podciągając nogi pod brodę.

- Nawet nic nie mów na ten temat. Wiem, co czujesz.

- Tak, tylko ty byłaś z nim prawie przez cały czas. Ja go poznałem wiele lat temu, no i przez listy, maile.

- Pisał do ciebie? Nie wiedziałam. - powiedziałam zdziwiona, spoglądając na niego przez chwilę. Tak naprawdę nigdy nawet nie słyszałam o jego istnieniu, a tym bardziej, że pisał z moim tatą przez te wszystkie lata.

- Utrzymywaliśmy kontakt przez jedenaście lat, rozmawialiśmy przez telefon, pisaliśmy. Tak przynajmniej dowiedziałem się, że ma córkę. Ciebie.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, on z delikatnym uśmiechem. W końcu jednak przerwałam kontakt wzrokowy i spuściłam nieco głowę w dół, zakładając kosmyk włosów za ucho. Przymknęłam na moment oczy, chcąc odgonić od siebie napływające ze wszystkich stron wspomnienia, kiedy to ja pisałam i dzwoniłam do taty.

- A jak się w ogóle poznaliście? - spytałam nagle. Byłam ciekawa, jak się poznali, bo tak naprawdę nic nie wiedziałam. Kiedy ja siedziałam w Chicago, on jeździł tu i tam, no i w końcu spotkał Harleya. A to musiało być dość ciekawe spotkanie.

- To dość śmieszna historia. I nieco długa. - przyznał ze śmiechem, drapiąc się po głowie. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo jednak ta historia mogła być ciekawa.

- Wiesz, ja mam czas. I ściągnęłam cię tu nie bez powodu. Chcę wiedzieć wszystko to, co ty wiesz na temat mojego taty.

- Okey. - przytaknął od razu, kiwając głową, że rozumie. Miałam szczęście, że go poznałam. Przynajmniej teraz mogłam dowiedzieć się czegoś więcej o życiu Tony'ego Starka, który bądź co bądź był moim ojcem. - Miałem dziesięć lat, było jakoś przed świętami i nic nie zapowiadało się na to, żeby ktoś nas odwiedził. Dzień, jak co dzień. - zaczął Harley, wzruszając ramionami.

- I wtedy pojawił się on. - odezwałam się. Chłopak potaknął.

- Wtedy zauważyłem, że ktoś jest w garażu. Wziąłem pistolet do ziemniaków i poszedłem sprawdzić, kto to.

Zaśmiałam się cicho, po raz pierwszy od jego śmierci. Nie potrafiłam się powstrzymać, wyobrażenie sobie znacznie mniejszego chłopaka z pistoletem do ziemniaków, który chciał się bronić przed tajemniczym mężczyzną, było dość śmieszne.

- Wybacz, nie chciałam się śmiać. - powiedziałam, uspokoiwszy się nieco. Harley jednak uśmiechnął się delikatnie, co dało mi do zrozumienia, że się nie gniewał.

- Nie no, nic nie szkodzi. Teraz, gdy tak o tym mówię, to serio to śmieszne. - odparł ze śmiechem, na co uśmiechnęłam się w duchu. Objęłam mocniej swoje nogi i położyłam głowę na kolanach, patrząc w jego stronę. - Kontynuując... Okazało się, że ten Tony Stark, Iron Man. Nie chodziło o samego niego, a bardziej o zbroję. O ile dobrze pamiętam, Marka XLII. - dodał chwilę później, wzruszając ramionami.

- Szczerze mówiąc, widziałam każdą jego zbroję, ale nigdy nie wiedziałam, która jak się nazywa. W sensie jaki ma numer. Było ich naprawdę wiele. - przyznałam zgodnie z prawdą. Nigdy tak naprawdę nie wiedziałam, która zbroja ma który numer, do dziś nie wiedziałam.

- Widzisz. - stwierdził Harley, przejeżdżając dłonią przez swoje ciemne włosy. - Szukał jakiegoś schronienia, picia, jedzenia. A ja zgodziłem się mu pomóc. - kontynuował swoją opowieść. - Później działo się naprawdę dużo. Byłem nawet zakładnikiem. - oznajmił, patrząc na mnie swoimi ciemnymi tęczówkami.

- Nieźle. - skomentowałam, wyobrażając sobie to wszystko. Ja tak naprawdę ratowałam ludzi z opresji, może raz zdarzyło się, że jakiś gościu próbował mnie udusić, ale nic takiego nigdy się nie wydarzyło.

- Pomimo pomocy, Tony odstawił mnie na poboczu, gdy odjeżdżał, by dalej ścigać tych przestępców. - oznajmił niego smutny. W jego oczach widziałam pewniej błysk, jakby łzy. Szybko jednak się opamiętał i kontynuował dalej, jak gdyby nigdy nic. - Zadzwoniłem do niego później. Niby nic nie zrobiłem, ale chyba mu tym pomogłem. - powiedział, uśmiechając się pod nosem. - Jakiś czas później zjawił się w moim garażu ponownie. I znów odszedł, aby kontynuować swoją wendetę.

Myślałam, że Harley skończył swoją opowieść, bo przez dłuższy czas milczał, wpatrując się w podłogę. Już miałam się odezwać, gdy ten znów uniósł wzrok i spojrzał na mnie. Musiał najwyraźniej czuć moje spojrzenie na siebie.

- Niedługo po spotkaniu z nim, wracałem do domu ze szkoły. I okazało się, że jednak o mnie nie zapomniał, jak przypuszczałem.

- Przyjechał do ciebie? - spytałam dla upewnienia. On jednak zaprzeczył.

- Nie, ale zrobił coś o wiele lepszego. - odparł, po czym uśmiechnął się ciut szerzej, niż dotychczas. A do mnie dotarło, że Tony Stark nie zamierzał wracać do Tennessee, gdzie mieszkał jego nowy znajomy. - Udekorował nieco mój garaż. Był pełen nowego sprzętu, od komputerów po robotykę. Dla mechanika takiego, jak ja, było to coś niesamowitego.

- To miło z jego strony.

Chłopak przytaknął, a jego oczy zaświeciły się.

- Na stole zostawił mi nieco bardziej osobisty prezent z tabliczką z napisem „Potato Gun Mark II" i pozdrowieniami od „Mechanika".

Już więcej się nie odezwałam. Objęłam się mocno ramionami, przytulając nogi do samej siebie. W moich brązowych tęczówkach pojawiły się łzy, tak bardzo niechciane łzy.

A mnie zostawił osobiste nagranie, którego bałam się odsłuchać.

~*~

- Pepper? Mogę wejść? - spytałam późnym wieczorem, otwierając drzwi do pokoju kobiety. Ta momentalnie odwróciła się w moją stronę.

- Tak, jasne, chodź.

Nawet w ciemnościach, które panowały w pomieszczeniach, zauważyłam, że oczy Pepper świeciły lekko od łez, jej głos też to zdradzał, co tym bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie tylko mnie było ciężko po jego śmierci.

- Płakałaś? - zapytałam cicho, zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do niej powolnym krokiem, nie spuszczając z niej wzroku.

- Nie, skądże?

- Nie kłam, przecież widzę. - powiedziałam, wskazując na nią dłonią. Zaraz usiadłam tuż obok niej i złapałam jej ciut zimną dłoń w swoją. - Znów myślałaś o tacie, prawda?

- Możemy zmienić temat? - odparła, ocierając policzki. Przytaknęłam jej skinieniem głowy, też nie chciałam o nim rozmawiać. Nie tak szybko. - Czego się dowiedziałaś od Harleya?

- Dużo... Ciekawych rzeczy, o których nie miałam nawet pojęcia.

Siedziałyśmy chwilę w ciszy, którą przerywało jedynie tykanie zegara. Westchnęłam cicho, przymykając na moment oczy. Nie zamierzałam płakać, ponownie z resztą. Wiedziałam, że przy Pepper nie muszę udawać, bo znała mnie za dobrze.

- Mogę dzisiaj z tobą spać? Nie zasnę dziś sama. - odezwałam się cicho, spoglądając na jej lewy profil. Kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło, co dodało mi nieco otuchy.

- Jasne, nie ma problemu.

Wstałyśmy z łóżka i każda z nas poszła w swoją stronę. Zaraz jednak obie ułożyłyśmy się do snu, okrywając kołdrą.

- Dziękuję. Jesteś kochana. - powiedziałam, odwracając się tak, by widzieć jej twarz. W tamtym momencie nie potrafiłam się powstrzymać i uśmiechnęłam się delikatnie, bo zdawałam sobie sprawę, że to był pierwszy raz, kiedy tak się do niej zwracałam. - Mamo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top