(5)

Error


Ziewnąłem, przewracając się leniwie na bok. Przeciągnąłem się, otwierając powoli oczy i łapiąc ostrość.
Podniosłem się do siadu i przetarłem oczodoły, rozglądając się dookoła.
Nie wyczułem obecności tęczowej księżniczki, więc odetchnąłem z ulgą i wstałem z hamaku.
Już myślałem, że znów się gdzieś schował, żeby się na mnie rzucić czy coś takiego.
Prawdopodobnie poszedł dalej tworzyć kolejne AU, a ja nie miałem aktualnie nic do roboty. W sumie od wczorajszego dnia, bardzo zachciało mi się hamburgerów. Mogłem pójść po kolejnego na śniadanie i taki też miałem zamiar.
Nim jednak otworzyłem portal, usłyszałem czyjeś kroki. Pierwsze co mi przyszło do głowy to, że to Ink, niestety był to zupełnie ktoś inny.
Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek go jeszcze zobaczę, od poprzedniego razu.
Wiele miesięcy wcześniej, byłem w jego świecie i próbowałem w nim coś namieszać, ale na szczęście tego idioty, ochroniarz wszechświatów już dawno tam stał, rozmawiając z nim.
Mowa o Fresh'u, który z niewiadomej przyczyny, podszedł do mnie i uśmiechnął się jak zawsze, tym swoim wnerwiającym uśmieszkiem.
- Czego tu szukasz, okularniku? - Popatrzyłem na niego z pogardą.
- Yo, Error! Tak sobie wpadłem na przyjacielską pogawędkę! - Wyszczerzył zęby w uśmiechu, a ja poczułem jak cały już się trzęsę ze złości.
Chciał objąć mnie ramieniem, ale odsunąłem się od niego w porę.
- Wooah, spokojnie. Ziom, przecież cię nie zjem, hehe. - Warknąłem, marząc o tym, aby stąd zniknął i dał mi święty spokój.
- Czego ty do cholery ode mnie chcesz!? - Spytałem, tym razem dało się usłyszeć nutkę napięcia w moim głosie.
- Dobra, przejdę do rzeczy. Nie chciałbym, żeby mój ulubiony kumpel popsuł sobie nerwy. - Czułem jak zbiera mi się na wymioty, kiedy słyszę jak nazywa mnie swoim ''kumplem''.
- A więc, doszły mnie słuchy, że się zmieniłeś, hm? Podobno już nie zabijasz i nie niszczysz światów. - Nagle spoważniał, zaraz potem dokończył swoją wypowiedź.
- Jednak ja w to nie wierzę. Ktoś taki jak ty, nie mógłby zmienić się w zaledwie kilka dni. A tak poza tym to przyszedłem tu, żeby ci coś powiedzieć. - Zaczął się powoli do mnie zbliżać.
- Tylko tknij mojego brata, a wypruję ci flaki, kapiszi? - Zsunął swoje okulary i wyraźnie dało się dostrzec jego niezadowolenie.
Muszę przyznać... wolałem, kiedy miał je na sobie, to spojrzenie mnie trochę przerażało.
- Taki tchórz jak ty mi grozi? Myśl sobie o mnie co chcesz, ale nie interesuje mnie twój głupi braciszek! - Sprowokowałem go, gdyż założył na nos z powrotem swój znak szczególny, a zaraz po tym dodał groźnie.
- Na twoim miejscu bym mnie nie denerwował. Powiedziałem co chciałem, jednak odradzam ci mnie naprawdę prowokować. - Odwrócił się, odszedł parę kroków, znikając.
Nic już nie dodałem, miałem go gdzieś.

Taki odważny, a tak serio to jest tylko wielkim trzęsiportkiem.
Jak on mi działa na nerwy!
Kompletnie straciłem przez niego humor.
Mruknąłem pod nosem i poszedłem na reszcie w kierunku restauracji. Zamknąłem za sobą przejście do Anty Voidu, zerkając czy aby nie wrócił jeszcze czegoś dodać.
Nie widziałem go.
Tym lepiej, tylko bardziej by mnie wkurzył.
Bardzo chciałbym teraz pójść z Inkiem do naszych wodospadów.
Wyciszyć się.
Zapomnieć o wkurwiającym Freshu i jego groźbach.
Zdenerwowany kopnąłem kamień, który leżał na mojej drodze. Włożyłem dłonie do kieszeni kurtki i zmierzałem dalej przed siebie.
Lepiej, żeby nikt mi już nie podnosił ciśnienia, bo chyba nie wytrzymam.
Poszedłem przez las, aby szybciej dotrzeć do celu.
Znajdowałem się w świecie, w którym nie powinienem zostać od razu zaatakowany.
Mijałem już kolejne drzewo, lecz to co stało przy kolejnym, sprawiło, że zatrzymałem się nagle.
Stałem zamurowany.
O korę opierał się zakapturzony Sans, ale to nie wszystko. Obok niego spostrzegłem lewitującego Blueberry'ego.
Gdy już pierwsze wrażenie opadło, dostrzegłem, że nieznajomy unosi rękę w górze, a kościotrup z tego AU dusi się i próbuję uciec.
- Witaj... Error. - Rozbrzmiał głos, obcego dla mnie typka, który spojrzał bezpośrednio w moją stronę.

Przyjrzałem się jego twarzy. Wyglądał jak kompletny świr.
- Wybacz, ale chyba się nie znamy. - Odrzekłem, chcąc jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca.
Usłyszałem jego chichot, który zaczął mi działać na nerwy.
- To nie ważne. - Dodał i skierował swoją kukiełkę na przeciw mojej twarzy, zagradzając mi drogę.

- Hej! Czy on nie wije się uroczo? - Byłem pewny, że usłyszałem od małego ciche ''pomocy''. Gdy tak się mu przyglądałem jak się męczy, zrobiło mi się go trochę żal.
To w końcu jeden z przyjaciół tęczowego kościotrupa.
- Puść go. - Wymówiłem w stronę, irytującego mnie gostka, a ten wybuchł śmiechem, przyciągając go w swoją stronę.
Ścisnął dłoń w pięść, a Blue zaczął piszczeć z bólu.
Chyba cały świat chce mnie dzisiaj zdenerwować i to bardzo.

Zacisnąłem zęby, aby nieco się uspokoić, jednak to nie poskutkowało, gdy usłyszałem to co powiedział napastnik.
- Teraz, dawaj! Przebij go kilkoma kośćmi, ale będzie ubaw! - Otworzył gębę i zaczął rechotać, a ja zaczynałem czuć, że mały kościotrup zaraz odleci.
- Jeszcze słowo, a ci przypierdolę! - Wrzasnąłem, czując jak cały się już gotuję, przez wcześniejszą sytuację.
Nawet nie zauważyłem, że temu gnojowi to się najwyraźniej spodobało. Po prostu się do mnie uśmiechnął szyderczo.
- Huh? Nie potrafisz nawet zranić tego malucha, a chcesz coś zrobić mi? - Zaciskałem piąstki ze złości, a on wypuścił Sansa z Underswapu, który upadł na ziemie.
Trzymał się za gardło i mocno kasłał.

Popatrzył na mnie ze łzami w oczach, a widząc mój gniew, prawdopodobnie się wystraszył, w wyniku czego uciekł w głąb gąszczu.
Przecież nie chciałem.
Naprawdę nie chciałem tego zrobić.
- Może zamiast tak stać to byś się ruszył? Chcesz mu pozwolić zwiać? Nie żartuj! - Zignorowałem tego typka, oddalając się coraz bardziej. Usłyszałem jak mały potknął się i upadł. Popatrzyłem w jego stronę.

Dalej byłem bardzo zdenerwowany i nie rozumiałem o co chodzi temu typowi.
- No nie mów mi, że jesteś takim TCHÓRZEM JAK FRESH. - Dokończył zdanie, w tej samej chwili, a mnie dosłownie szlag trafił.
Minęło sporo czasu, odkąd wpadłem w taką furię.
Już było za późno. Kompletnie nie wiedziałem co robię.
Miałem tylko jedno w głowie.

ZABIĆ. ZABIĆ. ZABIĆ.

W błyskawicznym tempie wyprostowałem rękę w kierunku Blueberry'ego, który już zdążył się oddalić, niestety nie udało mu się uniknąć spotkania z moimi sznurkami.
Owinąłem całe jego ciało i zaczepiłem o gałęzie sąsiadujących drzew.
Drugą kończyną wysunąłem z ziemi kość, która przebiła w pół, zwisającego kościotrupa.
Ewidentnie chciał coś powiedzieć, ale tylko splunął krwią, szybko tracąc kontakt z otoczeniem.
Kiedy już go odplątałem, bezwładnie upadł na ziemię i w tym momencie zobaczyłem jego łzy.
Płakał... bardzo.
Co ja narobiłem?
Wykrwawił się, a jego dusza złamała się na pół.
Podczas gdy on obracał się w proch, ja powróciłem do rzeczywistości i zastając taki widok, zamarłem.
Czułem jak trzęsą mi się dłonie, spojrzałem na nie i jeszcze przez chwilę byłem w szoku.
- Czy nie wygiął się w zabawny sposób? - Zapytał zakapturzony, podchodząc do mnie. Zaczął chichotać patrząc jak szary pył unosi się do góry i znika wraz z wiatrem.
- Heh. - Mruknąłem i uśmiechnąłem się lekko. Nagle przestałem mieć jakiekolwiek wyrzuty.
Ciągle miałem przed oczami tego debila, Fresha.
To wszystko jego wina! Mógł do mnie nie przyłazić!
Nie miałem ani chwili, żeby pomyśleć logicznie, czy choćby się uspokoić.
Kierowały mną emocje i... żądza krwi, której nie czułem od jakiegoś czasu.
Nagle odniosłem wrażenie, jakby coś leciało w moją stronę. Odskoczyłem na bok i skierowałem w tym kierunku wzrok.
Kątem oka dostrzegłem nieznajomego, który schował się w cieniu roślin, obserwując całą sytuację.
- Ty! - Od razu rozpoznałem ten głos. Należał do Papyrusa, również z tego AU.
Jego wzrok był przepełniony nienawiścią i gniewem.
Zaatakował mnie kościstymi ciosami, ale uniknąłem ich bez problemu.

Nie chciałem walczyć, lecz zachowałem się niezgodnie z tą myślą.
- Jak mogłeś... jak śmiałeś! - Krzyczał, podczas gdy ja skupiłem się na blokowaniu jego ataków oraz wymijaniu lasera z blasterów.
Nie odpuszczał, a nawet sprawił, że musiałem zacząć się nieźle wysilać, aby ich uniknąć.
Po kliku sekundach miałem tego dość. Byłem głodny i nie w humorze.
Postanowiłem to zakończyć.

Zespawniłem smoczy pysk i rozwaliłem całą jego ochronę. Cała wściekłość wtedy mną pokierowała. Przeskakiwałem z każdej jego kostki na kolejną, aż dotarłem do niego.
Pot spłynął mu z czoła, kiedy chciał przypiąć mnie do muru, swoją serią blasterów.
Przeteleportowałem się obok niego i tym go zaskoczyłem.
Jego twarz przez ułamek sekundy, wyraziła takie przerażenie, jakiego jeszcze nie widziałem.
Nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Po prostu owinąłem jego duszę moimi niebieskimi smyczkami i pociągnąłem za nie, niszcząc ją całkowicie.
- Wy marne ścierwa nie macie racji bytu. - Powiedziałem prosto do niego, gdy zaczął znikać.
Jeszcze chwilę bezdusznie wpatrywałem się w pozostałości po nim.
Biały proch... kiedyś widziałem go niemal codziennie.

Mógłbym przysiądź, że słyszałem psychopatyczny śmiech, ale nie zlokalizowałem jego źródła.
Kiedy odsunąłem się od pyłu, zauważyłem, że zakapturzonego kościotrupa już dawno nie było.
Westchnąłem i złapałem się za brzuch. Strasznie mnie bolał z głodu.

Przypomniałem sobie, że muszę coś w końcu wrzucić na ząb.
Pstryknąłem palcami i oszczędzając sobie utraty reszty nerwów, znalazłem się błyskawicznie w barze.
Wziąłem to po co przyszedłem i wróciłem do wiecznej pustki.
Usiadłem na hamaku i rozkoszowałem się pysznym burgerem.
Dopiero wtedy cała złość, wszystkie emocje opadły, a mi z rąk wypadł posiłek.
Oparłem łokcie na kolanach, łapiąc się za czaszkę, równocześnie pochylając do przodu.
Co ja najlepszego narobiłem?
Przecież nie chciałem nikogo już zabijać, nie potrzebowałem tego, a jednak... znów poczułem się przyjemnie patrząc jak giną.
Zawsze tak było, nim zbliżyłem się do mojej tęczowej księżniczki.

Z tą różnicą, że teraz, gdy o nim wspomniałem, nie miałem już tego tak bardzo gdzieś jak kiedyś.
Starałem się uspokoić myślami, że to tylko beznadziejne usterki i nie zrobiłem nic złego.
Kiedyś to działało, ale nie dałem rady okłamać sam siebie.
Dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że teraz nie pomogło.
Inka w dalszym ciągu nie było, a ja nie wiedziałem co mam teraz począć.

Ink


Wreszcie skończyłem mój wielki rysunek.
Otarłem pot z czoła dłonią i zadowolony z siebie, odetchnąłem z ulgą.
Wpatrywałem się w swoją pracę, nad którą spędziłem dobrych kilka godzin.
W kolejnym pustym miejscu, w którym zazwyczaj powstają nowe wszechświaty, namalowałem swym wiernym pędzlem, całkiem ładny widok.

Chciałem pokazać to Errorowi, ale najpierw musiałem troszkę odsapnąć.
W tym celu poszedłem do swojego drugiego najlepszego kumpla, z którym mogłem się trochę zrelaksować.

Wchodząc do tego AU, już na początku poczułem coś dziwnego.
Ze zdziwieniem przemierzałem las, w poszukiwaniu malutkiego kościotrupa.
Po mimo jego rozmiarów, znalezienie go nie było wcale takie trudne.
Jednak, gdy po dłuższym czasie poszukiwań dalej napotykałem tylko drzewa, zmartwiłem się.

Nagle poczułem jakbym w coś wdepnął. W coś lepkiego i... wtedy do moich nozdrzy, dostał się okropny zapach.
Cuchnęło strasznie.
Chwila, bardzo dobrze go znałem.
Czy to była... KREW!?

Zakryłem dłońmi usta, aby stłumić swój krzyk.
Przed swoimi oczami miałem wielką kałużę czerwonej posoki, a obok niej resztki dobrze mi znanego pyłu.

To nie możliwe... jakim cudem to mogło się stać?
Oddychałem głęboko, żeby się uspokoić i pomyślałem o Papsie.
Skierowałem się w kierunku, w którym mógłbym go znaleźć, lecz daleko nie musiałem biec.
Kolejna górka prochu.
I tylko jedna osoba mogłaby być do tego zdolna.
Upadłem na kolana i poczułem jak łzy zbierają się w kącikach moich oczodołów.
Sprawnym ruchem wytarłem je rękawem kurtki, ale nie zdołałem się tak łatwo uspokoić.

Error... dlaczego?
Myślałem, że... jesteśmy... przyjaciółmi.
Mocno go polubiłem i bardzo się cieszyłem, widząc u niego zmianę.

Czy ja się... pomyliłem?
Nie! Nie wierzę, że to on!
Ścisnąłem pięści, wycierając po raz ostatni twarz. Podniosłem się oraz zdecydowanym ruchem otworzyłem portal do Anty Voidu.
Wszedłem do środka i pierwsze co zobaczyłem to czarnego kościotrupa, leżącego na swym łożu.

Error

Poczułem czyjąś obecność, więc od razu podniosłem się do siadu. Zszedłem z hamaku, widząc przed sobą tęczową księżniczkę.
Stałem trochę zszokowany, ale przywitałem się z nim na luzie.
- O, cześć, Ink - Powiedziałem, podchodząc do niego.
Przyglądałem się jego twarzy. Nie wyglądał na zadowolonego.

-J-jak mogłeś...? - Wymamrotał, spuszczając wzrok.
Stałem w milczeniu gdy zrozumiałem, że był świadomy tego co uczyniłem
- Jak mogłeś ich zabić!? Myślałem, że się... zmieniłeś i...- Przerwałem mu, wymawiając słowa z trudem.

- Och, daj spokój. Przecież to nic takiego. - Zauważyłem, że zacisnął pięści i zaczął się trząść.
- Nic?! Nie wierzę, że to mówisz, Error! - Krzyknął, a wtedy spod jego oczu zaczęła wylewać się przezroczysta ciecz.
- Naprawdę jesteś potworem! - Rzucił mi prosto w twarz, szybko odwracając się do mnie plecami.
Po tych słowach poczułem nagły oraz okropnie mocny ból w klatce piersiowej.
Patrzyłem jak odchodzi, otwiera portal, a zaraz po tym znika. Nic nie mogłem powiedzieć.

Nie dlatego, że tak mocno się tym przejął, lecz dlatego bo nigdy nie sądziłem, że Ink tak o mnie myśli.
Nie byłem zdolny się ruszyć. Stałem w miejscu jak słup, a kiedy kościotrupa już nie było, krzyknąłem.

- Czek...!- Wyciągnąłem rękę w jego stronę. Niestety on i tak nie był w stanie tego usłyszeć.

Spuściłem głowę w dół i ścisnąłem kawałek swojej czerwonej bluzki, z całych sił.
Obraz się przede mną rozmazał.
Niemożliwe! Czy ja... płaczę?
Do tamtej pory nic nigdy mnie tak nie zabolało.
Dlaczego... dlaczego tak się nimi przejmuję?
Czułem się jakby ktoś wyrwał mi w tym momencie serce.
Do niedawna nie wiedziałem czym są łzy.
W tamtej chwili czułem się gorzej niż kiedykolwiek wcześniej.
Byłem pewny, że Ink już nie będzie w stanie mnie polubić.
Nie wybaczy mi.
Usiadłem na ziemi, nie dałem rady stać. Nie pamiętałem siebie tak załamanego.
Dalej nie rozumiałem, czemu się tego dopuściłem.
To wszystko mnie przerosło.
Ten cały Fresh i jego denerwująca gadka.
Cholera! Czy akurat tamtego dnia musiał przyjść ten dureń?!
Położyłem się na plecach i dałem łzom swobodnie spłynąć.
Położyłem rękę na oczach i w takiej pozycji po czasie się uspokoiłem.
Więc jestem potworem.

Perspektywa z trzeciej osoby

- Czy ten zadany mu ból psychiczny cię zadowala? - Przemówił kościotrup z niskim głosem.
- Jak najbardziej, chcę więcej! - Powiedział drugi szkielet, zerkając w otwarty portal, ukazujący Anty Void.
- Masz to jak w banku. - Odrzekł ten pierwszy, znikając w cieniu drzew.

C.D.N


Do powstania tej części, bardzo, ale to bardzo mi pomogła moja przyjaciółka, która wykonała kupę roboty siedząc i sprawdzając moje błędy c:

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top