52
Xavier
Podróż do Denver przebyliśmy w całkowitej ciszy. Vitale zajmował miejsce obok mnie, a Paxton siedział z tyłu. Zatrzymaliśmy się raz na dziesięć minut. Nie miałem sumienia słuchać burczenia w brzuchu Paxtona. Facet był najmniej problematyczny z nas wszystkich. Dlatego zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, abym mógł zatankować samochód i aby Paxton coś sobie kupił.
Nixon wysłał na telefon Vitalego adres hotelu, w którym zatrzymał się wraz z Amo Mancuso.
Wciąż nie pojmowałem, jak Nixon Navarra, człowiek, który miał w dupie zagrożenie i nienawidził swoich wrogów całym sercem, postanowił zawiązać sojusz z Amo. Nigdy nie poznałem osobiście tego człowieka, ale krążyły o nim różne historie. Nie były pochlebne, ale o kim z naszego świata mówiło się w dobry sposób?
To, że Nixon zbratał się na jakiś czas z Amo, wyraźnie potwierdziło, że przejmował się uprowadzeniem Fallon. Amo Mancuso miał wiele powiązań w świecie mafii. Niegdyś współpracował z Carlosem Giovannim, ale jak to bywa w naszym środowisku, współpraca została zerwana z dnia na dzień.
Zaparkowałem przed hotelem. W recepcji ujrzałem lokaja, którego przywołałem do siebie skinięciem palca. Chłopak przybiegł do mnie jak piesek.
- Zaprowadź mnie do pokoju, w którym zatrzymał się Amo Mancuso.
Młodzieniec niemal zsikał się w majtki, gdy zobaczył mnie i dwóch facetów za moimi plecami. Wpatrywał się w moją naznaczoną bliznami i tatuażami twarz, oraz całkowicie białe oko. Zgromiłem go spojrzeniem. Chłopak przytaknął i ruszył przed siebie.
W windzie dygotał na całym ciele. Chciałem mu powiedzieć, że nie musi się zadręczać, bo go nie skrzywdzę, ale postanowiłem milczeć.
Zapukałem dwukrotnie w drzwi pokoju. Otworzył mi wysoki Włoch około trzydziestki. Prezentował się nienagannie z zaczesanymi na bok włosami i w ciemnym garniturze. Wyprostowałem się, chcąc sprawiać wrażenie pewnego siebie faceta. Miałem na sobie bluzę z kapturem i dżinsy, co sprawiło, że poczułem się nie na miejscu w towarzystwie tego mężczyzny, ale prezencja nie była dla mnie ważna. Najważniejsze było bowiem to, co człowiek nosił w sercu.
Jak na razie w moim gościła nienawiść i chęć zemsty na Giovannim, przez którego na mojej psychice powstały nieodwracalne rany.
- Xavier Bartello, jak mniemam.
Mężczyzna wyciągnął do mnie rękę.
- Amo Mancuso. Twój szef jest w środku. Bądź dla niego łaskaw. Jest przerażony i zachowuje się irracjonalnie. Kiedy już skończycie się wykłócać, wyruszmy do posiadłości Carlosa Giovanniego. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej dla twojej ukochanej.
Zastanawiałem się, jak wiele Nixon zdążył naopowiadać temu gościowi. Bałem się, że gdy już uratujemy Fallon, Amo Mancuso wykorzysta zebrane o nas informacje do zemsty. W mafijnym świecie nie należało nikomu ufać. Rozumiałem pobudki Nixona i chęć chwycenia się brzytwy, aby tylko znaleźć Fallon. Nie miałem prawa go oceniać.
Mancuso zaprosił nas do środka. Apartament, w którym się zatrzymali, był ogromnych rozmiarów. Przytłaczał mnie panujący w środku przepych.
W oddali dostrzegłem Nixona. Siedział przy okrągłym stole. Opierał łokcie na blacie i trzymał dłońmi głowę. Podrygiwał nerwowo nogę. Zdał sobie sprawę z mojej obecności dopiero w chwili, w której dwukrotnie zapukałem we framugę drzwi.
Kiedy się odwrócił poczułem, jak nogi się pode mną uginają.
Nixon był moim mentorem. Moim panem. Wielokrotnie, gdy potrzebowałem pomocy, on rzucał wszystko i zajmował się mną. Robił to na swój perwersyjny sposób, ale mi pomagał. Tego właśnie potrzebowałem. Nixon poznał mój umysł i ciało. Doskonale więc wiedział, co na mnie działało, a czego nie musiał nawet próbować mając świadomość, że mi to nie pomoże.
Ten facet wielokrotnie wyciągał mnie z opresji. Nauczył mnie, że powinienem siebie kochać, choć tak wiele razy mówiłem mu, że z mojego życia nie ma pożytku i powinienem zdechnąć.
Nauczył mnie, że moje życie należy do mnie i to ja jestem odpowiedzialny za swoje szczęście.
Nauczył mnie również, że moje serce ma szansę zaznać miłości, jeśli tylko dam z siebie wszystko i pokażę ukochanej, że jest dla mnie wszystkim.
Siedzący przede mną Nixon wyglądał jak cień samego siebie. Miał worki pod oczami i nieułożone włosy. Patrzył na mnie ze strachem i uległością. Obserwował, jak do niego podchodzę.
Brunet szykował się na to, aż przywalę mu w twarz. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Ukucnąłem bowiem przed Nixonem i zacisnąłem dłonie w pięści.
- Kiedy to się skończy, masz prawo mnie zabić, Xavier.
Moje serce zakuło boleśnie.
- Nie waż się tak mówić, Nixon. Spierdoliłeś sprawę, ale gdyby nie ty, nie byłbym tym, kim jestem dzisiaj.
- Do diabła, wścieknij się na mnie. Uderz mnie. Zwyzywaj. Zrób cokolwiek, Xavier. Proszę cię, zrób cokolwiek, aby mnie ukarać.
Nixon na powrót schował twarz w dłoniach. Silny, niezależny i dominujący mężczyzna, którego znałem jeszcze tydzień temu, zniknął. Przede mną znajdował się wystraszony, zniszczony i słaby gość, który prosił o karę.
- Posłuchaj, Nixon - kontynuowałem miękkim głosem. - Nie przyjechałem tutaj, aby się z tobą kłócić. Wyrzuciłem swoje żale przez telefon. Jestem na ciebie wściekły, że nie dopilnowałeś bezpieczeństwa Fallon, ale nie mam prawa dłużej zachowywać się jak niewdzięczny szczeniak. Dałeś mi dom i ciepło, gdy tego najbardziej potrzebowałem. Pomogłeś mi stanąć na nogi po tym, jak wiele złego mi się przytrafiło. Nigdy ci się za to wystarczająco nie odwdzięczę. Jestem na ciebie zły, że przez ponad tydzień nie dałeś mi sygnału, że Fallon została uprowadzona. Moglibyśmy zadziałać szybciej. Czasu jednak nie cofniemy. Dziś pojedziemy do Carlosa Giovanniego i odbijemy Fallon choćby nie wiem co. Wszyscy będziemy patrzyli, jak największa szumowina na świecie umiera. Osobiście ukatrupię Giovanniego, uprzednio torturując go tak, że będzie błagał o szybką śmierć. Na złość był już czas, Nixon. Teraz trzeba spiąć dupę i pomóc naszej księżniczce wrócić do domu.
Nixon nie płakał. Nie. On był cholernie silny.
Nawet teraz, kiedy widziałem, jak drży mu dolna warga, nie pozwolił emocjom wziąć nad sobą góry. Kiwał głową, próbując się uspokoić.
Myślałem, że coś powie, ale zamiast tego podsunął mi fotografię. Wziąłem ją do ręki i niemal zgniotłem w dłoni.
Na zdjęciu znajdowała się Fallon, która była przypięta kajdanami do dziwnej metalowej konstrukcji. Za nią znajdował się on.
Człowiek, który spierdolił mi życie.
Przykładał do jej naznaczonych świeżymi bliznami pleców metalowy pogrzebacz do kominka.
Odwróciłem głowę w stronę okna, nie chcąc pokazać znajdującym się w apartamencie mężczyznom, jak podziałało na mnie to, co zobaczyłem. Chciałem wyrzucić ten obraz z pamięci. Pragnąłem cofnąć czas i uratować Brantleya, a także Fallon.
Zawiodłem na całej linii.
Brantley popełnił samobójstwo, a Fallon została uprowadzona przez największego skurwiela, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi.
- Kurwa - wyszeptałem, wypuszczając fotografię, która wypadła mi z rąk.
Nagle Nixon zsunął się z krzesła. Padł przede mną na kolana i przytulił mnie. Zapłakał głośno w moje ramię. Nie zachowywał się jak szanowany szef mafii z Salt Lake City. Nie zachowywał się jak król mitycznego miasteczka o nazwie Zariya znajdującego się za murami. Nie zachowywał się jak mój mentor, który gdy było trzeba, zaprowadzał mnie do lochów i przywiązywał do łóżka, a następnie chłostał, abym wyrzucił z siebie ciemne myśli.
- Nigdy wystarczająco cię nie przeproszę.
Nixon wczepiał się palcami w moją bluzę. Płakał jak małe dziecko, całkowicie się w tym zatracając.
Nie wiedziałem, co robić. Spojrzałem na stojących kilka metrów od nas Amo, Vitale i Paxtona. Mężczyźni stali w ciszy, obserwując tą niecodzienną scenkę z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Musimy jechać, szefie. Fallon na nas czeka.
Wstałem i pomogłem Nixonowi stanąć na nogi. Uciekał ode mnie spojrzeniem. Po kilku głębokich oddechach pokiwał głową i załzawionymi oczami spojrzał na Amo.
- Jesteśmy gotowi. Możemy ruszać.
Fallon
- Będę musiał zostawić cię na dwie godziny z Niccolo. Poradzisz sobie, maleńka?
Leżałam na brzuchu w łóżku. Było późne popołudnie. Nie sądziłam, że Giovanni zostawi mnie samą. Obiecał przecież, że będę dla niego najważniejsza i będzie się mną opiekował. Kilka dni temu wręcz błagałabym niebiosa o to, aby zostawił mnie samą. Ostatnich kilka dni jednak pokazało mi, że mężczyzna potrafił być opiekuńczy. Był urodzonym sadystą, ale miał w sobie cząstkę dobra.
Giovanni ubrał się w garnitur. Ułożył włosy i uśmiechnął się do mnie ciepło.
Wiedział, że nie znosiłam Niccolo. Ten chłopak był perwersyjny i nie miał w sobie grama dobra. Liczyła się dla niego tylko seksualna przyjemność.
- Kochanie? Mogę zostawić cię z Niccolo?
- Boję się go, mistrzu.
Brunet posłał mi pełne litości spojrzenie. Usiadł na brzegu łóżka i pogładził mnie po plecach okrytych jego koszulką. Rany ładnie się goiły, ale i tak niemiłosiernie piekły przy większym wysiłku. Na szczęście od czasu kary nad basenem Giovanni panował nad swoim pożądaniem i ani razu się ze mną nie pieprzył.
- Niccolo cię nie zrani, skarbie. Ma zakaz dotykania cię. Jeśli go złamie, odpowiednio go ukarzę, gdy wrócę. Bądź spokojna. Każę służbie zrobić ci pyszną kolację.
Mężczyzna nachylił się, aby pocałować mnie w czoło. Nakrył mnie kocem i wyszedł, zostawiając mnie samą.
Spokój, jak zwykle w tej posiadłości, nie trwał długo. Po kilku minutach od wyjścia Giovanniego znalazłam się sam na sam z Niccolo. Po raz pierwszy chłopak nie przyprowadził ze sobą żadnej kobiety, która stanowiłaby dla niego rozrywkę. Również nie był ubrany tak jak zazwyczaj, czyli elegancko. Miał na sobie czarną koszulkę i powyciągane spodnie dresowe. Zajął miejsce w swoim ulubionym fotelu przy oknie, ale nie włączył telewizji.
Utkwił spojrzenie swoich brązowych oczu we mnie. Obserwował mnie, a ja patrzyłam na niego. Miałam nadzieję, że poważnie potraktuje zakaz dotykania mnie. Giovanni miał władzę nad tym chłopakiem, ale wątpiłam, że Niccolo brał na poważnie słowa wuja. Gdyby zechciał się ze mną zabawić, zrobiłby to tak, aby nie zostały na mnie ślady. Później kazałby mi siedzieć cicho i zagroziłby, że jeśli powiem o wszystkim Giovanniemu, zabije mnie albo moich bliskich.
- Wuj nieźle cię poturbował na przyjęciu. Naprawdę myślałaś, że uda ci się uciec?
W jego głosie nie wyczułam wrogości ani nienawiści. Wolałam nie rozmawiać z Niccolo, ale byłam tak przestraszona karami, że musiałam wziąć się w garść.
- Spróbowałam i pożałowałam.
Na jego młodzieńczej twarzy wykwitł uśmieszek.
- Dzielna z ciebie dziewczynka, ale cholernie głupiutka. Masz szczęście, że wuj tak się teraz tobą zajmuje. Zachowuje się, jakbyś była jego księżniczką, a nie niewolnicą. Ciesz się tym, póki możesz.
Jak się okazało, nasza rozmowa nie trwała długo. Niccolo włączył telewizję i ustawiwszy głośność na maksymalny poziom, pogrążył się w oglądaniu meczu włoskich drużyn piłki nożnej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top