Rozdział 8

Tris

Czas mija nieubłaganie szybko, w momentach, w których chciałoby się, żeby trwały jak najdłużej.
Teddy ma już ponad dwa miesiące i z dnia na dzień coraz bardziej przypomina mi Tobiasa, mogłabym nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest jego wierną kopią. Oczka ma takiej samej barwy jak tata, ciemne, które niekiedy wydają się aż czarne.

Teddy stał się teraz moim całym życiem, skupiam na nim swoją uwagę, żeby jak najmniej myśleć o Chicago i o tym jak bardzo tęsknię za Tobiasem.

- Idziemy na spacerek? - Mówię do Teddiego, zaglądając do jego łóżeczka.

Jest bardzo kochany, płacze niezwykle rzadko, a gdy widzi moją twarz, od razu się uśmiecha. Jest strasznie słodki nie ma jeszcze ani jednego ząbka.

Biorę go na ręce i jedynie zakładam cieniutką czapeczkę, bo na dworze jest bardzo ciepło... Sierpień powoli zbliża się ku końcowi, niedługo Tobias skończy dwadzieścia lat.

Nie przypominam już tej Tris z Nieustraszoności. Odkąd urodził się Teddy, jestem bardzo niespokojna, bo się o niego boję. Jako jego matka chciałabym dla niego jak najlepiej.

Kochana babcia Evelyn kazała kupić dla  Teddiego wózek, żebym mogła wychodzić z nim na zewnątrz. Na początku pomyslałam, że może chce mi zrobić jakieś świństwo i gdy włożę Teddiego, to coś się stanie z wózkiem, czy coś spadnie mu na główkę, więc poprosiłam Tylera, żeby go sprawdził. Jednak okazało się, że wszystko jest w porządku. O dziwo.

Pakuję do torby butelkę z herbatką dla Teddiego, biorę go na ręce i schodzę na dół. Caleb jak zwykle czyta książkę, a Tyler ogląda telewizję, bardzo znudzony, bo nie rozumie ani słowa z tego, co w niej mówią.

- Idziemy na spacer! - Informuję, a strażnik posyła mi złowrogie spojrzenie spod przymrużonych powiek. Czasami mam ochotę zabić go we śnie, ale jego pokój jest bardzo dobrze zamknięty.

- Poczekaj, pójdę z wami! - Woła Tyler i podrywa się z kanapy. Podjeżdża do mnie w wózkiem, który stoi przy wyjściu, więc wkładam do niego Teddiego.

Żegnamy się z Calebem, który tylko macha nam ręką znad książki i wychodzimy.

>>>

Jest piękny, słoneczny dzień. Wokół nie słychać niczego innego oprócz szumu fal i śpiewu ptaków. Przechodzimy przez pustą ulicę na chodnik przy plaży i idziemy przed siebie.

- Pięknie tutaj, prawda? - Pytam, patrząc z zachwytem na błękitną wodę. - Gdyby ta wariatka nie chciała nas tu uwięzić na zawsze, to nawet bym się cieszyła, że tu jestem.

- Najbardziej żal mi Teddiego - wyznaje Tyler. - On powinien mieć ojca i wychowywać się wsród rówieśników, mieć kolegów do zabawy...

- Wiem - czuję pod powiekami łzy. Nie potrafię zapewnić swojemu dziecku takiego życia, na jakie zasługuje.

Tyler zauważa, że zaczynam płakać, więc szybko się zatrzymuje.

- Hej, nie płacz - mówi, unosząc palcami mój podbródek, żebym na niego spojrzała. - To nie jest twoja wina. Nie możesz się załamywać, musisz być silna dla Teddiego.

- Nie wiem, czy kiedykolwiek znów się tak poczuję - wyznaję. - Jestem taka słaba, po prostu... emocjonalny wrak.

- Ale musisz się starać - upiera się Tyler, wskazując głową na wózek. - Dla niego. A ja cię zawsze będę wspierał, pamiętaj o tym.

- Dziękuję - mówię z wdzięcznością. - Przytulisz mnie?

- Co za pytanie - Tyler uśmiecha się i przyciska mnie do siebie. Potrzebuję tego. Potrzebuję wsparcia. Potrzebuję osoby, która odgoni wszystkie ciemne chmury znad mojej głowy.

- Tris... Wiem, że to może głupio zabrzmieć... Ale jeśli chcesz, to mogę ci pomóc przy Teddim. Oczywiście, nikt nie zastąpi mu prawdziwego taty, ale mogę się postarać, żeby miał dobre dzieciństwo.

Wtulam się w Tylera jeszcze bardziej. Jest bardzo dobrym człowiekiem.

- Byłabym szczęśliwsza, gdyby miał takiego anioła stróża jak ty - uśmiecham się. - Ale nie chcę, żebyś czuł się do czegoś zmuszany.

- Tris, ja też bardzo pokochałem Teddiego. Z radością otoczę go opieką!

- Dziękuję - mówię znów i całuję go po przyjacielsku w policzek. - Idziemy dalej?

- Idziemy - odpowiada z uśmiechem.

CDN.

Ostatni na dzisiaj 😚
Dobrej nocy 💕💕💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top