4
Fallon
Nie odzywałam się do X. Gdy tylko mnie rozkuł i pozwolił wstać, ponownie podszedł do mnie z kajdankami.
- Nie myśl, że pozwolę ci chodzić po posiadłości wolno. Nie dasz rady stąd uciec, bo wszędzie, gdzie nie pójdziesz są strażnicy i alarmy, ale musisz nauczyć się, że jesteś moją własnością.
Byłam na niego potwornie zła, ale postanowiłam nie zaczynać kolejnej kłótni. Odwróciłam się więc i pozwoliłam, aby po tym, jak chwilę temu X uwolnił moje nadgarstki, znów je skuł. Nie podobało mi się, że miałam ręce skute na plecach zamiast z przodu ciała, ale nie miałam nic do gadania. Może, gdy uda mi się go udobruchać, zmanipuluję go i spróbuję uciec.
Ciężko mi było stać na własnych nogach. Czułam się słaba i oczy zamykały mi się ze zmęczenia. X musiał zauważyć mój zły stan i wziął mnie na ręce. Przerażona wstrzymałam oddech. Xavier jednak uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie w czoło.
Wyglądało na to, że nie miał mi za złe mojego wcześniejszego wyznania. Ulżyło mi, że nie chciał mnie jeszcze zabić, ale kto wie, co planował na najbliższą przyszłość.
Moja głowa opadła na ramię mężczyzny. Poczułam od niego silny zapach. Zaciągnęłam się nim.
Gdy dotarliśmy na górę, moim oczom ukazał się hol niczym z hollywoodzkiego filmu. Dominowały tutaj ciemne kolory, głównie czerń i brąz. Z wysokiego sufitu zwisał złoty żyrandol, a pod stopami Xaviera rozciągał się czerwony dywan. Zaśmiałam się w myślach, próbując sobie udowodnić, że tym sposobem mężczyzna próbował połechtać swoje ego.
Po schodach wniósł mnie na pierwsze piętro. Rozglądałam się wokół, napotykając liczne kamery znajdujące się przy suficie i wielu strażników. Zastanawiałam się, co tak cennego było w tej posiadłości, że pilnowało jej tak wielu ludzi z bronią w ręku.
X wniósł mnie do jednego z pokoi. Kątem oka zobaczyłam czarną skórzaną sofę i siedzącego na niej mężczyznę. Gość wyglądał na faceta po trzydziestce. Miał blond włosy i kilkudniowy zarost. Na jego twarzy widniało kilka płytkich blizn, ale były prawie niewidoczne w porównaniu z tymi, które miał mój były ukochany. Uśmiechnął się prowokacyjnie na mój widok.
Na kanapie znajdującej się na przeciwko blondyna siedział ciemnowłosy mężczyzna. Miał intensywnie zielone oczy, których blask widziałam nawet w tym zacienionym pomieszczeniu. Zmierzył mnie wzrokiem i gdy tylko X usiadł na fotelu, facet wstał i wyszedł. Trzasnął za sobą drzwiami, a ja odruchowo skuliłam się ze strachu.
- Jak się czuje nasza mała laleczka?
Wstrzymałam oddech, patrząc na blondyna. Poznawałam ten głos. To ten człowiek przytulał mnie, gdy inny strzelał do moich rodziców.
Chciałam poprosić Xaviera, aby posadził mnie obok siebie, a nie sadzał na kolanach, ale przy blondynie moja pewność siebie zniknęła. Mimo, że facet uśmiechał się przyjaźnie, czułam przed nim respekt i strach.
- Tak wystraszyłeś naszą Fallon, że przestała mówić? Co jej zrobiłeś, stary?
- Przejdźmy do rzeczy, szefie.
Moje serce na chwilę zamarło, gdy usłyszałam to jakże istotne słowo wychodzące z ust Xaviera.
Mężczyzna siedzący przede mną był szefem. To znaczyło, że on zlecił zabójstwo moich rodziców.
Kiedy sobie to uświadomiłam, chciałam wstać. Xavier jednak zamknął mnie w żelaznym uścisku, oplatając ciasno ramionami. Gdybym miała wolne ręce, pewnie byłoby mi łatwiej, ale tak pozostało mi bezsensowne szarpanie się z mężczyzną, którego nie znosiłam całą sobą.
- Widzę, że twój chłopak trochę ci o mnie opowiedział, laleczko. Nazywam się Nixon i jestem szefem tej jakże skromnej, rodzinnej mafii. W innych okolicznościach kazałbym ci paść przede mną na kolana i dziękować za to, że jeszcze żyjesz. Jednak już zrozumiałaś, jak będzie wyglądało twoje życie. Nie mógłbym odebrać Xavierowi tej przyjemności zabawy z tobą.
- Zabiłeś moich rodziców! Jak mogłeś?!
- Skarbie, proszę - wyszeptał mi do ucha Xavier. Przez jego zniekształcony głos szeptanie było co najmniej przerażające. Małe dziewczynki wystraszyłyby się takiego typa na śmierć, gdyby zobaczyły go na ulicy.
- Laleczko, uspokój się. Jeśli dalej będziesz tak krzyczeć, każę twojemu chłopakowi cię zakneblować. W takim stanie zadławiłabyś się własnymi łzami. Proszę więc, abyś była grzeczna, zgoda?
- Nie mów do mnie jak do dziecka.
Nie miałam już siły krzyczeć. Z moich ust raz po raz wydostawał się jęk rozpaczy. Powinnam być silniejsza. Mierzyłam się w końcu z ludźmi, którzy mieli mnie w garści.
Ze strachu i niemocy wtuliłam mokrą od łez twarz w szyję Xaviera. Mężczyzna kołysał mnie w ramionach, tuląc do siebie. Nie próbowałam się nawet wyrwać. Dotarło do mnie, że oprócz niego nie miałam na tym świecie nikogo. Zostałam zupełnie sama, na łasce faceta, którego tak rozpaczliwie kochałam.
- Laleczko, posłuchaj mnie uważnie - rzekł Nixon, na którego nawet nie spojrzałam. Potrzebowałam bliskości mojego oprawcy i to jemu pozwoliłam, aby mnie kołysał i uspokajał. - Mój ojciec pożyczył twojemu tatusiowi kasę dwadzieścia dwa lata temu. Zanim mój stary odszedł, przekazał mi wszystkie dane mafii. Po jego śmierci stałem się szefem i to na mnie spadł obowiązek wymierzenia sprawiedliwości tym, którzy zaszli mnie i mojemu ojcu za skórę. Twój tatuś był jedną z takich osób. Przez całe twoje życie wiedział, że opuścisz rodzinne gniazdko w wyniku akcji z przeszłości. Twoja matka również zdawała sobie z tego sprawę. Trzymali cię zamkniętą w klatce dla nas. Nie dla twojego bezpieczeństwa.
- Xavier, proszę...
Nie byłam w stanie znieść słów Nixona, a czułam, że to był dopiero początek.
Kiedy mój oprawca posadził mnie obok siebie i rozkuł, spojrzałam na niego pytająco. Wiedział, że i tak od niego nie ucieknę. Pewnie tylko dlatego pozwolił mi być trochę bardziej wolną.
Wykręcałam nerwowo palce dłoni. Byłam gotowa je sobie połamać, gdy poczułam, jak ręka Nixona wsuwa się między moje dłonie. Zacisnęłam palce na jego wytatuowanej ręce i czekałam na to, co powie dalej "szef".
- Xavier prosił mnie, abym pozwolił mu mieć na ciebie oko. Co jakiś czas zdawał raport z postępów. On się tobą nie bawił, laleczko. Ten gość pokochał cię tak mocno, że walczył o prawo do ciebie jak pies spuszczony ze smyczy. Był gotów postawić ten dom w płomieniach, aby tylko ciebie mieć. Nie miałem sumienia mu odmówić. W naszych burdelach jest wystarczająco dużo dziwek. Klienci płacą za dziewice podwójnie, ale nie miałbym serca odmówić mojemu Xavierowi. To dzięki niemu nie trafiłaś do domu publicznego, złotko.
Oparłam twarz o swoje kolana, zginając się w pół. Ściskałam mocno dłoń Xaviera, jakby była moim jedynym ratunkiem.
- Facet, który chwilę temu stąd wyszedł, to Paxton. Nie mógł znieść, że zabił rodziców tak niewinnej dziewczynki, dlatego stąd uciekł. Pewnie niedługo się poznacie, ale jak na razie gość nie ma sumienia spojrzeć ci w oczy.
- Dlaczego mi to zrobiliście? - spytałam błagalnie, nie patrząc na żadnego z nich. - Domyślałam się, że za moim zniewoleniem przez rodziców coś stało, ale nigdy bym ich nie posądziła o coś takiego. Tak bardzo cię pokochałam, X. Dlaczego nie potrafię cię znienawidzić?!
Nagle mój oprawa i wybawca w jednym wstał. Podniósł mnie z kanapy. Nie wiedziałam, co planuje, dlatego zaczęłam się szarpać. Dopiero gdy owinął sobie moje nogi wokół swojego pasa, zrozumiałam, że chciał mnie przytulić.
Wczepiłam się kurczowo paznokciami w jego koszulkę. Zapewne czuł na plecach niewielkie kłucie. Po chwili jednak przeniosłam prawą dłoń na jego głowę, a lewą objęłam go za kark. Muskałam palcami krótkie włoski znajdujące się na szyi. Twarz wtuliłam w zagłębienie między szyją a ramieniem mężczyzny.
Xavier posadził mnie na czymś miękkim. Nie oderwałam od niego głowy, aby zobaczyć, co to było. Dalej znajdowałam się jednak na takiej wysokości, że bez problemu mogłam obejmować go nogami w pasie.
- Powinnam cię nienawidzić - zaczęłam mówić, dławiąc się łzami. Zdawałam sobie sprawę, że brzmiałam żałośnie, ale nic mnie to nie obchodziło. - Powinnam cię pobić za to, co mi zrobiłeś. Oddałam ci całą siebie, Xavier. Każdego dnia budziłam się z uśmiechem, bo wiedziałam, że do mnie napiszesz. Traktowałeś mnie jak księżniczkę. Przy tobie czułam się kochana i potrzebna. Wiedziałam, że pisząc z tobą, wiele ryzykowałam. Po drugiej stronie mógł znajdować się ktoś zupełnie inny. W życiu nie przypuszczałabym, że będziesz tak wyglądał i będziesz kimś takim. Powiedz mi proszę, dlaczego moje serce ciągle do ciebie bije? Dlaczego nie mogę cię znienawidzić? Dlaczego cię kocham?
Zacisnęłam palce na karku Xaviera. Nie chciałam robić mu krzywdy, jednak potrzebowałam się wyładować.
- Może to dlatego, że pisząc ze mną, czułaś bezpieczeństwo?
Pociągnęłam nosem, oddychając głęboko.
- Może mnie dalej kochasz, bo wiesz, że mi na tobie zależy?
- Xavier, ja...
- Zostawić was samych?
Spięłam się, usłyszawszy głos Nixona. Mężczyzna jednak nie wydawał się być podenerwowany.
- Nie trzeba. Zabiorę Fallon do łazienki. Musi się wykąpać.
Zacisnęłam mocniej nogi wokół bioder Xaviera, gdy ten mnie podniósł i wyszedł ze mną z pokoju. Patrzyłam się ze zrezygnowaniem na mijanych na korytarzu strażników. Jak na razie naliczyłam ich pięciu.
Miałam wiele pytań do tych mężczyzn. Najpierw jednak potrzebowałam chwili spokoju, aby zebrać myśli. Reagowałam gwałtownie i mówiłam rzeczy, których niebawem pewnie będę żałować. Czułam wstyd, że tak uzewnętrzniłam się przed Xavierem, jednak w jednym nie mogłam go oszukać.
Mogłam krzyczeć, jak bardzo nim gardzę i go nienawidzę, ale moje głupie serce diabelnie mocno go kochało.
X oderwał ode mnie jedną rękę, aby otworzyć drzwi. Kiedy weszliśmy do środka, zamknął je za nami kopniakiem. Mężczyzna posadził mnie na brzegu wanny i przede mną uklęknął. Chciałam rozejrzeć się po wnętrzu łazienki, ale bardziej interesował mnie on.
Xavier wyciągnął do mnie rękę i czekał, aż podam mu swoją. Wahałam się, ale to zrobiłam.
- Nie chcę, abyś widział we mnie sierotę - wyznałam, mając na myśli oba znaczenia tego słowa. Jakby nie patrzeć, straciłam rodziców. Sierotą określano też osobę, która była żałosna. Obie definicje więc idealnie do mnie pasowały. - Jestem na ciebie wściekła. Potrzebuję czasu, żeby dotarło do mnie, co się wydarzyło.
- Wcale nie widzę w tobie sieroty, aniele. Jesteś bardzo silna.
Prychnęłam, co spowodowało, że X lekko się uśmiechnął.
- Teraz każesz mi się rozebrać i umyć na twoich oczach, prawda?
Mężczyzna nie spodziewał się najwyraźniej, że przejrzę jego intencje. Pokiwał jednak twierdząco głową i zacisnął usta.
- I tak nie mam już nic do stracenia. Widziałeś przecież moje ciało niezliczoną ilość razy.
- Aniele, to nie tak...
- Umyję się przy tobie pod jednym warunkiem.
Brunet przechylił lekko głowę w bok, co uznałabym za urocze, gdybym nie znała jego osobowości.
- Ty też się rozbierzesz, Xavier.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top