(18)
Troszeczkę się spóźniłam, miało być pod koniec tamtego tygodnia, sorki >w<
Miłego czytania :3
ERROR
Znowu miałem ten ''sen'', o ile można było to tak nazwać.
Obudziłem się cały spocony w środku nocy.
Za oknem szalała burza, a kropelki deszczu uderzały o szybę z niezwykłą siłą nasilenia.
Cały pokój wypełniała ciemność, do której moje oczodoły musiały przywyknąć.
Nie było dziewczyny, ani nikogo.
Normalnym było, że o tej porze już dawno spali.
Wlepiałem wzrok w okno i zamyśliłem się na dłuższą chwilę, dopóki nie usłyszałem skrzypu drzwi.
Zerknąłem w tamtym kierunku, a do pokoju weszła Frisk, która jakby nigdy nic skaradała się do mojego łóżka, po czym zdziwiona, że nie spałem, niemal podskoczyła z wrażenia.
- Huh? Dlaczego nie śpisz? - Spytała, zaniepokojna.
Zauważyłem, że na jej lewej ręce zawieszony był bandaż, a pod pachą trzymała dziwną butelkę, w której była jakaś substancja, od której strasznie śmierdziało.
Domyśliłem się, że starała się mnie nie obudzić, lecz skoro i tak nie spałem, to ułatwiłem jej zadanie.
- Tak jakoś... Po co ci to? - Skakałem po tych przedmiotach wzrokiem, a następnie spojrzałem prosto w jej oczy, oczekując wyjaśnień.
- Chciałam zmienić ci opatrunek, ale myślałam, że wciąż śpisz. - Zrozumiałem, po czym przeszedł mnie lekki dreszcz z myślą, że wcześniej była tak blisko mnie.
Jednak skoro nie musiałem czuć cudzego dotyku, to nie było to, aż takie straszne.
Odetchnąłem z ulgą i zorientowałem się, że młoda Frisk już znalazła się przy łóżku i miała zamiar jednak wykonać czynność, czego nie wziąłem wcześniej pod uwagę.
Kiedy wyciągała rękę w moim kierunku, przerwałem jej mówiąc.
- Woow, czekaj! - Wyciągnąłem kończyny w odruchu obronnym, dając znak, że nie byłem na to gotowy.
Brunetka zdziwiła się, trzymając szmatkę w dłoni, ale posłusznie cofnęła się, po czym zmarszczyła lekko brwi.
Westchnęła i przeleciała oczami.
- Nie musisz się bać, to nic strasznego. Po prostu chcę zobaczyć czy twoja rana się goi i zmienić ci opatrunek, ponieważ jest cały ubrudzony krwią. - Opuściłem lekko ręcę, jednak jej odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała, bo nie bałem się czegoś takiego.
Po prostu moja fobia nie była zbyt powszechna, a poza tym trudno było komuś to powiedzieć.
- Spoko, zrobię to sam. - Miałem już przechwycić od niej bandaż, jednak ona wstała, a ja w wyniku tego nie zdołałem go złapać. Moje ciało przechyliło się w lewo za mocno i upadłem na bok, na miękkie łóżko.
Dziewczyna wykorzystała to i wskoczyła na nie, po czym rozciągając szmatkę, miała zamiar uporać się szybko z moją raną.
Nie przewidziałem tego, dlatego zareagowałem tylko i wyłącznie ruchem obronnym.
- Nie! - Wyciągnąłem rękę w jej stronę, rozprostowując ją. Po czym odepchnąłem Frisk magią na ścianę, znajdująca się najbliżej.
Nie zdążyłem zwrócić uwagi na to co robiłem, ponieważ stało się to zbyt szybko.
Uderzyła o nią plecami i upadła na podłogę, spadając na tyłek.
Na szczęście nie użyłem tak dużo siły, więc nie powinienem zrobić jej większej krzywdy.
Podniosłem się i spojrzałem na nią. Jęknęła i masowała dłonią swoje plecy.
Miałem już przed oczami upływające sekundy mojego życia, zanim zjawi się tu Sans i mnie zabije, jednak ona zachichotała cicho i spojrzała na mnie nie takim wzrokiem, jakiego się spodziewałem.
Sądziłem, iż będzie chciała mnie za to wykopać, zawoła swojego szkieleta albo on sam tutaj przyjdzie, po usłyszeniu huku.
Nic z tych rzeczy nie miało miejsca.
Brunetka uśmiechnęła się lekko i podrapała w tył głowy.
- Chyba powinnam cię posłuchać, wybacz. - Nie była zła, co było zaskakujące.
Gdy miałem ją przeprosić, poczułem okropne ukucie w okolicy swojej duszy.
Było na tyle mocne, że pochyliłem się, łapiąc za koszulkę i wykręcając ją z bólu.
Syknąłem cicho, zostając przez chwilę w takiej pozycji.
Na szczęście to uczucie szybko minęło, lecz było cholernie mocne.
Podniosłem głowę, a pierwsze co zobaczyłem to dziewczynę, która gwałtownie wciągnęła powietrze po czym oparła się rękami o pościel i od razu krzyknęła.
- O Boże, wszystko w porządku?! - Odetchnąłem z ulgą i wyprostowałem się. Po chwili przemyślenia, odrzekłem spokojnie.
- To prawdopodobnie efekt uboczny użycia mocy, wybacz. - Odwróciłem wzrok, nie czując się komfortowo w sytuacji, w jakiej tkwiłem.
Polegałem na pomocy tej dziewczyny, a zawsze radziłem sobie sam.
Teraz jednak nie byłem w stanie sam się nawet obronić przez dłuższą chwilę.
- Nie szkodzi, to moja wina. Ale... naprawdę muszę ci to zmienić i nie możesz tego sam zrobić, bo możesz się poparzyć jednym środkiem, którego muszę później zastosować. - Po tych słowach zacząłem troszeczkę się denerwować, więc zrobiłem kilka głębokich wdechów na uspokojenie i dodałem.
- Dobra, ale zrób to szybko, ponieważ nienawidzę kontaktu fizycznego. - Wzdrygnęła się, słysząc to i tkwiła z rozwartymi ustami w literę ''o'' jeszcze przez kilka sekund.
Poczułem się głupio, mówiąc to, ale nie miałem wyjścia.
Akurat jej reakcja również różniła się od tej, jaką sobie wyobrażałem.
- Ahh! O matko, tak mi przykro! Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszaaam... - Zaczęła panicznie wymachiwać rękami i krzyczeć, biegając w kółko, co było bardzo dziwnym i niepokojącym zachowaniem, z jakim nigdy wcześniej się nie spotkałem
Dlatego siedziałem w miejscu, nie mając pojęcia, co powiedzieć.
Po kilku sekundach postanowiłem, że powinienem ją uciszyć, dlatego wyciągnąłem obie dłonie przed siebie, próbując ją uspokoić.
- Um... spokojnie, nie musisz tak... się przejmować. - Przez chwilę zawahałem się, ponieważ nie byłem pewny czy dobrze to odebrałem, ponieważ prócz Inka, nikt nie dawał mi oznak zmartwienia moją osobą.
- Oooh, jasne! W porządku! - Zachichotała nerwowo, czując się głupio przez swoje zachowanie.
Minutę później miałem na sobie już nowy bandaż i faktycznie zrobiła to wszystko bardzo szybko. Obawiałem się, że nie dam rady wytrzymać, więc ostrzegłem ją, żeby się nie wystraszyła, jeżeli skamienieję albo zacznę się zbyt mocno glitchować.
Obyło się bez scrashowania, jednak musiałem posiedzieć chwilę, żeby złapać oddech.
Nie było tak trudno, gdyż Frisk ciągle się do mnie uśmiechała.
Miała bardzo promienny i przyjazny uśmiech, na który nie mogłem się napatrzeć.
Pewnie z powodu tego, że wcześniej wszyscy piszczeli lub uciekali na mój widok, a teraz było zupełnie inaczej.
To było... naprawdę dziwne.
Nawet jeżeli taka zmiana nie działa się z dnia na dzień, to wciąż nie mogłem do tego wszystkiego przywyknąć, bo było to bardzo dużo, jak na mnie.
Siedziała teraz po przeciwnej stronie na krześle i zwijała stary bandaż.
Przyglądałem się jej, a gdy to wyczuła uśmiechnęła się do mnie.
Nie czułem żadnego dyskomfortu w takich momentach.
Jednie dziwne uczucie takiej obcości.
Innego świata, w którym ludzie byli dla mnie mili.
Również spróbowałem się lekko uśmiechnąć, ale nie umiałem zrobić tego w nie przerażający sposób, lecz przynajmniej się starałem.
I nagle usłyszałem znajomy głos.
- Nie powinieneś ufać temu uśmiechowi. - Ciarki przeszły mnie po plecach, usłyszawszy ton wypowiedzi, a także jej sens.
Od razu również rozpoznałem mówcę.
- I-Ink?! - Zszokowany, przekręciłem głowę lekko w prawo. Ujrzałem siedzącego na parapecie tuż za Frisk, autentycznego tęczowego kościotrupa.
Zaniemówiłem, widząc go. Byłem przekonany, że nie żył, lecz... co on tutaj robił i dlaczego ona go nie słyszała?
- O czym ty mówisz...? - Wydukałem, po czym do moich uszu dotarło skandowane w kółko jedno słowo.
- Heeeeej! Słyszysz mnie? - Skierowałem wzrok na brunetkę, która patrzyła na mnie zmartwionym wzrokiem.
- Wyglądałeś, jakbyś ducha zobaczył no i nie reagujesz na to, co do ciebie mówię. Wszystko w porządku? - Przeanalizowałem to, co powiedziała i doszedłem do wniosku, że nie słyszała w ogóle Inka.
To było mega dziwne, nie słyszała również tego, co powiedziałem do niego.
Jednak on był w stanie usłyszeć wszystko.
- Mówiłam, że z twoją raną już lepiej i sądzę, iż niedługo będziesz zdrowy. - Kąciki jej ust rozszerzyły się, a jej słowa rówież podniosły mnie na duchu, jednak siedzący z tyłu kościotrup strasznie mnie niepokoił.
- A tak właściwie... jak masz na imię? - Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Nikomu się nie przedstawiałem, lecz to normalne, że nie miała pojęcia, kim byłem.
Myślałem, czy powinienem jej powiedzieć moje imię.
Ale jej wzrok był dużo bardziej przekonywujący, niż mogłem sobie to wyobrazić, dlatego westchnąłem i odrzekłem.
- Jestem Error. - Nie wyglądała na mocno zaskoczoną, dlatego śmiałem sądzić, iż nie znała mnie w ogóle i nawet nigdy nie słyszała tego imienia.
Teraz wychodziło mi to tylko na dobre.
- Och, ja jestem... - Przerwałem jej, ponieważ chciałem zaoszczędzić sobie zbędnego gadania.
- Wiem, kim jesteś. - Ale nie przemyślałem tego, że mogła być zaskoczona tym, co właśnie powiedziałem i tym zdaniem się wkopałem.
Zamrugała kilkakrotnie, po czym z zaciekawieniem dopytała.
- Skąd to wiesz? - Westchnąłem ciężko, drapiąc się po czaszce, w poszukiwaniu jakiejś wymówki.
Niestety nic nie przychodziło mi w tym momencie do głowy.
- Będziesz tego żałował. - Powiedział głos tęczowego kościotrupa, który zniknął tuż po tym, jak na niego spojrzałem.
Atmosfera po tym zrobiła się okropnie przerażająca, ale może to ze mną było coś nie tak?
Może to była tylko moja chora głowa. W końcu było ciemno.
Frisk wyglądała na zniecierpliwioną oraz zaniepokojoną moim nagłym rozglądaniem się i unikaniem odpowiedzi, lecz nie robiłem tego celowo.
Po prostu zastanawiałem się czy to wszystko mi się przywidziało, czy było naprawdę.
- Mogę pójść do każdego wszechświata jakiego chcę, ponieważ znam ich kod. Dlatego znam każdego z twojego świata, jak i z setek tysięcy innych. - Oczy dzieciaka zabłyszczały od zainteresowania, a ja zaczynałem stresować się, że będę musiał opowiedzieć o tym więcej.
Nie miałem na to ochoty, nie teraz, gdy zrobiło się tak niepokojąco.
Ale już więcej nie usłyszałem tego głosu, ani nie zobaczyłem rzekomego Inka, dlatego uznałem, że po prostu mi się to przywidziało.
- Ranyyyy! Jakie to niesamowite! - Rozwarłem lekko usta, patrząc na dziewczynkę, która skakała po łóżku z podekscytowania.
Nie sądziłem, że coś takiego mogło być, aż tak fajne.
Dla mnie to było normalne i nie widziałem w tym nic wyjątkowego.
Ale byłem w stanie to zrozumieć, ponieważ oni utknęli w jednym świecie na zawsze.
- Czyli to dlatego tutaj wpadłeś? - Kiwnąłem lekko głową.
- Miałeś ogromne szczęścię, że przechodziłam tamtym lasem. Inaczej nie wiem, co by się z tobą stało. - Posmutniała przez chwilę i wstała z łóżka, kierując się w stronę drzwi.
- No cóż, ja już będę się zbierać, bo... - Ziewnęła i zakryła usta dłonią.
Pociągnąłem kołdrę do góry, przykrywając się nią i dałem znak, że zrozumiałem.
Brunetka wyszła i zamknęła cicho drzwi.
Szanowałem to, że przyszła w środku nocy z mojego powodu, ale to było bardzo niezrozumiałe, ponieważ byłem tylko obcym, który wcześniej chciał ją pozbawić życia.
Nie rozmyślając już o tym zbyt długo, zamknąłem powieki i zasnąłem.
*****
Ponownie otaczała mnie pustka, jednak wszystko było takie czarne. Ledwo co widziałem swoje dłonie.
- Znowu to zrobiłeś. - Odwróciłem się z impetem zszokowany i w przerażeniu patrzyłem na stojącego za mną Inka.
Beznamiętnie patrzył w moje oczodoły i mówił bez żadnych emocji.
- Znowu kogoś skrzywdziłeś. - Rozwarłem usta i w akcie dezaprobaty krzyknąłem.
- C-Co? To nie tak! Ja tylko ch... - Nie dał mi dokończyć, ponieważ zmarszczył brwi i spojrzał na mnie srogo, więc wycofałem się od tłumaczenia.
- Stajesz tylko coraz gorszy i żałuję, że w ciebie kiedykolwiek uwierzyłem. - Upadłem na kolana i patrząc w ziemie, odrzekłem cicho.
- Ale ja... tylko próbowałem pomóc. - Mój ton głosy był lekko stłumiony i smutny.
Ścisnąłem dłoń i podnosząc głowę w kierunku Inka, dodałem.
- Chciałem cię znaleźć i...! - Parsknął i przerwał mi, mówiąc.
- Ty? Chciałeś mnie szukać? Hah, i co? Myślisz, że ci wybaczę po tym, jak tam mnie zostawiłeś? - Patrzył na mnie z pogardą, a ja nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Po prostu... nie mogłem mu pomóc, sobie samemu też nie.
Czy naprawdę był na mnie za to zły?
- Zapomnij! Nienawidzę cię! - Warknął, wrzeszcząc w moim kierunku.
Zmarszczył brwi i jego nienawistne spojrzenie oraz słowa bardzo bolały.
Spuściłem czaszkę, patrząc w dół.
Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale nagle zacząłem słyszeć któryś raz z rzędu te same okropne i nachodzące mnie głosy.
Tylko tym razem zostałem otoczony wszystkimi osobami, jakie kiedykolwiek zabiłem.
Z ich pustych w środku oczu wylewała się czarna substancja, a usta były rozciągnięte ku dołu i również przerażające.
Ciało było niestabilne i nie miało określonej formy.
W różnych miejscach miało dziury, w zależności od tego, w którym miejscu otrzymali ode mnie ostateczny cios.
Było ich setki i wszyscy darli się i skandowali te same słowa, otaczając mnie coraz bardziej i krzycząc, coraz głośniej.
Brudny morderca, potwór, śmieć, usterka, żałosny, okrutny, bez serca...
W pewnym momencie nie mogłem już tego znieść i położyłem dłonie na głowie, coraz to mocniej zaciskając zęby.
Gdy i to nie dało skutku, skuliłem się, aż ostatecznie zostałem całkowicie otoczony ze wszystkich stron.
Zaczęli wyciągać do mnie swoje czarne ręce, które wydłużały się i wgniatały mnie w ziemie.
Bolało, bardzo.
- Giń i poczuj nasz ból. - Spojrzałem na szkieleta, patrzącego na mnie z góry ze łzami w oczach, który podniósł rękę, dając znać, że mają mnie rozszarpać na strzępy.
Jego wzrok był obojętny, ale również pełen nienawiści do mnie.
Ścisnąłem dłonie i czułem, jak byłem wgniatany coraz to bardziej.
Bolało z każdej strony, a w tle wciąż słyszałem to samo.
Gdy już nie wytrzymywałem psychicznie i fizycznie, po prostu wydarłem się i wyrwałem spod uścisku większości.
Zacisnąłem zęby, żeby nie czuć bólu i po prostu wyciągnąłem dłoń z zamiarem zaatakowania wszystkich od lewej, aby stworzyć sobie szybką drogę ucieczki, jednak wyczułem czyjąś obecność. Odwróciłem się i widziałem Inka lecącego w moją stronę ze swoim pędzlem, gotowym do ataku.
Jego spojrzenie było najbardziej okrutne.
Obracałem głowę w jego stronę, a on coraz bardziej zbliżał się do mnie. Im był bliżej, tym bardziej widziałem jego nienawiść w oczach i rozpęd z całych sił.
Zamknąłem oczy i mogłem poczuć, jak był coraz bliżej i po chwili dzieliły mnie od niego milimetry.
****
Oderwałem głowę od pudszki szybciej niż kolejka górska i gwałtownie połykałem powietrze.
Oddychałem tak ciężko, że niemal zakręciło mi się w czaszcze.
Przez ułamek sekundy znowu zapomniałem, gdzie się znajdowałem, jednak rozpocznałem szybko ten sam pokój.
Po uspokojeniu złapałem się za czoło i sprawdziłem, czy na pewno wszystko było w porządku.
Nie zdawało się, abym był chory.
Zacząłem się więc zastanawiać skąd takie sny, choć przez chwilę zwątpiłem, czy mógłbym to tak nazwać.
Aż tak realistycznych nikt nie mógłby mieć.
Przez przypadek odsunąłem od siebie kołdrę i przez ułamek sekundy zauważyłem ślad ludzkiej dłoni na swojej koszulce.
Przypomniałem sobie, że właśnie z tej strony pierwsza osoba w śnie mnie dotknęła.
Niestety nie minęło nawet pół sekundy, a to coś zniknęło bez śladu.
Później nie czułem się inaczej, niż przed chwilą.
Jednak coś było nie tak i to wszystko na pewno nie było do końca snem.
Gdybym miał z tym więcej doświadczenia, mógłbym to nazwać iluzją, niestety nie miałem o czymś takim wtedy pojęcia.
Spojrzałem w okno.
Przestało padać, a słońce zaczęło wschodzić.
Obok łóżka stała szafka, a na niej zegar, na którym widoczna była godzina.
Była piąta rano, więc uznałem, że nie będę już spał.
Miałem dość, wciąż byłem przerażony po całym tamtym koszmarze.
Oparłem głowę na poduszkę i patrzyłem w sufit.
Myślałem o tym wszystkim dobre pare godzin, w końcu do pokoju weszła Frisk, kłócąca się z Sansem oraz kwiatkiem.
- Nie, on nie może jeszcze stąd iść! Puszczaj! - Wyrywała się spod jego uścisku, uderzając go pięściami w plecy.
- Nie dam rady już dłużej ukrywać tego, przed papsem. - Zaprostestował, trzymający ją w górze Sans, po czym postawił na ziemi i podszedł do mojego łóżka.
Jednak brunetka szybko rzuciła się na jego nogę i będąc niczym pirania, zaczęła go uderzać i krzyczeć.
- Nie! Nie pozwaalam ci! - Szkielet zdenerwował się i odrzucając ją na bok, krzyknął.
Kwiatek groźnie spojrzał na niego, po tym, co zrobił, spoczywając na jej ramieniu.
- A skąd niby ten wielki siniak?! Nie próbuj mnie powstrzymać. On stąd spada albo go zamorduję! - Próbowałem zrozumieć o czym rozmawiali, ale okropnie morderczy wzrok Sansa sugerował, że jednak coś musiało stać się Frisk, która smutna trzymała się za ramie. Była skrępowana i nie wiedziała, jak się zachować.
Próbowała mi pomóc, ale nie miała już żadnych argumentów.
- To było niechcący... błagam Sans! - Jednak szybko rzuciła się na niego, a on zaczął starać się odlepić ją od siebie.
- Złaź ze mnie! Zabiję go! - Flowey zaczął jej pomagać i powalili go na ziemię z wielkim hukiem.
Po czym Frisk przybiła piątke z Flowey'em.
Byłem zszkowany tą sytuacją, jednak domyśliłem się, że jednak nie zrobiłem jej nic.
Ponieważ przez ułamek sekundy jej koszulka podniosła się w górę, a ja widziałem dokładnie jej ogromnego siniaka, zajmującego praktycznie pół jej pleców.
Siedziałem przerażony, gdyż nagle zaczął w mojej głowie przypominać się tamten sen.
Po czym spuściłem głowę.
To było okropne, gdyż wcale się nie zmieniłem, a to oznacza, że Ink mnie znienawidzi.
O ile już tak nie było, w końcu nie mogłem mu pomóc. Może już dawno był martwy.
Ścisnąłem mocno swoją dłoń w pięść i zacisnąłem pięść, patrząc sie w podłogę.
- Haha! I co? Co teraz? - Brunetka wytknęła język, siedząc na Sansie, który był obwiązany pnączami kwiatka.
Warknął i rozszarpał się spod uścisku, po czym odsunął się od dziewczyny i wydarł się strasznie głośno.
- Ucisz się w końcu albo przyjdzie tutaj Papy...!! - Wtem zaskrzypiały drewniane drzwi.
Wszyscy uciszyli się i spojrzeli w tamtym kierunku.
A wtedy niespodziewanie wyszedł z nich mały, biały piesek, który po wyciągnięciu swojej głowy, ukazał nam się nam wszystkim cały.
Słyszałem jak odetchnęli, ja nie wiedziałem, jak powinienem na to reagować.
- O co chodzi? - Usłyszałem niższy głos, a wtedy kościotrupa przeszedł dreszcz po plecach, podskoczył, po czym jak szalony pobiegł do Papyrusa i zaczął coś tam bredzić i strasznie się pocić.
Frisk posmutniała, gdy na nią spojrzał. Zignorował brata i przeniósł poźniej wzrok na mnie. Zmarszczył brwi i szybko wyciągnął rękę w moją stronę, a tuż za nim pojawił się blaster.
Przyglądałem się temu pustym wzrokiem.
Dziewczyna wybiegła na przeciw i zasłoniła mnie, prostestując i krzycząc.
- Nie! Przestań! - Papyrus nie rozumiał, jednak nie wystrzelił.
Mimo wszystko ja nie chciałem już dłużej tu zostawać. Czułem, że powinienem być w stanie otworzyć sobie portal i stąd wyjść.
Tak też zrobiłem. Wstałem i poszedłem w kierunku ściany, stojąc obok łóża.
- E-Error? - Zaniepokojona Frisk, chciała mnie zatrzymać, gdy zauważyła, że otwieram portal, jednak rzekłem.
- Myślę, że już czas na mnie. - Po czym przeszdłem przez portal. Słyszałem krzyczącego dzieciaka, proszącego mnie o to, abym został. Jednak w ostatniej chwili w odpowiedzi po prostu na nią zerknąłem, tym samym wzrokiem co wcześniej.
Byłem jej wdzięczny za ratunek, ale nie chciałem odwdzięczyć się jej śmiercią lub zrobić jej krzywdę, dlatego postanowiłem zniknąć.
Wolałem, żeby zapamiętała mnie jako mordercę, żeby nie ratowała mnie po raz drugi.
Ponieważ nie wiedziałem, jakbym się zachował, gdybym trafił do niej poraz drugi...
Portal szybko przerzucił mnie do innego miejsca.
Perspektywa z trzeciej osoby
- No i co narobiliście?! Wiecie w jakim on jest stanie?! - Wymachiwała rękoma i darła się, rozzłoszczona brunetka.
W oczach miała łzy, a oba kościotrupy przyglądały jej się obojętnie.
Jedynie kwiatek próbował ją uspokoić.
- Nie wiem, jak długo ukrywaliście tutaj obcego, ale jeżeli się to powtórzy na pewno srogo ukaram waszą dwójkę, czy to jasne? - Powiedział, patrząc szczególnie strasznie na młodszego brata, który zaczął się denerwować oraz pocić.
- Z-Zrozumiano! - Wydukał nerwowo.
Po czym opuścił to pomieszczenie.
- Niech to jasny szlag! Przez ciebie cholerny gówniarzu mam przejebane! - Zaczął zwalać winę na Frisk, ale Flowey stanął w jej obronie, kiedy zaczęła płakać.
- Ty debilny worku na śmieci! Jak śmiesz tak się do niej odzywać?! - Warknął i zaczął mierzyć się wzrokiem z Sansem.
Czuć między nimi było napięcie.
- Powinieneś iść mu pomóc, to przez ciebie sobie poszedł! - Tupnęła nogą, jednak on nie miał żadnej ochoty w tym uczestniczyć.
- Porąbało cię dziecko? Niby dlaczego miałbym mu pomagać! - Darł się i zaciskał zęby ze złości, pochylając się nad twarzą Frisk.
- Ponieważ to TWOJA wina!! - Ona również pochyliła się nad jego i patrzyli sobie w oczy bardzo blisko i żaden z nich nie miał zamiaru odpuścić.
- Nawet nie wiem, gdzie on do chuja jest! - Krzyknął, mając nadzieję, że dziewczyna odpuści.
Faktycznie westchnęła i prychając, nie miała ochoty już dyskutować, więc wolała opuścić to pomieszczenie i pójść się przejść.
Uznała, że nic nie wskóra, lecz wciąż miała nadzieję, że może w ostatniej chwili zmieni zdanie.
Wtem nagle tuż za jej plecami usłyszała znajomy dźwięk.
Dźwięk otwierania się portalu. Pomyślała, że Error wrócił, jednak szybko uśmiech zszedł z jej twarzy, gdy zobaczyła dwójkę kolejnych szkieletów.
Sans wzdrygnął się i był całkowicie rozkojarzony.
Zamrugał kilkakrotnie widząc przed sobą dwoje kolorowych postaci.
- Ale ja wiem. - Powiedział jeden z nich, uśmiechając się szeroko, któremu również źrenice w oczodołach zmieniły się w gwiazdki.
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top