Pośpiech

Pędził ile sił by zdążyć. Mobilizacja została ogłoszona raptem kilka godzin temu, ale w końcu był kapitanem. Nie mogli wyruszyć bez niego, prawda? Ta myśl może i trochę go uspokajała, jednak nadal musiał się spieszyć. Spóźniony kapitan kawalerii nie był dobrym przykładem, którym chciał być dla podkomendnych. Ubierał się w pośpiechu i nawet teraz biegnąc do bramy dopinał koszulę gorsząc lub powodując rumieńce u dam przechadzających się o tak wczesnej porze po głównym placu. Kiedy jednak udało mu się ogarnąć jakoś swój strój i dotarł pod miejskie mury nie zastał nikogo poza jedną osobą. Jean stała w bramie i patrzyła w przestrzeń przed sobą.

“Jean, gdzie są wszyscy?”

Dziewczyna spojrzała na niego i już wiedział. Spóźnił się dokumentnie i bez jakiegokolwiek zastanowienia nad brakującym kapitanem armia wyruszyła w drogę. Nie wiedział dlaczego go zostawili dlaczego nie zabrali go ze sobą, chociaż on tak bardzo chciał być wzorem i przykładem dla pozostałych.

“Ruszyli już godzinę temu Kaeya.” Te słowa padły niespodziewanie, i aż wbiły mężczyznę w ziemię. “Nie doczytałeś na zawiadomieniu?”

Natychmiast wyciągnął z kieszeni kartę na której przysłano mu zawiadomienie o mobilizacji ich wojsk. Kiedy otrzymał ją do rąk wyjął wszystkie potrzebne przedmioty lecz potem usiadł na fotelu i popijając wino myślał o podbojach. Musiał zasnąć zmożony późną porą i winem, a teraz dopiero doczytał że mieli wyruszyć o wschodzie słońca a nie o 8 o której udało mu się w końcu dotrzeć na miejsce. Zwiesił bezwiednie ręce i z niezadowoloną miną zbitego psa wrócił do swoich pokoi w zamku rycerzy fawoniusa nie chcąc widzieć już nikogo, a zwłaszcza tych, którzy byli świadkami jego porażki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top