Rozdział 15

Tris

- Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam! Jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyje, żyje nam! Niech żyje nam! A kto? TEDDY! - Krzyczymy, a Tyler go lekko podrzuca. Teddy co chwila wybucha śmiechem, a ja patrzę na nich i też się uśmiecham.

Mój synek kończy dzisiaj dwa latka. Pamiętam jego narodziny, jakby to było wczoraj. Trzymałam w ramionach małą kruszynkę i cieszyłam się, a jednocześnie drżałam o naszą przyszłość.

Obserwowałam każdego dnia, jak się zmienia i robi się coraz bardziej podobny do Tobiasa. Nie mógłby się go wyprzeć.

Pamiętam, gdy pierwszy raz powiedział "mama". Była to jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się, jak to będzie, gdy urodzę dziecko. Byłam na to za młoda.

Dzisiaj mam prawie dwadzieścia lat. Nie widziałam Tobiasa od ponad dwóch lat. Evelyn nadal odwiedza nas co trzy miesiące i pokazuje na nagraniach Chicago. Wtedy najcześciej wychodzę z salonu, bo nie chcę widzieć Tobiasa z Alice. Mimo upływu czasu, wciąż kocham go tak samo, jak na początku. Nadal okropnie za nim tęsknię i co noc, przed zaśnięciem wyobrażam sobie, że jestem w Chicago, a on leży obok mnie.

To Tyler większej mierze pomaga mi przy Teddim. Razem uczyliśmy go chodzić, mówić, korzystać z nocnika. Tyler jest na tyle kochany, że nauczył się robić figurki z drewna, aby mój synek miał się czym bawić. A na poprzedniej wizycie, kochana babcia Evelyn przywiozła kilka książeczek dla dzieci, więc czytamy mu je na zmianę, przed zaśnięciem.

Caleb zamknął się w sobie i całe dnie spędza nad książkami. Nie wychodzi na zewnątrz, jest blady i mizerny, przesiaduje w swoim pokoju i rzadko z niego wychodzi, żeby z nami porozmawiać.

Zaczęłam się o niego poważnie martwić, ale nie wiem, co mogę poradzić na jego stan. Sama nie czuję się lepiej, ale co rano biorę się w garść, bo robię to dla Teddiego.

>>>

Na drugie urodziny Teda postanowiłam zrobić wszystkim niespodziankę i ze znalezionych w kuchni składników upiekłam ciasto czekoladowe, czyli przysmak Nieustraszonych. Przypomniałam sobie o tym, jak bardzo lubi je Tobias i zaczęłam płakać, ale tylko na chwilę, bo nie chciałam, żeby reszta widziała mnie w takim stanie.

Patrzę jak Teddy je swój kawałek, całą buźkę ma w czekoladzie. Uśmiecham się na ten widok.

- Mamusiu, to jest pyszne - mówi Teddy. Zawsze śmiejemy się z jego języka, bo bardzo lubi podłapywać nowe słówka i je wykorzystywać. - Chcę jeszcze.

- Proszę bardzo, kochanie - nakładam mu na talerzyk drugi kawałek. - Dziś masz urodziny, więc spełnimy każde twoje życzenie.

- A gdzie jest tata? - Pyta, a mi na moment staje serce. To nie jest pierwszy raz, Teddy zadaje to pytanie co najmniej raz na tydzień. Tłumaczę mu, że tatuś jest daleko i na razie nie może nas odwiedzić, ale przyjdzie jak tylko będzie miał czas. Wiem, że to kiepskie, ale coś mu muszę powiedzieć.

- Nie może jeszcze nas odwiedzić - odpowiadam i staram się zahamować napływające do oczu łzy.

- Ale są moje urodzinki - upiera się Teddy i krzywi się.

- Wiem, kochanie. Chciałabym, żeby świętował razem z nami, ale naprawdę na razie nie może.

>>>

Późnym wieczorem, idę pod prysznic, a a Tyler czyta małemu książkę przed zaśnięciem.
Kiedy wracam, widzę, że oboje zasnęli na kanapie. Uśmiecham się, gdy tak na nich patrzę.

Może powinnam dać Tylerowi szansę? Nikt nie zastąpi Tobiasa, ale straciłam już nadzieję, że kiedykolwiek go jeszcze zobaczę.

CDN.

💕💕💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top