rozdział 38
Do nowego domu przeprowadziliśmy się już tydzień później. Wcześniej razem z tatą znieśliśmy wszystkie moje i Petera rzeczy, a niestety nie było ich za dużo. Więc kiedy w końcu znaleźliśmy się w tym ogromnym budynku, byliśmy tylko z niewielką torbą z najważniejszymi rzeczami.
- No, Peter. Teraz oficjalnie mogę ci pokazać ten nasz mały wielki kąt, w którym zamieszkamy. - powiedziałam, wchodząc do przestronnego salonu. Odwróciłam się do niego przodem, obserwując jego reakcję. - Jak się podoba? - spytałam, ciekawa jego wrażeń. A naprawdę to wszystko wyglądało ślicznie.
- To dlatego was ostatnio nie było przez dwa dni? - odezwał się, patrząc na mnie znacząco. Uśmiechnął się w moim kierunku delikatnie, co od razu odwzajemniłam.
- Nie zaprzeczę. - stwierdziłam, wzruszając ramionami. Zaraz po tym przytaknęłam, dając mu do siebie dojść. - Chciałam to skończyć i w końcu się tutaj przeprowadzić. Niby tu już mieszkałam, ale to miejsce jest inne od tamtego. Jest nasze. - powiedziałam, patrząc na niego z uśmiechem. Peter prędko złapał mnie za dłonie i spojrzał w moje oczy.
- Chcesz zrobić parapetówkę?
- Moglibyśmy, ale trochę nie wypada. A nie chcę i nie będę naciskać. - odparłam zgodnie z prawdą, wiedząc, że impreza wtedy nie była za dobrą opcją. Z resztą, i tak miałam im kiedyś pokazać to muzeum, więc wtedy też zobaczą mieszkanie, choć nie wiadomo też kiedy dokładnie.
- Ale... Możemy to przypieczętować w inny sposób. - stwierdził, uśmiechając się tajemniczo. Zarzuciłam ręce na jego kark, stykając się z nim klatką piersiową. W jego oczach widziałam błysk.
- Taa? A w jaki?
Nie zdążyłam się zorientować, gdy Peter złapał mnie za pośladki i podniósł do góry. Machinalnie oplotłam jego biodra nogami, bardziej trzymając się jego karku. Domyślałam się, co siedziało mu wtedy w głowie i całkiem mi się to podobało.
- Właśnie w taki.
Pocałował mnie, czule, z troską, z miłością. A chwilę później zaczął kierować w stronę sypialni, a tam już... Wszystko poszło z górki.
~*~
Kiedy się obudziłam, Peter jeszcze spał. Był odkryty to połowy, dzięki czemu idealnie widać było jego nagą klatkę piersiową. Uśmiechnęłam się nieświadomie, przejeżdżając dłonią po jego piersi, która unosiła się spokojnie i opadała po chwili.
Leżałam tak przez dłuższą chwilę po prostu delektując się tamtym momentem.
Mój brzuch dawał jednak o sobie znać, dlatego wstałam, uprzednio zakładając na siebie koszulkę Petera, która leżała gdzieś na ziemi. Moje stopy zetknęły się po chwili z zimną posadzką, ale nie przejmowałam się tym. Najzwyczajniej w świecie wyciągnęłam z szafy jakieś stare ubrania, po czym poszłam się przebrać do łazienki, która była tuż za rogiem.
Po śniadaniu narzuciłam na siebie bluzę, w której zazwyczaj malowałam - była już poplamiona różnego koloru farbami, ale wciąż się trzymała. Na stopy założyłam też stare trampki, włosy związałam w niechlujnego koka i udałam się prosto do swojej pracowni, gdzie znajdowało się mnóstwo sztalug, płótna, puszki w różnoraką farbą, rozpuszczalniki i oczywiście mnóstwo pędzli o różnym włosiu, rozmiarach i grubości. To było moje królestwo.
Wzięłam jedną sztalugę, płótno, a także pozostałe rzeczy i po prostu zaczęłam malować. Byłam w swoim żywiole, otoczona tym, co lubiłam od dzieciństwa i nic nie było w stanie mi tego zniszczyć.
Mogli mi tylko przeszkodzić. Tak, jak właśnie Peter, który wszedł do pomieszczenia w samych spodenkach.
- Tu jesteś. Szukałem cię. - powiedział na przywitanie, podchodząc do mnie bliżej. Przetarł oczy dłonią, po czym rozejrzał się wokoło. - Swoja własna wielka pracownia. - dodał ze śmiechem, choć doskonale wiedział, że to od zawsze było moim marzeniem.
- Mamy tu wystarczająco dużo pomieszczeń, by takową mieć. Skorzystałam.
Wstałam z ziemi i sama się do niego zbliżyłam. Nie dotknęłam go jednak, bo miałam ubrudzone ręce od farby.
- Jak się czujesz?
- Odruch, czy rzeczywista troska? - spytał, patrząc na mnie z lekkim rozbawieniem. Wiedziałam, że mogło to być denerwujące, ale martwiłam się, a to pytanie samo opuszczało moje usta.
- Oba. - stwierdziłam, wzdychając cicho. Zaraz jednak zerknęłam na jego spokojną twarz i uśmiechnęłam się po raz kolejny. - Jesteś głodny? W kuchni są kanapki, zrobiłam więcej.
Peter zerknął na drzwi, a jego żołądek od razu się odezwał. Zaśmiałam się, a on zaraz za mną, łapiąc się brzuch.
- Zaraz wrócę.
- Nie musisz się spieszyć. Ja i tak tu będę siedzieć. - powiedziałam, bo naprawdę nie zamierzałam się nigdzie ruszać. Chciałam skończyć tamten obraz jeszcze tamtego dnia.
Chłopak podszedł jeszcze bliżej, że niemal stykaliśmy się klatkami piersiowymi. Uniosłam nieznacznie głowę w górę, a on, wykorzystując to, pocałował mnie w usta, pl czym odsunął się, posyłając w moją stronę ten swój uśmiech zarezerwowany tylko dla mnie.
- Kocham cię.
~*~
- Potrzebowałeś tego, co?
Peter odwrócił się w moją stronę, zaprzestając swoich czynności. Podeszłam do niego bliżej, również w sportowym stroju, a bardziej w krótkich, czarnych spodenkach i równie czarnej bluzki na krótki rękaw. Na nogach miałam białe trampki.
- Nie mogło zabraknąć sali treningowej. Przyda nam się. - powiedziałam, wzruszając ramionami. Tamta sala, jak i siłownia były nam potrzebne w jakimś stopniu. Mogliśmy w spokoju trenować i się szkolić. - Potrenujemy razem?
- Zamierzasz mnie wykończyć, jak ostatnim razem? - spytał, unosząc brew do góry. Zaśmiałam się cicho, stając w bojowej pozycji, gotowa, by już wtedy zacząć z nim walczyć.
- Jeśli tak bardzo chcesz...
- Oj, nie, nie, nie. Niech twoje oczy przestaną się świecić. - powiedział poważnie, wskazując w moim kierunku. Zaraz spojrzał też niżej, prosto na moje ręce. - Twoje dłonie też.
- Oj, no weź. Tak dawno nie używałam ognia. Daj mi się pobawić. - mruknęłam, wydymając usta. Miałam nadzieję, że się na to zgodzi, że mi pozwoli, ale zdawałam sobie sprawę, że tak wcale nie było. Dobrze pamiętał, co wydarzyło się ostatnim razem, gdy ze sobą ćwiczyliśmy.
- Nie zamierzam ryzykować, Stella. Ostatnim razem o mało mnie nie wykończyłaś. - przypomniał, na co westchnęłam. Miał rację, a ja nie zamierzałam się o to kłócić. Nie chciałam zrobić mu krzywdy, bardziej kontrolowałam swoje moce, niż te kilka lat temu.
- Ale za to wtedy po raz pierwszy powiedziałeś, że mnie kochasz. Więc w czym problem, Peter? - odezwałam się, uśmiechając się cwanie. Tamten moment też doskonale pamiętałam.
- Nie, to ty pierwsza to powiedziałaś.
- Tak, ale do taty, a nie do ciebie. Ty powiedziałeś to pierwszy. - przypomniałam, wskazując na niego palcem. Chłopak pokręcił głową, najwyraźniej nie zamierzając się więcej kłócić. I dlatego też znów ustawiłam się w odpowiedniej pozycji. - To jak? Mierzysz się ze mną, czy wymiękasz? - spytałam prowokacyjnie.
- Nie podpuszczaj. - powiedział, również ustawiając się w bojowej pozycji. Był gotów, widziałam to w jego oczach. Doskonale znałam ten błysk.
- Ja? Skądże?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top