(8)

Ink


Leżałem na plecach, wlepiając wzrok w migoczące punkty na niebie.

Przypominały mi one czasy, gdy często spotykałem w tym miejscu Errora.

Uwielbiał tutaj siadać i oglądać gwiazdy, choć nigdy nie chciał się do tego przyznać.

Na myśl o nim uśmiech zszedł mi z twarzy.

Nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu od trzech dni i nie wiedziałem co przez ten czas robił.

Do czasu aż nie przyszedł do mnie zmartwiony Dream.

Zdziwiłem się widząc go, ale przeczuwałem jakie miał dla mnie wieści.

Moja intuicja mnie nie zawiodła, gdyż ze szczegółami opisał mi bałagan jaki zastał, przechodząc przez losowe AU.

Nie trudno było zgadnąć, że była to robota Errora.

W tamtym momencie poczułem się przybity i skołowany.

Nie dość, że nic kompletnie do niego nie przemówiły moje słowa, to na dodatek tylko więcej potworów ucierpiało.

To moja wina, bo zamiast regularnie odwiedzać wszechświaty, siedziałem zły na samego siebie pod drzewem i nic nie robiłem.

Po kłótni z glitchującym się Sansem, doszedłem do wniosku jaki byłem beznadziejny i choć zdenerwowało mnie postąpienie Errora, w dużej mierze to głównie na siebie się wściekałem.

Ponieważ przez chwilę uwierzyłem, że potrafiłem kogoś zmienić na lepsze, ale to najwidoczniej była tylko moja wyobraźnia.

Leżąc, zastanawiałem się, co jeszcze mogłem zrobić. Bo w końcu zależało mi na tym, żeby się zmienił.

Być może za bardzo go polubiłem.

Tyle lat walczyłem z jego głupimi wybrykami, nie zdając sobie z czegoś sprawy.

W końcu zaistniał taki moment, w którym poczułem coś głęboko w nim.

To było przeczucie, że gromadził wewnątrz siebie emocje i tłumił je, nie umiejąc sobie z nimi poradzić.

Od tamtego momentu zmieniłem sposób postępowania z nim.

Zrobiło mi się go żal i zapragnąłem mu pomóc.

Nie było jeszcze żadnego przypadku, któremu nie mógłbym sprostać.

Odechciało mi się tych ciągłych bitw i awantur, a po zastosowaniu nowej taktyki, powoli zauważałem rezultaty.

A przynajmniej tak mi się wydawało, ponieważ w rzeczywistości on dalej zabijał.

Nie mogłem przyjąć do wiadomości faktu, że nie potrafiłem komuś pomóc.

Ale szczerze po całej tamtej aferze, nawet nie próbowałem, tylko użalałem się nad sobą.

Obwiniałem się za swoją bezradność.

Ostatecznie pożegnałem się z Dreamem i przyszedłem tutaj.

Ja również kochałem patrzeć między innymi na gwiazdy.

Miałem nadzieję, że uda mi się wymyślić jakiś nowy sposób, w jaki mógłbym dotrzeć do Errora, lecz miałem pustkę w głowie.

Głęboko w środku walczyłem z małą obawą, że moje starania już dawno poszły na marne.

Ale odrzucałem tę myśl.

Nie chciałem się tak łatwo poddać.

Wolałem podejść do tego optymistycznie, bo jakby nie patrzeć, on faktycznie po jakimś czasie minimalnie zmienił swoje zachowanie.

Westchnąłem.

Nie rozumiałem dlaczego tak nie zostało, czemu doszło do całej tamtej sytuacji.

Siedząc w siadzie skrzyżnym, przeciągnąłem się i ziewnąłem.

Powoli dopadała mnie senność, więc postanowiłem się trochę przespać.

Ponownie się położyłem i patrząc w niebo, stopniowo zamykałem znużone powieki.

Nagle odniosłem wrażenie, że coś mignęło mi przed oczami.

Rozwarłem je szeroko i podniosłem się do pionu, czując lekki niepokój.

Cisza.

Uznałem, że tylko mi się przywidziało, w końcu byłem padnięty.

Wzruszyłem ramionami i opadłem na plecy.

W tym samym momencie niesamowicie się wzdrygnąłem i aż podskoczyłem ze strachu.

Stanąłem na równe nogi.

Centymetr od mojej twarzy lewitował blaster, wycelowany prosto we mnie.

O mały włos i zostałbym nieźle poturbowany. Na szczęście udało mi się uniknąć strzału laserem w ostatniej chwili.

Rozejrzałem się dookoła siebie i chwyciłem Broomiego.

- Kto tam? - Powiedziałem wystraszony, lecz nikt mi nie odpowiedział.

Odwróciłem się z zamiarem popatrzenia w innym kierunku i dokładnie wtedy całe moje ciało zdrętwiało.

Przez parę sekund stałem sparaliżowany magią, próbowałem się wyrwać, lecz z psychokinezą nie dało się wygrać.

Siła wyższa pociągnęła mnie do tyłu, niczym magnes metal.

Uderzyłem w drzewo i jęknąłem z bólu. Potem moja dusza została uwolniona spod działania magii.

Miałem zamiar skorzystać z okazji, lecz atakujący wyszedł na przeciw mnie i uniemożliwił mi to.

Ciarki przeszły mnie po plecach, gdy go ujrzałem.

- Witaj... Ink. - Powiedział spokojnie, lecz przerażająco.

- Ty jesteś... jesteś Dust. - Przeleciałem go wzrokiem od stóp do głów, nie mogąc uwierzyć jakim cudem z nim rozmawiałem, ponieważ nie posiadał zdolności teleportacji do innych wszechświatów.

- Nic dziwnego, że mnie znasz i prawdopodobnie wiesz o mnie też wszystko, więc przejdę do rzeczy. - Podszedł bliżej z niepokojącym uśmieszkiem na twarzy, a ja zgrzytnąłem zębami, odsuwając się.

- Wiesz co, mały tęczowy dupku? - Wytknął w moim kierunku palec i tryknął mnie nim w pierś.

- Lepiej przestań mieszać w głowie Errorowi, bo inaczej sobie pogadamy. - Zamrugałem kilkakrotnie, analizując to co do mnie powiedział, jednak nic z tego nie zrozumiałem.

Przed moimi oczami ujrzałem małą kość, która pojawiła się nad jego otwartą dłonią.

Z impetem rzucił nią w moim kierunku, lecz natychmiast uchyliłem głowę w drugą stronę.

Pot spływał mi po czaszce, gdyż nie miałem za dużej swobody ruchu.

Czułem się bardzo niekomfortowo.

Kość wbiła się w pień drzewa, a jej połówka tkwiła tuż przy moim policzku, który lekko zadrasnęła.

Z niewielkiej rany zaczęła sączyć się krew, a moje źrenice pomniejszyły się ze strachu.

- Potraktuj to jako ostrzeżenie. - Wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu, a ja przełknąłem głośno ślinę.

Ale o co mu właściwie chodziło?

- Powtórzę jeszcze raz... - Zaczął, przyciskając mnie ręką do pnia rośliny. Mocno naciskał na moje ramię i mógłbym przysiądz, że gdyby użył trochę więcej siły, to z łatwością by mi je złamał.

- Trzymaj się z dala od Errora, bo inaczej już go więcej nie zobaczysz. - Puścił mnie, jednocześnie się śmiejąc.

Odwrócił się na pięcie i odszedł z kapturem, zarzuconym na czaszce.

Co... to było?

Chwyciłem swój pędzel i umieściłem go na plecach, będąc w dalszym ciągu przerażonym.

Otarłem ręką pot z czoła oraz westchnąłem głęboko.

Następnie starałem się zastanowić nad znaczeniem jego słów.

''Przestań mieszać mu w głowie, trzymaj się od niego z daleka.''

Sęk był w tym, że ja go nawet nie widziałem, dlatego nie mogłem pojąć co miał na myśli.

To nie wyglądało dobrze, nie wiedziałem jak mam się uporać z tą groźbą.

Czy to... czy to oznaczało, że Error był w niebezpieczeństwie?

I to... przeze mnie?

Przełknąłem głośno ślinę, siadając z impetem na ziemi.

Skrzyżowałem ręce na piersi. Tkwiłem tak w skupieniu, starając się znaleźć rozwiązanie, dopóki nie wyczułem cudzej obecności.

Zlęknąłem się oraz szybko podniosłem.

Szkielet zdzwił się moją reakcją i szybko się uśmiechnął, aby załagodzić sytuację.

- Woah, coś ty taki spięty, brachu? To tylko ja, twój ziomalos, hehe. - Musiałem przyznać, dawno nie widziałem Fresha. To był naprawdę dziwny dzień, żeby widzieć dwa kościotrupy, których nigdy bym nie przypuszczał, że dzisiaj zobacze.

- Och, to tylko ty. - Odetchnąłem z ulgą, również się uśmiechając. - Kościotrup przerzucił wzrok na roślinę za mną.

Kość zniknęła wraz z odejściem Dusta, lecz dziura po niej pozostała.

Moja reakcja była również dość niepokojąca, a z mojego wyrazu twarzy łatwo dało się odczytać emocje.

- Coś się stało? Wyglądasz na przestraszonego do kości. - Zaśmiał się, wkładając ręcę do kieszeni bluzy.

- Ach, to nic takiego. - Przyłożyłem dłoń w miejscu niewielkiej rany. Czerwona posoka jednak przepłynęła przez moje palce, a jej krople spłynęły na ziemię.

Fresh zmarszczył brwi.

- Wiesz, że nie znoszę kłamstwa, Ink. - Nic nie odpowiedziałem, a on przestał dociekać.

Najwyraźniej miał do mnie ważniejszą sprawę.

- Powiedz, co cię do mnie sprowadza? - Zaciekawiony, skupiłem na nim całą swoją uwagę.

- Mam do ciebie tylko pytanie. - Nagle spoważniał, a atmosfera wydawała się być nieco bardziej napięta.

- To może zabrzmieć dziwnie, ale... dlaczego unikasz Errora? Specjalnie zadajesz mu większy ból? - Wzdrygnąłem się usłyszawszy jego słowa.

- W-Większy ból? Co masz na myśli? - Ciągnąłem dalej temat.

- Jakiś czas temu widziałem go w takim stanie, w jakim nigdy bym nie przypuszczał, że kiedykolwiek zobaczę i... myślę, że ty coś o tym wiesz. - Przybliżył do mnie swoją twarz i oczekiwał odpowiedzi.

- Chwila... ja... nie wiem o czym mówisz! To prawda, nie miałem z nim kontaktu, ale nie unikałem go. Ja po prostu... musiałem pobyć trochę sam. - Posmutniałem, odwracając wzrok.

Fresh odsunął się i westchnął.

- Coś go zraniło i... to mocno, nawet bardzo. Jeszcze nie widziałem u niego tylu emocji. Mówiłeś mi pare miesięcy temu, że chcesz się z nim... zaprzyjaźnić? Że to jest twój nowy plan, żeby go zmienić? Poznać od lepszej strony? A sam teraz wątpisz, że ją posiada, czyż nie? - Byłem przerażony jego zdumiewającą dedukcją.

Sapnąłem.

- Tak, masz rację, lecz wciąż chce mu pomóc! - Zacisnąłem dłoń w pięść, pełen determinacji, a moje oczy lekko zabłyszczały.

- Sprawiając, że się załamał, chyba mu nie pomogłeś. - Zmarszczył brwi, a mnie totalnie zatkało.

- On... co? - Nie mogłem uwierzyć w to co mówił.

- Wiem co widziałem, stary. A więc słucham, co odwaliłeś? - Serce zaczęło mi szybciej bić na myśl, że zepsułem wszystko, na co tak ciężko pracowałem.

Na jego relacje ze mną.

- Ale ja... ja nic nie zrobiłem, ja tylko... - Wtedy mnie olśniło i poczułem się taki wściekły na siebie, że dopiero teraz sobie to uświadomiłem.

- Powiedziałem mu, że jest potworem. - Dodałem, opuszczając głowę.

- Więc to... to wszystko przeze mnie! - Krzyknąłem, a moje oczy zaszkliły się.

Teraz byłem pewien, że musiał mnie znienawidzić.

To znaczy, że naprawdę wszystko popsułem.

Szkielet położył mi rękę na ramieniu i podniósł mnie na duchu.

-Spokojnie, sądzę, że pewna osoba maczała w tym palce. Mam na myśli... dobrze wiesz jak bardzo niezrównoważony psychicznie on jest, mam rację? - Kiwnąłem twierdząco głową.

- Nie kojarzę go za bardzo, ale był z nim drugi Sans. Ten kolo wcale nie wyglądał przyjaźnie, a co ważniejsze miał mordercze zamiary. Chyba nie spodobało mu się, gdy Error niechętnie kogoś zabił. - W tym momencie nadzieja do mnie wróciła. A więc jednak się co do niego nie pomyliłem. Po prostu totalnie zrąbałem.

- Pokłóciłem się z nim, ponieważ zabił dwójkę moich przyjaciół. - Szepnąłem.

- Sądzę, iż to mogła być sprawka tego ziomka. Mógł pchnąć Errora do ich zabójstwa. - Zdjął z mojego ramienia rękę i włożył ją do kieszeni.

- To Dust. Przyszedł do mnie i mi groził. - Fresh stał chwilę w milczeniu, a po chwili odparł.

- Mów dalej. - A więc kontynuowałem. Opowiedziałem mu całe zajście.

- A więc wszystko jasne. - Klasnął w dłonie.

- Ten cały Dust musiał skumać, że nie do końca twój kumpelos był pochłonięty żądzą krwi, a był rozdarty i wahał się przy wykonywaniu jakiegoś działania oraz zastanawiał co ma zrobić i to musiało zdenerwować tego typka. Szybko pojął, że ty jesteś przyczyną rozterek Errora i przyszedł do ciebie z groźbą. - Uderzyłem pięścią w otwartą dłoń, komunikując, że załapałem.

- A więc to tak. - Próbowałem ukryć swój smutek, że popsułem całą swoją pracę, jednym głupim słowem. Do teraz zastanawiałem się czemu to powiedziałem. Przecież nigdy tak bym o nim nie pomyślał.

Nie pokochałbym potwora.

- Tylko jaki cel ma w tym Dust, czemu to robi? - Próbowałem odgadnąć.

- Akurat na to ci nie odpowiem. - Odrzekł.

- Porozmawiaj z Errorem i go przeproś. W przeciwnym razie... wszyscy kogoś stracimy. - Na chwilę zapadła grobowa cisza, a ja wziąłem do serca jego słowa.

- Dziękuje ci, Fresh. Dobry z ciebie kumpel. - Pomachałem mu na pożegnanie i poszedłem w stronę zacisznego miejsca.

Miałem zamiar się przespać, a jutro z samego rana poszukać Errora.

Czułem, że może mieć przeze mnie spore kłopoty.




C.D.N

Mam nadzieję, że rozdział jest znośny :|

Jeśli zauważył\abyś jakiś błąd, to popraw mnie, a ja to zmienię w wolnej chwili ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top