Rozdział 26

Tris

Mija prawie godzina zanim kończę opowiadać o całym okresie po porwaniu. W mieszkaniu są też Amar, George i Peter, przez co czuję się trochę dziwnie.

- A więc Tyler nie żyje - mówi Amar, kręcąc głową, jakby nie mógł się z tym pogodzić.

Nie chcę o tym rozmawiać, bo za każdym razem, gdy sobie o tym przypomnę, to mam ochotę wybuchnąć płaczem. Nie mówiłam, dlaczego zginął. Nie jestem na to jeszcze gotowa, bo nie umiem się z tym zmierzyć.

- Cztery, mam nadzieję, że dalej będziesz przywódcą? - Pyta Amar.

- Pewnie - mój mąż wzrusza ramionami, ale widzę że kąciki ust mu drgają. Cieszy się z tego i wcale mu się nie dziwię. Jest urodzonym liderem.

- W związku z tym, chciałbym zaproponować wam większe mieszkanie przy szklanym dachu. Nie pomieścicie się w tej klitce z małym dzieckiem.

- Super - odpowiadam tylko. Cieszę się, że możemy zacząć nowe życie, w nowym miejscu. Teddy będzie miał swój pokój.

- Musimy zrobić jakieś ogólne zebranie - ciągnie dalej Amar. - Caleb wrócił już do Erudycji tak? Po śmierci Evelyn znowu zostanie przywódcą. Wszystko musi wrócić do normy.

- Brakuje nam trzeciego lidera - zauważa Tobias.

- Wiem, właśnie o tym myślałem. I mam pewną propozycję. - Odwraca się do Petera i mierzy go badawczym wzrokiem. - Chciałbym, żebyś ty nim został.

- Ja?! - Dziwi się Peter.

- Tak. Masz wszystko, czego oczekujemy.

Marszczę brwi, bo choć Peter kilkukrotnie uratował mi życie, mój stosunek do niego wciąż pozostawia wiele do życzenia. Nie wiem, czego mogę się po nim spodziewać. Okej, zrobił kilka dobrych rzeczy, ale żeby od razu mianować go na przywódcę Nieustraszoności? To lekkomyślna i pochopna decyzja, podjęta pod wpływem chwili. Ale nie mówię tego na głos. Nie chcę wywoływać niepotrzebnej kłótni.

- Dobra, my się chyba będziemy zbierać - mówi Christina, patrząc na mnie znacząco. Wiem, co ma na myśli i zaczynam się czerwienić.

- Mieszkanie zostanie przygotowane jutro, więc na kolacji dam wam klucz - odzywa się Amar, a ja kiwam głową.

Przyjaciele powoli wychodzą z mieszkania, a ja oddycham z ulgą, kiedy drzwi się zamykają. Ten dzień był strasznie długi, czuję się, jakbym nie spała miesiąc.

- Jestem okropnie zmęczona - przecieram oczy. - Pójdę pod prysznic, dobrze?

- Tak - odpowiada tylko Tobias i patrzy ze zmarszczonym czołem na Teda, który bawi się na podłodze drewnianymi figurkami, które zrobił dla niego Tyler. - Skąd on to wziął?

Waham się chwilę, po czym odpowiadam:

- Tyler mu je zrobił... Przed śmiercią.

- Tyler, tak? - Głos Tobiasa staje się chłodniejszy.
Idę do sypialni, bo chcę wziąć sobie coś na przebranie. Tobias podąża za mną.

- Mówił do niego "tato"? - Pyta, patrząc na mnie z napięciem.

- Co? Nie! - Odpowiadam, wytrzeszczając oczy. - Teddy wiedział, że Tyler jest tylko jego wujkiem.

- Powiedz mi, że nie wykorzystaliście okazji... Byliście tam samotni... - Mówi Tobias, a we mnie zaczyna się gotować.

- Ty cholerny egoisto! - Krzyczę.

Nie mam zamiaru mówić mu tego, że kochałam Tylera i o naszych pocałunkach. To nie przyniosłoby nam niczego dobrego. Tę informację będę trzymać tylko dla siebie do końca życia.
Otwieram szafę i widzę, że nie ma tam ani jednego mojego ubrania. Są za to ciuchy Alice i pełno wyzywającej bielizny. Robi mi się niedobrze.

- Zarzucasz mi, że wykorzystałam okazję - zaczynam zimnym tonem. - Podczas gdy ja zajmowałam się naszym synem, to ty bzykałeś tę rudą pindę! - Biorę garść stringów i rzucam nimi w jego twarz. Wzdryga się. - Widziałam was! Evelyn torturowała mnie nagraniami z Chicago - zaczynam płakać. - Widziałam jak ją całujesz, jak wyrzucasz swoją obrączkę... Daj mi spokój - biorę jedną z jego koszulek i wychodzę z sypialni.

CDN.

Dobranoc 😏

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top