(22) |KONIEC|

ERROR

Szum wiatru docierał do moich uszu, podczas gdy ja siedziałem na pniu drzewa i wpatrywałem się w rozgwieżdżone niebo.

Szal Inka owinięty na mojej szyi, powolnie falował pod wpływem powietrza.

Wciąż nie mogłem w to do końca uwierzyć.

To stało się tak szybko, nawet sam nie byłem pewny, co powinienem mu wtedy powiedzieć.

To on nauczył mnie odczuwać coś więcej niż tylko złość i byłem mu za to wdzięczny.

Jednak nie miałem pojęcia o miłości.

Jedyne co wiedziałem to fakt, iż zrobiło mi się bardzo miło, kiedy powiedział, że czuł do mnie coś tak silnego.

Westchnąłem, po czym wstałem.

Zapewne liczył, że mógłbym mu pomóc, ale ja zawiodłem.

Ścisnąłem dłoń w pięść i spojrzałem przed siebie, na zielone kępki trawy, pokryte śniegiem.

Chłodne podmuchy wiatru zaczynały robić się coraz bardziej nieprzyjemne.

A zimno nigdy mi tak bardzo nie przeszkadzało.

Złapałem za jego szalik i otuliłem się nim bardziej.

Westchnąłem ponownie.

Nawet pomimo tego, iż byłem tam sam, to wciąż dusiłem w sobie emocje, gdyż uważałem to za dobre rozwiązanie.

Płacz nie przywróci mi tęczowej księżniczki, dlatego próbowałem się uspokoić.

Glitche wyciszyły się i byłem w stanie swobodnie się poruszać.

Dałbym wiele, żeby jeszcze raz kiedyś się do niego przytulić.

Nie było to najprzyjemniejsze uczucie, lecz również nie najgorsze.

Uśmiechnąłem się lekko sam do siebie i poczułem, jak po moich policzkach spłynęło w dół kilka słonych łez.

Wytarłem je szybko szalikiem Inka i warknąłem cicho.

''Przestań, to i tak ci nic nie da.''

Powtarzałem w swoim umyśle, ale te myśli nie były wystarczająco silne, aby wygrały z moim wewnętrznym załamaniem.

Prócz smutku zaczynałem czuć złość, narastająca z każdą chwilą.

To wszystko była wina Nightmare'a i jego ziomków.

Ten cholerny gnój Dust... jeszcze mu się nie odpłaciłem za tamto.

Uśmiechnąłem się trochę bardziej.

Teraz zapewnie mu taką dawkę bólu, o jakiej nigdy by nie przyśnił.

Ścisnąłem zaciśniętą pięść i poluzowałem ją. Poprawiłem szal i westchnąłem głęboko, patrząc przed siebie.

Nie.

Ink na pewno by nie chciał, żebym znowu oszalał, dlatego musiałem trzymać emocje na wodzy.

Spojrzałem smutno w niebo.

Mimo że już nie żył, to ja jednak dotrzymam obietnicy.

Ale to nie znaczy, że nie pomszczę jego śmierci. Nie ma mowy, oni nie zasługują na to, żeby żyć, po tym jak go zamrodowali.

Już ja im pokażę...

Uderzyłem pięścią w otwartą dłoń i wyszczerzyłem zęby w złości, patrząc w przestrzeń przed sobą.

Dobra, dobra, Error. Spokój.

Odetchnąłem głęboko.

Ink zawsze umiał mnie uspokoić, lecz kiedy miałem to robić samemu, to było takie trudne.

Wyciągnąłem rękę w bok i otworzyłem portal.

Patrzyłem na niego pustym wzrokiem, przygotowując się mentalnie na starcie z kilkoma Sansami, a wtedy coś ścisnęło mnie w żołądku.

Jakby... niepewność.

W końcu jak miałem dać im wszystkim radę? Przecież to niemożliwe było!

Sapnąłem zażenowany.

Bez planu nie mam szans, a póki co byłem tutaj bezpieczny.

Przynajmniej taką miałem nadzieję...

Krążyłem w kółko, próbująć wymyślić jakiś niezły plan, aż zauważyłem cudzy cień, który padł na moją sylwetkę.

Wzdrygnąłem się i wyszczerzyłem zęby w złości, patrząc na osobę przed sobą.

Przeniosłem ciężar ciała na prawej tylnej nodze, którą wytknąłem do tyłu i jak boga kocham, już miałem rzucać się na tamtego szkieleta, lecz widząc tą twarz, natychmiast się pochamowałem.

Stanąłem jak słup i rozwarłem usta w zdziwieniu.

Ja to naprawdę spotykałem dziwne osoby w dziwnych miejscach oraz czasie.

- E-Error? - Wyjąkał, spojrzałem na niego zszokowany, a jego wyraz twarzy również przypominał mocno wstrząśniętego moim widokiem.

Obaj nie spodziewaliśmy się tu siebie.

Kościotrup nieco niższy, z krwistoczerwonym szalem na szyi, przyglądał mi się z zainteresowaniem.

Biały strój oraz wielka, charakterystyczna rana w okolicy brzucha.

Nawet z kilometra rozpoznałbym swojego przyszywanego brata.

Wyszczerzył zęby w uśmiechu i powiedział przyjaźnie.

- Woah, co ty tu robisz, brach... - Wyglądał na ucieszonego na mój widok, jednak najwyraźniej zauważył coś niepokojącego, co sprawiło, że uśmiech błyskawicznie szedł mu z twarzy, a jego tempo mówienia spowolniło się znacząco. Jego ton głosu również przybrał wrażenie bardziej smutnego i zaniepokojonego.

- Co ty tu robisz, Geno? - Spytałem na spokojnie. On zaś chwilę przypatrywał mi się, jakby chciał coś powiedzieć, lecz się wahał.

Ostatecznie niepewnie spytał.

- Czy to... szalik Inka? - Zerknąłem na szal na mojej szyi i podniosłem go nieco, po czym przerzuciłem wzrok na szkieleta.

Spojrzałem na niego smutno i westchnąłem głęboko.

On już nie wymagał ode mnie odpowiedzi, po prostu kiwnął głową.

- Ty go zabiłeś? - Zmrużyłem oczy i patrzyłem na niego przeszywająco.

On tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu i podniósł obie ręcę przed siebie, skierowane wewnętrzną stroną otwartych dłoni w moją stronę. Machał nimi lekko, żeby załagodzić sytuację, po czym odrzekł.

- Tylko żartowałem. - Zachichotał, a ja spojrzałem w ziemie smutno. A wtedy zauważyłem na cienkim paśmie trawy okruszek pyłu, który tuż po tym, jak go zobaczyłem, rozpłynął się w powietrzu przez lekki podmuch wiatru.

Patrzyłem pusto w to miejsce i nagle przed oczami zobaczyłem Inka, przytulającego mnie, a dokładniej jego całe ciało. Powoli rozpadające się na kawałeczki, aż ostatecznie znikającego w chmurze prochu.

Syknąłem sam do siebie i potrząsnąłem głową, podczas gdy usłyszałem głos Geno.

- Error! - Najwyraźniej coś do mnie mówił, gdyż patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami, a ja zerknąłem na niego zdezorientowany.

Wspomnienia mnie przez chwilę zaatakowały i musiałem się wyłączyć.

Nagle jeo wyraz twarzy złagodniał i wrecz zaobserwowałem niedowierzanie w jego oczach.

- Czy ty... płacesz?! - Po jego słowach dotknąłem swojej czaszki w miejscu kości policzkowych i faktycznie były lekko zlepione przezroczystą substancją.

Moje oczodoły musiały wciąż być załzawione.

- Od kiedy ty... przecież... - Był bardziej zszokowany niż ja, kiedy po raz pierwszy ujrzałem je na oczy. Uśmiechnąłem się lekko do niego, co sprawiło, że nawet cofnął się krok ode mnie.

Przyglądał się mi, jakby zobaczył kosmitę.

- Ja myślałem, że ty... nie jesteś zdolny okazywać uczuć. - Zamrugał kilkakrotnie i przechylił lekko głowę w zdziwieniu.

Serio to było takie dziwne?

Może ja już powoli się do tego przyzwyczajałem, a na początku moja reakcja mogła być podobna do niego.

Parsknąłem śmiechem.

W sumie jakbym postawił siebie z teraz przed samym sobą z przeszłości, to pewno też bym się nieźle zdziwił.

Patrząc mu prosto w oczy z lekkim uśmiechem na twarzy, odpowiedziałem.

- Ink mnie ich nauczył. Dzięki niemu zrozumiałem, jak to jest coś czuć. - Geno rozwarł usta w zdziwieniu, a następnie zerknął na szalik na mojej szyi. Westchnął ciężko i spojrzał w dół, po czym z powrotem spoglądając na mnie, zapytał w prost.

- Jak zginął? - Nie chciałem ciągnąć tego tematu lub wyobrażać sobie jego śmierci po raz kolejny, dlatego odparłem krótko.

- To Nightmare i jego banda. - Skrzyżowałem ręcę na piersi i sapnąłem z niezadowolenia.

On posłał mi spojrzenie pełne współczucia, a następnie podrapał się po podbródku, zamyślił się na dłuższą chwilę, patrząc w przestrzeń przed nami, po czym spojrzał na mnie z poważnym wyrazem twarzy.

- Wiesz... chyba wiem, jak mógłbym ci pomóc. - Wyprostowałem się gwałtownie tak, jakbym połknął kij od szczotki, a następnie skupiłem na nim całą swoją uwagę. W moich oczodołach dało się ujrzeć niedowierzanie oraz szok.

- C-Co? Jak? - Zamieniłem się w słuch, krzyżując ręcę na piersi.

Geno westchnął i uniósł czaszkę w górę, patrząc na otaczające nas niebo. Było późno i zimno, a on mimo wszystko chciał poświęcić mi swój czas.

- Otóż jak wiesz mam pewne zdolności, które mnie wyróżniają na tle innych. - Słuchałem go dalej z uwagą, kiedy spuścił głowę i spojrzał mi prosto w oczodoły.

- Mogę cofnąć wybraną linię czasu, ale... - Skamieniałem, gdy usłyszałem te słowa. I ukrywał tę zdolność przede mną przez tak długi czas?! W sumie... nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą za często. Właściwie każdy z nas miał swoje życie, ale... słyszałem od Inka czasem, że pytał o mnie.

- Naprawdę?! Więc mógłbym uratować Inka znając przyszłość?! To... genialne! - Mimowolnie na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech. Poczułem się nieco lepiej, trwając w przekonaniu, iż wszystko jeszcze mogło się zmienić.

- Tak, ale... to bardzo ryzykowne i bardziej skomplikowane, niż myślisz. - Twarz Geno wydawała się przybierać lekko ponury wyraz, a on sam był jakiś nie do końca zdecydowany.

- Co? Co masz na myśli? - Uniosłem brew w zdziwieniu i postanowiłem przyjrzeć się temu bliżej. Dałem mu dojść do słowa, hamując emocje.

- To nie jest takie łatwe, jak ci się wydaje, Error. Istnieje pomiędzy nami siła, której nikt nie jest w stanie przewyższyć - jest nią los. Każdy z nas podąża wyznaczoną ścieżką, która nie ma prawa ulec zmianie. Jeżeli ktoś musi zginąć, to po prostu w końcu umrze.

Każdy z nas ma narzucone przeznaczenie, z którym musi się pewnego dnia spotkać. - Geno mówił wyraźnie i przejrzyście, a moja pewność siebie malała z każdym jego słowem, który był jak cios, przebijający się przez moje kości.

- Więc jeżeli zmieniłbyś bieg wydarzeń i udałoby ci się uratować Inka... cóż, wydaję mi się, że w wyniku tego mogłoby się stać coś nawet gorszego. Lecz... sam nie jestem pewny, dlatego istnieje pewne ryzyko. Trudno jest tak naprawdę przewidzieć co się stanie. - Od razu, gdy zakończył swoje zdanie, spojrzałem na niego pewny siebie i odrzekłem.

- Wchodzę w to.

- C-Co? Nie boisz się, że możesz... - Przerwałem mu. Wiedziałem, co chciał powiedzieć.

- Nie. - Rzekłem z pełnym przekonaniem.

- Ale... - Wydawał się zmartwiony i nie pewny słuszności mojej decyzji. Wciąż próbował zmienić moje zdanie, jednak z jakiegoś powodu postanowił powiedzieć mi o takiej opcji.

Uznałem, że skoro zgodził się zdradzić mi swoją tajemnicę, to ja idiotycznym byłoby z niej nie skorzystać.

- Słuchaj, nie obchodzi mnie swój żywot. Dla mnie liczy się tylko Ink, a skoro mogę go uratować, to chcę spróbować. - Zdziwienie pojawiło się na jego licu, ale szybko zaczął przyzwyczajać się do faktu, że jakaś osoba była dla mnie tak ważna, aby ryzykować dla niej tak wiele.

Nawet własnym życiem.

A może i nawet kosztem innych istnień? W końcu... nie wiadomo co mogło się stać... Może świat rozpadłby się na pół i wszyscy by zginęli?

Ale mimo to musiałem, musiałem go ocalić.

- No nie wiem, Error... To spore ryzyko. - Zmarszczyłem lekko brwi i ująłem to krótko.

- Byłeś mu winny przysługę, pamiętasz? - Wzdrygnął się lekko z wrażenia, a potem spuścił głowę, myśląc przez chwilę.

- Więc zrób to dla niego. - Geno wahał się długo, aż ostatecznie spojrzał na mnie i pokiwał twierdząco czaszką.

Uśmiechnąłem się lekko.

- Mogę cofać linię tylko do pewnych momentów, a więc... spójrzmy. - Nagle przed nim ukazał się obraz odzwierciedlający wszystkie wydarzenia, które się zadziały, zanim się tutaj przeteleportowałem.

- Cofnę czas w tej linii o trzy minuty, w porządku? - Spytał, nie spuszczając wzroku z ekranu.

Patrzyłem na to zszokowany. Nie docierało do mnie, że uzyskałem szanse na uratowanie go. Chyba... nie byłem jeszcze do końca przygotowany na ponowne spotkanie z Inkiem.

- Czekaj! Ale... on nic nie będzie pamiętać, mam rację? - Mój braciszek zerknął na mnie i uśmiechnął się lekko.

- Absolutnie nie. Jedynie może odnieść lekkie odczucie dżw. - Kiwnąłem głową i spojrzałem przed siebie.

Miałem tylko jedną szansę, ale... musiałem wymyślić jakiś plan. Jeżeli uratuję go w tej jednej sytuacji, sądząc po tym, co powiedział Geno, może nadarzyć się i kolejna.

Szybko zdałem sobie sprawę z tego, że jeżeli zmienię ciąg wydarzeń, to coś innego mogłoby mnie zaskoczyć.

To sprawiło, iż postanowiłem skupić się, jak nigdy.

Musiałem upewnić się, że Ink będzie bezpieczny, a potem rozpierdolić ich wszystkich w drobny mak.

To nie było trudne, wciąż kipiałem złością za to, że odważyli się ze mną zadrzeć.

- Jesteś gotowy? - Spytał, trzymając ręke wyciągniętą nad zmaterializowanym obrazem linii czasowej.

- Dajesz, Geno.

Nagle wszystko zrobiło się potwornie białe. To oślepiające światło zmusiło mnie do zasłonięcia swoich oczodołów rękawem bluzy. Jęknąłem cicho, gdyż chwilowo nie widziałem dosłownie nic.

A potem... złapałem gwałtownie powietrze do płuc, ponieważ chwilowo zabrakło mi tlenu i rozwarłem szeroko oczy.

Nim się zorientowałem, znajdowałem się w pustce, tak jak wcześniej. A tuż przed moimi oczami stał uśmiechnięty Ink.

Widok go żywego sparaliżował mnie niespodziewanie, w wyniku czego gapiłem się na niego przez dobre pare sekund.

Jednak Geno cofnął czas wystarczająco, abym zdążył się otrząsnąć z tego stanu.

- E-Error? Wszystko dobrze? - Szkielet wykręcił głowę w zdziwieniu oraz przybrał ponurą minę.

Potrząsnąłem gwałtownie czaszką, ponownie na niego patrząc.

Moje źrenice były pomniejszone, a ciało stało wyprostowane sztywno.

Musiałem przywyknąć... to zajęło mi tylko chwilkę.

Po chwili złapałem się za czaszkę i westchnąłem głęboko, zamykając oczy.

Widzenie go szczęśliwego, słyszenie jego głosu oraz sam fakt, że stał przede mną... żywy. To już było dużo.

Gdy zamknąłem oczodoły wciąż widziałem go martwego. A on nic nie pamiętał, tak jak powiedział Geno.

Tylko ja wiedziałem co się stało, pośród nas.

Ale wolałem mu nic nie mówić, to nie było konieczne.

Nie było czasu na takie bzdury, ponieważ już po chwili tuż za Inkiem ujrzałem niezadowoloną mordę Nightmare'a, który coś tam do mnie paplał, ale ja to zignorowałem.

Wtedy z portalu wyszły jego przydupasy. Mackowaty zniknął, a jego pionki uśmiechały się w nieprzyjacielski sposób.

Szybko rozproszyli się, ale ja teraz mogłem przewidzieć każdy ich krok, więc uśmiechnąłem się do siebie lekko.

Najpierw wystrzał z lasera.

Odskoczyłem w górę i pojawiłem się tuż za nimi, kiedy wystrzeliły w dół, ja trafiłem w sam ich środek koścmi, które je przebiły i zniszczyły.

Następnie wylondowałem na ziemi i rozjerzałem się wokoło.

Czekałem na Dusta, który szybko złapał mnie w swoją magię i wyrzucił mnie w górę.

Czekałem na to.

Zrespawniłem smoczą jamę, która szybkim strzałem zniszczyła jego kostki. Zdziwiony uniósł brwi, że przewidziałem jego ruch, a po tym znalazłem się tuż za nim i owinowszy wcześniej gaster blastera, wykręciłem go i pociągnąłem. Znalazł się obok Dusta z innej strony. W lewej ręce, którą miałem wolną, owinąłem ramie zakapturzonego i przysunąłem do siebie, patrząc na niego z pogardą.

Potem zniknąłem, a on spotkał się z laserem.

Syknął pojawiając się przede mną na ziemi. Jego pasek spadł więcej niż wtedy, dlatego uśmiechnąłem się mimowolnie.

Moja pewność siebie i przewidywanie jego ruchów zdenerwowały go niemiłosiernie.

Jednak wciąż wszystko działo się według schematu, który zapamiętałem bardzo dokładnie.

Zniknąłem mu z pola widzenia tak szybko, że ledwo zdążył się połapać, iż właśnie zniknąłem.

Pojawiłem się przy tęczowym szkielecie.

Garstka kości i blaster, łatwe.

Dotknąłem ziemi ręką i otoczyłem nas obu ścianami z kości, które pięły się górę błyskawicznie i uchroniły nas przed atakami Horrora i Killera.

Czas odrąbać pare kończyn.

Zmieniłem taktykę, chciałem pozbyć się ich jak najszybciej.

Dym, który nas otoczył nie był dla mnie przeszkodą.

Wyskoczyłem z niego i leciałem prosto w kierunku Horra, a wtedy tuż przed moją twarzą pojawił się niezadowolony Dust.

Syknąłem, zrozumiałem, iż nie dałem rady załatwić tego szybciej.

Nightmare odepchnął mnie swoją kończyną, a następnie Dust przygwoździł do podłoża.

Nie zdenerwowało mnie to, ponieważ tak też było poprzednim razem.

- Aż tak ci do śmiechu? W takim razie... co powiesz na to! - Szybko złapał Inka i trzymał go nad ziemią, dusząc swoją mocą, jak gdyby naśladował Darth'a Vader'a z Gwiezdnych Wojen.

Ink zaczął mu się wyrywać, jednak nie było to możliwym w takim stanie, więc zaciskał mocno zęby z bólu, a Dust szczerzył się głupkowato.

Rzuciłem mu znieważające spojrzenie.

Ruszyłem prosto na niego, ale Horror i Killer ponownie się pojawili.

Pierwszy rzucił we mnie swoją siekierą, zaś drugi atakował mnie blaster'em z tyłu. Obwiązałem smoczą jamę Horror'a i przestawiłem tuż za nich, po czym teleportowałem się i postawiłem portal za sobą. Siekiera wpadła do niego i wyleciała w miejscu, w którym ja się pojawiłem. Złapałem ją i kiedy oba szkielety odwróciły się i jeden z nich zablokował zasłoną z kości laser z blaster'a, wtedy ja pojawiłem się za drugim, który nie był w tamtej chwili zajęty i odrąbałem mu rękę siekierą.

Krzyknął z bólu, a krew opryskała wzrok jego kopana, który chwilowo nic nie widział, dlatego zawiązałem mu nogi i ręce i pobiegłem prosto w stronę Inka, a wtedy Nightmare stanął mi na drodze.

Dotknąłem szybkim ruchem ziemię, a wtedy z podłoża z miejsca, gdzie stał mackowaty wyskoczyły kości, więc został zmuszony do odskoczenia w bok.

W locie jednak zaatkował mnie swoimi kończynami. Zerknąłem na Inka, który ledwo już wytrzymywał, a Dust zaczął się psychicznie śmiać.

Puścił go, kiedy ten zaczął kasłać i trzymać się za gardło. Zrespił tuż nad nim ogromną kość i trzymał ją w górze z zamiarem pchnięcia prosto w niego.

Przeteleportowałem się za nim i owiniąłem jego kość, popychając prosto w jego stronę.

Dust nie przewidziawszy tego, wzdrygnął się i w ostatniej chwili uniknął spotkania z własną bronią.

Podbiegłem do Inka i położyłem mu dłoń na ramieniu, pomagając mu wstać.

Spojrzał na mnie ze skrzywionym uśmiechem, jego złamana noga bardzo mu utrudniała, a ja właśnie zmieniłem przeznaczenie.

Dokładnie w tej chwili powinien umrzeć.

Nie spodziewałem się, że dwie sekundy po zmianie losu odwróci się on TAK negatywnie w moim kierunku.

Nightmare owinął swoją oślizgłą mackę wokół mojej kostki i z impetem jebnął mną o ziemię. Uderzyłem plecami o podłoże i zespawniłem kilka smoczych jam wokół niego, a wtedy ujrzałem szereg kości w łuku, a tuż za nimi smocze jamy, wszystko wycelowane prosto we mnie i Inka, jednak on szybko zareagował tworząc barierę z atramentu.

W tym samym czasie pan ośmiornica rzucił mną o ścianę i pojawił się przy mnie, próbując zgnieść mi czaszkę, jednak ja zrobiłem unik i przeteleportowałem się, obwiązując jego tłów nitkami, następnie szarpnąłem za nie i odwróciłem jego uwagę, gdyż spojrzał na mnie z szyderczym uśmiechem, a tuż za nim wielka smocza jama właśnie wystrzeliła.

Odwrócił się zdziwiony i spotkał z niemiłosiernie bolesnym uderzeniem.

Odskoczyłem i zerknąłem na ścianę, w której została wydrążona spora dziura.

Wtem mój zmysł ostrzegawczy dał mi o sobie znać i z trudem uniknąłem spotkania z siekierą Horrora, który próbował odrąbać mi głowę.

Straciłem równowagę stąpając do tyłu, a wtedy poczułem lekki powiew wiatru. Wywowała go kość, która prawie drasnęła mnie w policzek.

Odwróciłem się z impetem, a przed moimi oczami pojawił się Dust, który próbował mnie dorwać, ale Ink wszedł nam w drogę.

Odsunąłem się i patrzyłem, jak zablokował jego atak, swoim pędzlem.

Jednak nie podobało mi się, że z nim walczył.

Ponieważ to ja miałem się zemścić za to, że zabił Inka.

A wtedy obrazy jego śmierci po raz kolejny zaczęły mnie nękać w mojej głowie w wyniku czego stałem jak słup soli dobrych pare sekund i stałem się łatwym celem dla Nightmare'a, który wyskoczył do góry i chciał mnie zarąbać.

Na szczęście Ink rzucił się na mnie i przewalając mnie i siebie jednocześnie na ziemię, obojgu udało nam się przetrwać jego cios, który sprawił, że podłoże, w miejscu, w którym przed chwilą stałem całkowicie popękała.

Odwrócił się pewny siebie, a wtedy Horror i ranny Killer zaczęli nas ataczać, ale Dust wysunął rękę i to sprawiło, że się zatrzymali, a on sam zmierzał w naszą stronę.

- Tsk, mówiłem do cholery. Errorem zajmuję się JA. - Rzucił im agresywne spojrzenie i warknął.

- Więc wara mi stąd! - Wtem dwa pozostałe szkielety zniknęły i pojawiły się tuż obok Inka.

Wymieniliśmy się wzrokiem. Mój co prawda był pełen nienawiści do mordy, jaka przede mną stała.

Zakapturzony właśnie przywował mój dawny gniew, który zdołałem stłumić.

Ale teraz nie miałem powodów, żeby się hamować. Dlatego ruszyłem pełną parą w jego stronę i zniknąłem mu z oczu sekundę przed tym, jak próbował uderzyć mnie w twarz.

No, coś mu nie pykło.

Pojawiając się za nim, obwiązałem jego kończyny i skrzyżowałem je, ciągnąc za nitki.

W taki sposób zablokowałem mu nadgarski i nie mógł atakować. Zdenerwowany syknął, ale później się uśmiechnął.

Otoczyły mnie smocze jamy, więc zrobiłem szybki unik i to pozwoliło mu się uwolnić.

Dostał zaledwie sekundę, lecz nie dziwiło mnie, iż zdążył.

Skubany był szybki.

Kiedy przeturlałem się i zatrzymałem, będąc gotowym biec w jego stronę, poczułem mocne ukłucie w lewej nodze. Zerknąłem tam i nie spodziewałem się, że jakaś mała kostka trafi mi w kostkę.

Syknąłem pod nosem, zignorowałem to i mimo wszystko pobiegłem w jego stronę.

On zręcznie omijał moje ataki, ledwo się ruszając z miejsca. Kiedy nie mogłem przewidywać jego ruchów, zaczynał się robić irytujący.

To bardziej go rozbawiło, a mnie doprowadzało do szału.

Warknąłem wściekle i pojawiłem się tuż nad nim, robiąc przewrót w przód, owinąłem jego lewe ramię linką i od razu zniknąłem do tyłu tak, że nie mógł zareagować.

Tak szybki trik sprawił, że żmiażdzyłem mu kość.

Stanąłem zanim, a dźwięk łamania kości sprawił, że mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

Dust wrzasnął i zasłonił usta dłonią, patrząc na mnie nienawistnie.

Dopiero się rozkręcałem.

Uśmiechnąłem się do niego szyderczo i czekałem, aż sprowokowany pobiegnie prosto na mnie.


INK

Wypuściłem powietrze z ust i otarłem pot z czoła.

W skupieniu obserwowałem wrogów.

Dwóch na jednego to nie było zbyt uczciwe, ale co to ich obchodziło.

Widziałem, jak Nightmare siedział z daleka i obserwował moje zmagania.

Na szczęście Killer był mocno ranny, co pozwoliło mi szybko się z nim rozprawić.

Atrament z pędzla prysnął mu na twarz i oślepiony zatrzymał się, a ja wtedy zmieniłem ciecz w łańcuch, który owinął go mocno i przycisnął do ziemi.

Spoglądałem na niego uśmiechnięty, iż udało mi się pozbyć tego gościa.

Ośmiornica nie ingerowała, lecz obawiałem się, że mógłby, dlatego co jakiś czas zerkałem na niego kątem oka.

Zostałem sam na Horror!Sans'a. Teraz walka była bardziej wyrównana.

Nie zamierzałem się tutaj poddawać czy stękać z bólu.

Pomimo, że moja noga była złamana, pomagałem sobie pędzlem i wciąż mogłem utrzymywać równowagę, a moje ruchy w dalszym ciągu pozostały szybkie i zręczne.

Szkielet z raną w czaszce nie miał ze mną łatwo.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

Nie zamierzałem być gorszy od Errora, podczas gdy on dawał z siebie wszystko.

Nie byliśmy w zaciekawej sytuacji, dlatego również robiłem co mogłem.

Nie byłem uzdolniony w walce i to nie moja rola, ale mimo wszystko starałem się jak mogłem.

Naprawdę wyciskałem z siebie siódme poty, aby nie martwić swojego kompana. Sprawdzić, żeby mógł skupić się na swoich przeciwnikach, lecz właśnie...

Jego przeciwnikiem był Dust. Już raz nieźle załatwił Errora, a to powodowało u mnie duży niepokój.

Nie wątpiłem w to, iż Error nie mógłby go rozwalić, jednak odkąd zglitchowany szkielet patrzył na mnie z przerażeniem dziwnie się poczułem.

Nie wiedziałem co to za uczucie... Coś jak dżw? Jakby to już było... a teraz z drugiej strony czułem ogromny niepokój.

Właśnie teraz walczyliśmy o swoje życia. To nie zabawa w piaskownicy, a prawdziwa wojna.

A wróg miał przewagę liczebną.

Obawiałem się, że Dust mógł wykończyć Errora, a później Nightmare mógłby go łatwo załatwić, gdyż każdy ma swój limit wytrzymałości, a używanie magii bardzo męczyło.

Unikając beznadziejnych ataków Horrora, przyglądałem się szkieletowi z daleka i nieco martwiła mnie aura wokół niego.

Ale spostrzegłem też, iż starał się nie walić cały czas w niego magią.

To była mądra strategia. Właściwie każdy jego ruch był przemyślany, Error nigdy nie był głupi, jeżeli chodziło o walkę.

Zamyśliłem się i przez to Horror prawie trafił mnie swoją siekierą, ale zablokowałem ją pędzlem i odepchnąłem w jego stronę, robiąc krok do przodu. Następnie chwytając przedmiot w obie ręcę obróciłem się na pięcie i uderzyłem go z rozmachu nim w brzuch. Szkielet nie zdążył jeszcze złapać równowagi i popchnięty na ścianę upuścił swoją broń. Wtem rzuciłem się w jej stronę, ale on podłożył mi nogę i upadłem na twarz.

Zasyczałem z bólu, on od razu wstał i wykorzystał moment, gdy leżałem. Nacisnął na moją złamaną nogę i przyciskał z całej siły, aby wywołał u mnie ból niedozniesienia.

Krzyknąłem w niebo głosy, ale w tym samym czasie również przechwyciłem jego broń i rzuciłem w niego, kiedy on był zajęty bawieniem się moją tylną kończyną.

Odsunął się ode mnie i w przerażeniu patrzył jak jego siekiera przeleciała obok niego.

Pomyślałem, że chybiłem, jednak po chwili na jego bluzie pojawiła się ogromna dziura i połowa jego ubrania odleciała, co sprawiło, że wstał i warknął na mnie wściekle, podnosząc rękę, a wtem wokół mnie pojawiły się blastery.

Kiedy wystrzeliły, ja pojawiłem się za nim i używając pędzla uderzyłem go w czaszkę na tyle mocno, że opadł na ziemię nieprzytomny.

Drugi z głowy.

Sapnąłem głęboko i przetarłem pot. Cały byłem spocony od znoszenia niemiłosiernego bólu.

Szybko spojrzałem na Nightmare'a, ale jego nigdzie nie było.

Rozglądałem się wokół nerwowo, lecz on wyparował.

Nie czułem się bezpiecznie, a nawet gorzej. Postanowiłem iść pomóc Errorowi, choć sądziłem, iż Dust nie pozwoli mi wtrącić się do nich walki.

Mimo wszystko poszedłem do niego i stojąc z boku widziałem jak obaj walczyli ze sobą zaciekle.

Tym razem to mina Errora z lekka mnie przerażała, a do tego wyraźnie poczułem jego aurę.

Nie rozumiałem skąd wzięła się u niego tak ogromna nienawiść, jednak to napędzało go na tyle mocno, że Dust miał już mniej niż połowę swojego życia i był bardzo niezadowolony, podczas walki z nim.

Jednak sytuacja ta szybko się odwróciła i kiedy mój towarzysz próbował go zaatakować, ten zniknął. Po dłuższej chwili Error rozglądał się za nim na wszystkie strony. Ostatecznie pojawił się tuż nad nim, a wśród niego deszcz kości, wycelowanych w szkieleta, które ruszyły na niego w błyskawicznym tempie.

Wtem on zrobił krok w tył i machając nadgarstkiem wytworzył dużą kość, której użył jak kija basebolowego i zaczął niszczyć pokolei wszystkie kostki, lecące na niego w niesamowitej prędkości.

Kilka zachaczyło o jego bluzę i nieco go podziurawiły, jednak takie skupienie i obrona była godna podziwu.

Wtem Dust szybko do niego doleciał, ale Error podskoczył i uniknął jego ciosu, zamachnął się tą kością i uderzył w niego, ale on złapał ją w magię i rzucił w glitchującego się szkieleta.

Wykonał szybki unik i pojawiając się kilka metrów od niego, Dust szybko pojawił się tuż za nim, tak jakby wiedział, gdzie się pojawi.

Po czym Error zdążył już tylko odwrócić się w jego stronę, ale jednak został trafiony z blastera.

Strzał był tak oślepiający, że zmusił mnie do przymknięcia oczu.

Rozwarłem usta widząc kilka metrów dalej, leżącego na ziemi szkieleta, na szczęście wciąż żywego.

Jednak z moich danych wynikało, iż takie trafienie było bardzo mocne, a czasami nawet i śmiertelne.

Wtem wyraz twarzy Error zmienił się. Zmarszczył brwi i kiedy Dust do niego doleciał ten dotknął ziemi, z której gigantyczna kość drasnęła zakapturzonego w ramię.

Miejsce to zaczęło nasiąkać czerwoną posoką, ale przeciwnik nic sobie z tego nie robił.

Uśmiechnął się szyderczo, co wywołało u Errora niewyobrażalną złość.

Nagle połknąłem gwałtownie powietrze.

Wtedy też zdażyło mu się go sprowokować, a kiedy Dust'owi się to udało - nie kończyło się to dobrze dla zglitchowanego kościotrupa.

Zmarszczyłem brwi i szybko przeteleportowałem się obok niego.

Zdziwiony spojrzał na mnie, a ja położyłem mu dłoń na ramieniu i uśmiechnąłem się przyjacielsko.

Jego aura wciąż była silna do wyczucia, ale miałem nadzieję, że mogłem to zmienić.

- Emocje mogą dać ci siłę, ale nie pozwól by tobą zawładnęły. - Wyszeptałem, odsuwając się o krok i obserwując Dusta, który tylko zerknął na mnie nieprzyjacielsko i już miał coś zrobić, ale Error szybkim ruchem powalił go na ziemię i nie pozwolił mu dojść do mnie.

Zamrugałem kilkakrotnie gdyż stało się tak szybko.

Potem przeniósł swój wzrok na mnie. Patrzył obojetnie, lecz po chwili lekko uśmiechnął się i kiwnął głową, a ja wyczułem, jak w tym samym momencie jego żądza krwi spadała.

Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, ale moje zadowolenie szybko zniknęło, kiedy Dust odepchnął od siebie szkieleta, który odbił się od ziemi, szarżując prost na niego.

A wtedy tuż przed jego nosem wyskoczył blaster. Ominął go, odbijając się w prawo, a wtedy w powietrzu pojawiła się kość, sterowana magią. Wbiła się szybko między żebra Errora, który obrócił się i starał wyminąc ją w ostatniej chwili, jednak nie zdążył.

Jego ruchy było lekko wolniejsze, co było normalne. W końcu walczyli już przez jakiś czas.

Ja wciąz rozglądałem się za Nightmare'em, lecz nigdzie go nie było.

Źrenice moich oczu pomniejszyły się, kiedyś cienka i długa kość wysunęła się i zniknęła, a Dust szyderczo się zaśmiał.

Zszokowany spojrzałem na twarz Errora, który patrzył na ranę lekko zdenerwowany, a później popatrzył beznamiętnie na Dusta, wciąż stojąc na nogach.

Uśmiechnął się do siebie pod nosem, lecz nie był to jego przerażający uśmiech, a normalny.

Byłem zaskoczony faktem, że pomimo takiej rany zaszarżował na Dusta i obwiązał linki wokół jego szyi, ciągnąc je, powalił go na ziemię, a wtedy teleportując się przed oczami zakapturzonego pojawił się blaster. Szkielet szybko chciał uciec, jednak Error złapał smoczą jamę i zmienił jej położenie, zanim wystrzeliła, co spowodowało, że trafił Dusta.

Następnie, gdy leżał zaatkował go deszczem kości, tak jak on jego.

Z tą różnicą, że przytrzymał go nićmi i pociągnał do tyłu, kiedy on chciał tego w jakiś sposób uniknąć.

Jednak zdołał się zasłonić trochę smoczą jamą, gdyż ręcę pozostały wolne.

Po ataku, spojrzał na Errora wściekle. Z jego ramienia sączyła się krew oraz kości trafiły go również w uda, tłów i kolano.

Trafił go w jeden punkt witalny, co sprawiło, że zasyczał z bólu.

Nie czekał aż zaatakuje, po prostu atakował dalej.

Ale... ja obserwowałem to stracie bardzo niespokojnie, ponieważ rana Errora wyglądała poważnie, to on zachowywał się, jakby nic się nie działo.

Ale ja czułem, że coś było nie tak

ERROR

Nie pozostało mi za wiele czasu.

Miałem dwie opcje do wyboru.

Poddać się albo postawić wszystko na jedną kartę.

Zdecydowałem się na to drugie. W końcu dźwigałem na swoich barkach życie Inka, które było teraz priorytetem.

Widziałem, że rozprawił się z tamtymi gnojami, a pan mackowaty gdzieś z daleka nas obserwował.

Czułem go, ale nie mogłem stwierdzić dokładnie, gdzie był.

Ponieważ wyciszył swoją obecność. Wiedziałem, że zaatakuje nas znienacka w najmniej oczekiwanym momencie, dlatego musiałem pozbyć się Dusta, zanim opadnę całkowicie z sił.

Byłem wkurzony, ale trzymałem słowa towarzysza w pamięci i tak naprawdę ze swoich emocji czerpałem siłę.

Ale również z sympatii do Inka, która dawała mi dużego kopa i pomimo, iż obraz chwilami mi się rozmazywał, to ja atakował zakapturzonego tak szybko, iż wypadł z rytmu i to ja zacząłem go zaskakiwać.

Ink stał z boku i się przyglądał, nie chciał ingerować i bardzo dobrze.

Mogłem go zabić sam, a on by tylko mi to utrudniał, jeśli by mu coś się stało.

W końcu złapałem za nadgarstki Dusta i trzymając go, powaliłem do ziemi.

Był mega zszokowany, że nie bałem się tego zrobić.

Heh, po tym, jak Ink zginął już nic mnie bardziej nie mogło przerazić.

Moja fobia po prostu zniknęła.

Albo... po prostu się dla mnie wtedy nie liczyła na tyle, że byłem w stanie tego dokonać.

Zakapturzony nie mógł się ruszyć, więc otoczyłem go blasterami, deszczem kości oraz poczekałem, aż odtrąci mnie od siebie i ucieknie.

Przeteleportował się, a wtedy ściana złączonych poziomo kości uderzyła w niego, co sprawiło, że upadł.

Wtedy dałem smoczym jamom wystrzelić, jednocześnie skierowując deszcz kości prosto na niego.

Upewniłem się, że obwiązałem jego nogę i kiedy chciał się przeteleportować, ja pojawiłem się przed nim i ciągnąc za sznurki popchnąłem go tyłu.

Wszystko trafiło w niego dość brutalnie.

Po chwili wytworzyła się ogromna chmura dymu z wystrzału z laserów, więc nie mogłem określić gdzie był.

Poczułem pieczenie w plecach, dlatego wyrwałem kości, które się tam wbiły i wyrzuciłem je na ziemie, tak gdyby nic.

Jeszcze szybciej zacząłem tracić krew, dlatego pośpieszyłem się sam w myślach.

Usłyszałem krzyk Inka, kiedy zbliżałem się do Dusta.

Miał łzy w oczach, gdyż domyślił się co planowałem.

Ja jedynie patrzyłem na niego z lekkim uśmiechem, a on opieprzał mnie i próbował zatrzymać.

Ale ja szedłem dalej, ponieważ musiałem to skończyć raz na zawsze.

Jedną wielką kością zmiażdzyłem czaszkę nieprzytomnego przeciwnika, który pod koniec otworzył szeroko oczy i nabrał powietrza do płuc, aby coś krzyknąć.

Jednak nie dałem mu żadnej litości.

Żmiażdzyłem mu głowę, a po tym dym wokół nas opadł, a jego ciało zaczynało zmieniać się w proch i powoli znikać.

Wtedy dopiero fala zmęczenie uderzyła mnie jak piorun w drzewo i wyrzuciłem z siebie ogromny wydech.

Ink rzucił się w moją stronę, gdyż ignorowałem go i złapał mnie za ramiona, zmuszając, abym skupił się na nim i na tym, co mówił.

A więc patrzyłem słabym wzrokiem mu prosto w twarz, ale nie mogłem skupić się na jego słowach.

Przyglądałem się jego pięknym oczodołom, dopóki jeszcze mogłem i uśmiechałem, przypominając sobie o wszystkim, co dla mnie zrobił.

Ink przestał krzyczeć i odsunął, patrząc na mnie ze łzami w oczach.

- Error... dlaczego... s-spójrz na siebie! - Wyrzucił z siebie całą złość na mnie, iż moja walka przypominała samobójstwo.

Uznałem, iż był to dobry moment, żeby wszystko mu powiedzieć. Gdyż zaczynałem czuć, jak moje nogi stawały się jak z waty.

Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale ja byłem pierwszy.

W końcu moja kolej.

- Ink... wybacz, że zabiłem twoich przyjaciół. - Poza szczęściem i ciepłem w środku, jakie czułem, po tym jak przypomniałem sobie o naszych wspólnie spędzonych chwilach, pamiętałem również o początkach i to nawet tych najwcześniejszych. Kiedy oboje byliśmy nastawieni do siebie bardzo wrogo, dlatego uznałem, że musiałem za to przeprosić. Wtedy nie wiedziałem, co robiłem.

- C-Co? Error, nie obchodzi mnie to! - Palnął mnie w głowę, po czym ja złapałem się w to miejsce i spojrzałem na niego zdziwiony.

- To... było dawno, dobra? D...Dlaczego mi to teraz mówisz? - Nagle na jego twarzy pojawiło się zmartwienie, a jego źrenice zmniejszyły się.

Uśmiechnąłem się i spojrzałem na pasek swojego zdrowia.

Krew wciąż kapała na ziemie, a obok niej spostrzegłem swoje zdrowie, które dla niego było niewidoczne, ale ja gołym okiem mogłem zobaczyć wszystko. Kod, imiona, czudze słabości czy też silne strony. A nawet ich stan zdrowia.

Dlatego zrozumiałem, jak miałem walczyć z Dustem i załatwiłem go dość szybko.

Ale kosztem swojego zdrowia.

Mogłem tak zrobić od razu, ale targały mną zbyt duże emocje. Po raz kolejny Ink nauczył mnie życiowej mądrości i pokazał mi, jak mocno byłem ślepy i słaby przez uleganie własnym słabościom.

Westchnąłem widząc swój stan zdrowia. Zdecydowanie był niski i spadał powoli w dół, lecz ja już nie miałem sił, dlatego upadłem na kolana i podparłem się rękoma o podłoże, aby nie leżeć na ziemi.

Oddychałem głęboko, a Ink przysunął się do mnie szybko i wyciągnął swój pędzel, jednak szybko odłożył go spowrotem, zdając sobie sprawę, że nie mógł mnie w swoim aktualnym stanie wyleczyć.

Miał za mało energi, która jeszcze się od wtedy nie zregenerowała, ponieważ musiał walczyć.

Ale Ink nie musiał się martwić. W końcu ja tak naprawdę przysporzyłem mu tyle problemów, a nawet nie powinno mnie tu być.

Istniałem tylko dzięki zbugowaniu się kodu, który zrobił ze mną to, czym byłem. A tak naprawdę moim przeznaczeniem powinno być zniknięcie, wraz ze światem, który kiedyś posiadałem i nawet mogłem nazwać domem.

Ale Ink mnie naprawił.

To dzięki niemu nauczyłem się odczuwać emocje.

Kiedyś nie byłem do tego zdolny. Po za złością i nienawiścią nic innego we mnie nie tkwiło.

Jednak zmieniłem się i to tylko jego zasługa.

Gdyby nie on, dalej byłbym brutalnym mordercą, pragnącym tylko nieco ciepła i otuchy, a przede wszystkim zrozumienia.

Lecz wciąż byłem nikim. Tylko dla niego i Geno się liczyłem, więc on był światu bardziej potrzebny.

Musiał chronić światy przed Nightmare'em i innymi, dlatego nie mogłem pozwolić, aby działa mu się krzywda.

Nie wiedziałem, co do niego czułem. Ale z pewnością coś silnego.

Trochę dziwnie się czułem, patrząc na niego, wiedząc to, co on do mnie czuł.

Czy ja mogłem to odwzajemnić?

Nie znałem się na takich rzeczach, dopiero co zaczynałem rozumieć niektóre emocje, ale postanowiłem, że skoro i tak kończył mi się czas, to nic nie stało mi na drodze.

- Przepraszam Ink, ale... ty jesteś bardziej potrzebny światu. - Spojrzałem na niego, trzymając dłoń w okolicy rany, z której wciąż ciekła krew i patrzyłem na niego słabym wzrokiem.

Inka najwyraźniej moje słowa spraliżowały tak mocno, że aż się zdenerwował, lecz nie na mnie, a chyba na samego siebie.

Chciałem do tego podejść na spokojnie, ale on zadziwił mnie, gdyż chwycił pędzel i szybko położył swoją dłoń na mojej ranie, patrząc w to miejsce w skupieniu.

Jego kości drżały, ponieważ kosztowało go to wysiłek, aby utrzymać równowagę tak naprawdę na jednej nodze, gdyż druga była złamana.

Wiedziałem, iż pomimo swojego stanu chciał mnie uleczyć, ponieważ byłem bliski śmierci, ale nie mogłem mu na to pozwolić.

Chwyciłem go za rękę, a wtedy on spojrzał na mnie przerażony.

Nie mógł pogodzić się z faktem tak jak ja i szukał desperacko wszelkiego sposobu by mi pomóc.

Ja robiłem dokładnie tak samo, dlatego rozumiałem w pełni jego zachowanie.

Kiedy nasze spojrzenia się złączyły, wtedy powiedziałem.

- Zrobiłeś dla mnie dość dobrego. Odmieniłeś całą osobę, jaką byłem, a to nie mogłoby się mi nigdy udać bez ciebie. Kompletnie zmieniłeś mój światopogląd oraz dzięki tobie dostrzegłem dobro w samym sobie. Nie myśląc o sobie już dłużej, jako o bezlitosnym mordercy czy nawet potworze.

Ale... ja nie mogłem ci się odwdzięczyć, dlatego teraz daj mi szansę. - Łzy z jego oczodołów spłynęły po jego policzkach i rozbiły się o moją ręke, a jego usta były rozwarte i chyba zaniemówił, lecz wciąż trzymał dłoń na mojej klatce piersiowej, jakby mimo wszystko miał zamiar spróbować.

Nagle otrząsnął się z tego stanu i pokręcił głową, a ja ujrzałem lekko zielone światło wokół siebie, a moje zdrowie lekko się podniosło.

Tak naprawdę nie wiele, ponieważ cały czas krwawiłem, a Ink po chwili przestał, gdyż zagryzł mocno zęby i upadł, w rezultacie leżąc na mnie.

Sam się nie spodziewałem, że był aż tak wykończony, jednak na to wyglądało, że nie był w stanie pomóc nawet sam sobie.

Położyłem mu dłoń na plecach, próbując go pocieszyć, a on spojrzał na mnie z wyrzutem.

- Error, przepraszam, ja... nie mogę... - Zaczął płakać, ale ja otarłem jego łzy i próbowałem go uspokoić, gdyż nie lubiłem patrzeć, jak był smutny.

- Nie, to ja przepraszam. Byłem głupi całyyyy ten czas. A teraz przeze mnie wpakowałeś się w to wszystko. - Parsknąłem śmiechem histerycznie, a on posłał mi krzywy uśmiech.

- To nie twoja wina, poza tym... niczyja. Nie wiedziałem, że takie rzeczy mogły kogokolwiek spotkać. - Uśmiechnąłem się do niego lekko.

Ink chwilowo patrzył w przestrzeń przed nami, jakby oczekiwał, że ktoś się pojawi.

Ucisnąłem miejsce krwawienia bardziej i oderwałem rękaw bluzy, aby zrobił prowizoryczny bandaż w okoliczy przedramienia i pleców.

Coś mi z tego wyszło, jednak w okolicy brzucha doskwierał mi największy ból, nasilający się z każdą chwilą, ale zignorowałem go.

Przed oczami miałem te wszystkie chwile, kiedy Ink mnie nachodził, lecz tak naprawdę nie przeszkadzało mi to, gdyż byłem totalnie osamotniony.

Później przypomniało mi się, kiedy zrobił dla mnie świat z tym wodospadem.

Nawet wspólne siedzienie ze sobą w OuterTale i patrzenie w gwiazdy to była jedna z wyjątkowych chwil.

Tak naprawdę wszystkie doceniałem jednakowo, ale po prostu chciałem o nich silnie myśleć, nie chciałem o nim zapomnieć nawet po śmierci.

Widziałem, że Ink płakał i zastanawiałem się o czym myślał, ale przysunąłem go do siebie i pozwoliłem mu się wypłakać na moich plecach.

Było mi głupio, że jego piękne ubranie będzie całe brudne od mojej krwi, gdyż siedział z podkurczonymi nogami na mnie, podczas gdy ja jeszcze przytulałem się do niego.


INK

Kiedy wypowiedział te słowa pomyślałem, że piękniejszej chwili nie było, a jednak... siedział tu i sam mnie objął. Tego się nie spodziewałem, a nawet się nie crashował, to było... zaskakujące.

- Hej, już się nie boisz dotyku? - Zachichotałem, ocierając łzy koniuszkami palców.

- Nieee. - Odparł, parskając lekko śmiechem.

Mimo że obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, co zaraz miało nastąpić, to wciąż uśmiechaliśmy się do siebie i staraliśmy się być optymistycznie nastawieni.

Przypomniało mi się, kiedy Error tak strasznie bał się dotyku, że odsuwał sie ode mnie nawet na kilometr. Albo kiedy mogłem go wystraszyć tak łatwo.

Zachichotałem, mając zamknięte oczy.

Tak, to były czasy... albo kiedy razem jedliśmy burgery, albo kiedy Fresh prawie go zamordował.

O, ciekawe co tam u niego. Będę musiał go później odwiedzić.

W tym samym czasie.

- Na co ty do chuja czekasz?! I dlaczego gapisz się w niebo, jak opętany?! - Krzyczał, wymachując rękami Fell!Sans, który warczał na Dreama, stojącego w skupieniu i wyczekującego pewnego momentu. Gapił się w gwiazdy na niebie i po prostu stał, po czym zerknął na kompana i westchnął ciężko.

- Przymknij się w końcu. Mówiłem, że nie mogę tam wejśc dopóki... - Urwał i nagle wzdrygnął się, patrząc w górę. Szybko machnął ręką i otworzył ogromny portal, uśmiechając się w tej samej chwili do siebie.

- No to wchodzimy. - Powiedział, nie patrząc na kompana, który był totalnie zszokowany, jednak w porę wskoczył do środka i oba szkielety zniknęły razem z zamykającym się przejściem.

INK

Ale po chwili ciszy, kiedy obaj prawdopodobnie o czymś myśleliśmy okazało się, że piękniejsza chwila mogła nastąpić.

Error wypuścił mnie z objęć i spojrzał na moją polepione lico od łez i powiedział, uśmiechając się szeroko.

-Też cię kocham, Ink - Wzdrygnąłem się, gdyż było to tak nagłe, że musiałem zamrugać kilkakrotnie, patrząc na niego, a nawet po takim czasie to do mnie nie dotarło.

Też...? Czyli on wiedział?

Poczułem jak piekły mnie policzki i chciałem schować w głowę w skorupę, jak żółw. Jednak zdałem sobie sprawę, że byłem tylko szkieletem.

Jego to rozbawiło, gdyż wyszczerzył zęby w łobuzerskim uśmiechu, a mi zachciało się płakać, ale postanowiłem, iż nie będę psuć tej chwili, więc zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się szeroko.

To, czego pragnąłem od niego, to po prostu jego szczęścia. Drugą sprawą była chęć odwzajemnienia uczuć. Nawet na to nie liczyłem, a jednak... marzenia się spełniają.

~Ponieważ znałem twoje oczy

Znałem wnętrze

Ściany, za którymi się chowałeś

I zobaczyłem prawdę wewnątrz prawdziwego ciebie

Bo wiedziałem, że gubisz się, gdy uciekasz

Do tych samych czarnych dziur i czarnych pomyłek.

Przez chwilę byłem przekonany, iż to był tylko sen, jednak brutalna rzeczywistość szybko do mnie dotarła, że nie powiedział tego tak po prostu.

Chciał mi to uświadomić, bo nie chciał, żebym żył do końca w niepewności.

A to dlatego, że jego ciało po prostu rozpadło się kawałek po kawałku w momencie, w którym ja też chciałem coś powiedzieć, jednak zabrakło mi czasu.

Dlatego patrzyłem na kupkę prochu, który po nim pozostał i nabrałem w dłonie, jak piasku na plaży.

Przysunąłem do twarzy, pochylając się. Moje ubranie brudne było od jego krwi oraz czułem, że moje kolana były w niej zanurzone.

Wokół mnie była niewielka kałuża czerwonej posoki, a pył szybko rozsypał się i nie pozostał na moich dłoniach długo.

Początkowo patrzyłem na to w takim szoku, że ani łza nie spłynęła na ziemię.

Lecz kiedy wiatr rozwiał proch, wtedy poczułem ogromny ucisk w żołądku.

Najmocniejszy ból, jakiego nie czułem po śmierci nikogo. Nawet swoich przyjaciół, nawet światów, które zginęły.

Ból był tak silny, zarówno towarzył mu ból psychiczny, że zgiąłem się, obejmując rękami w pasie i dotknąłem czołem podłoża dając upust łzom.

Gdybym tylko mógł go wyleczyć...

Jednak nie byłem w stanie, więc była to moja wina.

Przeczuwałem, że tak mogło się stać, jednak nie chciałem w to wierzyć.

Kręciłem czaszką w niedowierzaniu, wciąż stykając się z ziemią.

Próbowałem odrzucić od siebie wszelkie myśli, gdyż powoli to cierpienie mnie wykańczało.

Ale nie dałem rady, a wtedy usłyszałem tupot stóp.

Wyprostowałem się i podniosłem głowę.

Przede mną stał Nightmare z szyderczym uśmiechem, a wokół niego Horror, którego rany były dośc spore oraz Killer, który patrzył na mnie tak nienawistnie, że ledwo był w stanie się powstrzymać.

Ale wszystkim troje mój widok, płaczącego i skonającego z bólu od razu poprawił humor.

- Ojejku. Widzę, że nic już tu po nas, skoro Error został wyeliminowany. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu i śmiał się wraz z pozostałą dwójką.

Zacisnąłem dłonie w pięści tak mocno, że prawie sam sobie połamałem kości.

Cały ból, który we mnie był, ponieważ związałem się z Errorem emocjonalnie na tyle mocno, że bez problemu obrócił się w gniew, którego nie czułem tak mocno od dawien dawna. Od momentu, w którym właśnie zglitchowany się pojawił i niemal zabił Dream'a.

Moje oczodoły przybrały krwisto czerwoną barwę, a ja straciłem nad sobą kontrolę.

Wysczerzałem zęby w złości, a kiedy moja aura uderzyła Nightmare'a, on z uśmiechem na twarzy odsunął się i uniknął ciosu, który na niego szykowałem, kiedy ruszyłem prosto na niego.

Niestety nie byłem w stanie zdjąć mu tego uśmieszku z twarzy swoim pędzlem, ale mogłem go oślepić atramentem.

Więc pan mackowaty prychnął i próbował odzyskać widoczność, lecz ja przymierzałem się do kolejnego ataku swoją bronią.

Ale wtedy kości pojawiły się wokół mnie. Było ich wiele, ale już znałem ten atak.

Użyłem Broomie'go, niczym miecza i zniszczyłem je wszystkie.

Oddychałem głęboko i rozejrzałem się, a właśnie wtedy Nightmare pojawił się tuż przede mną i jego macki leciały w moją stronę z niesamowitą prędkością.

- A ty wciąż nie masz dość? - Zachichotał psychicznie, uśmiechając się do mnie szyderczo.

Źrenice moich oczu pomniejszyły się i nie miałem szans unikąć tego ataku, a wystarczyło tylko jedne dźgnięcie w brzuch i było po mnie.

Wystraszyłem się i odzyskałem rozum w tym samym momencie, kiedy poczułem się niezwykle zagrożony.

Zrozumiałem, że Error zginął dla mnie, dlatego ja nie mogłem odejść z tego świata dla niego.

Myślałem, że może jakoś go spotkam, że może istniał jakiś sposób. Dlatego moim postanowieniem było przeżyć i dać im nauczkę.

Ale wyglądało na to, że to oni dali lekcję mi.

Jego kończyna już prawie mnie drasnęła, kiedy nagle usłyszałem odgłos otwierania się portalu.

Chciałem tam zerknąć, lecz byłem zbyt skupiony na niebezpiecznej i ostrej rzeczy lecącej wprost na mnie.

To trwało prawie sekundę i nagle zauważyłem oślepiające żółte światło, które leciało w stronę macki i Nightmare'a. To zmusiło go do natychmiastowego odwrotu, więc nie zdążył mnie dotknąć.

Syknął i spojrzał w głąb pomieszczenia, odsuwając się i patrząc na swoją kończynę, która była spalona od światła, ktorego nienawidził.

Wreszcie tuż za mną pojawił się Dream oraz Fell, a pan mackowaty nie był z tego powodu zadowolony, kiedy to zauważył.

Podparłem się dłońmi o ziemię i miałem zamiar wystrzelić w jego stronę, ale Dream zatrzymał mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu.

Spojrzał w moje czerwone oczodoły oraz aurę pełną gniewu i nienawiści.

Pot spływał po moich czole jak woda z wodospadu, ale ja nie widziałem swojego stanu.

Zbyt mocno pochłonęły mnie emocje, jednak Dream to zauważył, dlatego lekko spuścił brwi.

Zapomniałem o własnej zasadzie, którą poleciłem Errorowi.

- Puszczaj! - Krzyknąłem, a wtedy usłyszałem psychiczny śmiech Nightmare'a.

- Do zobaczenia Inky, na pewno jeszcze się kiedyś spotkamy. - Jego krzywą mordę z tym parszywym uśmiechem zapamiętam do końca świata. W tamtym momencie rzuciłem się w morderczej falii na niego i nawet nie zauważyłem kiedy zniknął wraz ze swoimi przydupasami, a ja prawie rąbnąłem czaszką prosto w ziemię.

Na szczęście Fell pojawił się i złapał mnie w ręce, a ja warknąłem ostro na to, iż nie zdołałem skopać dupska ośmiornicy.

Niezadowolony szkielet rzucił mnie na ziemię w wyniku czego strasznie bolał mnie tyłek.

Syknąłem i spojrzałem na niego gniewnie.

- Hej! - Ale jego spojrzenie było równie przerażające.

- Gościu, uspokój się. - Stał z krzyżowanymi rękoma i patrzył na mnie z góry. Zmartwiony Dream podbiegł, aby mnie uspokoić swoimi emocjami i ukoić mój ból jednocześnie.

Nawet jeśli jeszcze nie wiedział, że Error nie żył.

Lecz ja nie chciałem czuć nic pozytywnego w tamtym momencie. Miałem dość i mogłem wytrzymać ten ból. W końcu nie mógł mnie zabić, a poza tym wolałem jego od czucia szczęścia tuż po tym, jak moja miłość odeszła raz na zawsze.

A wszystko przez cholernego Nightmare'a.

Odepchnąłem Dream'a i wstałem. Szedłem przed siebie, kulejąc.

- Zostaw mnie. - Rzuciłem do niego, nie odwracając się.

Jednak on nie zrozumiał i pobiegł za mną mówiąc.

- C-Czekaj, co się tutaj stało? Gdzie jest Err... - Ale właśnie wtedy zwolnił, aż całkowicie się zatrzymał. Zauważył, iż wśród otaczającej nas pustki, poza nami nie było tutaj nikogo.

Ja nie zatrzymywałem się, doszedłem do miejsca, w którym niegdyś leżała najważniejsza osoba w moim życiu i spojrzałem tam pusto.

Po czym otworzyłem portal i wybrałem się do jego ulubionego miejsca.

Chciałem się odizolować od wszystkich, gdyż nic mnie wtedy nie obchodziło.

Ale emocje szybko opadły, kiedy siedziałem na trawie i patrzyłem na gwieździste niebo.

Uważałeś, że moje istnienie było ważniejsze, żebym mógł dbać o innych. Nawet gdyby ktoś przeżył podobne piekło, co ty, miałem rację?

Westchnąłem, patrząc w górę.

Oparłem podbródek na nogach i objąłem je rękoma, patrząc w otchłań OuterTale'a.

Smutno mi było bez niego i brakowało mi jego docinek, w sumie wszystkiego.

Dałbym wszystko, żeby go jeszcze zobaczyć, chociaż wiedziałem, że to nie było możliwe.

Nie mogłem się załamywać, ponieważ musiałem chronić innych przed Nightmare'em i jego bandą.

Westchnąłem głęboko i łzy ponownie spłynęły po moich policzkach, lecz wytarłem je rękawem bluzy szybko i zręcznie, po czym usiadłem w siadzie skrzyżnym, podpierając głowę dłonią, opartą łokciem o nogę.

Kilka minut później, gdy prawie zasnąłem, poczułem cudzą obecność.

Wstałem i odwróciłem się, mając nadzieję, iż był to Dream, którego bardzo chciałem przeprosić.

Zachowałem się idiotycznie, ale po prostu kochałem Errora tak mocno, że emocje były zbyt wysokie, nawet jak na mnie.

Przewyższyły mnie i musiałem trochę pobyć sam, odetchnąć.

Jednak to, kogo zobaczyłem przerosło moje wszelkie oczekiwania.

Nabrałem powietrza do płuc i chciałem coś powiedzieć, jednak on mnie wyprzedził.

Patrzył na mnie spokojnie i lekko uśmiechnął się.

- Przyszedłem tylko powiedzieć, że nie jestem ci już dłużej nic winny. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu, a ja Geno za nic w świecie nie mogłem zrozumieć, więc zamrugałem kilkakrotnie.

- No, pamiętasz, jak mi pomogłeś z Reaper'em? To ja powinienem ci się odwdzięczyć i właśnie to zrobiłem. - Wciąż nic do mnie nie docierało, dlatego wypuściłem powietrze z ust i smutno spytałem.

- Ale jak niby? - On podrapał się w czubek czaszki i złapał za podbródek, myśląc o czymś intensywnie.

- Jakby ci to powiedzieć, żebyś nie zemdlał, hmmm... - Zamrugałem kilkakrotnie po raz kolejny i wysunąłem dłonie przed siebie, trzymając je otwarte szeoroko i zewnętrzną stroną do siebie, a wewnętrzną w stronę szkieleta z czerwonym szalem.

- Wooah, to ja może lepiej usiądę. - I tak też zrobiłem. Posadziłem tyłek na konarze drzewa i skupiłem się na kościotrupie, który jednak wolał trochę postać.

- Tak naprawdę to zrobiłem coś dla Errora, ale w twoim imieniu, gdyż nie odbiło się to dobrze na jego zdrowiu. - Zaczął drapać się z tyłu głowy, a ja krzyknąłem pod impulsem.

- Co?! Co masz na myśli?! - Zmusiłem go, żeby się wygadał.

Westchnął głęboko i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.

- Sądzę, iż masz prawo to wiedzieć, bo jak widzę Error nie miał okazji ci tego powiedzieć. - W skupieniu słuchałem jego słów.

- W poprzedniej linii czasu umarłeś, ale on poprosił mnie o cofnięcie, więc taa... zmienił linię czasową, mimo że dobrze wiedział od początku, jak to się skończy. W końcu umiał czytać kody światów i w ogóle, więc z pewnością musiał wiedzieć, a pomimo tego chciał, abyś żył. - Obiecałem sobie, że już nie będę więcej płakać z jego powodu, ale to co powiedział naprawdę mnie zszokowało i nie spodziewałem się, że Geno umiał zrobić takie rzeczy.

- Ale... dlaczego... dlaczego mu pozwoliłeś, Geno?! Czy twój brat cię nic nie obchodził?! - Warknąłem, ściskając dłoń w pięść, ale szybko się uspokoiłem w duchu, zanim jeszcze bym się na niego rzucił.

Szkielet westchnął głęboko i spojrzał w dół.

- Nie, ale... to było jego życzenie, poza tym byłem ci winny przysługę, dlatego sie zgodziłem. - Zmarszczyłem brwi.

- Zrozum! On to zrobił dla ciebie, więc uszanuj jego decyzje! Może... może chciał coś w końcu dla ciebie zrobić, przecież ty dałeś mu tak wiele, czyż nie? Pomogłeś mu poczucuć emocje i szczęście oraz pokazać swiat od innej strony, nie widzisz tego? Bo ja bym się nigdy tego po nim nie spodziewał!

W życiu bym nie pomyślał, że on... odda kiedykolwiek za kogoś życie. - Miał rację, nawet pozbył się swojej fobii, choć nie byłem pewny czy to również była moja zasługa.

Zrobiło mi się ciepło w sercu, ale również poczułem uścisk w środku.

Mimowolnie łzy spłynęły po moich policzkach, spojrzałem na Geno, który się nieco uspokoił.

- Tak, racja. Dziękuje, że pomogłeś mu spełnić jego jedyne pragnienie. - Jeżeli było nim to, abym żył, to zamierzałem żyć tak długo, aż nie przyjdzie mój czas, a wtedy znów będziemy razem. Miałem nadzieję, że Error będzie na mnie cierpliwie czekał.

- Cieszę się, że to zrozumiałeś, do zobaczenia, Ink. - Powiedział i wszedł do portalu, zamykając go za sobą.

A więc tak to było... cofnął linię dla mnie? Więc widział mnie martwego i dlatego był wtedy taki przerażony.

Westchnąłem.

Dałem się aż tak położyć na łopatki? Cóż, mieli przewagę liczebną, a Dream nie mógł tam najwidoczniej wejść przez napływ strachu i negatywnych emocji, ale gdy... wspólnie zaczeliśmy wspominać razem spędzone chwile, wtedy dopiero był w stanie.

Trochę się z tym spóźniłem.

Dlatego...

Wstałem i spojrzałem w gwiazdy tak, jakbym patrzył na twarz Errora, pewnym siebie wzrokiem

...Jeszcze się zobaczymy.

ERROR

Byłem z siebie dumny mimo wszystko. Brakowało mi go, ale wiedziałem, że sobie beze mnie poradzi. Miał przyjaciół, wielu. Więc nie będzie samotny. Co innego ze mną, ja byłbym sam. Nawet nie umiałem kontrolować swoich emocji. Ktoś mógłby mnie znowu użyć, a wtedy skrzywdziłbym nieświadomie Inka, a to byłby dla mnie największy cios, jaki kiedykolwiek mógłbym sobie zadać.

Cieszyłem się, że on wciąż pozstanie strażnikiem światów. Był żywy i to się dla mnie liczyło, nie obawiałem się swojej śmierci, wtedy czułem się spełniony, że wykonałem swoje zadanie jako jego najlepszy przyjaciel.

Odważyłem się nawet wyznać mu co czułem, dlatego byłem z siebie podwójnie zadowolony.

Ale nigdy nie zapomnę, ile dla mnie zrobił.

Ile czasu dla mnie zmarnował, a mógłby zająć się czymś bardziej pożytecznym.

To było coś poczuć się szczęśliwym chociaż przez tak krótki okres czasu.

Niczego nie żałowałem.

Miałem tylko nadzieję, że nigdy o mnie nie zapomni, ponieważ ja, gdziekolwiek nie będę, zawsze będę trzymać go w swoim sercu.

Gdyż on zmienił mój los, a ja zmieniłem jego.

KONIEC.

Witam, witam! :D Tak, jest to już koniec.

A teraz ważny komunikat (AKTUALIZACJA 08.05.2020)

Niestety to tyle ErrInka na moim koncie i Undertale, ale nie odchodzę z fandomu i jeśli macie ciekawe prace to wysyłajcie mi w prywatnej wiadomości. Z chęcią zerknę :)
Jestem aktualnie fanką fandomu DBH (Detroit:Become Human) i polecam ogarnąć grę <333 
Ale UT na zawsze w mym sercu :D
Bardzo mnie cieszy, że po trzech latach ta książka dalej tętni życiem.
Czytam wasze komentarze i jest mi bardzo miło <33

To by było na tyle.

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top