Rozdział 37
Tris
Nie widziałam się z Tobiasem już dwa tygodnie. Strasznie za nim tęsknię, ale jestem zbyt uparta i dumna, żeby to głośno przyznać i do niego wrócić.
- Tris, mam dosyć - oświadcza Caleb, wchodząc z hukiem.
Nie mieszkam z nim i Carą, tylko dał mi klucze do wolnego mieszkania w Erudycji. Nie powinno mnie tu być, ale w końcu jest przywódcą.
- Co znów? - Pytam znudzona.
- Cztery przychodzi trzy razy dziennie i mnie nęka! Szuka cię w każdym kącie mojego mieszkania! A dzisiaj tak mnie popchnął, że na pewno będę miał siniaka!
- Straszne - przewracam oczami.
Mój brat to straszny mięczak. Nie wytrzymałby w Nieustraszoności ani jednego dnia.
Prawda jest taka, że wybaczyłam już Tobiasowi jego kompletne zaćmienie umysłu, choć nadal jestem na niego piekielnie wściekła. Sama nie wiem dlaczego dalej się ukrywam. Teddy cały czas pyta, kiedy będzie mógł się spotkać z tatą. Wiem, że to trochę głupie, że ich rozdzielam, ale chcę, żeby Tobias sobie niektóre rzeczy przemyślał.
>>>
Po południu idę z Teddim do parku Millenium, gdzie znajduje się spory plac zabaw.
- Tata! - Krzyczy i puszcza moją rękę. Odwracam się i widzę Tobiasa, który otwiera ramiona dla biegnącego ku niemu Teda. Łapie go, podnosi i mocno do siebie przytula.
Wzdycham ciężko i krzyżuję ramiona.
- Cześć synku - mówi Tobias, uśmiechając się do niego. - Tęskniłem za tobą, wiesz?
- A co robiłeś? - Pyta Teddy. Ściska Tobiasa tak, jakby ten miał zaraz uciec.
- Same nudne rzeczy - odpowiada i podchodzi do mnie.
Zauważam na jego twarzy ślady po moim ataku, ale skłamałabym, mówiąc że żałuję. Należało mu się.
- A więc jednak miałem rację - stwierdza chłodno. - Gdzie ten przychlast cię ukrył?
- Uważaj na słowa, mówisz o moim bracie - warczę, a on przewraca oczami.
- Teddy, idź się pobawić, a my z mamą sobie porozmawiamy, dobrze?
- A nie zostawisz mnie? - Pyta Ted.
- Nigdy - Tobias uśmiecha się do niego i lekko czochra jego włosy.
Teddy biegnie na huśtawkę, a ja odwracam się do Tobiasa i patrzę mu twardo w oczy. Nie odwrócę wzroku, nie jestem uległa.
- O czym chcesz rozmawiać? - Pytam obojętnie.
- Tris, przestań mnie tak traktować. Żałuję, okej? Wiem, że zrobiłem źle, zachowałem się jak ostatni dupek - mówi, a ja dalej stoję z niewzruszoną miną.
Dlaczego jestem taka uparta, skoro moim największym pragnieniem w tej chwili jest wtulenie się w jego silne ramiona i zapomnienie o tej głupiej kłótni?
- Nie jestem taki jak moja matka. Dlaczego tak powiedziałaś? - Rzuca z pretensją w głosie.
- Ona też założyła mi na głowę worek. Ocknęłam się w Meksyku. Nie masz pojęcia, co czułam, myślałam, że historia znowu się powtarza, że znowu nie zobaczę ciebie ani Teda... To było najgorsze uczucie. A potem dowiaduję się, że sprawcą tego koszmaru jest mój własny mąż. Wspaniałe - dodaję cynicznie.
- Nie przemyślałem tego. Uriah chciał was tylko trochę nastraszyć. Dla mnie zawsze jesteś najsilniejsza i najodważniejsza.
- Już nie - kręcę głową. - Może kiedyś tak było, ale to się zmieniło. Jestem inna. Nie wiem, czy nadal pasuję do Nieustraszoności - wyznaję.
Tobias chwyta mnie za ramiona i nie protestuję, kiedy przyciska mnie do siebie. Potrzebuję go.
- Jesteś najlepszą Nieustraszoną, jaką kiedykolwiek miała ta frakcja. I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.
Nie odpowiadam, tylko obejmuję go mocniej.
- Kocham cię, Tris i przepraszam.
Dotykam ustami jego warg, po czym lekko je rozchylam. Nie muszę długo czekać na reakcję - język Tobiasa wślizguje się do środka, a nasze wargi zaczynają poruszać się synchronicznie. Uwielbiam to.
- To znaczy, że mi wybaczasz? - Pyta lekko zdyszany Tobias po dłuższej chwili.
- Tak, ale jest jeden warunek.
- Warunek? Jaki warunek? - Pyta ze zmarszczonym czołem.
- Zjedziesz z nami z budynku Hancocka - odpowiadam z łobuzerskim uśmiechem.
CDN.
Wybaczamy Tobiasowi?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top