Rozdział 8

-Spać chłopcze, nakazuje ci spać -chodził w kółko po moim pokoju Czkawka, nie wiedziałem czy mówi do siebie, czy może do mnie, była 8 i nie zamierzałem iść spać, a jutro musimy wstać o 3, bo na 3:30 mamy być gotowi. Przykryłem twarz poduszką, kiedy ucichły kroki, zacząłem wpatrywać się w sufit. To jasne że nie zasne. W co ja się wogóle wpakowałem. Jack ale ty jesteś głupi, czego to zrobiłeś? Przez tą dziewczynę Elton? Może chcę to odpokutować? A może ze względu na Else, to chyba najbardziej, straciłem dużo w jej oczach, zaraz o czym ty myślisz Jack! To przecież tylko sąsiadka! TYLKO! Kocham ten głos w mojej głowie, tak brutalnie potrafii mi pokazać rzeczywistość, nie mogę zaprzeczyć że jest ładna i mi sie podoba, no bo komu się nie podoba? A jej charakter, no nie znam jej dość dobrze, zreszta co ja myślę, przecież nawet się nie przyjaźnimy a myślę jakbym miał się jej jutro oświadczyć. Po dłużej chwili rozmyślań właśnie nad jej osobą zasnąłem. Rano obudził mnie budzik. 3! Szybko się ubrałem i zjadłem śniadanie, Czkawka poszedł wyjechać autem chwilę potem siedzieliśmy w nim razem z Elsą i Kristoffem.
-Wiec jak wejdziemy? -Mruknął Czkawka patrzac się w lusterko, ja za to się do nich odwróciłem. Elsa pisała coś w zeszycie, a Kristoff wpatrywał się w coś na jej telefonie.
-Skup się na drodze -warkneła.
-Musisz być zawsze taka niemiła? - Powiedziałem cicho bardziej sam do siebie niż do niej, niestety to usłyszała.
-A ty musisz by taki wkurzający?
-Nie jestem -warknąłem.
-Wmawiaj sobie -prychnęła- nikt cię tu nie ciągnął. Myślałeś że zapomnę o tym co powiedziałeś jak pójdziesz na jedną akcję?  Źle myślałeś!
-Nie myślałem tak, po za tym mi wybaczyłaś!
-Przyjęłam przeprosiny ale nie zapomniałam i nie licz na to że zapomnę, więc jak myślałeś?  -warkneła,  nic nie odpowiedziałem, w ciszy dojechaliśmy na miejsce był to duży 2pietrowy dom. Wyszliśmy z samochodu była 4:15 jeszcze raz spojrzałem na dom i oparłem się o samochód. Elsa obeszła  dom dwa razy i patrzyła na coś w telefonie.
-Pokój Matta jest tam -Wskazała na najwyższy punkt dom, czyli poddasze.
-Ciekawe jak się tam dostaniemy -prychnąłem.
-Okno w jego pokoju jest otworzone -wzruszyła ramionami i w kuchni na parterze tak samo, ma 4 rodzeństwa rozsianych wszędzie. Którą drogę wybieracie? -Uśmiechneła się wzywająco.
-Nie zostań w tyle -mruknąłem kierujac się pod okno chłopaka, a ona ruszyła za mną.
-To się źle skończy -usłyszałem uwagę Czkawki, ale puściłem ją mimo uszu.  Okazało się że rośnie tam ogromne drzewo, blondynka bez zastanowienia wdrapała się na nie, a ja poszedłem w jej ślady, chwilę potem wisieliśmy obok okna.
-Damy przodem -uśmeichnołem się.
-Wal się -wsrkneła  ale weszła pierwsza, zupełnie jak ninja, bezszelestnie, ja już nie tak doskonale ale wszedłem, wystawiłem kciuka w górę do Czkawki i Kristoffa którzy odpowiedzieli tym samym. Odwróciłem się do nieszczęsznika który miał być obudzony, spał jak małe dziecko. Cofnąłe się do tyłu robiąc duży hałas kiedy przewróciłem stolik i stłukłem szklankę, chłopak się zerwał, chciał już krzyczeć kiedy Elsa zasłaniła mu dłonią usta. Wysyczała że mam być cicho bo wszytkich pobudzi.
-Jestem Elsa a ten tu osioł to Jack.
-Ale mnie komplementujesz nawet przy osobie której nie znamy. - Prychnąłem.
-Mówię tylko prawdę -uśmiechneła się niewinnie- Jesteś jak osioł potrafisz wszytko zepsuć.
-Załapałem aluzje -Przewróciłem oczami.
-Wątpię.
-O co ci chodzi?!- krzyknąłem.
-O to że potrafisz wszytko zepsuć!
-Ja?
-Tak ty!
-Jeżlei mogę coś...
-Nie wtrącaj się -krzykneliśmy na biednego chłopaka.
-Myślałam że mogliśmy zostać przyjaciółmi,  a ty oczywiście w pierwszy dzień musiałeś wszytko zepsuć.
-Co takiego zrobiłem?! To co robimy jest idiotyczne! 
-Nie jest! Powinieneś to uszanować!
-T O J E S T I D I O T Y Z M!- wywrzeszczałem i już jej nie było wybiegła z pokoju, pobiegłem za nią, ale ten dom to labirynt no i zatrzymał mnie chłopak.
-Co tu sie właśnie stało?
-Też chciałbym wiedzieć -mruknąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top