Rozdział 4
Dzisiaj mieliśmy na 9 więc wstałem dopiero po 8, dzisiaj mogliśmy w końcu jechać autkiem. Może to tylko 10 -15 minut drogi, ale tak mi się nie chce, dodatkowo zniechęca mnie fakt że idę do szkoły. Wyjąłem z lodówki sok pomarańczowy i nadałem sobie do szklanki.
-Ty masz chyba problem, jesteś uzależniony od pomarańczy? -złotowłosa uniosła brew, sam nie wiem kiedy się tu znalazła, tak samo jak burza loków która siedziała w salonie, a Czkawka nadal sobie chrapał.
-Wiesz kiedyś jak byłem mały -zacząłem -Mama kupiła mi sok, pomarańczowy- pomachałem szklanką i upiłem łyka -nigdy nie lubiłem pomarańczy, ale sok! Sok to coś pięknego! Ten kolor ten smak - pocałowałem szklankę.
-Tak masz problem -zaśmiała się, a ja razem z nią. Chwilę potem w pokoju pojawił się Czkawka ubrany, co mnie zdziwiło, sam nie byłem jeszcze gotowy, spojrzałem na niego pytająco tak jak Roszpunka.
-Merida, proszę chodź tu -zawołała.
-Tak, coś się sta...- stanęła w drzwiach i popatrzyła ze zdziwieniem na chłopaka - który dzisiaj, to trzeba zapisać! - Krzyknęła, a my wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
-Dzisiaj wyjątkowy dzień -Zawołał chłopak -wiec trzeba go zacząć jak najlepiej. Dzisiaj oblewamy przyjazd Jacka! - Krzyknął, dziewczyny popatrzyli po sobie, już wiedziałem że pójdą z nami.
We czwórkę wyjechaliśmy z domu, na drodze minęła nas Elsa, dziewczyny jej pomacham ale ona to zignorowała, bo na pewno widziała.
-O co jej chodzi? - Spojrzałem na nie zdziwiony.
-To jest Elsa, gniewa się o to co w tedy powiedziałeś, no i na nas że stanęliśmy w twojej obronie-Mruknęła Roszpunka.
-Chyba dzięki -poprawiłem się w siedzeniu.
-W końcu jej przejdzie -powiedziała obojętnie Merida, widziałem że to jej bardziej zależy na pogodzenia się z Elsą niż Roszpunce, fakt ona bardziej się tym przejmowała. Coś mi jednak mówiło że to Media jest bardziej z nią zżyta. Podreptaliśmy pod sale biologiczną, naprawdę uczyłem się zawsze w miarę dobrze z Biologii, orłem nie byłem, ale coś podpowiadało mi że ledwie na dwójkę zdam na koniec. Tak wiem że to początek szkoły, ale to babsko jest takie wredne i mnie nie lubi. Lekcje upłynęły bardzo szybko, dowiedziałem się że Anka i Kristoff idą razem z nami do klubu, polubiłem ich w ciągu zaledwie kilku dni, naprawdę ich polubiłem. Do domu wracaliśmy w świetnych chmurach. Przez dwie godziny Czkawka siedział w łazience przygotowując się, a kolejne dwie na myśleniu nad tym w co się ubierze. Słuchałem jego krzyków nad każda częścią swojej garderoby. A kiedy usłyszałem Nie mam w co się ubrać Pękałem że śmiechu, myślałem że to dziewczyny długo się szykują, ale ten facet bije wszystkie statystyki, ja w piętnaście minut byłem gotowy, chwilę potem była u nas Merida i Kristoff, Ankę i Roszponkę mają przywieź jacyś inni znajomi. Anka nie ma skończonych 18 lat, no w sumie ja, czy Roszpunka też nie, nie wiem jak chcieli nas tam przemycić, ale muszę się w końcu wyszaleć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top