40
Xavier
- Dlaczego odezwałeś się do Paxtona w taki sposób?
Prychnąłem na uwagę Vitalego. Jego spojrzenie pociemniało.
- Ty też możesz wypierdalać. Zabraliście mnie z mojego własnego domu. Po cholerę? Żebym nie zrobił krzywdy Fallon? Żeby Nixon miał ode mnie spokój? O co wam, kurwa, chodzi?
Strażnik, z którym nie miałem zbyt bliskiego kontaktu, podszedł bliżej łóżka, do którego byłem przykuty. Zmierzył mnie wzrokiem, głęboko wzdychając.
- Nikt nie chciał zrobić ci na złość, Xavier. Umarło dziecko, które było dla ciebie bardzo ważne. Nixon jest twoim mentorem od lat. Wie, czego potrzebujesz, aby do siebie dojść. Nikt nie martwił się o to, czy stanowiłbyś zagrożenie dla Fallon. Kochasz ją i nie musisz tego nikomu udowadniać. A już na pewno nie mnie, bo odkąd ta dziewczyna stała się moją przyjaciółką, wiele mi o tobie mówi. Jest w tobie zadurzona po uszy.
Pokręciłem żałośnie głową, patrząc na Vitalego z nienawiścią.
- W takim razie możesz mnie rozkuć i odwieźć do domu. Nie mam zamiaru tutaj być, skoro moja dziewczyna cierpi. Ktoś musi zająć się pogrzebem i formalnościami.
- Nixon już to załatwił.
Co do tego nie miałem wątpliwości. Mój mentor miał głowę na karku i czego mu cholernie zazdrościłem, w sytuacjach stresowych nie kierował się uczuciami.
- Co w takim razie macie zamiar tu ze mną zrobić, Vitale? - spytałem, wymawiając jego imię z największą pogardą, na jaką było mnie stać. - Chcecie mnie głodzić? A może chcesz się na mnie wyżyć?
- Nie zrobię ci krzywdy, Xavier.
- To mnie, kurwa, uwolnij!
- Posłuchaj. Dopóki nie uznam, że jesteś gotowy wrócić do domu, nie zawiozę cię do Fallon. Myślisz, że wszystko jest w porządku, ale się mylisz. Gniewem i przekleństwami reagujesz na śmierć Brantleya z sierocińca. Nie potrafisz w inny sposób poradzić sobie z emocjami, dlatego wyrzucasz z siebie całą nienawiść. Ja zniosę twoje zaczepki, ale nie Paxton. Oboje wiemy, co przeszedł ze swoimi rodzicami. Kiedy tu wróci masz go przeprosić. Paxton był ci przyjacielem od lat, a ty tak podle się wobec niego zachowałeś.
Vitale miał rację. Czułem gniew, że naskoczyłem w ten sposób na Paxtona, ale nigdy nie przyznałbym Vitalemu racji. Może i był pseudo psychologiem, ale to nie w jego ręce zdecydowałem się oddać.
- Jeśli chcesz stosować na mnie metody Nixona, nie zgodzę się na to. To z nim podpisałem umowę i to w jego ręce się oddałem. Ufam Nixonowi, a tobie nie. Nie masz prawa stosować na mnie jego metod, bić mnie i poniżać. Nie będę klęczał u twoich stóp. Jeśli coś mi zrobisz, zniszczę cię.
- Nic ci nie zrobię, Xavier. Gdybym dotknął cię wbrew twojej woli, pogwałciłbym twoją prywatność i mógłbyś oskarżyć mnie o molestowanie. Nie będę w ten sposób ryzykował. Jestem tu po to, aby ci pomóc uporać się ze stratą Brantleya.
- Może to ty go zabiłeś, co?
- Dlaczego tak myślisz?
Wyrwałem się w przód, ale kajdanki mnie utrzymały na łóżku. Byłem wściekły, że zniewolono mnie wbrew mojej woli i to przez ludzi, którzy byli mi tak bliscy.
- Odwiedziłeś sierociniec z Fallon, zanim ona podjęła decyzję, że zostanie moją uległą. Może zrobiłeś to specjalnie, aby podrzucić Branteyowi jakieś prochy, które przyspieszyłyby jego śmierć? Może on wcale się nie zabił, tylko został zamordowany przez ciebie, szumowino?
- Dosyć tego. To bezpodstawne oskarżenia. Nie masz prawa tak do mnie mówić. Wrócę do ciebie, jak się uspokoisz. Może zdążysz sobie przez ten czas przemyśleć swoje zachowanie.
Vitale wyszedł, trzaskając drzwiami. Kiedy zostawił mnie samego, zacząłem ponownie szarpać się z kajdankami. Nie było szans, abym samodzielnie się uwolnił. Obudził się we mnie jednak instynkt przetrwania. Wiedziałem, że nic mi tutaj nie groziło, lecz nie mogłem znieść myśli, że Fallon została zostawiona sama sobie, a mnie przy niej nie było. Strata Brantleya była naszym wspólnym cierpieniem. Nixon nie miał prawa ponownie nas izolować. To było z jego strony podłe i samolubne.
Obiecałem sobie, że gdy będzie po wszystkim, powyrywam tym ludziom nogi z dupy i wsadzę im do tyłków. Może nie mogłem odejść of mafii, ale po tym, co bez mojej zgody zrobił mi Nixon, miałem prawo się o to ubiegać. Zachował się egoistycznie. Nie zważał na moje zdanie i zrobił to, co według niego było dla mnie najlepsze.
Zamiast skupiać się na śmierci Brantleya, w moich myślach krążyła Fallon. Miałem nadzieję, że Nixon nie skrzywdzi jej pod moją nieobecność. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś jej się stało. Fallon była jedyną osobą na tym świecie, której oddałem serce. Trzymała je w swoich delikatnych dłoniach.
Nie miała prawa zostawić mnie na tym świecie samego.
Dlatego musiałem jak najszybciej przeprosić Paxtona i Vitalego, aby wrócić do domu i znów wziąć moją ukochaną w ramiona.
Fallon
Minęła doba od sesji z Nixonem. Tyłek dalej bolał mnie po uderzeniach tak, że nie mogłam na nim siedzieć. Mój jedyny towarzysz sprytnie to wykorzystywał. Przy śniadaniu i obiedzie kazał mi klęczeć u swoich stóp. Opierałam się, ale Nixon wyznał, że dopóki Xavier nie wróci i dopóki miałam na szyi jego obrożę, należałam do niego.
Zaczęłam czuć się przy nim bezpiecznie. Nixon miał perwersyjne upodobania i łączył je z moją terapią, ale z czasem coraz mniej mi to przeszkadzało. Każdy miał swoje własne demony, z którymi walczył. Byłam ciekawa, czy Nixon polubił dominację bez powodu czy w jego przeszłości wydarzyło się coś, o czym nie miałam pojęcia.
Klęczałam przy kanapie, oglądając telewizję. Chwilę temu próbowałam usiąść na tyłku, ale skończyło się to głośnym sykiem. Kolana już mnie bolały od tej pozycji, w której trwałam dość długo, ale nie mogłam nic na to poradzić. Jedyną możliwością było ciągłe chodzenie, ale to również nie było takie proste, gdyż wczorajsze orgazmy działały na mnie aż do dziś.
- Jak się ma moja laleczka?
Nixon pojawił się nagle w salonie. Usiadł na kanapie i przyciągnął mnie bliżej, między swoje rozkraczone nogi. Zaczął rozmasowywać spięte mięśnie moich ramion.
- Jestem trochę obolała po sesji.
- To dobrze, że czujesz jej skutki. To prawidłowa reakcja organizmu. Przez ból nie skupiasz się na tym, co dręczyło cię przed naszą sesją.
Może i nie skupiałam myśli na śmierci Brantleya, ale ciągle czułam pustkę w sercu. Nixon na chwilę wyciszył moje wyrzuty sumienia. Nie chciałam mu mówić, że poczucie straty wracało. Nie byłam gotowa na kolejną sesję.
- Wiesz, kiedy Xavier wróci?
Nixon pocałował mnie w czubek głowy, po czym o niego oparł podbródek. Rękami dalej masował moje ramiona.
- Wszystko zależy od tego, kiedy Vitale uzna, że Xavier jest na to gotowy.
- Vitale też tam z nimi jest?
Wcześniej Nixon mi o tym nie powiedział. Byłam pewna, że Vitale dalej gdzieś tu był, jednak się chował, aby się ze mną nie zobaczyć. Wszystko nabrało teraz większego sensu.
- Vitale jest moim godnym zastępcą, laleczko. Zna różne techniki psychologiczne. Nie jest tak perwersyjny jak ja i nie łączy bólu z oczyszczeniem, jednak jego sposoby pomagania pacjentom są równie skuteczne, jak moje. Jestem pewien, że poradzi sobie z naszym księciem i niebawem Xavier wróci. Dostanie wówczas pod swoje skrzydła wyszkoloną uległą.
- Zaczekaj. Co powiedziałeś?
Odwróciłam się przodem do mężczyzny. Nixon jednak nie cofnął dłoni. Ponownie położył je na moich ramionach. Uśmiechnął się ciepło, ale poczułam, że o czymś mi nie mówił.
- O co chodzi, laleczko?
- Powiedziałeś, że Xavier dostanie wyszkoloną uległą. Czy kazałeś Paxtonowi i Vitalemu go stąd zabrać, abyś mógł mnie szkolić? Mówiłeś, że twoje perwersyjne metody to rodzaj terapii. Tak myślałam, że coś było nie tak. Ty mnie okłamałeś! Chciałeś tylko się mną zabawić i zrobić ze mnie zabawkę! Uwierzyłam ci, Nixon! Myślałam, że chcesz mi pomóc!
Gwałtownie wstałam. Zachwiałam się, czując się słabo, ale zaczęłam biec. Moja ucieczka nie potrwała jednak długo. Nixon objął mnie w pasie, a w drugą rękę chwycił moje nadgarstki. Skrzyżował mi je na piersi, abym miała utrudnione zadanie w wydostaniu się z jego objęć. Szarpałam się i krzyczałam, ale nie miałam szans z tym człowiekiem. Nixon był wyszkolonym mordercą i zabijał bez cienia skrupułów.
- Nie skrzywdzę cię, laleczko - wyszeptał mi do ucha, owiewając ciepłym oddechem mój policzek. - Nigdy nie zależało mi na twojej krzywdzie. Kazałem im zabrać stąd Xaviera, aby doszedł do siebie daleko od miejsca, w którym tak wiele przeszedł. Paxton i Vitale zabrali go na bezpieczny grunt, daleko od domu. Oczywiście, że wczoraj chciałem ci pomóc. Sama po wszystkim przyznałaś, że nie czujesz już winy za śmierć tego dziecka. Chciałem zrobić Xavierowi niespodziankę i cię trochę podszkolić, aby lepiej wam się żyło.
- Nie będę waszą dziwką! Xavier nie potrzebuje uległej! To ty mu to wpoiłeś, bydlaku!
- Zamilcz!
Nixon powalił mnie na kolana, odwracając przodem do siebie. Twarz miałam na wysokości jego przyrodzenia. Uniosłam głowę. Jakaś niewidzialna siła kazała mi dalej posłusznie klęczeć, choć umysł krzyczał, abym wstała i uciekła od tego psychopaty.
Mężczyzna patrzył na mnie z góry. Czułam, że prześwietla wzrokiem moją duszę. Byłam na niego wściekła. Starał się mnie omamić wieloma orgazmami, ale tak naprawdę chciał wyszkolić mnie na niewolnicę, a nie mi pomóc.
- Nienawi...
- Pozwoliłem ci się odezwać?
Wstrzymałam oddech, obserwując to nieznane mi wcześniej oblicze Nixona. Patrzyłam mu prowokacyjnie w oczy, mając nadzieję, że pokażę mu, jak silnie nim gardziłam. Wkrótce jednak jego przenikliwe spojrzenie wygrało. Spuściłam głowę i się rozpłakałam.
Nixon pogładził mnie po włosach. Zrobił krok w przód i rozchylił nogi, abym mogła oprzeć policzek o jego udo. Wbijałam paznokcie w dłonie, płacząc głośno.
- Tak niewiele rozumiesz, Fallon - rzekł po dłuższej chwili, wzdychając ciężko. W dalszym ciągu bawił się moimi włosami. Ciągnął za ich końcówki, dając mi poczuć ból. - Nie potrafisz mi się poddać, co mi się nie podoba. Wczoraj pozwoliłaś mi się porwać w świat pełen nieznanych i przyjemnych doznań. Wypleniłem z ciebie poczucie winy. Oskarżasz mnie o to, że chcę zrobić coś dobrego dla twojego chłopaka? Prowadzę go od lat. Może ty tego nie widzisz, ale Xavier potrzebuje uległej. Nie załatwię mu innej. Ty jesteś jego kobietą i to ciebie wyszkolę, abyś dzielnie mu służyła. Może ci się wydawać, że to upokarzające, ale jesteś w błędzie. Jeśli go kochasz, powinnaś zrozumieć jego potrzeby i co najważniejsze, pomóc mu je spełnić.
Nixon miał rację.
Nie rozumiałam go.
- Mogę iść do siebie, aby trochę odpocząć?
Na końcu języka miałam wyrażenie "panie", jednak w ostatniej chwili postanowiłam go nie używać.
- Tak, laleczko. Masz godzinę. O dwudziestej pierwszej chcę zobaczyć cię w moim gabinecie na kolanach. Przeprosisz mnie za swoje zachowanie i poprosisz o pomoc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top