39

Fallon

Stałam przed drzwiami prowadzącymi do jednego z pokoju zabaw. Miałam na sobie tylko koronkową bieliznę. Czułam się, jakbym zdradzała Xaviera. Wiedziałam, że nie powinnam robić do siebie o to wyrzutów, bo Nixon był tym, kto zmusił mnie do tego. 

Trzy godziny po pogrzebie, które miałam do swojej dyspozycji, spędziłam na płaczu. Rzucałam się z boku na bok i krzyczałam w poduszkę. Kiedy siły do dalszego rozpaczania mnie opuściły, postanowiłam się wyszykować. Nie wierzyłam, że "sesja" Nixona pomoże mi uporać się z problemami, ale nie miałam nic do stracenia.

To na jego łasce bowiem teraz byłam. 

Zapukałam do drzwi, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Moje serce drgnęło radośnie na myśl, że może Nixon zapomniał o tej głupiej sesji i zajął się mafijnymi sprawami. Już chciałam się odwrócić, aby odejść, gdy nagle drzwi się otworzyły.

Przełknęłam ślinę, patrząc na stojącego przede mną mężczyznę, ubranego w garnitur. Nixon zwykle nie przywiązywał uwagi do stroju. Chodził w za dużych bluzach i spodniach dresowych. Jeszcze większym zaskoczeniem było dla mnie to, że ubrał skarpetki i wypolerowane na błysk, czarne buty. Jeśli swoim strojem chciał wzbudzić we mnie respekt, udało mu się bez dwóch zdań.

Pochyliłam głowę, speszona jego aparycją. Gdy zza pleców Nixon wyciągnął bicz, moje serce przyśpieszyło pracę.

- Kiedy stoisz przed swoim panem, nigdy nie waż się z niego spuszczać wzroku. Chyba, że wyda ci taki rozkaz.

- Ty nie jesteś moim pa...

Zamilkłam, gdy Nixon zbliżywszy się do mnie, chwycił w palce wolnej dłoni mój podbródek. Odchylił mi głowę do tyłu, oblizując wargi.

- W chwili, w której wkroczysz do tego pokoju, to ja stanę się twoim właścicielem. Zdejmę obrożę, którą otrzymałaś od Xaviera i zastąpię ją swoją. Na czas sesji zapominasz o tym, kto jest twoim prawowitym panem i władcą. W czasie spotkania to ja będę twoim mistrzem. Twoim właścicielem. Zrozumieliśmy się, laleczko?

- Tak, panie - odpowiedziałam, za co Nixon pogładził mnie czule po głowie.

- Grzeczna dziewczynka. Padnij na kolana i wejdź za mną do środka.

Nie mogłam się przemóc do jego metod. Zaczynałam powątpiewać w to, że Nixon miał jakikolwiek dyplom świadczący o tym, że skończył studia psychologiczne. Pragnęłam zobaczyć na własne oczy jakiś papierek, który jasno dałby mi znać, że Nixon był upoważniony do wykonywania zawodu. Pewnie w mafijnym półświatku nie potrzebował żadnego dokumentu, ale uspokoiłby on moje skołatane nerwy.

Powoli uklękłam i przeniosłam się do pozycji na czworaka. Podążyłam do środka za Nixonem. Zamknął za nami drzwi na kilka zamków. Uniosłam wzrok i zobaczyłam mały stoliczek tuż przy wejściu do pokoju zabaw. Nixon pochylił się, aby zdjąć mi obrożę od Xaviera. Poczułam pustkę, jednak gdy moim oczom ukazała się gruba, skórzana obroża, krew zaczęła szybciej płynąć w moich żyłach.

Nigdy nie miałam na sobie czegoś tak wulgarnego. Nixon nie zważał na moje wahanie. Zapiął mi obrożę na szyi. Miała doczepione z przodu dość duże kółeczko, które umożliwiało zaczepienie smyczy. Było zimne, dlatego gdy opadło na moją pierś, wzdrygnęłam się.

Moje ciało nie reagowało tak, jak tego od niego oczekiwałam. Dlatego gdy tylko metal otarł się o moją wrażliwą skórę, poczułam dreszcz biegnący aż do mojej kobiecości. Było mi za siebie wstyd, że czułam podniecenie chwilę po tym, jak na cmentarzu pożegnaliśmy dziecko, które odebrało sobie życie. 

- Przestań myśleć.

Trzask bicza o podłogę odciągnął moje myśli od mrocznego świata, w którym żyłam dzięki Xavierowi. Spojrzałam mojemu tymczasowemu panu w oczy, przełykając z nerwów ślinę.

- Czeka nas długa, ale owocna lekcja. Na czas sesji nie masz prawa sprzeciwu. Chcę z tobą rozmawiać, dlatego na razie cię nie zaknebluję. Jeśli jednak uznam, że się doigrałaś, czeka cię kara. Będzie przyjemna dla mnie, ale niekoniecznie dla ciebie.

- Rozumiem, panie.

Moja uległość musiała podobać się temu dominującemu mężczyźnie. Przez chwilę zawiesiłam wzrok na jego erekcji. Myślałam, że pozostanie to niezauważone, ale gdy wróciłam spojrzeniem na twarz Nixona, zobaczyłam na niej uśmieszek.

- Doskonale, Fallon. Teraz poproszę cię, abyś wstała i zdjęła bieliznę.

Posłałam mu niepewne spojrzenie. Może i Nixon miał niekonwencjonalne metody na leczenie pacjentów, ale czy naprawdę musiałam się rozebrać, aby mógł przeprowadzić sesję?

- Jeśli nie zrobisz tego w ciągu trzech sekund, czeka cię kara.

Szybko wstałam i pozbyłam się bielizny. Nixon wspominał, że nie powinnam opuszczać wzroku, tylko patrzeć w oczy mojemu panu, ale nie byłam w stanie znieść wstydu. Dotychczas jedynym mężczyzną, który widział mnie nago, był Xavier. Nixon zdążył zobaczyć tylko kawałek mojej nagości podczas kąpieli w wannie. Miałam nadzieję, że tak pozostanie, ale najwyraźniej miał inne plany.

- Patrz na mnie!

Kolejny trzask biczem o podłogę. Poskoczyłam z nerwów.

Spojrzałam na Nixona. Nie wiedziałam, co takiego w sobie miał, że czułam przed nim taki respekt, ale jednocześnie się go obawiałam.

- Dziś przezwyciężymy twoje lęki, laleczko. Będziesz robiła upokarzające rzeczy, ale nikt cię nie będzie za to oceniał. Moim zadaniem jest wyplenienie z twojego umysłu poczucia winy i ciągłego zamartwiania się problemami, które wyolbrzymiasz. Musisz wiedzieć, że należy ufać swojemu panu. Przyjęłaś rolę uległej Xaviera. Owszem, był to symboliczny akt, jednak gdybyś była moją niewolnicą, nie traktowałbym cię tak potulnie jak twój książę. Dlatego dziś poznasz mężczyznę, który cię całkowicie zdominuje.

Szef mafii podszedł do szafki z zabawkami erotycznymi. Po chwili wrócił do mnie z wibratorem i dwiema klamerkami.

Podał mi wibrator, a ja przyjęłam go niechętnie. Gestem ręki Nixon kazał mi uklęknąć, a gdy to zrobiłam, palcami podrażnił moje sutki. Starałam się niezauważenie zacisnąć trochę nogi, aby mężczyzna nie zobaczył i nie poczuł mojej wilgoci. Nie chciałam się podniecać jego dotykiem, ale moje ciało się mnie nie słuchało.

Gdy Nixon wystarczająco podrażnił moje sutki, zapiął na nich klamerki połączone łańcuszkiem. Syknęłam z chwilowego bólu, ale następnym odczuciem było podniecenie. Szef przypiął łańcuszek do kółeczka przy mojej obroży, przez co moje sutki były podniesione.

Jeśli tak wyglądałaby jakakolwiek terapia u przeciętnego psychologa, wolałam nie myśleć, jak szybko ten zawód zniknąłby z naszej planety.

- Włącz wibrator i się masturbuj.

- Panie...

- Bez dyskusji. 

Starając się nie ruszać zbyt gwałtownie, aby nie poczuć kolejnego bólu wywołanego spinkami na sutkach, włączyłam wibrator. Kiedy musnęłam nim łechtaczkę, zaciągnęłam się głęboko powietrzem.

- Powiedz mi, do kogo należysz?

- Do ciebie, panie - wychrypiałam, drżąc z rozkoszy.

- Dobrze. Teraz mi powiedz, dlaczego uważasz, że śmierć Brantleya była twoją winą?

Niech to. Tak poważna rozmowa przy ogromnej rozkoszy, jaką sobie zadawałam, wydawała się niepoprawna. Nixon pewnie celowo wystawiał mnie na takie próby, abym się przemogła. 

- Brantley prosił o pomoc, panie. Nie miał rodziców. Nie miał perspektyw. Płakał na moich kolanach, a gdy zasnął, zostawiłam go samego. Nigdy sobie tego nie wybaczę.

Nagle Nixon ukucnął przede mną i brutalnie chwycił wibrator. Zmiażdżył swoją ręką moją dłoń, którą oplatałam zabawkę. Wsunął we mnie ją gwałtownie, aż odchyliłam głowę w tył i jęknęłam z rozkoszy.

- To nie twoja wina. Nie ty zabiłaś jego rodziców. Nie ty odcięłaś mu rękę i nogę. Byłaś przy nim. Wypłakał się przy tobie i ze zmęczenia zasnął. Mówiłaś mu, że życie będzie dla niego łaskawsze w przyszłości, ale on nie posłuchał. To nie twoja wina.

- To moja wina.

- To nie twoja wina!

Wepchnął we mnie wibrator tak mocno, że odruchowo zacisnęłam na nim wewnętrzne ścianki. Gdyby Nixon pozwolił mi dotknąć łechtaczki, doszłabym natychmiastowo. Pewnie celowo się ze mną drażnił, aby doprowadzić mnie na skraj rozkoszy.

- To nie moja wina - wychrypiałam, dysząc. Moje ciało zostawało pokonane przez wibracje.

- Powtórz to! Głośniej!

- To nie moja wina! To nie moja wina, że Brantley odebrał sobie życie!

Nixon wysunął ze mnie nieznacznie wibrator i docisnął jego część do mojej łechtaczki. Momentalnie się rozpadłam, dłońmi chwytając swoje piersi. Uciskałam je, aby wzmocnić doznania. Ciągnęłam za klamerki, odchylając głowę do tyłu, aby napiąć zniewolone sutki. 

Krzyknęłam, gdy mój pan zszarpał klamerki. Przez chwilę poczułam ból, ale gdy Nixon polizał każdy z sutków, ogarnął mnie spokój.

Emocje towarzyszące temu doznaniu były tak silne, że się rozpłakałam.

- Łzy to część procesu oczyszczenia. Możesz płakać, laleczko.

Kciukiem musnął mój policzek. Przymknęłam oczy i wtuliłam twarz w dłoń Nixona. Zachowywałam się jak jego rasowa uległa. Ocierałam się o jego rękę, płacząc nad utraconym Xavierem i Brantleyem.

- Pełznij za mną.

Nixon zaczął iść w stronę dziwnej ławki. Mimo ciągle szalejącego w moim ciele orgazmu, podążyłam za nim. Czułam się zdegradowana. To samo musiał czuć Xavier, gdy poddawał się sesjom swojego szefa.

- Usiądź wygodnie tak, żebym miał dostęp do twojego tyłka.

Podniosłam się i zajęłam miejsce na ławce. Nixon wykręcił mi ręce do tyłu i związał je paskiem od spodni. Wżynał mi się w nadgarstki i zrozumiałam, że im mniej będę się ruszać, tym lepiej dla mnie. 

Drgnęłam niespokojnie i syknęłam, gdy poczułam, jak coś ociera się o moją kobiecość. 

- Otwórz usta, laleczko.

Nixon wsunął mi do otwartych ust moje własne majtki. Były mokre od mojego podniecenia. Dodatkowo zakleił mi usta taśmą, abym nie wypluła materiału.

- Urządzenie, na którym siedzisz, to ławka do klapsów - oznajmił spokojnie. W jego głosie pobrzmiewało opanowanie, a ja mimo woli stałam się bardziej mokra. - Jest wygodna dla miednicy. Gdy będę cię uderzał w pośladki, ławka pomoże stymulować twój punkt G. Pewnie nigdy nie doszłaś od klapsów, ale dziś czeka cię pierwszy raz.

Mężczyzna pogładził moje pośladki. Napięłam je, czekając na uderzenie. Leżałam spokojnie, ocierając się nadwrażliwymi po klamerkach piersiami o skórzaną ławkę. Zamknęłam oczy.

Na moim tyłku wylądował pierwszy klaps. Mimo bólu, poczułam również rozkosz. Mięśnie wewnętrzne mojej cipki się napięły, czekając na orgazm.

Nixon uderzał pewnie, w równych odstępach czasu. Skóra piekła mnie od kontaktu z jego silną ręką. Trochę popłakiwałam, jednak szloch zduszał knebel z moich majtek przesiąkniętych podnieceniem.

To była najbardziej perwersyjna scena, w jakiej kiedykolwiek wzięłam udział. Mimo sprzecznych uczuć toczących bitwę w mojej głowie, poddawałam się Nixonowi. Przestawałam się martwić tym, co mnie otaczało. Uznałam, że śmierć Brantleya nie była winą moją, ani Xaviera. 

Szef mafii szarpnął mnie za kucyk, odchylając głowę w tył. Poczułam skurcz zapowiadający orgazm. Gdy ogarnął moje ciało, całkowicie się rozpadłam.

Rozluźniłam obolałe ciało, co okazało się błędem. Na moje pośladki spadły bowiem uderzenia biczem, których kompletnie się nie spodziewałam.

Po uderzeniach pośladki pozostawiłam napięte. Na wszelki wypadek. Mroczny i wyrachowany umysł Nixona miał dla mnie jednak inny plan. Gdy najmniej się tego spodziewałam, wsunął mi coś do pochwy. Spięłam się, ale nie mogłam się uwolnić z więzów ani nic powiedzieć. Jęknęłam więc, pochylając głowę w przód. Nixon wsuwał we mnie małe kulki, które przyjemnie drażniły moje wnętrze. Jęczałam bezwstydnie przez knebel. 

- To nie twoja wina, że żyjesz - wychrypiał mi do ucha mężczyzna, owiewając ciepłym oddechem moją szyję. 

Kolejne wsunięcie kulek, a ja byłam coraz bliżej kolejnego orgazmu.

- To nie twoja wina, że chcesz kochać.

Jeszcze chwila i dojdę.

- To nie twoja, kurwa, wina, że pragniesz być akceptowana i kochana.

Moje ciało rozpadło się na małe kawałeczki, a umysł przestał pracować logicznie. Nixon oddychał ciężko, jakby to na niego spadły te słodkie tortury. Po jakimś czasie rozwiązał mi ręce, wyjął z ust knebel i wziął na ręce. Uważał, aby nie podrażnić mojego obolałego tyłka. 

Usiadł na brzegu łóżka, a mnie posadził okrakiem na swoim udzie. Pewnie zostawię na materiale jego drogich spodni plamy podniecenia, ale przestało mnie to obchodzić.

- Twój pan jest z ciebie dumny, laleczko. Wykonałaś pierwszy krok, aby uwolnić się od poczucia winy.

Mimo niechęci do Nixona, po tej sesji zrozumiałam, że nie chciał mnie poniżyć. Nie zależało mu na tym aby mnie zdegradować i sprawić, abym poczuła się jak nic nie warta niewolnica. On chciał mi pomóc.

Istniała duża szansa, że mu się to udało. 

- Czy mogę się do ciebie przytulić, panie?

- Oczywiście, słodka Fallon.

Zarzuciłam ręce na jego szyję i pozwoliłam sobie zasnąć, zmęczona natłokiem wydarzeń z ostatnich dni. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top