(12)
Tak, tak wiem.
Opóźnienie, ale musiałam się nacieszyć nowym programem, ogarnąć szkołę i tak dalej, miłego czytania ^^
Ink
Wyciągnąłem kolejny już wacik i przyłożyłem do policzka szkieleta.
Otarłem rękawem wilgotne czoło i westchnąłem triumfalnie, na cześć odwalenia kawału dobrej roboty.
Teraz, kiedy spał, mogłem zająć się jego ranami.
Przykryłem go kocem i opiekowałem się nim, od dobrych paru godzin.
Choć w Anty Voidzie ciężko było stwierdzić czas, miałem na to swój sposób.
Gdy skończyłem, pomalowałem pędzlem dziurę na kurtce Errora.
Poczułem ulgę, wiedząc, że skończyłem wszystkie czynności, które musiałem wykonać, aby pomóc mu szybciej odzyskać siły.
On był pewnym rodzajem błędu, dlatego u niego regeneracja przebiegała inaczej.
Był bardziej podatny na ataki niż inne Sansy, ale fakt, że miał od lat wysoki poziom brutalności, go ratował.
Wiele razy też trzymał przy życiu, gdyż inni mieli tylko 1HP.
Zaś rany były czymś, z czym nie łatwo dało się uporać.
Włożyłem wszelkich starań, żeby go wyleczyć i opłaciło się, ponieważ wyglądał sto razy lepiej.
Nie wiedziałem, ile jeszcze będzie tak spał, ale nie nudziło mi się, kiedy na to czekałem.
Lubiłem mu się przyglądać, nawet gdy krzywdził innych.
Jego wyraz twarzy mógł wydawać się zupełnie inny, w takich chwilach jak te, lecz ja zawsze widziałem w nim, jedną i tą samą osobę.
Nie przerażała mnie jego żądza krwi, która potrafiła od niego bić na kilometr, ani nie odstraszały oczy, pełne nienawiści.
Nigdy nie spojrzałem na niego inaczej, cokolwiek by zrobił czy powiedział.
Nawet, kiedy nie byłem w stu procentach przekonany o tym, jaką on naprawdę był osobą.
Ponieważ mógł być przecież bezlitosny, jak wiele innych jego alternatywnych wersji, lecz jednak coś dobrego w nim zostało.
I to właśnie pragnąłem z niego wydobyć.
Spojrzałem na niego jeszcze raz od stóp do głów, upewniając się, czy, aby na pewno czegoś nie pominąłem.
Wszystko wydawało się być w porządku, więc ze spokojem usiadłem obok.
Na początku byłem lekko poddenerwowany, ponieważ zmartwiłem się, że mogłem nie być w stanie mu pomóc, jednak los był po mojej stronie.
Nie zawsze mogłem wyleczyć wszystko i wszystkich, nigdy nie uważałem się za Boga.
Mimo to, gdy tak mu się przyglądałem i rozmyślałem, zapomniałem o tych niepokojących zdarzeniach.
O Dustcie i o tym co knuł lub innych towarzyszących temu i nurtujących mnie pytaniach.
Nie chciałem również myśleć, że coś mogło mu jeszcze grozić albo mi.
Chciałem skupić się na nim i dalej próbować sprawić, aby zyskał moje zaufanie.
Mogło to wydawać się dziwne, ale nie znałem się, aż tak dobrze na relacjach między dwoma szkieletami.
Niby posiadałem wielu przyjaciół, ale tak naprawdę jedynym bliższym był Dream.
Kiedy spotykam się z resztą, jedynie pogadam przez chwilę, lecz to nie to samo, co z Errorem.
Westchnąłem, łapiąc za morką szmatkę, leżącą tuż przy mnie.
Wstałem i położyłem ją obok sterty innych.
Wtem usłyszałem cichy szelest, więc odwróciłem się na pięcie, skupiając wzrok na spoczywającym kościotrupie.
Mój towarzysz otworzył powieki, podnosząc się przy tym do siadu.
Wygiął szyję w moim kierunku i przez dłuższą chwilę trzymał swój wzrok na mnie, nic nie mówiąc.
Dopiero, gdy po sekundzie zrozumiał, co się wokół niego działo, rozwarł wargi w zdziwieniu i z impetem wyskoczył z hamaka.
Wzdrygnąłem się, widząc jego nagły ruch.
- Dlaczego mnie powstrzymałeś?! - Wydarł się w moim kierunku, a ja zamrugałem kilkakrotnie, nim zrozumiałem o co mu chodziło.
- Zapłaciłby za te całe cyrki... - Wszedłem mu w słowo, krzycząc.
- Słucham?! Czy ciebie powaliło?! O mal tam nie zginąłeś z wyczerpania, a ty masz pretensje do mnie, że próbowałem cię ratować?! - Zmarszczyłem brwi i wymachiwałem rękami, po czym zapadła niezręczna cisza.
Odwróciliśmy wzrok i skrępowani tą sytuacją, po prostu zamilkliśmy na moment.
Gdy emocje opadły, Error dodał.
- Oszukał mnie, więc zwyczajnie pozbyłbym się problemu, a poza tym, to co cię tak obchodzi co się ze mną stanie? - Parsknął, krzyżując ręce, a ja posłałem mu czułe spojrzenie.
- Jesteś moim przyjacielem. To normalne, że mnie to interesuje. - Wykrzywił usta i odwrócił wzrok, nic nie dodając.
Nie ciągnąłem tego tematu.
Wiedziałem, że minie trochę czasu, zanim się na mnie otworzy, więc po prostu byłem dla niego miły jak zawsze i nie przejmowałem się tym, jeżeli mi nie odpowiadał.
Nie musiał, często wydawało mi się, że rozumiałem go równie dobrze bez słów.
Sposób w jaki się zachowywał w danych momentach, dużo o nim mówił.
Dlatego, gdy zapadała cisza, zastanawiałem nad własnymi, zarówno jak i jego słowami.
Aby dokładniej je przeanalizować, a nawet dostrzec coś, czego za pierwszym razem nie dostrzegłem.
Czasem coś ważnego mi umknęło, ale chwila, w której można było o to spytać minęła i już nie tak łatwo było rozpocząć jakiś temat od nowa.
Lubiłem w nim to, że zostawiał chwilę przerwy na myślenie, żeby w razie potrzeby na przykład coś się dopytać, czy też lepiej zrozumieć ową osobę w danym momencie.
- Co postanawiasz z nim zrobić? - Spytałem, szybko, przełykając głośno ślinę.
Podczas gdy ja tak rozmyślałem, on zdążył zauważyć, że jego bluza wyglądała jak sprzed walki, a z jego policzka zniknął krwawy ślad.
- Z Dustem? - Wyczułem nutkę napięcia w obecnej chwili, bo bałem się, że będzie go ścigał, a bardzo tego nie chciałem.
Miałem co do tego złe przeczucia, a wolałem spędzić z nim trochę czasu.
Chociaż trochę lepiej go poznać.
Tak naprawdę nie wiedziałem o nim wszystkiego, prócz jego słabości, wad, zalet czy podstawowych informacji, było jeszcze sporo rzeczy, których chciałbym się o nim dowiedzieć.
Jednak to wymagało czasu.
Aby zbliżyć do siebie taką osobę, jaką on był, to masa pracy i cierpliwości.
Ale ja byłem wytrwały, jeżeli mi na czymś mocno zależało.
- Nie zostawię tak tego. Na za dużo sobie pozwolił. - Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia, zlękłem się i lekko podskoczyłem.
Uniosłem wzrok, wpatrując się w jego oczy uważnie, próbując wyczytać w nich jakiś znak, który mógłby choć trochę mnie uspokoić.
Niestety, ale mówił bardzo poważnie.
Wiedziałem, że nie byłem zdolny go zatrzymać, lecz co jeśli on nie wróciłby ze spotkania z Dustem?
Co jeżeli tamten dupek miał kogoś do pomocy?
Wtedy mogliby zrobić wiele złych rzeczy Errorowi.
Możliwe, że już nigdy nie byłby taki sam.
A ja nie byłbym w stanie mu pomóc.
Wszystko na co tak ciężko pracowałem przepadłoby, ale nie mogłem zaakceptować takiego scenariusza.
Ponieważ polubiłem go, a także obiecałem sobie, że nie zaprzepaszczę okazji zdobycia jego zaufania.
Nie zrujnuje tej relacji, lecz ją wzmocnie.
Z pewnością, kiedyś z pełnym przekonaniem w głosie nazwie mnie swoim przyjacielem.
Wierzyłem w to mocno i zamierzałem to osiągnąć.
Wtem do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Słuchasz mnie? - Wzdrygnąłem się i będąc zdezorientowany, przeniosłem wzrok na szkieleta.
Jego wyraz twarzy był podirytowany i zmarszczył brwi, kiedy nasze spojrzenia się złączyły.
- P-Przepraszam, zamyśliłem się. - Podrapałem się w czaszkę, czując się niezręcznie.
Spuściłem nerwowo wzrok i poczułem, jak spociłem się z poddenerwowania.
- Nie znoszę, gdy ktoś mnie nie słucha. - Warknął, a po chwili sapnął, powtarzając swoje ostatnie słowa, które do mnie wcześniej nie dotarły.
- Mówiłem, że jeżeli go spotkam, to roztrzaskam jego głowę w drobny pył, ale nie będę go szukał po innych wszechświatach. - Moje usta przybrały literę "o". Słuchałem go dalej z uwagą.
- Muszę w pierwszej kolejności odwiedzić kilka miejsc, dlatego nie zaprzątam nim sobie teraz czaszki. - Uśmiechnąłem się do niego szeroko, usłyszawszy te słowa.
Zerknął na mnie, po czym przeniósł z powrotem wzrok, jakby nie chciał na mnie patrzeć.
Trochę mnie to zmartwiło, lecz wraz z jego pytaniem, to uczucie minęło.
Wystraszyłem się, że był na mnie przez to zły, lecz na szczęście tak nie było.
- Co ta góra szmat tu robi? - Wskazał na nią wzrokiem, trzymając ręce skrzyżowanie na piersi.
Nabierałem powietrza, aby mu odpowiedzieć, lecz on mnie wyprzedził, odwracając się do mnie ramię w ramię.
W jego oczodołach dostrzegłem niedowierzanie, które nieudolnie starał się zamaskować.
- Siedziałeś tu cały ten czas... ze mną? - Odrzekłem, szybko i dumnie.
- No jasne! Nie zostawię kumpla w potrzebie. - Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
Jego twarz jasno zasygnalizowała "nie jesteśmy przyjaciółmi" ale nie zasmuciłem się tym.
Wiedziałem, że dla niego to wszystko było nowe i pewnie dziwne.
W końcu tyle lat tkwienia w pustej przestrzeni bez wyjścia, odbiło się znacząco na psychice.
Nie każdy był w stanie wytrzymać wszystko, bez jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu.
- Doprawdy, nie masz lepszych zajęć? - Westchnął, wyciągając rękę przed siebie i otwierając portal.
Do niewielkiej dziury, jaka powstała, zostały wessane wszelkie materiały, które musiałem dostarczyć z innych światów, gdy zajmowałem się Errorem.
Nie liczyłem od niego na żadne słowa podziękowań, wiedziałem, że ich nie otrzymam i nie mogłem być też pewny, czy on by się zachował tak jak ja, gdybym znalazł się w takiej samej sytuacji.
Prawdopodobnie nie, lecz mimo wszystko, wciąż bezinteresownie mu pomagałem.
Kiedy był odpowiedni moment, wziąłem się w garść i powiedziałem mu o tym, co już wcześniej przyszło mi do głowy.
Otóż pomysł, o którym w pewnym momencie pomyślałem, polegał na zabraniu go do naszego świata, który dla niego wykonałem jakiś czas temu.
Przypomniało mi się, że lubił patrzeć jak tworzyłem, a musiałem tamten świat dokończyć, ale to miała być niespodzianka.
Wolałem, żeby zobaczył efekt końcowy na własne oczy.
Nie byłem dobry w wymyślaniu argumentów, aby go przekonać, żeby tam ze mną poszedł.
Lecz w końcu coś wykminiłem i korzystając z okazji, spytałem.
- Jeśli również nie masz żadnych planów, to może pójdziesz ze mną do naszego wymiaru z wodospadem? Jest coś, co muszę tam zrobić. - W dalszym ciągu byłem w tym słaby, ale mój błagalny uśmiech i nuda, która mu doskwierała, skłoniła go do tego, żeby przystać na moją ofertę.
Po chwili zgodził się, po namyśle, a następnie znaleźliśmy się na miejscu.
Dawno tutaj nie byliśmy.
Było tam bardzo cicho, co pozwalało na całkowity relaks.
Odkąd tylko Error postawił tutaj stopę, od razu spokój tego miejsca, owinął się wokół niego i wypełnił pozytywnymi uczuciami.
Podbiegłem do rzeczki, która powstała z wodospadu.
Ukucnąłem i nabrałem wody w dłonie.
Była krystalicznie czysta, tym wyróżniała się od innych wód, w pozostałych wszechświatach.
To dość ciężkie, aby taką stworzyć.
Ale dla niego byłem w stanie zrobić wszystko.
Włożyłem w to kupę pracy, lecz widok, wlepiającego wzrok w tafle wody Errora, napełnił mnie determinacją do dokończenia tego miejsca.
Wyciągnąłem pędzel z zamiarem przygotowania się do malowania, gdy przeszkodził mi większy szkielet, kładąc mi rękę na przedramieniu i trochę ją ściskając.
Zdziwiony spojrzałem na niego.
Byliśmy zdecydowanie najbliżej siebie, niż kiedykolwiek.
Ale obaj nie myśleliśmy w tamtym momencie o tym.
- Co ty chcesz zrobić? - Uniósł brew, puszczając mnie powoli, patrząc mi prosto w oczy.
- Ja, chciałem ci zrobić niespodziankę i go dokończyć. Wpadłem na kilka ciekawych pomysłów... - Przerwał mi, dodając spokojnie.
- Zostaw, to czyni go wyjątkowym. - Zdziwiłem się, przejęciem Errora odnośnie moich prac.
Wolał pusty świat, wypełniony jedynie gęstą trawą z jednym wodospadem i rzeką?
Naprawdę nie było tutaj nic więcej. Ewentualnie trochę skał i gór, lecz to początkowo miał być tylko szkic, żeby sprawdzić, czy w ogóle spodobałby mu się taki świat.
Ale jeżeli pokochał to zaciszne miejsce, to nie będę mu go odbierać.
Odłożyłem Broomiego na plecy.
Westchnąłem.
- Jeśli tak uważasz, to nic nie będę tutaj zmieniać. - Uśmiechnąłem się szeroko, a on rozwarł lekko usta i speszony odwrócił wzrok.
Troszkę zaskoczyła mnie ta sytuacja, lecz jeżeli to sprawiło, że był szczęśliwy, to mógłbym stworzyć dla niego setki takich światów.
Podeszliśmy do jeziora i usiedliśmy na trawie.
Oparłem się rękoma z tyłu, wdychając świeże powietrze.
Mój towarzysz siedział z podkulonymi nogami i opierał na nich podbródek, wpatrując się daleko w wodę, która lekko drgała.
Można było doskonale dostrzec w niej swoje odbicie, tak jak i słońca, które grzało nas w plecy.
Wsłuchiwaliśmy się w szum wodospadu, który okropnie wyciszał i uspokajał.
Przymknąłem oczy, chciałem choć na chwilę zatracić się w tym spokoju i chyba Error zrobił to samo, ponieważ również się nie odzywał.
To było piękne uczucie. Odrzucić zmartwienia i odpocząć od nich na chwilę.
Tak właśnie powinno się z nimi radzić, a później na spokojnie pomyśleć nad ich rozwiązaniem.
Po kilku minutach, przemówiłem, uświadamiając sobie coś.
- Te kilka spraw, które masz do dokończenia... zamierzasz dalej niszczyć i zabijać? - Przytoczyłem jego słowa i zdumiony, że go o to zapytałem, poczułem jak ściskał mi się żołądek z nerwów, w oczekiwaniu na odpowiedź.
Przekręcił głowę w moją stronę i odrzekł ze spokojem.
- Może tak, może nie. Na razie moim priorytetem jest pozbycie się tamtej usterki. - Spuściłem wzrok, przybierając ponury wyraz twarzy.
Po sekundzie, odpowiedziałem.
- Rozumiem. - I podniosłem wysoko głowę, uśmiechając się.
Error uniósł brwi ze zdziwienia z mojej gwałtownej zmiany nastroju.
Cóż, nie przybiło mnie to, ponieważ spodziewałem się o wiele gorszego.
''Może tak, może nie''? To mnie uspokoiło, jednak wciąż nie chciałem, żeby go szukał.
Dlatego postanowiłem spędzić z nim tyle czasu, ile zdołałem.
A w nocy, gdy będzie spał, ja będę go szukał.
Miałem zamiar znaleźć Dusta i rozwiązać ten cały problem.
Dowiem się co było grane, bez mieszania w to Errora.
Uśmiechnąłem się sam do siebie, będąc dumnym z wymyślenia tak świetnego rozwiązania.
To nie on był ich twórcą, więc cokolwiek któryś z nich kombinował, to moim obowiązkiem było się tego dowiedzieć i przerwać to za wszelką cenę.
Nagle cudze kroki, a potem ogromny plusk, wyrwał mnie z zamyślenia.
Ja i mój towarzysz wzdrygnęliśmy się i spojrzeliśmy w stronę źródła dźwięku.
Na wodzie powstały większe koliste fale, od razu to spostrzegliśmy.
Po czym dało się domyślić, że to ktoś je musiał stworzyć.
Nie spostrzegłem jednak jeden z fal, która leciała prosto na nas.
Ledwo zdołałem mrugnąć, a owa rzecz nas oblała.
Error zaczął się mocniej ścinać i warknął, a ja wyplułem wodę i otrząsnąłem się z niej, wciąż pozostając w przemoczonych ciuchach.
Wkrótce spod tafli wody wyłoniła się czaszka jakiegoś kościotrupa.
Wyższy kościotrup zmarszczył brwi na jego widok, a ja początkowo zdziwiony, po chwili parsknąłem śmiechem.
Ujrzeliśmy płynącego w naszą stronę Fresh Sansa.
Nie byłem negatywnie nastawiony do Fresha w przeciwieństwie do Errora.
Nie można od niego oczekiwać zbyt wiele, lecz może kiedyś go zaakceptuje.
Owy szkielet wcale nie był aż tak złą osobą, miał swoją przeszłość i wiem o nim pewne fakty, których nie wiedział Error, ale wolałem o nich nikomu nie mówić, gdyż mu to obiecałem.
Znałem również jego drugą stronę, więc śmiało mogłem opisać go w trzech słowach, jakim szkieletem był.
I na pewno nie nazwałbym go osobą o złych zamiarach.
Jednak jego brat nie był zadowolony jego obecnością.
Widziałem jak powstrzymywał się od złośliwego komentarza.
On w odpowiedzi na jego nie zbyt przyjazne powitanie, pomachał nam i otworzył portal, zostawiając nas znowu samych.
Zaśmiałem się, zakrywając dłonią usta, ponieważ nie był to odpowiedni moment do śmiechu, zważając na fakt, iż Errorowi wcale nie było do śmiechu.
Lecz jednak trudno mi się było powstrzymać.
Potrafiła mnie rozbawić byle błahostka, a w tym momencie był to jego skok, który ochlapał zarówno i mnie, jak i Errora.
Ten gość po prostu zawsze musiał coś odwalić.
Złapałem powietrza i przestałem się chichrać, podczas gdy przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Na mojej twarzy malowało się łobuzerskie spojrzenie, które skierowałem w stronę mego przyjaciela.
Kościotrup zdążył tylko zamrugać z dwa razy i unieść brew ze zdziwienia, a ja w tym samym czasie w obie dłonie nabrałem wody.
Wszedłem trochę dalej i zmoczyłem swoje trampki, ale zignorowałem to, skoro i tak byłem już przemoczony do suchej nitki.
Odwróciłem się z impetem, wyrzucając wszystko, co udało mi się zebrać w górę.
Kropelki wody leciały z niesamowitą prędkością w szkieleta, ostatecznie go dosięgając oraz ochlapując.
Postanowiłem podejść do tego, że Fresh dla zabawy nas zmoczył, bardziej na wesoło.
Zaśmiałem się, podchodząc bliżej, a on patrzył na swoje ubranie, które było tak mocno mokre, że można było je wycisnąć niczym szmatę i wykręcił głowę w moim kierunku.
- Teraz ty zaczynasz, tak? - Uśmiechnął się szyderczo i pstryknął palcami.
Nagle tuż za mną, nad wodą pojawił się blaster. Przestałem chichotać i odwracając się do tyłu, rozwarłem usta w zdziwieniu, byłem gotowy zrobić unik, ale woda lekko spowolniła moje ruchy. Upadłem na kolana, zanurzając się do połowy w cieczy i położyłem dłonie na głowie ze strachu przed strzałem.
To miała być taka pseudo pozycja obronna, ale logicznym było, że stanie w miejscu nie pomagało uniknąć bezpośredniego spotkania ze smoczą jamą.
Usłyszałem huk, ale jedyne co poczułem to podniesienie się wody, dlatego od razu się wyprostowałem i spostrzegłem, że promień trafił w dno jeziora, a nie we mnie.
W wyniku tego powstała ogromna fala, która doszczętnie wciągnęła mnie pod wodę.
Wstrzymałem oddech i będąc przykrytym taflą cieczy, skuliłem się i dałem jej ponieść.
Po kilku minutach jezioro się uspokoiło, a ja jak najszybciej gnałem do góry.
Po chwili wynurzyłem głowę, łapczywie łapiąc oddech.
Rozejrzałem się dookoła, aby stwierdzić, gdzie się znajdowałem i zauważyłem, że byłem spory kawał od brzegu.
Gdy zlokalizowałem Errora, czekającego na mnie na trawie, zaobserwowałem, że z uśmiechem na twarzy mi machał.
Nadymałem policzki ze złości i przeteleportowałem się do niego.
Widząc mnie, odsunął się i ze skrzyżowanymi rękoma, bacznie mnie obserwował.
Wciąż był zadowolony ze swojej małej zemsty, a mój wyraz twarzy rozbawił go prawie do łez.
Wybuchł śmiechem, a ja powiedziałem w między czasie.
- To nie było fair. - Wyszczerzyłem zęby w szyderczym uśmiechu, a on uspokoił się widząc to i przybierając ten sam wyraz twarzy, odparł.
- A kto powiedział, że zamierzam trzymać się zasad? - Wzruszył ramionami i oboje mierzyliśmy się łobuzerskim spojrzeniem, dopóki nie przeszła mnie fala zimna.
Wzdrygnąłem się i objąłem rękoma.
Moje ciało zaczęło drżeć.
Zimno mi nie służyło, ponieważ łatwo przez nie chorowałem.
Zaswędziało mnie w nosie, więc podrapałem się odruchowo w to miejsce, następnie nim pociągając.
Error spojrzał na mnie krzywo, a ja odwróciłem wzrok, zastanawiając się co powiedzieć, bo w końcu nie mogłem go zostawić.
Miałem z nim spędzić więcej czasu, tak jak postanowiłem, ale przeziębienie mi tego nie ułatwiało.
Gdyż zdany w takiej sytuacji byłem sam na siebie.
- Strasznie szybko łapiesz choroby. - Powiedział z zażenowaniem w głosie, kościotrup, a ja po chwili kichnąłem.
Jego dźwięk przypominał trochę, pisknięcie małego kotka.
Potarłem nos palcem wskazującym i spojrzałem na Errora, który nagle zastygł i trzymał lekko rozwarte usta.
Jego źrenice były pomniejszone i wyglądał na zszokowanego.
- No, co? - Ocknął się i odwrócił wzrok, mrucząc pod nosem.
- Nic. - Nie wiedziałem o co mu chodziło, więc postanowiłem to zignorować.
Nagle mnie wyprzedził i to on otworzył przejście.
Prowadziło ono do Anty Voidu. Naszej kochanej pustki, jednak zdziwiło mnie, dlaczego to on je otworzył, a nie ja?
- Chodź, zanim zakichasz mi się tu na śmierć. - Uniosłem brwi i zaciekawiony, podszedłem do niego.
Wprowadził mnie do środka i zamknął za sobą portal.
Nie mogłem uwierzyć, że to on tym razem chciał się mną zająć.
Co prawda nie byłem poważnie chory, lecz aktualnie potrzebowałem się ogrzać albo wypić coś ciepłego, a także zdjąć z siebie te przemoczone ubrania.
Myślałem, że on również chciał to zrobić.
Może i był odporniejszy, ale siedzenie w takich mokrych ciuchach, nie było niczym przyjemnym na dłuższą metę.
To było naprawdę miłe zaskoczenie.
Nie sądziłem, że będzie chciał chociaż w jakimś stopniu mi się odwdzięczyć, przecież nie zrobiłem nic, lecz on jednak mnie tutaj zaprosił.
Wskoczył na swój hamak, a ja nie wiedząc co zrobić podszedłem do drugiego.
Oba wisiały w niedalekiej odległości od siebie.
Dalej się trzęsłem, co szkielet wkrótce zauważył i zirytowany, podniósł się i zeskoczył z łoża.
Szedł w moją stronę, więc zwróciłem na niego uwagę.
Chwycił koc, na jakim przedtem leżał na hamaku.
Był to ten sam, którym go wcześniej okryłem.
Mocno ścisnął materiał w dłoni, a po chwili z impetem rzucił kocem w moim kierunku.
Opadł mi on na głowę i zawiesił się na niej, okrywając lekko pozostałą część mojego ciała.
Chwyciłem go i mocno szarpnąłem, zrzucając go z mojej twarzy i po chwili ponownie widziałem coś więcej, niż ciemność.
Trzymając go w rękach, chwilę się na niego patrzyłem, a zaraz po tym automatycznie na mojej twarzy pojawiła się radość.
- Dziękuje. - Szepnąłem do niego, gdy wracał na swoje miejsce z ciepłym uśmiechem na twarzy.
Zaraz po tym przytuliłem do niego twarz, przymykając oczy.
Error nic nie mówiąc, po prostu doszedł do swojego hamaka i syknął, wchodząc na niego.
Podłoży ręce pod głowę i wpatrywał się w sufit.
Owinąłem się nieco bardziej kocem i poczułem na nim kojący oraz przyjemny zapach Errora.
W tamtym momencie nad wodospadem, byłem w duchu wdzięczny Freshowi, że doprowadził nas do takiej sytuacji.
Mogłem się dzięki temu przekonać, że on również mnie choć trochę lubił.
Miałem taką nadzieję już wcześniej, lecz na pewno by się do tego nie przyznał, a teraz byłem już pewny, że wszystko zmierzało w dobrym kierunku, aby zyskać jego zaufanie.
Nasze dalsze losy od teraz leżały w moich rękach.
Marzyłem o tym, aby z pełnym przekonaniem, pewnego dnia nazwał mnie swoim przyjacielem. A może... z czasem kimś więcej?
Zasnąłem, wtulony w ciepły i miękki w dotyku materiał.
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top