(11)
Zanim przejdziecie do czytania mojego rozdziału, to chciałam wam powiedzieć, że jest mi smutno, a zarazem jestem rozczarowana.
Gdyż człowiek się stara i poświęca na coś bardzo dużo czasu i próbuję sprawić, aby jego opowiadanie było jak najlepsze, każdy rozdział był dopracowany, nawet jeżeli są jakieś błędy, a mimo to, przyjdzie, przeczyta sobie pierwszy lepszy ktoś, a później używa pewnych rzeczy w swoim opowiadaniu, bo czemu by nie.
Tylko, że to już nie jego pomysł, a autorki/a, od którego to ściągnął.
A często nawet taki człowiek się wypiera i uważa, że on sam wszystko wymyślał i niczym się nie wzorował.
Cóż, nie zanudzam już, miłego czytania.
Error
Podniosłem głowę i na jednej z mocniejszych gałęzi drzew ujrzałem znajomą sylwetkę.
Szkielet siedział na kończynie rośliny i wymachiwał na przemian nogami, które swobodnie mu zwisały.
Na głowie miał założony kaptur i opierając głowę o korę, uśmiechał się, patrząc na nas.
- Och, Error. Ty się nigdy niczego nie nauczysz, nieprawdaż? - Zeskoczył na dół, a pod jego stopami ugięła się trawa i wydobył się odgłos uderzenia.
Cofnąłem się kawałek z Inkiem i obaj uważnie go obserwowaliśmy.
- O czym ty w ogóle mówisz? - Skrzywiłem się. Miałem wrażenie, że nie przyszedł tu tylko na przyjacielską pogawędkę.
Raczej miał złe zamiary.
Zupełnie się go tutaj nie spodziewałem, czego mógł ode mnie chcieć?
Może po prostu liczył na kolejne polowanie?
- Jeżeli znów chcesz pójść się poznęcać to droga wolna. - Skrzyżowałem ręce, wzdychając.
- Ale beze mnie. - Dodałem, przeszywając go wzrokiem.
Poszerzył uśmiech w odpowiedzi i parsknął.
- Tak jak myślałem. Ink już zdążył ci namieszać w głowie. - Ink? A co on miał do tego? A więc chciał czegoś od niego?
Gdy się było wyczerpanym to z trudem przychodziło skupienie, a już tym bardziej logiczne myślenie.
Ten kościotrup należał do osób nieprzewidywalnych, dlatego postanowiłem trzymać gardę tak długo, aż całkowicie nie opadnę z sił.
- Error, cofnij się. - Stanął przede mnie tęczowy kościotrup, zasłaniając mi pole widzenia.
Wychyliłem się w jego stronę i warknąłem mu do ucha.
- Czy ty mnie próbujesz bronić? Bo coś słabo ci to wychodzi, skoro przez ciebie nie widzę nic przed sobą, oprócz twojego tyłka! - Wyszczerzyłem zęby w złości, a on odwrócił się przez ramię i odparł z powagą.
- Nie możesz już walczyć, więc zostaw to mi. - Szybkim ruchem wyciągnął swój pędzel i stanął w rozkroku, bacznie obserwując Murder Sansa.
Cofnąłem się kawałek i stanąłem w miejscu, w którym mogłem zobaczyć ich dwójkę.
- Czekaj, ty chcesz z nim wal... - Nawet mnie nie posłuchał, po prostu skoczył w kierunku zakapturzonego, a on z wielkim uśmieszkiem, wyciągnął rękę tuż przed jego twarzą i zatrzymał go, trzymając w niebieskiej magii.
Co on do cholery wyprawiał?!
Chciał pójść na pewną śmierć?
Dust machnął kończyną w prawą stronę i rzucił kolorowym w tym samym kierunku.
Tęczowa księżniczka zatrzymała się, wbijając palce w ziemię i odbiła od niej, robiąc salto do tyłu, kończąc na obu kończynach.
Otrzepał swoje ubranie z kurzu i ściskając w dłoni mocniej pędzel, był gotowy na wykonanie swojego ruchu, lecz jego przeciwnik się z nim nie cackał i nim Ink się zorientował, ten już znalazł się z jego lewej strony.
Obrócił głowę w jego stronę, wahając się z wykonaniem jakiegokolwiek ruchu.
Prawdopodobnie skończyły mu się opcje, a działo się to na tyle szybko, że nie było możliwości, aby pomyśleć.
Zakapturzony leciał wprost na niego, przywołując za swoimi plecami ogromny blaster.
Wziąłem głęboki wdech i teleportowałem się.
Pojawiłem się pomiędzy nimi, zdążyłem przed wystrzałem lasera z broni Dusta i jednym pstryknięciem zrespawniłem jedną ze swoich smoczych jam.
Zaciskając wszystkie palce u dłoni, sprawiłem, że mój blaster wystrzelił.
Dwa promienie zetknęły się ze sobą w wyniku czego, mocno powiało w moją stronę, a do wokoło rozległ się głośny huk.
Wszystko momentalnie stało się oślepiająco białe.
Zasłoniłem oczodoły, rękawem kurtki, gdyż oślepił mnie ten jasny błysk.
Murder Sans odbił się od ziemi i odleciał parę metrów od nas.
Gdy barwa otoczenia przybierała normalną jasność, lokalizując nieprzyjaciela, przeteleportowałem się do niego i unosząc magią, rzuciłem o najbliższą korę drzewa.
Gdy uderzył w nie plecami i osunął się na ziemie, podszedłem bliżej z wściekłym wyrazem twarzy.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale to nie jest śmieszne. - Sapnąłem, zerkając ukradkiem na bezpiecznego na razie Inka, który sparaliżowany stał i mi się przyglądał.
- To nie do ciebie mam sprawę, kolego. - Podniósł się i szybko do mnie podchodząc, odepchnął mnie z taką siłą, że przewróciłem się i upadłem na tyłek.
Syknąłem i masując obolałe miejsce, spojrzałem dokąd zmierzał.
Oczywiście ruszył wprost na mojego towarzysza.
Nie chciał odpuścić Inkowi, a ja nawet nie wiedziałem czego od niego chciał.
Po co tu przyszedł?
Czy chciał nas zabić?
Zabić jego?
Wtem przypomniało mi się, jak tęczowy chciał mi coś powiedzieć, ale akurat zakapturzony nam przeszkodził.
Możliwym było, że to, przed czym chciał mnie ostrzec, był właśnie Dust.
Lecz w takim razie dlaczego ma na celowniku jego, a nie mnie?
Szybko wstałem, a wtem obraz przed moimi oczami lekko zawirował i zrozumiałem, że już nie wiele mogłem z siebie wycisnąć.
Klęknąłem więc na jedno kolano i obserwowałem całą sytuację.
Chwilami robiło mi się słabo, a ból głowy rozpraszał.
- Znów chcesz go zepsuć tęczowy skurwysynie? - Warknął do Inka, a on marszcząc brwi, zwinnie unikał każdego z jego ciosów, zadawanych przez kości.
- Że co?! To ja go ''psuję''? Chyba nie wiesz o czym mówisz. - Nieco się uśmiechnął, odpowiadając mu, lecz w jego tonie głosu dało się usłyszeć nutkę napięcia.
Odskoczył, a Dust był w stanie dotrzymać mu kroku, więc za nim podążał.
Krok w krok, próbował się do niego dostać.
Aż ostatecznie znalazł się tuż przy nim.
- Och? A więc zapomniałeś o ostrzeżeniu? - Wtedy źrenice tęczowego kościotrupa zmniejszyły się, a jego ciało przeszedł dreszcz. Rozwarł lekko usta w zdziwieniu i zszokowany w ostatniej chwili zablokował pędzlem strzał z wielu blasterów, którymi został otoczony.
Zaparł się nogami i zatrzymując się, w którymś momencie na ziemi, wciąż blokując ataki, które po chwili ustały, odwrócił się i przeteleportował, unikając przy tym kolejnej serii smoczych jam.
Pojawił się dwa metry nad glebą i szukał wzrokiem Dusta, który nagle się tak rozpłynął, że nawet sam go nigdzie nie widziałem.
W końcu wyskoczył z ziemi, przebijając się przez nią, a wraz z nim kilkadziesiąt ogromnych kości, lecących z ogromną szybkością w stronę Inka.
Dust skoczył jak najdalej od powstającej dziury i stojąc w bezpiecznym miejscu, kierował wszystkie kostki w stronę tęczusia i często zmieniał ich trajektorie, aby bardziej utrudnić mu zadanie.
Szkielet odbijał się od tych najbliżej jego i przeskakiwał z nich do następnych. Kilka był zmuszony odtrącić pędzlem, a te, których kierunek się zmienił, po prostu omijał.
Teleportował się albo przebiegał po nich i przeskakiwał do następnych.
Woah, był naprawdę dobry, jeżeli chodziło o zwinność i uniki.
Tak dobrze sobie radził, że nie było potrzeby ingerować, lecz nagle mój instynkt ostrzegł mnie przed zagrożeniem.
Wtem jedna z nich drasnęła Inka, który upadł na ziemię i leżąc na plecach, patrzył jak z góry spadał na niego Dust.
Siedząc na nim, zaczął go dusić, ale Ink usilnie próbował go z siebie zrzucić. Niestety zakapturzony był silniejszy.
- Tak bardzo pragniesz jego śmierci, że w dalszym ciągu stawiasz mi opór? Popatrz, on cię nawet nie broni. Dla jakiego śmiecia ty ryzykujesz życiem? - Ink zaciskał zęby ze złości usłyszawszy to, a także z bólu, jaki powodował mu Murder, zaciskając dłonie na jego szyi.
Zdenerwował mnie ten gość.
Nie dość, że wszystko słyszałem, to chyba powoli zaczynałem wszystko składać w całość.
Za jego plecami zrespawniłem smoczą jamę i tak jak planowałem, odwrócił się i puścił Inka, unikając mojego ataku.
Gdy oparty był wszystkimi kończynami o ziemię, wtem zadrżała i w mgnieniu oka, rozleciała się na kawałki, tworząc olbrzymią dziurę, z której wystrzeliły lasery z dwóch blasterów.
Należały one również do mnie.
Otarłem pot z czoła, który zaczął stawać się bardziej intensywny i zacisnąłem dłoń, w której trzymałem swoje nitki.
Otóż obwiązałem nimi kostkę Dusta i, gdy próbował uporać się z moją zasadzką, ja przyciągnąłem go z impetem w dół, prosto na promień, wydobywający się z moich broni.
Wpadł w nie idealnie, a blastery po chwili zniknęły.
Cały drżałem z przepracowania, ale zignorowałem to.
Taki ból i zmęczenie były niczym, bywałem w o wiele gorszych sytuacjach.
Ostatecznie Ink pojawił się obok mnie i przeleciał mnie wzrokiem od stóp do głów.
Ciężko oddychałem i chyba mój stan samopoczucia wzbudzał w nim niepokój.
Widziałem zmartwienie w jego oczach, ale nie miałem czasu się na nim skupiać, gdyż nieprzyjaciel po krótkiej chwili wyskoczył z olbrzymiej szczeliny, która wciąż się rozpadała i szedł powolnym krokiem w moją stronę.
Jego ubrania były brudne od ziemi i całe podziurawione, wygniecione oraz w niektórych miejscach widocznie były bordowe plamy, które z każdą sekundą powiększały się.
Nie wyglądał na zadowolonego, ale ja również nie byłem w humorze.
Brudny glitch nie miał prawa mnie obrażać.
Ani grozić Inkowi.
Zaraz, co? Nie, chyba bardziej to pierwsze.
Póki wciąż działała adrenalina, splątałem go smyczkami i unieruchomiłem, przywiązując do pnia drzewa.
Następnie podszedłem, patrząc na niego wściekle, marszcząc brwi.
- Czy ty mu... groziłeś? - Warknąłem, pochylając się nad nim.
- A jeśli tak to co? Dlaczego stawiasz się za nim, Error? Przecież jeszcze niedawno byliśmy kumplami, a teraz próbujesz mnie zabić? - Parsknął, wyrywając się spod moich lin.
Wkrótce rozerwał je z łatwością, a ja cofnąłem się, patrząc czy w pobliżu nie było tęczowego kościotrupa.
Na szczęście stał w bezpiecznej odległości, coś tam do mnie krzycząc. Prawdopodobnie coś w stylu, żebym z nim nie walczył, lecz nie słuchałem go.
- Ty nigdy nie byłeś moim kumplem. - Spojrzałem na niego z pogardą, a on stanął jak wryty i po chwili milczenia wybuchł śmiechem.
Trochę mnie to zdezorientowało.
- Heh, rozumiem. Ink już cię zdążył zepsuć. - Ścisnąłem dłoń w pięść i krzyknąłem, robiąc krok w przód.
Rany, on się stawał bardziej irytujący niż Fresh.
- Nikt mnie nigdy nie psuł, o co ci chodzi!? - Dust podszedł bliżej i będąc ode mnie na wyciągnięcie ręki, przekręcił nieco głowę i wyszczerzył zęby w psychicznym uśmiechu.
- Biedny, w ogóle nie widzisz tego, co on z tobą zrobił, prawda? - Wzdrygnąłem się od tego gwałtownego zmniejszenia pomiędzy nami dystansu i jego żądzy krwi, wyczuwalnej w tonie głosu.
Oraz przerażająco morderczej aury, którą czułem na własnych kościach, kiedy przebywał tak blisko.
Uniosłem brew, nie rozumiejąc nic z tego co mówił.
- Głupcze! Nie rozumiesz, że nie ma czegoś takiego jak przyjaźń? Czy ty naprawdę sądzisz, że ktoś będzie o ciebie dbał, a ty o niego? - Zachichotał, trzymając się za brzuch.
- Jesteś żałosny! Prędzej czy później twój kumpel cię zdradzi. - Wzdrygnąłem się po usłyszeniu jego słów i cofnąłem o krok.
Trudno było mi przyznać, ale znał doskonale moje obawy i zaczął ich używać przeciwko mnie, ale ja nie do końca zdawałem sobie zdawać wtedy z tego sprawę.
- Error, nie słuchaj go! - Obróciłem się w stronę źródła krzyku i zobaczyłem zdeterminowaną tęczową księżniczkę, która biegła w moją stronę i zatrzymała się tuż przy Murderze. Jednak on wyminął go i jakby nigdy nic podszedł do mnie powolnym krokiem, po czym pochylił się nad moim uchem i szepnął.
- Zobaczysz... - Wyszczerzył zęby i wybuchł szyderczym rechotem, a ja ponownie odsunąłem się od niego błyskawicznie, zaciskając zęby ze złości.
Nie wiedziałem co mam myśleć, czułem się dziwnie zmieszany.
Z jednej strony towarzyszyła mi złość, a z drugiej... lęk?
- A więc o to ci cały czas chodziło... - Zaczął niższy szkielet, który spuścił głowę, a cień padał na jego twarz w taki sposób, że nie widoczna stała się jego górna część.
Zaczął mówić do niego w przerażający sposób.
Nigdy nie pomyślałbym, że Ink mógł być tak wściekły.
Nie wiedząc czemu, trochę mnie to przeraziło.
Zwykle troskliwy i nadwrażliwy obrońca sprawiedliwości, a teraz stał się groźniejszy ode mnie.
- Próbowałeś mu namieszać w głowie, a w między czasie zabijałeś kolejne osoby z AU, przenosząc się po nich w nieznany dla mnie sposób, tylko po to, abym myślał, że Error celowo robił mi na złość po kłótni, żeby miało to nas dodatkowo rozdzielić na dłużej? A w między czasie ty zmusiłeś go do mordowana i wmawiałeś mu jakieś głupoty...? - Stałem jak wryty i to nie tylko dlatego, ponieważ Ink wyglądał jakby zaraz miał zamiar go zamordować, ale również to co mówił, miało ogromny sens i nawet ja nie wpadłbym na to wszystko.
Nie na każde słowo zwróciłem uwagę, ale... czy to znaczyło, że on mną manipulował?
Dust zaczął klaskać i podchodzić w jego stronę.
Ink zacisnął wtedy pięści ze złości i zmarszczył brwi, patrząc na niego wściekle.
- Brawo, masz mnie. To prawda, chciałem, żebyś nie wtykał swojego nosa tam gdzie nie powinieneś. Gdyż pewne osoby nie powinny się zmieniać. - Posłał mu wrogie spojrzenie.
- Ty... zrujnowałeś wszystko, na co tak ciężko pracowałem! - Podszedł krok bliżej, a nieprzyjaciel tylko uśmiechnął się bardziej, rozkoszując się faktem jak zdenerwowany był Ink.
Stali tak blisko siebie, że mogli czuć własne oddechy.
- Mam na myśli relacje między mną, a Errorem! Ty wredny gnoju... - Rozwarłem usta w zdziwieniu.
Myślałem, że chodziło mu o ochronę wszechświatów, a jego bardziej przejmował los, że między nami się pogorszyło?
Spuściłem wzrok.
On w dalszym ciągu mnie zaskakiwał.
Oczywiście w pozytywnym znaczeniu, lecz ja... po prostu nie mogłem się do tego tak szybko przyzwyczaić.
To wciąż było dla mnie obce i dziwne.
Ink
Nie mogłem uwierzyć.
To było nie do pomyślenia!
Nigdy bym nie przypuszczał, że jeden szkielet stał za tym wszystkim.
Zabił tyle niewinnych osób, a ja myślałem, że to sprawka tylko samego Errora.
Podczas gdy między nami była ta cicha przerwa, próbowałem ratować zrujnowane AU i choć niektóre faktycznie zniszczył Error, to jednak sporej części mieszkańców, zostało odebrane szczęśliwe zakończenie.
I to nie przez czarnego kościotrupa, on prawdopodobnie został do tego zmuszony w jakiś sposób.
Manipulacja? Możliwe, mógłbym spytać później o szczegóły Errora, ale nie sądziłem czy byłby to dobry pomysł.
Nie muszę wiedzieć w jaki sposób wpłynął tak bardzo na niego, ale znając go wiem, że na pewno nie było to takie trudne.
Za tym musiał stać ktoś jeszcze.
To nie możliwe, żeby Dust sam się przemieszczał.
Ale później się nad tym zastanowię.
Tak poza tym nie obwiniałem za te morderstwa Errora.
Mimo że na początku byłem trochę przybity faktem, że wcale mu nie pomogłem, że jestem niepotrzebny i beznadziejny, skoro nie mogłem go zmienić, lecz okazało się, że sam z siebie nie byłby do tego zdolny.
Więc to nie była moja wina, że do tego doszło.
Że zabił tyle osób.
Jestem pewny, że nie dokonałby tego sam bez Murdera.
Ktoś mu pomagał z tym niszczeniem i to właśnie był on.
Ale w takim razie dlaczego powiedział mi, żebym się nie wtrącał, bo inaczej on go zabiję?
- Skoro tak chciałeś utrzymać Errora w roli bezlitosnego mordercy, to czemu chcesz go zamordować? - Mierząc się z nim wzrokiem i wyczułem napięcie, gdy zadałem to pytanie.
Nie wiedziałem czy mi odpowie, czy się na mnie rzuci.
Dlatego byłem w stanie gotowości, cokolwiek by zrobił, ja z pewnością uniknąłbym tego.
W środku mną trzęsło i roznosiło mnie, ale powstrzymywałem się.
Nie byłem zdolny tak czy siak go skrzywdzić, więc musiałem tłumić w sobie ten narastający z każdym mym tchnieniem gniew.
Zaśmiał się, odsuwając na metr ode mnie.
- To było kłamstwo. Myślałem, że zależy ci na Errorze i nie będziesz interweniował, a wtedy dokończyłbym swój cel. - Odparł, a po chwili zmarszczył brwi i trykając mnie palcem wskazującym, dodał.
- Jednak musiałeś mi pokrzyżować plany, heh. Ale i tak ci się to nie uda, potwór zawsze zostanie potworem.
Prędzej czy później sam się o tym przekonasz. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu, a mnie w tamtym momencie krew zalała.
Jak on śmiał?!
Error nigdy nie był kimś takim!
On był tylko... zagubiony we własnych uczuciach. Zaślepiony przez przeznaczenie, którego wcale nie musiał wykonywać.
Nerwy musiały mi w końcu puścić.
- Jak śmiesz ty...! - Złapałem go za koszulkę i wykręcając ją, ścisnąłem. Najwidoczniej bawiła go ta sytuacja, gdyż uśmiechał się i tylko drwił sobie ze mnie.
- No dalej Inky... spróbuj mnie zabić! - Kolor moich oczu zmienił się na czerwony i cały drżałem ze złości, ale on tylko tego chciał.
Chciał mnie sprowokować i gdy mu tu wychodziło, dostarczało mu wtedy kupę śmiechu.
Nie miałem zamiaru robić mu tej satysfakcji.
Rzuciłem nim o ziemię i posłałem wrogie spojrzenie.
Zakaszlał i wstając, złapał za gardło.
Jak mogłem być taki głupi... dlaczego od razu nie wyjaśniłem tego z Errorem?
Naprawdę byłem okropnym przyjacielem, lecz obiecałem sobie właśnie w tym momencie, że już nie dopuszczę do takiej sytuacji.
Zrobię wszystko, żeby Error zyskał moje zaufanie i nie zadawał się z takimi typami.
Dlaczego nie pojąłem od razu, że ktoś mógł mieć na niego zły wpływ?
Że ktoś bawił się nim jak marionetką.
Nawet bawił się moimi uczuciami, gdyż zamknięty w sobie, potrafiłem się tylko użalać nad sobą i obwiniać dlaczego do tego doszło i gdzie popełniłem błąd.
A tak naprawdę nie widziałem, że tym błędem było właśnie siedzenie i godzinne myślenie.
Heh, ponoć najciemniej pod latarnią.
Wciąż nie wiedziałem, dlaczego Dust tak bardzo chciał, żeby Error wciąż zabijał, może chciał to robić razem z nim?
A może o coś innego chodziło?
Tak czy siak udało mu się zranić i mnie i z pewnością Errora, ale koniec tego.
Odbuduję nasze zrujnowane relacje.
Nie, ja je poprawię.
Również chodziło mi po głowie to, jakim cudem mógł się teleportować.
To chyba musiało pozostać na razie zagadką.
Skoro nie mogłem go pokonać, a Error nie wyglądał najlepiej, to postanowiłem odesłać go do jego wszechświata.
Niech wraca tam, skąd przybył.
I niech nie waży się jeszcze raz nas rozdzielić.
Jego westchnięcie wyrwało mnie z przemyśleń i skupiłem na nim całą swoją uwagę.
Zapomniałem, że Error też tu był.
Wiedziałem tylko, że stał z boku i się przyglądał, ale byłem tak rozzłoszczony, że byłem w stanie tylko skupić się na Dustcie.
- Wygląda na to, że wszystko się już wydało i nic nie wskóram, hm? - Wzruszył ramionami, przymykając na chwilę oczy i nagle obaj podskoczyliśmy, słysząc wrzask przepełniony złością.
Źle, furią.
- Ty.... ZASRANY GLITCHU!!! - Szybko przerzuciłem wzrok na Errora, który wręcz kipiał ze złości.
Zdziwiło mnie to i wkrótce sam ochłonąłem, akurat sytuacja tego wymagała, żebym to ja teraz był tym opanowanym.
Pojawił się obok niego tak szybko, że ja ledwo nadążałem za nim wzrokiem.
Przed chwilą był tam, a za chwilę zupełnie gdzie indziej.
Niebieskie żyłki mocno zacisnęły się na nadgarstkach Dusta, a wtem z impetem czarny szkielet wyrzucił go za siebie.
Lecąc w danym kierunku, spotkał się twarzą w twarz z czekającymi tam na niego ciemnymi blasterami.
Nie mógł się przeteleportować, gdyż Error zbyt mocno ścisnął jego kończyny.
Uderzył więc w ziemię, ale gdy przeturlał się w bok, zdołał uniknąć strzałów.
Po chwili ziemia obok niego cała popękała, a on spadał w przepaść, śmiejąc się niczym wariat.
Error puścił go i stanął w pobliżu załamującego się podłoża.
Ja szybko zniknąłem, chcąc pojawić się przy nim, lecz on ponownie mi umknął.
Nie mogłem się do niego dostać, był za szybki i teraz on w ogóle nie zwracał na mnie uwagi.
Złość całkowicie go pochłonęła, ale jeżeli dalej będzie tak intensywnie pracował to...
Moje ciało przeszył zimny dreszcz, a po czaszce spłynęły kropelki potu.
O nie... musiałem go zatrzymać i to natychmiast, zanim sam się wykończy.
Znałem go, wiedziałem doskonale, że sam sobie z emocjami nie poradzi.
Ciemny kościotrup pojawił się tuż przy spadającym Dustcie i, gdy stanął w środku dziury, wysunął z niej kości, które jedna po drugiej goniły zakapturzonego.
On zaś zdążył rozerwać pozostałości po błękitnych nitkach i pomimo ran, jakie mu zadały, wciąż bez jakiegokolwiek zmęczenia, unikał atakującego go rzędu kostek.
Ostatecznie ruszył na niego, a kiedy dzieliły ich zaledwie centymetry, czarny kościotrup przebił kością jego ramię.
Kaszlnął krwią, a gdy kość zniknęła, ten upadł na ziemię.
Podniósł głowę i wysłał mu szydercze spojrzenie.
- Heh, więc jednak jesteś zepsuty. - Error tylko warknął na jego komentarz i zamachnął się ręką, przygotowując kolejny atak, a w między czasie mówiąc.
- Zaraz oderwę ci ten obrzydliwy ryj i użyję go jako kuli, a jako kręgle poukładam twoje flaki!! - Przywołał długą i cienką kość, którą chwycił w uniesioną dłoń i miał zamiar opuścić ją w kierunku zakapturzonego, ale szybko przerwałem mu, rzucając się na niego od tyłu i obejmując go w pasie, przytuliłem się do niego.
- E-Error, błagam! Przestań! - Jego ciało gwałtownie pokryła warstwa errorów, a on sam odepchnął mnie i odskoczył kawałek ode mnie, cały drżąc.
- Ink! Co ja ci mówiłem o dotykaniu mnie!? - Rozglądał się nerwowo dookoła, gdyż zapomniałem, że przez to również potrafi stracić na chwilę widoczność.
Próbował zlokalizować Dusta, gdyby ten chciał go zaatakować, ale on siedział zdziwiony.
Musiał nie wiedzieć o tej słabości Errora.
Gdy glitche skumulują się w jego oczach, wtedy nic nie widział lub bardzo słabo. To zależało od ich nasilenia.
Ale to był jedyny sposób, żeby go uspokoić, więc musiałem to zrobić.
Zresztą... sam wyrządziłby sobie większą krzywdę.
Położył dłoń na twarzy i głęboko westchnął. Po chwili skierował wzrok na podnoszącego się Dusta, który rozerwał rękaw swojej bluzy i owego kawałka użył jako bandaż, aby zatrzymać krwawienie.
- Cóż, chyba nie pozostało mi nic innego, jak pozbyć się zepsutej zabawki. - Powiedział, dokładnie owijając swoją powiększającą się ranę.
- Którą jesteś ty. - Skierował wzrok na Errora i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Szlag, nie miałem dużo czasu.
Miałem plan, ale to wymagało użycia jeszcze cząstki energii Errora, lecz to było ryzykowne, nie chciałem, żeby mu się coś stało.
A był w bardzo niestabilnym stanie, gdy emocje całkowicie opadną, wtedy nie byłem pewny co się mogło stać.
Mimo wszystko musiałem zaryzykować.
Przysunąłem się do czarnego szkieleta i szepnąłem do niego.
- Posłuchaj, mam pomysł jak szybko go stąd wywalić. Wystarczy, że strzelisz w niego blasterem, ale tak, żebyś chybił, rozumiesz? - Spojrzał na mnie niezdecydowanym wzrokiem, a ja czułem jego nieregularny oddech na swojej czaszce i słyszałem szybkie bicie serca.
Zagryzając zęby, dodałem.
- Proszę zrób to dla mnie! - Oczy mi się zaszkliły, gdyż wydawało mi się, że on mnie nie posłucha, jednak na całe szczęście stało się inaczej.
Odsunął się, niepewny co ma zrobić. Przyglądał mi się, aż ostatecznie skierował wzrok na lecącego w naszą stronę Dusta i szybko przenosząc go znów na mnie, rzucił.
- Niech ci będzie. - Ucieszyłem się, że się uspokoił i miał w jakimś tam stopniu do mnie zaufanie.
Chyba jednak Murder nie zniszczył doszczętnie całej relacji, na jaką udało mi się u niego zapracować.
Kiwnąłem głową, dając mu znak, żebyśmy się rozproszyli.
Wiedziałem, że on wybierze Errora, więc ochlapałem go atramentem, co mi się ewidentnie nie spodobało i ruszył na mnie, rezygnując z czarnego szkieleta.
Wtem przeteleportowałem się, a na moje miejsce pojawił się blaster Errora.
Czułem się źle z tym, że musiałem go jeszcze męczyć z tak wyczerpującymi atakami, ale to jedyny plan, który mógł zadziałać.
Wkrótce laser wystrzelił, a Dust uniknął go z łatwością i tam, gdzie uciekł zastałem go ja.
Czekający na niego, aż sam do mnie przyjdzie.
Miałem wątpliwości, w którą stronę zrobi unik, lecz przeczucie mnie nie zawiodło i wybrałem dobrze.
Mój ruch teraz decydował o powodzeniu mojego planu, więc marszcząc brwi i trwając w pełnym skupieniu, otworzyłem portal do jego świata.
Uniósł brew i zdziwił się, widząc to, ale nie był w stanie zrobić w locie kolejnego uniku, a więc chwyciłem jego kaptur i pociągnąłem w stronę otworu, głośno mówiąc.
- Spadaj gnić tam, gdzie twoje miejsce, dupku! - Szarpnąłem za jego szmaty, a on cały zszokowany, wpadł do środka.
Natychmiast zamknąłem przejście, zanim zdążyłby się teleportować oraz stanąłem na równe nogi.
Westchnąłem głęboko, czując ulgę, a zarazem szczęście, że udało nam się go pozbyć.
Usłyszałem dźwięk zniknięcia smoczej jamy i spojrzałem w kierunku Errora.
Stanął chwiejnie na ziemi, a wtem nogi się pod nim ugięły i upadł na kolana, podpierając się przednimi kończynami.
Głęboko oddychał i zaciskał trawę pod jego dłońmi, żeby wytrzymać te fale zmęczenia, która uderzyła w niego nagle i z ogromną siłą.
Pojawiłem się obok i wysyłając mu zmartwione spojrzenie, klęknąłem przy nim.
On po chwili usiadł, głęboko oddychając oraz starał się wyregulować oddech.
- J-Jak się czujesz? - Spytałem, przyglądając się mu.
Nie wyglądało na to, żeby miało stać się najgorsze, więc odetchnąłem w duchu z ulgą.
- Dobrze... tylko, może ja już pójdę do siebie. - Wyciągnął prawą rękę w bok i próbował otworzyć portal do Anty Voidu, ale położyłem swoją dłoń na niego, dając mu znak, żeby się już nie wysilał.
Malutki otwór, który zdążył się powoli otwierać, wtem zniknął, a gdy on podniósł głowę, żeby na mnie spojrzeć, uśmiechnąłem się ciepło.
Po chwili ja machnąłem ręką i otworzyłem portal do jego pustki.
Chwilę patrzył na mnie zszokowany i nagle jego powieki zaczęły się powoli zamykać, a on sam mocno glitchować, aż w końcu jego ręka się ugięła, nie mogąc już dłużej utrzymać ciężaru ciała, które bezwładnie osunęło się na ziemię.
Wzdrygnąłem się widząc to i lekko spanikowałem myśląc, że umarł, ale na szczęście tylko zemdlał.
Westchnąłem, uspokajając się i wyrzucając z głowy te głupie pomysły.
Musiałem się nim szybko zająć, gdyż osiągnął już swój limit i potrzebował opieki.
A kto zajmie się nim lepiej niż ja?
Przeniosłem go do Anty Voidu i ostrożnie kładąc na jego hamaku, opuściłem pustkę w poszukiwaniu kilku rzeczy, które na pewno mi się przydarzą.
Dust
Wyleciałem z portalu, upadając na głowę, a później grawitacja przyciągnęła pozostałą część mego ciała, które zderzyło się z glebą.
Syknąłem i pomasowałem obolałą czaszkę, podnosząc się.
Niech go szlag!
Ten przeklęty Ink!
Tak napsuł mi krwi, jak jeszcze nigdy nikt!
Warknąłem, kopiąc butem w korę drzewa.
Miałem Errora już w garści, ale on musiał wszystko zniszczyć.
Co on mu takiego powiedział, że był lepszym manipulatorem niż ja?
Nie dość, że zniszczył cały plan, z którego miałem tak wielkie korzyści, to w dodatku już nie będę mógł patrzeć na jego cierpienie.
Cholera, co ja bym dał, żeby teraz popatrzeć jak zwijał się z bólu, ten mały gnojek
Od razu poprawiłoby mi to humor.
Po chwili usłyszałem odgłos otwierania portalu.
Świetnie... już po mnie.
Po chwili stanąłem twarzą w twarz z moim zleceniodawcą.
Wyglądał tak, jakby czekał na mój raport, a więc zmarszczyłem brwi, mówiąc wściekle.
- Ught! Wyrolował mnie ten przeklęty tęczowy dupek! - Skrzyżowałem ręce, cały kipiąc ze złości.
- Opanuj swoją niewyparzoną gębę. - Odrzekł, szorstko.
- Mam przez to rozumieć, że Ink zniszczył cały mój plan? - Odwróciłem wzrok i zacisnąłem zęby w złości.
Nigdy nie przegrałem.
Nigdy nie przyniosłem porażki.
Drugi szkielet denerwując się, z impetem przygniótł mnie do pnia drzewa, jedną ze swoich czarnych, oślizgłych macek.
- Na litość boską, jesteś taki żałosny, że nie potrafisz zmanipulować jednego szkieleta!? - Wydarł mi się prosto do ucha i wyszczerzył te swoje okropne kły, ale po chwili poluzował uścisk i wypuścił mnie.
Trochę bolało, gdy zgniótł mi prawie wszystkie kości, a na dodatek popchnął mnie na drzewo.
Złapałem się za obolałą kończynę.
- To wszystko wina Inka, bez niego... wszystko szło dobrze!
Error zabijał tak jak chciałeś.
Wypełniał swoje przeznaczenie. - Westchnął i zbliżył się do mnie, co mnie nieco zestresowało, pomyślałem, że znowu chciał mi coś zrobić.
Przełknąłem głośno ślinę.
Ten potwór był strasznie dziwny.
Nawet nie wiedziałem czy mogłem go nazwać szkieletem.
- Zapomnij. Mam lepszy plan. - Uśmiechnął się szyderczo, co po chwili odwzajemniłem.
- Ale najpierw musisz się trochę wyleczyć, chodźmy.
Przy okazji cię z kimś zapoznam. - Otworzył portal i objął mnie jedną ze swoich macek, popychając mnie do środka.
Po chwili pojawiłem się razem z nim w ciemnym i pustym na pierwszy rzut oka miejscu.
C.D.N
PS: Wybaczcie, że rozdział jest dzisiaj, a nie w piątek, ale chciałam troszkę odpocząć >~<
Za to mam dobre wieści! Otóż teraz mam tydzień wolnego to pewnie napisze jeszcze jedną część wkrótce lub może z Lost Control ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top