Rozdział 19
Tris
Do środka wchodzi Peter, uśmiechając się do nas złośliwie. Co on tutaj robi? Przecież wymazał sobie pamięć?
- Cześć Sztywniacy - wita mnie i Caleba. Posyłam mu mordercze spojrzenie.
- Co ty tutaj robisz, Peter? - Pytam, rozzłoszczona. - I dlaczego nas pamiętasz?
- Moja droga Tris, to dłuższa historia - odpowiada Peter i rozsiada się wygodnie na kanapie. - Ale mamy czas. Ty to jej powiesz, czy ja? - Zwraca się do Evelyn.
- Ja. Otóż, znałam przeszłość Petera i stwierdziłam, że byłoby szkoda, żeby zmarnować talenty takiej osoby jak on. Bez pamięci o swoim wcześniejszym życiu był jak pusta muszla. A ja ją wypełniłam.
- W jaki sposób sprawiałaś, że odzyskał pamięć? - Pyta Caleb, marszcząc brwi. No tak, Erudyta.
- To nie było szczególnie trudne. Po objęciu po tobie stanowiska miałam do dyspozycji wszystko, co tylko chciałam. Wiedziałam, że stworzyłeś antidotum na serum pamięci dla Tris. Więc po prostu wzięłam je i podałam Peterowi. Odzyskał wspomnienia i od razu wyraził chęć współpracy ze mną.
- No jasne. Taki już ma zdradziecki charakter - warczę. - Zawsze tchórzliwie wybiera tych silniejszych, bo nie musi się starać.
- Tak, taki już jestem - wzrusza ramionami Peter. - Wybieram to, co da mi korzyść. To się jakoś nazywa, Tris... - uśmiecha się szyderczo. - O, poczekaj. Logiczne myślenie!
On jest czasami taki irytujący, że najchętniej chwyciłabym go za fraki i rzuciła o ścianę. Jak można być aż tak samolubnym jak on?
Jednocześnie przypominam sobie dobre rzeczy, które dla mnie zrobił. Uratował mnie od śmierci w Erudycji kiedy Jeanine chciała mi podać serum śmierci. Ale wątpię, żeby teraz również okazał takie oblicze.
- Słyszałem, że masz syna, Sztywniaczko - odzywa się Peter. - Moje gratulacje.
Strach niczym niewidzialne kleszcze oplatają moje serce. Nie pozwolę, żeby zrobił mu krzywdę.
Jednocześnie mam ochotę krzyczeć, bo mieliśmy uciec w nocy. Może z tamtym strażnikiem by się udało, ale z Peterem... Szczerze wątpię. Jest zbyt bystry i spostrzegawczy. Caleb chyba myśli tak samo, bo ma spuszczoną głowę, jakby się poddał...
- Aha, Tris - odzywa się nagle Evelyn. Na jej twarzy pojawia się cyniczny uśmiech, więc już się domyślam, że to, co chce mi powiedzieć nie będzie miłe. - Chciałabym cię poinformować, że Tobias i Alice w niedalekiej przyszłości planują ślub. I... Jeszcze mi tego nie powiedzieli, ale mam takie podejrzenie, że Alice jest w ciąży.
Czuję się tak, jakby ktoś przywalił mi cegłą w głowę. Szok sprawia, że ciemnieje mi przed oczami i gdyby nie Caleb, to pewnie runęłabym jak długa.
Nie.
To ja jestem żoną Tobiasa. On ma już dziecko. Synka, który marzy o tym, aby poznać swojego tatę. To nie może być prawda... Umrę, jeśli on naprawdę założy z nią rodzinę. Dotąd wmawiałam sobie, że to tylko tymczasowe, że Tobias w końcu się obudzi.
W niedalekiej przyszłości...
Nie chcę, żeby ta przyszłość nadeszła. Jak ona w ogóle może mi to tak spokojnie mówić, patrząc mi w oczy. Czerpie przyjemność z widoku mojego cierpienia?
- Chciałam, żebyś ułożyła sobie tutaj życie z Tylerem... Chyba się kochaliście, więc nie byłoby problemu - Evelyn unosi brwi. - No cóż, szkoda, że już nie żyje.
- Ty małpo... - zaczynam i idę w jej stronę, ale zatrzymuje mnie Peter.
- Życie jest trudne - wzdycha teatralnie Evelyn. - No cóż. Niedługo będę się musiała zbierać. Porozmawiam jeszcze chwilę z Peterem i wyjeżdżam.
Czuję, że Caleb kładzie rękę na moim ramieniu, jakby chciał mnie pocieszyć. Ale nic nie jest w stanie.
Peter przechodzi obok nas i kiedy znajduje się na wysokości mojej twarzy, zaczyna mówić cicho:
- Weź dziecko i spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Tylko ruchy, okej? - Patrzy na mnie, marszcząc brwi.
Co?
CDN.
Witam w niedzielę 💕
Niektórzy z was zgadli 😏
Peter 👹 Polubiłam go przez Milesa Tellera, który jest stworzony do tej roli. 😈
Buźka 😚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top