❝ bubble tea ❝
Kwiaciarnia była bardzo przyjaznym, jasnym miejscem. Przyjaznym dla pełnych szczęścia i życia ludzi, zadowolonych ze swoich wyborów, lubiących układanie bukietów i dłonie pokaleczone od odcinania różom kolców albo przestawiania wyposażonych w ostre igły kaktusów, przyjmujących całą gamę zapachów atakujących ich nosy ze stoickim spokojem.
Sebastian Moran dziękował sobie w duchu, że nie ma alergii, bo dawno leżałby martwy, a jego znajomy miałby kolejną fikcyjną sprawę do opisywania na swoim blogu. Tylko tym razem z prawdziwym trupem, a puenta opowieści byłaby dosyć żałosna — zabójcą są pyłki, jednocześnie uosabiając narzędzie i motyw zbrodni. Naprawdę musi podesłać Johnowi ten pomysł.
Za każdym razem, kiedy Jim przekraczał próg kwiaciarni Sebastian posyłał mu to samo, zainteresowane spojrzenie. Ktoś, kto kupował co kilka dni nowy bukiet albo stereotypowo często kłócił się ze swoją drugą połówką, albo nadzwyczajnie lubił kwiaty, chociaż on sam pod koniec zmiany zaczynał nienawidzić w roślinach wszystkiego, od intensywnego zapachu aż po głupie akcesoria do wiązanek. Tak naprawdę jedyną wiązankę, jaką sam uznawał za niezbędną, była ta złożona z przekleństw; z roślin lubił tylko kaktusy, może dlatego, że nie wymagały za wiele uwagi i wystarczyło im trochę wody na miesiąc albo dłużej.
Za to Jim — Moran znał jego imię, bo kiedyś roztargniony wpadł do kwiaciarni z przyczepioną plakietką, zanim zdążył się przedstawić. Wcale nie byli ze sobą blisko, ale przy każdej okazji flirtowali ze sobą długo po złożeniu bukietu i jakaś relacja się pomiędzy nimi zawiązała — musiał lubić kwiaty, skoro od kupowania ich ogromnej ilości znał się na gatunkach oraz znaczeniach, i tylko czasem wiedza go zawodziła.
Tak jak tego dnia, kiedy wszedł do środka, zimny i zachmurzony gorzej niż londyńskie niebo, miotając oczami gromy, po czym oparł dłonie o ladę, a Sebastiana przeszedł dreszcz; naprawdę patrzył zupełnie inaczej, wściekłość wirowała w ciemnych tęczówkach, a do gromów dołączały sztylety.
— Jak powiedzieć komuś "pierdol się" ale za pomocą bukietu? — spytał ze złością, zaciskając dłonie aż pobielały mu kostki.
Mocne pożegnanie, a co. Zawsze jest bardziej elegancko pokazać środkowy palec gustowną wiązanką ze wstążką, niż wystawić go prosto w twarz.
— Da się zrobić — odparł tylko Seb, rozglądając się, by kupić sobie trochę czasu. Zegar wskazywał za trzy szóstą. Trzy minuty i może się wynieść z duszącego aromatu kwiatów, przekazać klucze Mary, po czym uciec do siebie, żeby zaszyć się na fotelu z kieliszkiem wina lub kubkiem herbaty oraz dobrą książką. — Zły dzień?
— Zły — brunet przedrzeźnił go, nie spuszczając wzroku z blatu i skubiąc rękawy trenczowego płaszcza — to niedocenienie. Ten dzień był tak chujowy, o Boże, chcę zrobić restart i się nie obudzić.
— Wiesz co — Seb zerknął przez ramię — kończę za dwie minuty. Możemy pójść po kawę czy cokolwiek będziesz chciał, i będziesz mógł mi opowiedzieć o wszystkim.
Bez żalu poświęcił spokojny wieczór we własnym towarzystwie na rzecz spędzenia go z Jimem.
— Dobra. Tylko najpierw chciałbym ten bukiet, którym powiem komuś, żeby się serdecznie pierdolił. — Ciemne oczy rozbłysły szaleńczą złośliwością. — Nie mogę się doczekać, aż to otworzy i załapie żart.
— Jasne. — Po chwili wręczył Jimowi bukiet złożony z między innymi geranium (pogarda), cynii (podły charakter) i narcyzów (wyśmiewanie tegoż charakteru, obłuda). — Wyraź kwiatami swoją bezgraniczną pogardę — dodał, przekręcając nieco widniejące na stronie internetowej kwiaciarni hasło wyraź kwiatami swoje uczucia, na co brunet roześmiał się głośno.
— Wiedziałem, że lubię cię nie bez powodu — klepnął Sebastiana w ramię, opuszczając bukiet główkami kwiatów do dołu. — I że oprócz bycia najśliczniejszym motocyklistą w okolicy masz też mózg. Mózgi są fajne — dodał z westchnieniem — chciałbym, żeby każdy go miał.
— Też bym chciał, ale nie można mieć wszystkiego. Może gdybym miał ładnego chłopaka, to przestałbym chcieć, żeby każdy miał mózg, bo byłbym zajęty nim.
— Mogę się pod tym podpisać, ogłaszam casting na chłopaka — rozłożył teatralnie ramiona, obróciwszy się w miejscu. Nawet stawiał kroki, jakby lada moment miał zacząć tańczyć opracowany przez siebie układ, niezależnie od tego, gdzie był i co akurat robił, co tylko okazywało się bardziej i bardziej intrygujące; Jim mógł być odrobinę szalony.
— Hej, gołąbeczki, wynosić się, bo niektórzy pracują — Mary szturchnęła blondyna, po czym weszła za kontuar. — Napięcie między wami można kroić nożem, jazda, zanim sobie ten nóż przyniosę — dodała wesoło i gestem wskazała im drzwi. — Do jutra!
— Tak, cześć, nasz promyku słońca — burknął Seb, zapinając kurtkę. — Dziewczyna za dużo wie — dorzucił ciszej gdy wyszli, naśladując głos tajnego agenta.
— Flirtujesz ze mną za każdym razem, wszyscy to wiedzą, widzą i słyszą. Jesteś bezwstydny, poważnie — Jim dźgnął go lekko w żebra. — Powiedziałeś, że pójdziemy na kawę, pozwalam się zabrać. Jeśli w grę wchodzi herbata zamiast kawy, to nawet lepiej. Składam się z herbaty w jakichś osiemdziesięciu procentach — dodał beztrosko.
— A pozostałe dwadzieścia?
— To ponadprzeciętnie wykształcony mózg i ładna buzia, piętnaście do pięciu. To chyba oczywiste — wzruszył ramionami. — Nieźle jak na amatora pisania kryminałów pod pseudonimem.
— Lubiłem Oślepiane posągi, prawie się bałem. Bo są twoje, jeśli się nie mylę. Richard Brook?
— Czytasz to? — na twarzy Jima zalśniły jednocześnie horror w parze z zachwytem. Ciemne oczy rozbłysły. — I mówisz mi dopiero teraz? — jęknął z niedowierzaniem. — Umówiłbym się z tobą wcześniej, gdybym wiedział!
— Zapamiętam sobie. Masz może notatki do drugiej części? — Sebastian uśmiechnął się złośliwie. — Muszę się upewnić, że nie zabijesz pani detektyw, lubię ją.
— Może mam, a może nie, nie interesuj się.
— Opowiesz mi wszystko przy herbacie?
— Przecież wiesz, że nie mogę, wynocha z tymi pytaniami — rozbawiony Moriarty szturchnął go w ramię. — Dowiesz się wtedy, kiedy reszta, nie mogę faworyzować czytelników. Trzeba mieć jakieś zasady — dokończył, z trudem powstrzymując się od zadowolonego uśmiechu; plan zawierający pieczołowicie ułożone wydarzenia, zwroty akcji oraz precyzyjnie uknutą intrygę całej drugiej części leżał bezpiecznie na jego porządnie zahasłowanym laptopie i Sebastian musiałby się naprawdę postarać, żeby się do niego dobrać.
— Będę chciał autografu w zamian za znęcanie się nade mną — zaburczał blondyn, ale uśmiechnął się pod nosem. — Albo, idąc za twoją sugestią, możesz się ze mną umówić. Bez zobowiązań, nie jestem typem liczącym na seks na pierwszej randce. Spotkaniu. Cokolwiek — poprawił się, bo mimo swojej wiedzy o orientacji Jima wiedział, że ten nie lepi się do wszystkich mężczyzn, bo są akurat jego preferowanej płci, a wymaganie randki byłoby idiotycznym przekroczeniem cienkiej czerwonej linii.
— Możesz to nazywać jak chcesz, nie obrażę się, ale doceniam korektę — szeroki, słodki uśmiech przez chwilę był wszystkim w sebowym polu widzenia. — Nie wyglądasz na lepkorękiego — przyznał brunet — ale może po prostu kwiaciarze to miłe i porządne osoby, nie wiem, znam jednego i jest całkiem atrakcyjny, można z nim pogadać.
— Ciężko jest być złym człowiekiem, kiedy ma się same kwiatki dookoła, staram się — Sebastian wzruszył ramionami — tylko mi nie wychodzi.
— Zmieniając temat, gdzie mnie zabierasz na herbatę?
— Racja, miałeś mi się wyżalić. Mogę zabrać cię do mnie — zaproponował ostrożnie, omiatając dyskretnie Jima spojrzeniem; tak jak sądził, reakcją było spięcie się i urwany oddech, instynktowne uniesienie gardy na wszelki wypadek — albo zamienić herbatę na bubble tea, a na cieplejszą wersję cię wyciągnąć, jak będzie trochę jaśniej.
— Bubble tea — zdecydował Jim bez namysłu. — Jak zacznę się dławić tymi piekielnymi kuleczkami, wezwij pogotowie, chyba że umiesz pierwszą pomoc. Bo "udławił się żelkami" nie brzmi jak mocny sposób na wywarcie wrażenia na ratownikach, wyszedłbym na idiotę.
— Mam zrobiony kurs, jesteś w dobrych rękach. Nie umiem tylko amatorskiej transplantacji, ale bez tego raczej się obędzie.
— Od razu bezpieczniej. Czy w tym mieście musi być ciągle tak beznadziejnie zimno? — wyrzucił dramatycznie ramiona do nieba — nie możemy mieć w Anglii słońca? Ani chociaż braku deszczu?
— Widocznie nie — Sebastian oparł się pokusie owinięcia swojego szalika wokół jego szyi, bo chociaż uchroniłoby to nieszczęsnego Irlandczyka od kataru albo bólu gardła po przewianiu, nie chciał go do siebie zrazić nazbyt czułym? zarezerwowanym dla osób bliższych? gestem, a nie znali się aż tak dobrze. — Doradzam szaliki, mogą pomóc w niezłapaniu przeziębienia.
— Wolałem ładnie wyglądać dla mojego ulubionego blondynka w mieście. Ceną za piękno jest cierpienie, pshh. Zimno mi. Daleko jeszcze do bubble tea?
— Nie, kilkadziesiąt metrów tego paskudnego wiatru i mżawki. Zaraz będziemy.
Herbaciarnia, jak nazywał to Moran z braku lepszego określenia, miała wymiary godne dużego dziecięcego pokoju z drzwiami na zaplecze; mieściło się tam kilka wysokich stolików z równie wysokimi krzesłami na wyprężonych metalowych nóżkach, zadbane rośliny doniczkowe w identycznych ceramicznych doniczkach stały równymi szeregami na wszystkich parapetach z wyjątkiem jednego, najszerszego i zarzuconego płaskimi poduszkami, a z sufitu zwieszały się oświetlające blaty oraz ladę ciemne lampy. Przyjemne ciepło ogarniało wchodzących od samego progu, co obaj powitali z ulgą; nie zdążą wyschnąć, za to może parę minut w ogrzewanym pomieszczeniu zbawi ich od przeziębienia. No, może zbawi Moriarty'ego, bo Sebastian odznaczał się żelaznym zdrowiem a jedynym, co mogło zwalić go z nóg, była czterdziestostopniowa gorączka.
Jim okazał się fanem kulek truskawkowych w bazie z zielonej herbaty — na początku wyraziwszy żal, że żadna z możliwych mieszanek nie była wściekle różowa — i wyjątkowo niekompetentny, jeśli chodzi o przebicie plastikowego wieczka ostrzejszym końcem słomki.
— Dzięki — wymamrotał z ustami pełnymi kulek, gdy Seb oddał mu kubeczek. — Może powinienem częściej przychodzić flirtować, skoro mam kogoś, kto przebije mi plastik. Jeśli jeszcze załatwiasz pająki, to ci się oświadczę — dodał wesoło.
— Jeśli poprzez załatwiasz rozumiemy bierzesz na kartkę pod szklankę i wyrzucasz na dwór, to owszem, tak.
— To nawet lepsze niż zostawianie zwłok pod prysznicem. Mógłbym się do tego przyzwyczaić.
— Mam przychodzić za każdym razem, gdy zobaczysz pająka u siebie? — Moran prychnął pod nosem z rozbawieniem, chociaż coś ciągnęło go do drobnego bruneta, i to niekoniecznie obietnica ratowania przed pająkami albo półpoważne flirty w kwiaciarni.
— Tak, poproszę? — Jim spojrzał błagalnie znad herbaty, z mieszanką powagi i żartu w oczach. Drugą dłonią ściskał bukiet, zapobiegawczo opuszczony główkami kwiatów do dołu. — Co do wzywania pomocy, mogę dostać twój numer? Na wypadek, gdybym potrzebował wsparcia.
— Przekonujący powód, po prostu jestem ładny — wyciągnął rękę w oczekiwaniu na telefon i nikomu by się do tego nie przyznał, nawet Johnowi, który był powiernikiem jego wielu sekretów wyjawionych po pijaku i na trzeźwo, ale jego serce na chwilę rozbłysło jaśniej, wykonując radosne salto w piersi. Wpisanie numeru w pole kontaktu zajęło mu kilka sekund. — Trzymaj.
— Nie wpisałeś nazwy — zauważył Jim.
— Uznałem, że nie ma wielu żenujących wersji mojego imienia, więc nie muszę narzucać tej najwłaściwszej.
— Żebyś tylko nie żałował. — Złowrogi ton podkusił Sebastiana do zerknięcia na ekran, ale ekran został zasłonięty przed jego oczami, częściowo winny był temu szczery uśmiech Jima, a częściowo jego zwyczajna przebiegłość. — Już, stało się — dodał ten z satysfakcją, chowając komórkę do kieszeni płaszcza.
— Co wpisałeś?
— Tajemnica.
— Jasne — Seb pociągnął łyk swojej bubble tea, jagodowej z truskawkowymi kulkami. Przemilczałby sprawę gdyby nie to, że był piekielnie ciekawy. — Mogę zobaczyć?
Jim pokręcił głową z rozkosznym uśmiechem, pochylając ją rozczulony, jakby słysząc najgłupsze pytanie pod słońcem.
— Nie możesz. Obiecuję, że to nie jest nic obraźliwego, nie jestem aż tak zły — zapewnił, otwierając szeroko oczy w odpowiedzi na niewypowiedziane zarzuty, które słyszy nie po raz pierwszy w życiu i rozpaczliwie musi się przed nimi wybronić. — Naprawdę.
— Powiedzmy, że ci wierzę.
— Nie chcę cię martwić, ale jeśli nie wstawię tego bukietu do wody, może nie przeżyć, a wolałbym, żeby elegancki środkowy palec trafił do adresata cały i zdrowy — uniósł lekko wiązankę.
— No tak — Sebastian zamknął oczy i przeklął własne niezorientowanie. — Mam nadzieję, że ktokolwiek zasłużył na taką obelgę, poczuje się odpowiednio urażony.
— Zapewniam cię, że oszaleje ze złości — zachichotał Jim, dopijając swój napój. W jakiś sposób na chwilę przestał wydawać się być całkowicie o zdrowych zmysłach, może to przez te szalone płonące oczy albo zabawną, mrożącą krew w żyłach intonację. — Nie mogę się doczekać — wyznał. Ostatnie sylaby znów przeciągnął, co nadało słowom nieludzkie brzmienie. — Zrobiłeś dla mnie bardzo ładny bukiet.
— Kim jestem, żeby odmawiać kwiatów tak ślicznemu autorowi kryminałów, musiałoby mnie całkiem pojebać.
— Czyli na razie jesteś tylko częściowo? Co za szczęście, że cię złapałem, zanim całkiem stałeś się psychopatą — zakpił Jim, stając na palcach, żeby poprawić blondynowi szalik. — Osunął się, przeziębiłbyś się, złapał katar, nie wiem. W każdym razie zostałeś uratowany — podsumował.
— Od zużycia paru chusteczek — Moran pokiwał poważnie głową. — Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
— Nie miałbyś z kim flirtować i byłoby ci smutno. Muszę iść, jeśli chcę mu wysłać kwitnące jesteś chujem — brunet ponownie zakołysał bukietem. — Cześć.
— Cześć — Sebastian prawie jak w transie patrzył na coraz bardziej zmniejszającą się sylwetkę niknącą w ledwo rozjaśnianej przez latarnie ciemności skłębionej między kamienicami. Stał jedną przecznicę od swojej, a skoro ten szedł na piechotę do siebie to mieszkali znacznie bliżej niż myślał. — Masz rację, byłoby mi smutno.
Nie mógł zobaczyć, jak Moriarty wyjmuje telefon z kieszeni i, uśmiechając się szeroko, zmienia nazwę najnowszego kontaktu na Tygrysek z solenną obietnicą zadzwonienia wypisaną na twarzy.
i jak wam się podoba pls znajdźcie tu coś pozytywnego do powiedzenia
trochę mało się dzieje no ale wiecie, co może się dziać w kwiaciarni ok
rozbuduję to i promise, wybaczcie mało imponującą długość
miłego wieczorku uwu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top