53

Xavier

Pod posiadłość Carlosa Giovanniego podjechaliśmy dwoma samochodami. W jednym znajdowałem się ja, Nixon, Paxton i Amo, a w drugim dwóch ochroniarzy Amo oraz Vitale. Widziałem w jego oczach niepokój, gdy okazało się, że ma wsiąść do jednego wozu z nieznanymi mężczyznami, ale dał za wygraną. 

Trzymałem w ręku pistolet i po raz kolejny sprawdzałem, czy był gotowy do ewentualnego użycia. Czułem, że posypią się dzisiaj trupy. Nie miałem na twarzy wymalowanych kości nadchodzącej śmierci, przez co czułem się nieswojo. Wolałem zabijać pod przykryciem, choć było raczej symboliczne niż chroniące moją tożsamość.

Serce waliło mi jak oszalałe. Siedziałem na tylnej kanapie, wpatrując się w broń. 

Bałem się, co zastaniemy na miejscu. Bałem się, co zrobię, gdy po pięciu latach od niewoli zobaczę mojego oprawcę. Bałem się, że mnie sparaliżuje i nie będę w stanie pomóc Fallon.

Znałem Carlosa Giovanniego tylko przez kilka dni, ale w tym czasie zdążyłem się nauczyć jego sposobu patrzenia na świat. Interesowały go tylko interesy, narkotyki i handel kobietami. Niektóre zostawiał dla siebie, a gdy już mu się nudziły, odsyłał do domów publicznych. Był również szefem ekskluzywnej filii klubów BDSM, co mi do niego pasowało. Lubił ostro się zabawić i czerpał radość z zadawania innym bólu. Przekonałem się o tym na własnej skórze.

Do dziś nie wiedziałem, dlaczego tamtego feralnego dnia uprowadził mnie. Byłem młodym, początkującym w branży szczeniakiem. A co najważniejsze, byłem chłopcem.

Giovanni nigdy, ale to nigdy nie zabawiał się z mężczyznami. Zniewalał kobiety i to im sprawiał ból. Jak zdążył dowiedzieć się Amo, byłem pierwszym i jedynym chłopakiem, który trafił w ręce tego skurczysyna. Przede mną ani po mnie nie znalazł się tam żaden nieszczęśnik. Coś musiało być na rzeczy, skoro porwał właśnie mnie. Młodego, skrzywdzonego przez los chłopca, który stawiał pierwsze kroki w świecie morderstw.

Oczami wyobraźni widziałem, co robię z jego ciałem. Wiedziałem, że dostanie się na teren pilnie strzeżonej posiadłości będzie trudne, ale Amo miał w zanadrzu pewien plan. Dlatego z radością snułem fantazje, w których na najróżniejsze sposoby torturuję tego potwora. Byłem gotów wyjść na świat jako morderca o imieniu i nazwisku, a nie wymalowanych na twarzy kościach.

Byłem Xavierem Bartello. Chłopakiem z sąsiedztwa, który urodził się w pozbawionej miłości rodzinie. Zostałem wyrzucony z domu i skazany na życie na ulicy. Uciekałem przed policją, poprawczakiem i domem dziecka. Przeżyłem wystarczająco wiele, aby ludzkość określiła mnie mianem degenerata i potwora.

Spojrzałem na Nixona. Siedział obok mnie, gotów do akcji. Zostawił zapłakaną wersję siebie w hotelowym apartamencie. Gdy tylko wsiedliśmy do samochodu, zaopatrzył się w broń i przybrał na twarz maskę bezwzględnego zabójcy. Był zdeterminowany, aby mi pomóc. Mimo tego, że spartaczył sprawę na całej linii, cieszyłem się, że miałem go przy sobie. Z Nixonem nie mogło nam się nie udać. Wszystko było w naszych rękach.

Miałem nadzieję, że choć ten jeden, jedyny raz los się do mnie uśmiechnie i mi pomoże.

Bo jeśli Fallon do mnie nie wróci, nic nie będzie w stanie mnie powstrzymać przed ostatecznym krokiem w swoim życiu.

Fallon

Giovanni nie wrócił po dwóch godzinach. Przyszedł natomiast do mnie strażnik z kolacją. Ciężko było mi podnieść się do pozycji siedzącej, ale gdy to się udało, zjadłam wszystko. W tej niewoli najbardziej polubiłam włoskie jedzenie przygotowywane dla mnie i mojego oprawcy. Z niecierpliwością czekałam na każdy kolejny posiłek.

Dochodziła północ. Giovanni powinien zjawić się tutaj sześć godzin temu. Niccolo wkrótce nie wytrzymał nudów i zaczął pić piwo. Kiedy skończył siódme, wyłączył telewizję i przyczołgał się do mojego łóżka. Spięłam się z nerwów wiedząc, że w tym stanie chłopak zapomni o zakazie wuja.

- Jesteś piękna, dziewczynko. Pocałuj mnie.

Niccolo wpełzł na łóżko i nachylił się nade mną. Chwycił brutalnie moją twarz i przyssał się do moich ust, nie zważając na protesty.

- Bądź grzeczna, bo inaczej powiem wujowi, że znowu chciałaś uciec.

Nienawidziłam tego chłopaka jeszcze bardziej niż jego cholernego wuja. Obaj byli siebie warci.

- Wypnij tyłek. Ustaw go wyżej.

Nie doczekawszy się spełnienia rozkazu, Niccolo dał mi mocnego klapsa w tyłek. Krzyknęłam głośno, w myślach błagając wszelkich bogów, aby Giovanni jak najszybciej wrócił. Wolałam jego towarzystwo niż tego drania. Nie wierzyłam, że wybierałam mojego kata ponad jego siostrzeńca, ale ciepło, które ostatnimi dniami dawał mi Giovanni było niebem w porównaniu z tym, co robił mi Niccolo.

Chłopak pogonił mnie kilkoma kolejnymi klapsami. Oparłam się łokciami o materac i wypięłam posłusznie tyłek w jego stronę. Brunet zamruczał i odszedł gdzieś, jednak po chwili do mnie wrócił.

- Ręce za plecy!

Skuł je skórzanymi kajdanami. Oparłam policzek na poduszce i pozwoliłam, aby Niccolo rozerwał koszulkę, którą miałam na sobie. Należała do Giovanniego. Miałam nadzieję, że mężczyzna się zdenerwuje, widząc zniszczone mienie i po powrocie ukarze siostrzeńca za to, co mi robił.

Wkrótce zdarł ze mnie majtki i pochyliwszy się, docisnął swoją twardą pierś do moich poranionych pleców. Odsunął mi włosy na bok, składając pocałunek na szyi. W ręce chwycił moje piersi, które zaczął ugniatać i ciągnąć za sutki.

- Proszę, panie...

- O co prosisz? Chcesz, abym mocno cię zerżnął, co?

Niccolo dał mi kolejnego klapsa. Miałam nadzieję, że zwrócenie się do niego w tak grzecznościowy sposób pomoże mojej marnej sytuacji, ale się myliłam. Niccolo nie planował być dla mnie delikatny. Gdy był pijany, odezwały się w nim najbardziej pierwotne potrzeby. Był uzależniony od seksu, o czym zdążyłam się już przekonać. 

Poczułam przy wejściu jego naprężonego penisa. Niccolo jęknął, wchodząc we mnie płynnie. Wbijał się we mnie raz po raz, jęcząc przy tym. Trzymał mnie mocno w biodrach. Zapewne zostaną mi po tym siniaki.

Czekałam, aż katorga się skończy. Nie chciałam pozwalać swojemu ciału czerpać przyjemności z tego, co robił chłopak. Czułam się już wystarczająco jak niewolnica, ale pragnęłam zachować choć ostatnie cząstki dumy i honoru.

Niccolo był już we mnie tak głęboko, gdy nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Podziękowałam niebiosom za to, że Giovanni wrócił i zobaczył, co robił mi jego siostrzeniec.

Chłopak doszedł we mnie, gdy nagle został odciągnięty gwałtownie w tył. Jego penis wyszedł ze mnie bez problemu, jednak ja nie byłam w stanie zrozumieć, co się stało.

W drzwiach pokoju stał Nixon, trzymając lufę pistoletu przy skroni związanego i pobitego Giovanniego. Tuż obok niego zobaczyłam Paxtona, który mordował strażnika. Vitale odciągnął upitego Niccolo ode mnie, powalając go na ziemię.

Myślałam, że śnię. Byłam pewna, że niebiosa zlitowały się nade mną podwójnie i zesłały mi aniołów. Sądziłam, że umieram. Tym, co powstrzymało mnie od tych myśli był czyjś dotyk na dole moich pleców.

- Mój Boże...

Ten głos rozpoznałabym wszędzie. Zapłakałam wniebogłosy, gdy mój książę, mój ukochany, mój wybawiciel wziął mnie na ręce. Zerwał ze mnie kajdany i posadził nagą na swoich kolanach. Drżącymi dłońmi objęłam jego piękną twarz, aby się upewnić, że nie miałam omamów. On był prawdziwy. Xavier pojawił się tutaj, aby mnie uratować. Nic mu się nie stało. Był cały i zdrowy.

- Zabiję wszystkich, którzy cię tknęli, aniele. Przysięgam, że odpłacę im się za wszystkie krzywdy, które ci wyrządzili.

Xavier nie powstrzymywał łez, podobnie jak ja. Resztkami sił zarzuciłam mu ręce na szyję, chcąc być jak najbliżej niego. Potrzebowałam jego obecności przy sobie, aby poczuć, że zostałam uratowana i byłam bezpieczna. W końcu nie musiałam martwić się o to, co wydarzy się kolejnego dnia w tej niewoli.

Gdy Xavier mnie tulił, obserwowałam pozostałych mężczyzn. Paxton kopnął Giovanniego w jądra, aż temu ugięły się nogi w kolanach. Vitale bił do nieprzytomności pijanego Niccolo, który był nagi po seksie ze mną.

- Xavier...

Nie poznawałam swojego głosu. Był słaby i bezbronny. Mój książę odsunął się ode mnie nieznacznie, jedynie na tyle, aby spojrzeć mi w oczy. Bolało mnie to, że w jego oku widziałam cierpienie. Obiecałam sobie, że odwdzięczę mu się za to, że mnie uratował i przeze mnie przeżywał stres przez tak wiele dni.

- Aniele...

Przycisnęłam usta do warg Xaviera. Jęknęłam prosto w jego usta, nie mogąc się nadziwić, że naprawdę był przy mnie.

- Posłuchaj, aniele - poprosił litościwie, obejmując mój kark. - Im szybciej stąd wyjdziemy, tym lepiej. Zabiję tego chłopaka, który przed chwilą cię zgwałcił. Giovanniego jednak zabierzemy ze sobą w miejsce, w którym odbiorę mu życie w bardzo bestialski sposób. Jeśli nie chcesz przy tym być, zaopiekują się tobą moi chłopcy. Jeżeli jednak...

- Będę z tobą - wyszeptałam, owiewając oddechem jego usta. - Chcę na to patrzeć, kochanie. On mnie tak skrzywdził...

- Już dobrze, skarbie. Zabieram cię ze sobą.

Xavier zdjął bluzę i założył ją na mnie. Była wystarczająco długa, aby zakryć moją nagą kobiecość. Po tym wziął mnie na ręce i utuliwszy do piersi, opuściliśmy pokój, w którym byłam przetrzymywana przez ponad tydzień. Vitale wlókł za sobą nieprzytomnego Niccolo, a Nixon trzymał Giovanniego. Mężczyzna rzucał mi pełne nienawiści spojrzenia. Nie mógł nic powiedzieć przez knebel znajdujący się w ustach.

Moją uwagę przykuł pewien nieznajomy facet, który kroczył przed nami. Był pewny siebie i zabijał wszystkich pozostałych strażników. Celował trafnie i nie patrzył, jak umierają jego ofiary.

Nie wiedziałam, jakim sposobem moi wybawiciele obeszli system zabezpieczeń i pozbyli się strażników oraz ochroniarzy, ale to w tej chwili było moim najmniejszym zmartwieniem. Cieszyłam się ciepłem ciała Xaviera, palcami przebiegając po tatuażach na jego piersi.

Tajemniczy mężczyzna na przodzie otworzył drzwi jednego z pokoi. Wytrzeszczyłam oczy, obserwując salę egzekucji. Nie przypuszczałam, że mój oprawca miał taki pokój tak blisko mojej prowizorycznej celi.

- Na ten czas oddam cię w ręce Nixona. Tym razem cię nie opuści. Zaufaj mi.

Xavier pocałował mnie w czoło i przekazał w ręce Nixona. Spojrzałam w oczy człowieka, przez którego nieuwagę zostałam uprowadzona. Nigdy wcześniej w jego oczach nie widziałam tyle bólu. Wiedziałam, że brał na siebie odpowiedzialność za moje zniknięcie. Moje dobre serce nie mogłoby pozwolić, aby Nixon upajał się cierpieniem. Dlatego zarzuciłam mu ręce na szyję i poczułam, jak jego spięte ciało się rozluźnia.

Nixon usiadł na jednym z krzeseł tworzących prowizoryczną widownię. Przytulając się do niego, obserwowałam jak Vitale unieruchamia pobitego do nieprzytomności Niccolo, a Xavier wraz z Paxtonem podwieszają do góry nogami Giovanniego. Przerażało mnie to, ale tym razem nie miałam zamiaru uciekać z krzykiem z miejsca egzekucji.

Ten człowiek skrzywdził nie tylko mnie, ale i Xaviera. Był naszym koszmarem, którego należało się pozbyć.

- Zrobi się trochę brutalnie, laleczko. Jesteś pewna, że chcesz na to patrzeć?

- Tak - odrzekłam pewnie, bawiąc się włosami Nixona na karku. - Tym razem nie ucieknę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top