8

Fallon

- Nie! Puszczaj mnie!

Obudziłam się z głębokiego snu, czując na ramieniu czyjąś dłoń. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam przed sobą zapalniczkę. Płomień oświetlał czyjąś twarz, na której musiała być maska.

Zamachnęłam się, aby uderzyć napastnika, ale ten w porę chwycił mnie za nadgarstek i boleśnie go wykręcił. Patrzyłam się załzawionymi oczami na nieznajomego. Im dłużej się w niego wpatrywałam, tym bardziej rozumiałam, co się działo. Na twarzy mężczyzny wcale nie było maski. Musiał się postarać, gdyż każda kość była starannie namalowana. Czarno biały malunek ciągnął się aż na szyję i niknął pod czarną bluzą.

Dopiero, gdy pojęłam, że to Xavier, patrząc w jego zdrowe oko, nieco się uspokoiłam. Nic jednak nie usprawiedliwiało faktu, że wybudził mnie ze snu, pomalowany jak kościotrup.

- Chcesz mnie zabić, tak? - spytałam, rozpłakując się ze strachu. Nie byłam przyzwyczajona do sytuacji stresowych, żyjąc w zamknięciu od urodzenia, więc widok śmierci nieźle mnie przestraszył. - Tylko zrób to szybko. Nie chcę, żeby bolało. 

- Nigdy cię nie zabiję - wycharczał, poluzowując uścisk na moim nadgarstku. - Jesteś moja, a ja chronię to, co moje. Chcę cię gdzieś zabrać, aniele. Musisz być posłuszna, dobrze? Nie stanie ci się krzywda, ale jeśli mnie sprowokujesz, będę musiał cię zakneblować. Wolałbym, abyś miała możliwość rozmowy ze mną, więc nie krzycz. Po prostu pozwól, abym zrobił to, co muszę zrobić. 

Xavier pociągnął mnie na nogi. Obszedł mnie i skuł mi ręce na plecach skórzanymi kajdankami. Oddychałam szybko, potwornie się obawiając.

Co, jeśli czekała mnie jakaś inicjacja? 

Na moich oczach znalazła się opaska. 

- Nie rób mi tego, Xa...

Na moich ustach wylądował miękki pocałunek. Mężczyzna przerzucił mnie sobie przez ramię i dał mi klapsa. 

- Za chwilę będziesz świadkiem traumatycznych wydarzeń.

Tak, jakby jeszcze bardziej nie mógł podnieść mi ciśnienia.

- Zabierając cię do swojego świata, zobowiązałem się ciebie chronić. Nie uchronię cię jednak przed niektórymi aspektami naszego życia. Nixon nie jest szefem zwyczajnej mafii. Jak się domyślasz, nikt raczej nie maluje sobie na twarzy kościotrupa. Nixon to popierdoleniec jakich mało. Chcę, abyś się nie bała. Nie zmienisz biegu tego, co za moment się wydarzy. Będę musiał cię zostawić, ale gdy skończę, wrócę. Pewnie przez jakiś czas nie będę w stanie z tobą rozmawiać, lecz przysięgam, że gdy tylko dojdę do siebie, odnajdziesz mnie.

Ta zabawa przestała być śmieszna. Gdybym miała wolne ręce, odepchnęłabym od siebie Xaviera, za co pewnie zarobiłabym kolejnego klapsa. 

Intuicja mi podpowiadała, że po tym, co zaraz zobaczę, nie będę już taka sama.

- Xavier, proszę...

- Jeszcze słowo i cię zaknebluję, aniele.

Postanowiłam siedzieć cicho i pozwolić mu zrobić to, co miał zamiar.

Czułam, że schodziliśmy na dół. Nie znałam dobrze posiadłości, jako że dotychczas zobaczyłam zaledwie kilka pokoi, dlatego trudno mi było sobie wyobrazić, gdzie zmierzaliśmy. Mimo tego, że moje uczucia do Xaviera wahały się od nienawiści do miłości, jedno musiałam przyznać.

Ufałam mu.

Xavier już wczoraj mógł zrobić mi krzywdę. Byłam zdana na jego łaskę i w dodatku rozebrałam się, aby wejść z nim do wanny. Moje policzki stawały się gorące, kiedy przypominałam sobie, jak gładziłam go po wytatuowanej i pobliźnionej piersi. Byłam beznadziejnie w nim zakochana, ale również potwornie przerażona.

Mój oprawca posadził mnie na krześle, uprzednio przekładając skute ręce przez oparcie. Wstrzymałam oddech, kiedy poczułam, jak wiąże mi nogi w kostkach, abym nie uciekła. Opaska została ściągnięta z oczu. W pomieszczeniu panował półmrok, ale gdy dostosowałam wzrok do otaczającego mnie światła zrozumiałam, że znalazłam się w piekle.

Przede mną w okręgu siedziało sześciu mężczyzn. Wszyscy, podobnie jak ja, przywiązani byli do krzeseł. Niektórzy mieli już rany na ciele, a inni ciągle mieli dość siły, aby się wyrywać. Wszyscy byli zakneblowani i półnadzy.

Xavier z malunkiem kościotrupa na twarzy wyglądał przerażająco. Stanął w środku okręgu, obserwując bez słowa swoje ofiary.

Krzyknęłam, gdy poczułam, jak ktoś kładzie dłonie na moich ramionach. Czyjaś ręka szybko jednak wylądowała na moich ustach, aby stłumić krzyki. Poczułam czyjeś usta na skroni.

- Witaj, laleczko. Czeka nas trochę zabawy.

Nie rozluźniłam się słysząc głos Nixona. Oczywiście wolałam jego od kogoś niespodziewanego, ale i tak czułam ogromny strach.

W rogu pomieszczenia stał ostatni członek mafii. O ile dobrze pamiętałam, miał na imię Paxton i to on sprzedał kulkę moim rodzicom, zabijając ich. Brunet unikał mojego przerażonego spojrzenia. Sama niechętnie się w niego wpatrywałam, gdyż z wymalowanymi na twarzy kośćmi prezentował się przerażająco. 

Nixon ciągle trzymał dłoń na moich ustach. Moczyłam mu rękę łzami, ale jemu to najwyraźniej nie przeszkadzało. 

Patrzyłam, jak Xavier wyjmuje z kieszeni skórzane rękawiczki i nakłada je na dłonie. Paxton wziął ze stolika jakiś przedmiot i podszedł z nim do mojego ukochanego. W ciemności nie widziałam dobrze, co to było. Dopiero, gdy narzędzie znalazło się w dłoni Xaviera, który stał pod samotną żarówką zwisającą z sufitu, zrozumiałam, że to były obcęgi.

- Nie musisz się tak trząść, laleczko. Ze mną jesteś bezpieczna, wiesz? Nie pozwolę, aby ktokolwiek zrobił krzywdę księżniczce Xaviera. Chciałem, abyś popatrzyła na to, kim naprawdę jest twój ukochany chłopiec. Nie myśl, że robię to dlatego, aby cię do niego zniechęcić. Nie, Fallon. Pragnę, abyś zrozumiała, kogo kochasz i już nigdy nie przestaniesz.

Xavier uderzył jednego z mężczyzn w szczękę. Usłyszałam dźwięk łamanych kości. Mój mężczyzna zerwał ofierze knebel i otworzywszy facetowi usta, wsunął w nie obcęgi. Do moich uszu dotarł przeraźliwy krzyk, który zwiastował, że X odciął mu język.

Zamknęłam oczy, gdy brunet wyciągnął obcęgi z ust swojej ofiary. Nie mogłam patrzeć, jak wyrzuca na ziemię język faceta.

- Patrz uważnie. Teraz nastąpi moja ulubiona część.

Nixon przeniósł dłonie na moje przedramiona. Głaskał mnie kojąco, ale za nic nie potrafiłam się uspokoić.

Mój Xavier wyciągnął z kieszeni zapalniczkę i chwyciwszy kolejnego mężczyznę za kark, przysunął narzędzie do jego oczu. Mimo knebla znajdującego się w ustach ofiary, słyszałam jej krzyk. Nieznajomy błagał o litość, gdy X wypalał mu oczy.

Trzeciemu mężczyźnie brunet poderżnął gardło, aż jego głowa opadła bezwładnie na pierś. Gość znajdował się tyłem do mnie, więc na szczęście nie widziałam tryskającej krwi.

Poczułam palce Nixona na swoim gardle. Odruchowo odchyliłam głowę w tył. Ujrzałam pomalowaną twarz szefa mafii i cicho zapłakałam. Na szczęście Nixon w końcu odsunął dłoń od moich ust i mogłam swobodnie oddychać.

- Nie każ mi na to patrzeć. Widziałam już wystarczająco.

Mój głos był załamany i jąkałam się, gdy błagałam o koniec tych tortur. Moje wrażenia były niczym w porównaniu z tym, co przechodzili ci przywiązani do krzeseł faceci, ale miałam dość. Nie chciałam narażać swojego zdrowia psychicznego na szwank. Nie byłam w dobrym stanie, a to, że miałam obserwować tą maskaradę, wcale nie pomagało.

Nagle Nixon pochylił się nade mną i scałował łzy z moich policzków. Wpatrywałam się w niego z niezrozumieniem. Miałam nadzieję, że Xavier nie powyrywa mu za to włosów. 

- Tak dużo myślisz, laleczko. Odpuść, dobrze?

- Ale ja...

- Cicho - wyszeptał, muskając moje usta swoimi wargami. - Wiem, co ci chodzi po głowie. Xavier jest w zabójczym szale. Zwykle po sesji mordowania potrzebuje czasu, aby do siebie dojść. Mógłby nieświadomie zrobić ci krzywdę, gdybyś znalazła się przy nim bezpośrednio po wszystkim. Muszę cię przed nim ochronić. 

Wypowiedź Nixona przerwał nagły krzyk.

- Jesteś własnością Xaviera, laleczko. Nie mam do ciebie prawa, ale szanuję cię. Kochasz mojego chłopca. Chcesz dla niego jak najlepiej, choć tak naprawdę go nie znasz. To dopiero początek zabawy, kochanie. Za chwilę, gdy Xavier zabije tych sześciu, znajdziemy się w punkcie kulminacyjnym. Dopiero potem zabiorę cię stąd, abyś mogła do siebie dojść i aby twój chłopiec mógł odpocząć.

- Xavier... Mój Xavier...

Spojrzałam na masakrę, której reżyserem i wykonawcą był mój ukochany. Nixon pochyliwszy się, oparł podbródek o czubek mojej głowy. Objął mnie rękami, a ja odruchowo wtuliłam się w jego przedramię, poszukując poczucia bezpieczeństwa.

Kiedy rozmawiałam z Nixonem, Xavier zdążył już oskórować kolejną ofiarę. Mężczyzna umierał, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem. Nie wiedziałam, co ci faceci zrobili, ale nikt nie zasługiwał na tak okrutne tortury.

Patrzyłam na pogrążonego w zabójczym szale X. Działał jak maszyna. Nie dochodziły do niego żadne bodźce zewnętrzne. Pogrążył się w swoim świecie, dając cierpienie tym, którzy według niego na nie zasłużyli.

Cała szóstka umarła po nie tak długim czasie. Tych, którzy dogorywali, Xavier pozbawił tchu strzałami w serce z pistoletu. Kiedy myślałam, że to już koniec, dostrzegłam w kącie ruch. Paxton nacisnął jakiś przycisk i usłyszałam niepokojący dźwięk. Okazało się, że w piwnicy była kotara, której wcześniej przez ciemność nie dostrzegłam. Kiedy się odsunęła, na dotychczas zasłonięte miejsce padło światło z umieszczonego pod sufitem reflektora. Krzyknęłam wniebogłosy, widząc podwieszonego do góry nogami człowieka. Na oczach miał opaskę, a ręce miał przywiązane do boków. Miał na sobie tylko bokserki.

- Nie... - wyszeptałam, patrząc na Xaviera, który podszedł do ofiary z biczem. Nikt jednak nie usłyszał mojej prośby i chwilę potem mój ukochany zaczął okładać bezbronnego człowieka narzędziem tortur. Nixon całował mnie w szyję, aby ulżyć mi w cierpieniu, ale nie potrzebowałam tego. Człowiek przywiązany za kostki u nóg do sufitu potrzebował pomocy.

- Ten skurwiel zgwałcił piętnastoletnią córkę jednego z naszych klientów - oznajmił Nixon z ustami przyciśniętymi do mojej skroni. - Xavier da mu namiastkę tego, co czuła tamta biedna dziewczynka.

Kiedy mężczyźnie znudziło się okładanie ofiary biczem, Paxton podał mu coś, co wyglądało na...

Och, nie.

Nie mogłam na to patrzeć.

Xavier bez przygotowania i sumienia wcisnął dildo do tyłka ofiary. Zamknęłam oczy i oparłam policzek o przedramię Nixona. Mężczyzna na szczęście nie kazał mi na to patrzeć. Oczami wyobraźni widziałam jednak każdy szczegół tej masakry. Słyszałam krzyki ofiary, gdy Xavier brutalnie się z nim zabawiał. 

Prowizoryczny gwałt trwał dłuższą chwilę. Zdążyłam zapłakać obejmującego mnie Nixona. Otworzyłam oczy, kiedy poczułam, jak szef mafii uciska mi palcami szyję.

- Popatrz na finał, laleczko. To już prawie koniec.

Mój ukochany włączył zapaliczkę i skrupulatnie przypalał ciało ofiary. Robił to powoli, aby facet jak najbardziej cierpiał. Nie minęło kilka minut, a poczułam duszący zapach palonej skóry. Myślałam, że zwymiotuję, ale od dawna nic nie jadłam.

Kiedy X znudziła się zabawa zapalniczką, Paxton podał mu pochodnię. Takie narzędzia dotychczas widziałam tylko w filmach.

Xavier dotknął pochodnią nogi ofiary, a ogień rozprzestrzenił się w zastraszającym tempie. Gardło zacisnęło mi się ze strachu i mogłam tylko przypatrywać się, jak ogień trawi ciało gwałciciela piętnastoletniej dziewczynki.

- Nixon... Nixon...

Mężczyzna w końcu się nade mną zlitował. Ostrożnie przełożył moje ręce przez oparcie krzesła i wziął mnie w objęcia. Wtuliłam twarz  w jego ramię i nie patrząc na Xaviera ani na jego martwe ofiary, pozwoliłam aby szef mafii zabrał mnie z tego piekła.

- Chcę do domu! Wypuście mnie stąd!

Blondyn nie reagował na moje błagalne krzyki. Pewnie był do nich przyzwyczajony. W końcu wiele ofiar w ostatnich chwilach życia musiało prosić jego, Paxtona albo Xaviera o litość.

Nixon wyszedł ze mną na zewnątrz domu. Panowała noc, więc nie widziałam zbyt wiele. Mężczyzna usiadł na marmurowych schodkach, układając mnie wygodnie na swoich kolanach. Nie mogłam go odepchnąć, bo miałam skute na plecach ręce, ale nawet gdybym miała je wolne, nie zrobiłabym tego. Potrzebowałam czyjejś bliskości, aby nie zwariować. Musiałam powoli przetworzyć to, że człowiek, któremu wyjawiałam swoje najgłębsze sekrety i marzenia, był bezlitosnym zabójcą.

- Nie spisuj go na straty, laleczko. Xavier cię kocha. Chciał ci jednak pokazać prawdziwego siebie. Nie wiem, czy robi to dlatego, że jest masochistą. Sam nie rozumiem, dlaczego próbuje zrobić wszystko, abyś go znienawidziła. Proszę jednak, abyś tego nie robiła, Fallon. On cię potrzebuje. On woła o pomoc i ty jesteś jego ostatnią nadzieją. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top