35
Fallon
Siedziałam na brzegu łóżka, bawiąc się rąbkiem kołdry. Po sesji Halloweenowego mordowania, Nixon zabrał mnie do domu. Trzymał mnie przez cały czas na rękach, tuląc do piersi. Zaproponował, abym została na resztę nocy w jego pokoju, ale odmówiłam. Potrzebowałam Xaviera.
Nie widziałam się z nim od czasu, kiedy patrzyłam jak nacina skórę ofiary. Słyszałam szum wody za drzwiami, co oznaczało, że brał prysznic. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała się z nim skonfrontować.
Nie tak wyobrażałam sobie ten dzień. Chciałam, abyśmy uczcili to, że zostałam jego "uległą". To słowo wciąż ciężko przechodziło mi przez gardło. Kojarzyło mi się z odebraniem wolności i wielu innych praw. Wiedziałam, że Xavier nie postrzegał tego tak, jak ja, ale mimo wszystko ciągle dręczyły mnie niepewności związane z ozdobą na mojej szyi.
Po powrocie do domu przebrałam się w koszulkę Xaviera. Założyłam majtki, aby ukryć nagość. Miałam nadzieję, że Nixon nie widział mojej nagiej kobiecości, kiedy trzymał mnie na kolanach. Coś mi podpowiadało, że jednak sobie co nieco pooglądał, gdy byłam w szale.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Zamknęłam oczy, ściskając mocniej kołdrę w dłoniach. Bałam się spotkania z Xavierem. Przez kilka dni, gdy byliśmy od siebie odizolowani, zdążyłam za nim zatęsknić, jednak po show na cmentarzu, chciałam trzymać się od niego z daleka.
- Aniele?
Mężczyzna przede mną uklęknął. Uchyliłam powieki. Nie mogłam powstrzymać reakcji swojego ciała. Objęłam dłonią wytatuowany policzek bruneta, a ten się we mnie wtulił. W jego zdrowym, niebieskim oku widziałam smutek. Próbowałam się uśmiechnąć, aby go uszczęśliwić, ale nic z tego nie wyszło.
- Jesteś na mnie zła, skarbie?
Uczucia przewyższyły rozsądek. Dlatego też, usłyszawszy z jego ust określenie, jakim mnie nazwał, rzuciłam mu się na szyję. Objęłam go i schowałam twarz w jego ramieniu. Xavier przez chwilę klęczał sztywno, ale po kilku sekundach odwzajemnił uścisk.
- Powiedz coś, Fallon. Proszę, powiedz cokolwiek.
- To było straszne, kochanie - wyszeptałam drżącym głosem. Czułam, że obrazy tej nocy nigdy mnie nie opuszczą. - Wiem, że obiecałam ci, iż będę kochać cię bez względu na wszystko. Nie zamierzam złamać słowa, Xavier. Po prostu to tak boli. Nie mogę pomóc waszym ofiarom. Bezczynnie przypatruję się ich cierpieniom.
- Nie mogłabyś im pomóc, aniele. To źli ludzie. Nigdy nie podniósłbym ręki na dobrego człowieka bez winy w sercu.
- Wiem to - odparłam pewnie, błądząc dłońmi po jego plecach. Uwielbiałam dotykać ich krzywizny. - Jesteś dobrym człowiekiem. Przepraszam, że nie umiem pogodzić się z twoją pracą. Chyba nigdy mi się to nie uda.
- Czy mogę ci jakoś pomóc, skarbie? Czy jest coś, co mogę zrobić, aby ci ulżyło?
Tęsknota za bliskością dała się we znaki. Nie myśląc wiele, chwyciłam rąbki koszulki Xaviera i ściągnęłam mu ją przez głowę. Moim oczom ukazała się wytatuowana pierś bruneta. Pochyliłam się i złożyłam pocałunek tuż nad jego sercem.
Polizałam jego sutek, po czym delikatnie go przygryzłam. Starałam się działać według zasady Vitalego.
Nie oceniaj. Akceptuj.
Poddałam się Xavierowi, gdy ściągnął ze mnie swoją koszulkę. Jego oczy zapłonęły pożądaniem, gdy przeniósł wzrok na moje nagie piersi.
- Nie chcę zapędzić się zbyt daleko, aniele. Czy jesteś gotowa na swój pierwszy raz?
Rumieniec oblał moje policzki, gdy się zawstydziłam.
- Tak, wasza wysokość. Jestem na ciebie gotowa.
Xavier zszarpał ze mnie majtki, a ja zajęłam się jego spodniami. Chciałam zająć się jego męskością, aby bardziej go pobudzić, ale gdy zawiesiłam wzrok na jego penisie, nie miałam wątpliwości, że był już gotowy. Mimo to, pragnęłam poczuć go w ustach. Dlatego więc gdy mężczyzna wstał, otworzyłam usta, zachłannie się oblizując.
- Nie, aniele. To twój pierwszy raz i dziś to ty jesteś najważniejsza. Mamy przed sobą całe życie. Moim kutasem możesz zająć się później.
Nie miałam szansy na sprzeciw. Xavier chwycił mnie w pasie i podniósł z podłogi. Rzucił mnie na łóżko. Odruchowo rozchyliłam nogi, co wywołało uśmiech na jego przystojnej twarzy. Poczułam motylki w brzuchu i poczułam zbierającą się wilgoć między nogami.
- Jesteś piękna, Fallon. Czekałem na ciebie od dnia, w którym zobaczyłem cię za płotem. Dziś wezmę to, co należy do mnie.
Xavier założył sobie moją nogę na biodro. Pochylił się i zanim zdążyłam przyswoić, że już dziś będziemy się kochać, on wsunął we mnie język. Wplątałam palce w jego ciemne włosy. Odchyliwszy głowę do tyłu, jęknęłam głośno z rozkoszy.
- Kocham cię, mój księciu. Bardzo cię kocham.
Mój ukochany lizał mnie tak umiejętnie, że nie wierzyłam, iż robił to po raz pierwszy. Choć biorąc pod uwagę, że przeczytał kilka książek, które mu poleciłam, pewnie nauczył się tych manewrów właśnie z nich.
Nigdy nie czułam takiej euforii. Uśmiechałam się jak wariatka, bawiąc się włosami Xaviera.
Podobało mi się to, że nie czułam się przy nim niekomfortowo. Przezwyciężyłam wstyd nad własnym ciałem. Byłam szczęśliwa, widząc w oczach mojego ukochanego księcia miłość i pożądanie. Wiedziałam, że upewni się, aby pierwszy raz mnie mocno nie bolał. Oczywiście, spodziewałam się dyskomfortu, ale każda kobieta przeżywała swoje pierwsze zbliżenie inaczej.
Nie ważne, jak będzie. Z nim poradzę sobie we wszystkim.
Kiedy byłam już wystarczająco mokra, Xavier podciągnął się wyżej. Oparł dłonie po bokach mojego brzucha i wsunął między zęby mój sutek. Rękami zaczął ugniatać i masować moje piersi. Wypchnęłam biodra w jego stronę, napotykając twardą erekcję. Byłam już gotowa, aby we mnie wszedł, ale Xavier nie byłby sobą, gdyby najpierw się trochę ze mną nie podrażnił.
- Podoba ci się to, co ci robię, aniele?
- Tak! - krzyknęłam, ocierając się o jego twardość biodrami niczym bezwstydnica.
- W takim razie się cieszę, moja mała dziewczynko. Tylko mój fiut będzie bowiem mógł wchodzić w twoją piękną cipkę, aż po kres naszych dni.
Poczułam główkę penisa przy swoim wejściu. Otoczyłam Xaviera obiema nogami w biodrach, zapewniając sobie wsparcie. Dłonie ułożyłam nad głową w uległym geście. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby skuł mi je kajdankami. Wierzyłam, że w naszych przyszłych zabawach będziemy używać różnych gadżetów. Dzisiejsze zbliżenie miało być jednak czyste. Było odwzorowaniem naszych splątanych ze sobą dusz i serc.
Xavier patrzył mi się w oczy. Musnął ustami moje wargi. Poczułam na nich swój smak i go zlizałam.
- Kocham cię, aniele. Tylko ciebie tak kurewsko kocham.
Brunet spijał moje jęki, całując mnie brutalnie. Wchodził we mnie powoli. Mimo, że jak na razie wsunął się niezbyt daleko, już wyraźnie go czułam.
- Boli cię?
Pokiwałam przecząco głową, nie będąc w stanie wydusić z siebie ani słowa.
- Jest idealnie. Wsuwaj się we mnie, mój księciu. Wasza wysokość.
Wiedziałam, że te określenia nakręcały Xaviera do działania i nie użyłam ich bez powodu. Na jego twarzy były widoczne rumieńce. Pogładziłam go po policzku i pocałowałam go w powiekę, pod którą skrywało się jego wypalone oko.
- Jesteś idealny, Xavier. Nie masz pojęcia, jak bardzo cię kocham. Może mówię to za dużo razy, ale to prawda!
Przy ostatnim słowie krzyknęłam. Najwyraźniej moje wyznania tak podziałały na Xaviera, że kompletnie się zatracił. Zacisnęłam mocniej nogi wokół jego bioder. Moją twarz wykrzywił grymas bólu.
- Aniele, nie chciałem - wyszeptał żałośnie, aż zrobiło mi się go przykro.
- Wszystko w porządku - odparłam szeptem, wypychając biodra, aby dać mu znać, że może kontynuować.
Kolejne ruchy Xaviera były precyzyjne i następowały w równych odstępach czasu. Jęczałam bezwstydnie, całując go w usta. Czułam zbliżający się orgazm, który nadszedł, gdy mój książę przycisnął kciuk do mojej łechtaczki. Rozpadłam się na kawałki, oddychając płytko. Moje serce rwało się do niego. Byliśmy ze sobą złączeni psychicznie, a teraz już i fizycznie.
Xavier opadł na mnie, wtulając twarz w zagłębienie między moimi piersiami. Oddychał ciężko i trząsł się na całym ciele. Wiedziałam, że nie użyliśmy gumki, ale prawdę mówiąc, nie miało to dla mnie znaczenia. Chciałabym urodzić Xavierowi syna albo córkę. Pewnie bardziej ucieszyłby się z męskiego potomka, ale na myśl o tym, jak pięknie opiekowałby się naszą córeczką, oczy zaszły mi łzami.
- Fallon...
Głos mężczyzny był zachrypnięty. Bawiłam się jego włosami, dochodząc do siebie.
- To było najlepsze Halloween w moim życiu.
Moje wyznanie wywołało śmiech Xaviera. Ten dźwięk był tak czysty i piękny, że nie mogłam powstrzymać wzruszenia.
***
Siedziałam w wannie między jego nogami. Opierałam się plecami o twardą pierś mojego faceta. Rozkoszowałam się tym, w jaki sposób mył moje włosy. Dotykał mnie tak, jakbym była jakąś świętością. Napawał się kontaktem z moją skórą, a ja, mimo tego, że byłam obolała, zapragnęłam go jeszcze mocniej.
- Bardzo cię boli, aniele?
Odchyliłam głowę do tyłu, na jego ramię. Książę pocałował mnie w czoło, nieprzerwanie się uśmiechając. Nigdy nie widziałam go takiego spokojnego i beztroskiego.
- Wciąż czuję cię w sobie. To miłe.
- Kochanie, nie użyłem prezerwatywy. Jeśli zajdziesz w ciążę...
Odwróciłam się, siadając mu na kolanach okrakiem. Xavier patrzył się na mnie ze smutkiem, jakby żałował, że w ferworze emocji nie pomyślał o zabezpieczeniu się.
- Zdamy się na los. Jeśli będziemy mieć dziecko, nie będziesz miał nic przeciwko?
Nie przypuszczałam, że uradowany Xavier tak szybko zamieni się w przybitego.
- Będę kochał naszą córeczkę albo synka tak mocno, jak kocham ciebie. Nie wiem, czy moje brudne serce będzie w stanie poradzić sobie z taką ilością miłości, ale wierzę, że dam radę. Przysięgam, że otoczę ciebie i dziecko najlepszą opieką. Zrobię dla was wszystko, aniele.
To mi wystarczyło, abym przestała się przejmować. Uśmiechnęłam się więc i przytuliłam do Xaviera. Zdziwiłam się, że dalej czułam, jaki był twardy. Najwyraźniej ochota na seks znowu go naszła.
- Może nie powinienem o to pytać w tak doniosłej chwili, ale co słychać u Brantleya?
Jeśli Xavier miał jakiekolwiek wątpliwości, czy mógł być dobrym ojcem, teraz powinny zostać rozwiane.
- Nie jest z nim dobrze - wyznałam, czując otulające mnie ciepło męskiego ciała. - Julie mówiła, że Brantley co noc płacze. Kiedy Julie weszła do jego pokoju, nakrzyczał na nią i kazał wyjść. Przy mnie też się rozpłakał. Dlatego spóźniłam się na spotkanie z tobą i Nixonem. Kiedy Brantley zasnął na moich kolanach, nie miałam sumienia go obudzić.
- Martwię się o niego, skarbie. To takie dobre dziecko, a tak boleśnie skrzywdzone.
- Możemy jutro do niego pójść - zaproponowałam, czując kolejną falę smutku mojego księcia. - Obiecałam, że gdy następnym razem do niego przyjdę, będziesz ze mną. Brantley może tego nie powie, ale wiem, że widzi w tobie mentora. Bardzo mu na tobie zależy. Jesteś dla niego wzorem.
Xavier rzucił mi spojrzenie pełne powątpiewania. Zmarszczył brwi, ale szybko się uśmiechnął.
- W takim razie mam kolejny powód, aby żyć. Ciebie i naszego małego Brantleya.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top