(3)
Error
Wdychałem świeże powietrze do płuc, rozglądając się za jakąś ofiarą.
W końcu ujrzałem Sansa z Underfell, taaak... jego to szczególnie nie cierpię.
Postanowiłem mu trochę napsuć krwi. Wiedziałem, że zainteresuje się, jeśli człowiek nagle zniknie mu sprzed nosa.
Dlatego chwyciłem ją moimi smyczkami i przywiązałem do gałęzi, na której aktualnie stałem.
Patrzyłem z góry na niezadowolonego knypka.
Zabawnie wyglądał, wydawał się być taki maluśki. Uśmiechnąłem się szeroko, prowokując go.
Wiedziałem, że złamie tę kończynę drzewa, więc znalazłem się na ziemi, nim to zrobił.
Dziewczyna spadała na trawę, a on wyglądał na zdezorientowanego.
Dostarczył mi kupę śmiechu.
Wręcz nie mogłem się skupić na niczym innym, niż trzymaniem się za brzuch.
Niestety gałąź uderzyła w krzaki, uginając ich puszyste liście, a on w tym czasie złapał człowieka na ręce
- Próbowałeś ją zabić. - Powiedział patrząc na mnie nienawistnie.
- Kto? Ja? Daj spokój, tylko się z wami droczę. - Zachichotałem, co doprowadziło alternatywną wersję mnie do prawdziwego szału.
Frisk trzymała go za rękaw bluzy, próbując uspokoić, ale on odepchnął ją i ruszył prosto na mnie.
Cóż, chętnie bym z nim powalczył, ale trochę nie byłem w formie, gdyż nie spałem całą noc, przez Inka, który nagle pojawił się w Anty Voidzie.
W sumie ciekawe co teraz robił.
Kościotrup już miał się na mnie rzucić, ale umknąłem mu w mgnieniu oka.
Ziewnąłem, chcąc ułożyć się do snu, lecz poczułem czyjąś obecność.
Zerknąłem ukradkiem w to miejsce i spostrzegłem twarz dobrze mi znanej osoby.
- Hej, pomyślałem, że... może chciałbyś coś jeszcze zobaczyć? - Skrzyżowałem ręce i powiedziałem zaciekawiony.
- Ta? Co znowu? - Uśmiechnięty pociągnął mnie do jakiejś pustej przestrzeni.
No taki widok to ja praktycznie mam na codzień.
- To jest to? - Zapytałem ukrywając lekkie zażenowanie.
- No coś ty, głuptasku. Tak sobie myślałem, że skoro niszczysz, to nie wiesz jak to jest tworzyć, dlatego dzisiaj ci to pokażę! - Zamachnął kilka razy pędzlem i rozlał trochę farb, aż w końcu stworzył góry, lasy oraz rzekę.
Cóż, muszę przyznać, że nie było to mocno interesujące, ale także nie aż tak nudne.
Obserwowałem go przez kilka godzin. Skakał wesoło z miejsca do miejsca.
Nie wiedziałem czemu, ale to był przyjemny widok, widząc go jak robił coś z takim zapałem.
Nagle poczułem się dziwnie myśląc, że wkładał w to taki wysiłek, a ja to bezczelnie niszczyłem, lecz szybko mi przeszło gdy przypomniałem sobie, że mieszkańcami tych światów były nic nie warte usterki.
Z zamyślenia wyrwał mnie Ink.
- Teraz pora stworzyć jakieś żywe istoty! - Nie ucieszyło mnie to bardzo, ale próbowałem nie pokazywać tego zbytnio.
Mój towarzysz po raz kolejny machał swoim ogromnym narzędziem, do momentu aż z ziemi nie wyszły trzy żaby.
Skakały w kierunku jeziora, ale jedna została dosyć z tyłu, w przeciwieństwie do reszty.
Coś mnie wtedy skłoniło do tego, abym spętał ją moimi smyczkami.
Zrobiłem to bez zastanowienia, w końcu zawsze to robiłem, więc kolejnym krokiem było po prostu zniszczyć.
Lecz tym razem było inaczej.
Chwilę się w nią wpatrywałem. Jak bezustannie macha kończynami, chcąc wyrwać się z uciskających ją sznurków.
Usłyszałem jak Ink nabierał do ust powietrza, z zamiarem przeszkodzenia mi.
Tak jak już mówiłem, to nie było konieczne.
Jakoś... nagle mi się odechciało, to dość trudne do wyjaśnienia. To tak jakby coś sobie przynieść do jedzenia i w pewnym momencie kompletnie stracić na to ochotę.
Dokładnie tak się teraz czułem. Wypuściłem potwora, po chwili dołączyła do stada i zniknęła z mojego pola widzenia.
Tęczowy kościotrup wydawał się być zaskoczony moim zachowaniem, ale nie zastanawiałem się nad tym.
Gdy jednak zbyt długo się we mnie wpatrywał, poczułem się nieswojo.
- No co? - Zapytałem, a on gwałtownie się do mnie przysunął. Chyba coś tam powiedział, ale nie mogłem się na tym skupić.
Moja denna fobia za bardzo mi w tej chwili przeszkadzała.
Odsunąłem się od niego o krok, a on wtedy strasznie się zdziwił.
Ciągle na mnie patrzył, teraz jednak tak, jakby z kilometra chciał wypatrzeć muchę.
Rozbawił mnie jego wyraz twarzy, ale byłem trochę zestresowany w chwili obecnej.
W końcu, gdy to całe napięcie minęło, podchodził do mnie celowo, bardzo szybko. Nie miałem wyjścia, więc cofałem się, aż nie dotknąłem plecami skały.
Nie było już dokąd uciec.
Kropelki potu spłynęły po mojej czaszce, to było dość trudne do ukrycia, więc natychmiast zauważył mój strach.
- Ty... się mnie boisz, Error? - Usłyszałem smutek w jego głosie z jakiegoś powodu.
- Że co?! Nigdy w życiu! - Zmarszczyłem brwi, na znak dezaprobaty.
Tak właściwie to mówiłem prawdę. To nie jego się obawiałem.
- Ale uciekasz przede mną. - Zmarszczył nos, jakby próbował wcielić się w rolę detektywa.
- S-słuchaj to nie tak... z-zresztą, nieważne. Zapomnij o tym - Przeszedłem obok niego, żeby go wyminąć, ale on nagle złapał mnie za nadgarstek, co mnie totalnie zaskoczyło.
Poczułem jak przeszły mnie dreszcze.
Wręcz podskoczyłem, a Ink bardziej posmutniał oraz mnie puścił, widząc moją reakcję.
- Powiedz o co chodzi. - Zażądał, a ja się skrzywiłem. Nigdy jeszcze tego nikomu nie mówiłem, właściwie to... nie było komu.
Eh, teraz to ja czułem się przybity.
- Error. - Jego głos przywrócił mnie do rzeczywistości.
- Ja... boję się k-kontaktu fi-izycznego z k-kimś. - Odparłem niechętnie, odwróciłem wzrok obawiając się jego reakcji.
- Och, a więc to tak! - Uderzył pięścią w otwartą dłoń, dając sygnał, że załapał.
- W takim razie przepraszam, już nie będę do ciebie podchodził. - Uśmiechnął się od ucha do ucha, a ja zamrugałem kilkakrotnie, myśląc o tym co tu się stało.
On... naprawdę to zrozumiał?
- N-Nie przeszkadza ci to? - Wahałem się czy spytać, ale w końcu zebrałem na to siły.
- Oczywiście, że nie. Mogłeś powiedziec od razu. - Wtedy poczułem dziwną ulgę, a więc tak to jest móc się komuś wygadać.
Po chwili zobaczyłem jak Inkowi przymykały się oczy, też był już padnięty.
- Cóż, myślę, że powinniśmy... - Nie dał mi dokończyć, bo wręcz poleciał na ziemię. Poczułem potrzebę złapania go, ale wycofałem się w ostatniej chwili, bijąc się w głowie z myślami.
Na szczęście, trawa była miękka i gęsta.
Jeżeli tu zostanę, to znów nie prześpie kolejnej nocy.
Otworzyłem przejście do Anty Voidu i położyłem się z zamiarem zaśnięcia.
Mimo wszystko, tak czy siak mi to nie wyszło, ponieważ myślałem o całym tym wieczorze z Inkiem.
O tym z jaką gracją i wdziękiem się poruszał. Jaki miał ogromny talent oraz jaki był słodki gdy spał.
A nie, chwila, o tym już myślałem.
Ale był taki uroczy, że nie dałem rady sobie tego znowu nie wyobrazić.
Stuknąłem się pięścią w czaszkę. Do prawdy... jakie jeszcze bzdury opanują mój umysł?
Westchnąłem, przewracając się na bok, układając wygodnie w hamaku.
Nim zamknąłem znużone powieki, w mojej głowie ciągle powtarzało się jedno i to samo pytanie.
Czy on mnie... lubił?
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top