31
Fallon
Następnego ranka zrobiłam coś nieodpowiedzialnego.
Spojrzałam na leżącego na materacu na podłodze Vitalego. Mężczyzna spał w najlepsze. Miał rozchylone usta i przytulał kołdrę, szepcząc coś pod nosem.
Postanowiłam wykorzystać jego stan nieświadomości i wyjść z pokoju. Miałam zamiar uciec z domu, aby zostać przez chwilę sama. Będąc tutaj, nieustannie ktoś mi towarzyszył. Vitale wziął na poważnie swoją pracę związaną z pilnowaniem mnie. Gdyby mógł, wchodziłby ze mną pewnie również do łazienki. Na szczęście ufał mi na tyle, aby tego nie zrobić.
Wstałam ostrożnie i wykonałam kilka kroków. Krzyknęłam i padłam jak długa na podłogę, gdy niespodziewanie Vitale chwycił mnie za kostkę i pociągnął. Łokcie zabolały mnie od uderzenia, a kolana potwornie zapiekły. Oparłam policzek o podłogę, próbując dojść do siebie po jakże nieudanej próbie ucieczki.
- Gdzie się wybierałaś, kotku? Czyżbyś tak bardzo nie mogła doczekać się spotkania z Xavierem, że postanowiłaś zobaczyć się z nim przed śniadaniem?
Vitale odwrócił mnie na plecy. Chwycił mnie za nadgarstki i położył się na mnie całym ciężarem ciała. Przygniótł mnie do podłogi tak, że niemal nie mogłam oddychać.
- Chciałam wyjść z domu, aby odetchnąć przed spotkaniem z Xavierem.
Mężczyzna pochylił się i niemal musnął ustami moje wargi.
- Kotku, wystarczyło mnie obudzić i grzecznie poprosić. Po co chcesz uciekać? Wiesz, że dostałabyś za to karę, a i tak się narażasz. Chyba, że o to ci właśnie chodziło. Chciałaś rozzłościć Nixona, aby ten dał ci karę w obecności Xaviera?
Prychnęłam w twarz blondyna, urażona jego słowami.
- Nie, Vitale. Nie spałam pół nocy, bo tak denerwowałam się spotkaniem z Xavierem. Jestem przerażona tym, co ma wydarzyć się po śniadaniu. Wciąż się waham. Czuję, że to okropnie zły pomysł, aby poddać się temu choremu eksperymentowi. Nie masz pojęcia, jaką walkę ze sobą toczę.
- W takim razie wiem, co ci pomoże.
Pół godziny później znaleźliśmy się w parku. Vitale kroczył obok mnie niczym najprawdziwszy bodyguard. Peszyło mnie to, jak zachowywał się, gdy wychodziliśmy do miejsc publicznych, ale najwyraźniej naprawdę dbał o to, abym była bezpieczna.
Nie rozumiałam, jak wizyta w sierocińcu miała mi pomóc przed rozmową z dwoma najważniejszymi facetami w mafijnym domu. Vitale jednak gładził mnie uspokajająco po plecach, jakby wiedział, co robi.
- Mówiłeś, że po ostatniej wizycie tutaj płakałeś.
Byliśmy coraz bliżej podwórka otoczonego białym płotkiem. W każdej chwili mogliśmy zawrócić, gdyż dzieci bawiące się na podwórku jeszcze nas nie zauważyły.
- Owszem, kotku. Płakałem, ale wiem, że spotkanie z dzieciakami ci pomoże. Może nie poczujesz się pewniejsza swojej decyzji, ale gwarantuję ci, że jaśniej spojrzysz na Xaviera i jego potrzeby. Pamiętaj proszę, że jeśli podejmiesz właściwą decyzję, zrobisz to nie tylko dla własnego dobra, ale przede wszystkim dla twojego ukochanego chłopca. Zobaczysz, że rozkwitniesz, gdy mu się poddasz. Jeśli za miesiąc powiesz mi prosto w twarz, że się myliłem, zrezygnuję z pozycji strażnika i odejdę.
Spiorunowałam Vitalego spojrzeniem. Za nic nie pozwoliłabym mu odejść. Wiedziałam, że bez tej pracy nie będzie miał w życiu celu.
Kiedy byliśmy już wystarczająco blisko sierocińca, nie było szans, aby zawrócić. Dzieciaki mnie zobaczyły i rozpoznały. W oddali ujrzałam Julie, która trzymała na rękach małą blondynkę. Pamiętałam, że dziewczynka wtulała się ostatnim razem w mojego Xaviera.
Z jednej strony nie mogłam się doczekać, aż znów go zobaczę, ale z drugiej odwlekałam nasze spotkanie.
Gdy tylko wkroczyłam za płotek, do mojej nogi przytulił się Abel. Dzieciak ostatnio nie odstępował mnie na krok. Polubiłam tego chłopca, jednak nie przyszłam tu, aby spotkać się z nim.
Dzieci bacznie obserwowały mojego towarzysza. Vitale na szczęście założył bluzę, która zasłoniła jego mroczne tatuaże. Nie pozwoliłabym mu wkroczyć w ten niewinny dziecięcy świat z wymalowanymi na rękach związanymi dziewczynami.
- Kto to jest? Nie jesteś już z Xavierem?
Spojrzałam ze smutkiem na tulącego mnie Abla.
- Oczywiście, że jestem z Xavierem. Nie mógł jednak dzisiaj przyjść, bo jest bardzo zajęty. To jest Vitale. Mój przyjaciel.
Kilkuletnia brunetka podeszła do Vitalego. Obserwowałam uważnie mojego towarzysza. Patrzył na dziewczynkę z bólem. Bez słowa jednak wziął ją na ręce, gdy ta wyciągnęła do niego rączki. Przytulił ją, głaszcząc po główce. Ten widok mnie rozczulił. Vitale zdobył się dla mnie na duże poświęcenie. Spotkanie z dzieciakami musiało kosztować go dużo nerwów. Po tym, co przeżył, na jego miejscu nie byłabym w stanie znaleźć się w takim środowisku.
- Cześć, Julie - przywitałam się z kobietą, która skinęła lekko głową. Uśmiechnęła się do Vitalego, ale on był tak zajęty rozmową z dziewczynką, że nawet nie spojrzał na opiekunkę dzieci.
- Witaj, Fallon. Jaki jest powód twojej wizyty? Nie zrozum mnie źle. Cieszę się, że cię widzę, ale czy wszystko jest w porządku?
Nie mogłam obarczać tej dobrodusznej kobiety swoimi problemami. Poza tym, zwyczajnie nie chciałam z nikim dzielić się tym, co łączyło mnie i Xaviera. Nie chciałam, aby coś podejrzewała, dlatego tylko się uśmiechnęłam i przeczesałam palcami włosy Abla.
- Mogłabym zobaczyć się z Brantleyem? Chciałabym dowiedzieć się, co u niego słychać.
Kobieta skinęła niepewnie głową.
- Dzieci, pobawcie się chwilę. Muszę porozmawiać z naszą Fallon o sprawach dla dorosłych.
Dzieciaki bez słowa sprzeciwu oddaliły się od nas na bezpieczną odległość i pogrążyły w zabawie. Mimo tragedii, jaka je spotkała, dalej potrafiły się uśmiechać. Były niebywale silne i szczerze je podziwiałam.
Uśmiech zniknął z twarzy Julie w chwili, w której odwróciła się plecami do dzieci. Objęła się rękami i niepewnie zmierzyła wzrokiem Vitalego.
- Brantley od kilku dni płacze co noc - zaczęła mówić, odwracając wzrok. - Pierwszej nocy, gdy przyłapałam go na płaczu, weszłam do jego pokoju. Chciałam go uspokoić, ale on zaczął krzyczeć, że mam wyjść. Powiedział, że nie chce mnie widzieć i marzy o tym, aby zostać sam. Jeszcze bardziej zamknął się na inne dzieci. Nie chce z nikim rozmawiać i mało je. Jutro ma przyjechać lekarz i go zbadać. Martwię się o niego, Fallon. To dobre, ale mocno skrzywdzone dziecko.
Posmutniałam na wieść o Brantleyu. Xavier wspominał, że chłopiec przeszedł piekło, ale nie sądziłam, że tak go to zniszczy.
- Vitale, zostań z Julie. Ja porozmawiam z Brantleyem. Jeśli oczywiście mi na to pozwolisz.
Kobieta skinęła głową. Wyraźnie nie czuła się komfortowo w obecności Vitalego. Mój przyjaciel może i wyglądał groźnie, ale byłam pewna, że temat dzieci ich połączy.
Wiedziałam, gdzie znajdę dzieciaka, którego przedstawił mi Xavier. Weszłam na niewielkie wzgórze, podążając do drzewa. Był wczesny ranek, ale dzieci i tak były już pełne energii.
Ostrożnie wychyliłam się zza drzewa. Brantley siedział jak zwykle na ziemi, patrząc w przestrzeń. Zdrętwiał, gdy poczuł, że ktoś go obserwuje. Wyszłam więc z ukrycia i uniosłam rękę na powitanie. Uśmiechnęłam się ciepło do chłopca, ale on nie wydawał się być szczęśliwy z mojej wizyty.
- Cześć, Brantley. Mogę się do ciebie dosiąść?
- Jest z tobą Xavier?
- Nie ma go. Przyszłam sama.
Chłopiec po chwili skinął głową. Zajęłam miejsce obok, ale nie na tyle blisko, aby nie naruszać jego przestrzeni osobistej.
- Jak się czujesz, Brantley?
- Rozmawiałaś z Julie i powiedziała ci, że płaczę co noc, prawda?
Rozumiałam, dlaczego Xavier tak lubił tego dzieciaka. Był cholernie mądry mimo swojego młodego wieku.
- Brantley, nie ma czego się wstydzić. Myślisz, że ja nie płaczę? Odkąd jestem z Xavierem, płakałam kilka razy. Nawet dorośli płaczą. To normalne. Nie możesz jednak bać się prosić o pomoc. Jeśli chcesz z kimś porozmawiać, Julie na pewno ci pomoże. Bardzo jej na tobie zależy.
Chłopiec dotykał trawy zdrową ręką. Był przybity i smutny.
- Nikt mi nie pomoże, Fallon. Nikogo nie obchodzę. Nie wiem, jak inne dzieci mogą się uśmiechać mając świadomość, że nikt ich nie chce. Mnie nie nabiorą na żadne tanie sztuczki. Wiem, że dopóki nie będę dorosły, nie wyjdę stąd. Jestem więźniem.
Zrobiłam coś, czego prawdopodobnie nie powinnam była robić. Mimo wszystko, nie miałam sumienia zostawić Brantleya sam na sam.
Chwyciłam chłopca za rękę. Brantley spojrzał się na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Doskonale cię rozumiem - wyznałam, uśmiechając się ciepło. - Nie mam prawa porównywać mojego dzieciństwa z twoim. Miałam dom i rodziców, ale mnie nie kochali. Wolałabym żyć sama niż z nimi. Mówiłam ci już, że masz przed sobą całe życie. Wiem, że miałeś trudne chwile w przeszłości, ale przyszłość jest w twoich rękach. Masz prawo być szczęśliwy. Nie odbieraj sobie tej możliwości.
Dłoń chłopca zaczęła drżeć. Brantley nie odwrócił wzroku, gdy zaczął płakać.
Dzieciak zsunął się i położył głowę na moich kolanach. Chwycił materiał mojej spódniczki i zgniótł go w dłoni. Płakał wniebogłosy, a ja gładziłam go po włosach. Nie miałam doświadczenia z dziećmi, ale Brantley był mądrzejszy niż niejeden dzieciak. Potrzebował pomocy.
- Jestem z tobą. Wysłucham cię. Nie mogę tu z tobą mieszkać, ale będę cię odwiedzać. Następnym razem przyjdę do ciebie z Xavierem, dobrze?
Brantley załkał i skinął głową.
Wkrótce zmęczony płaczem chłopiec usnął na moich kolanach. Nie miałam sumienia go budzić, więc oparłam głowę o pień drzewa i przymknęłam oczy.
Xavier
- Laleczka się spóźnia. Powinna pojawić się tutaj dwadzieścia minut temu.
Siedziałem na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Na szczęście Nixon nie kazał mi klęczeć. Uznał, że dopiero gdy pojawi się Fallon, będę musiał przyjąć wyćwiczoną pozycję.
Martwiłem się o nią. Nie widziałem jej już tak długo, że moje serce usychało z tęsknoty. Czułem, że gdy tylko porwę ją w objęcia, rozpłaczę się jak dziecko. Starałem się powstrzymać emocje, aby nie zawieść Nixona. Miałem w końcu przejść dziś przemianę i z uległego stać się dominującym.
- Może coś jej się stało?
Nixon stał do mnie tyłem. Obserwował ogród, wbijając ręce w kieszenie. Zwykle nie chodził ubrany odświętnie, ale dziś założył garnitur. Poważnie traktował moją terapię i wiedział, że tak ubrany wzbudzi szacunek u Fallon. Ja miałem na sobie czarną koszulkę i dżinsy. Nie był to dobry strój dla dominującego, ale Nixon się uparł, że mam się ubrać właśnie tak.
Ktoś bez pukania wszedł do gabinetu. Poderwałem się gwałtownie z podłogi. Uspokoiłem się trochę, gdy zobaczyłem, że to Paxton.
- Dowiedziałem się, że dwie godziny temu Fallon wyszła z Vitalem do miasta. Zadzwoniłem do niego i wyznał, że wracają. Powinni lada chwila się tutaj pojawić.
Byłem coraz bardziej podenerwowany tym, że Fallon spędzała tak dużo czasu z naszym strażnikiem. Rozumiałem, że Nixon wyznaczył mu zadanie opieki nad moją ukochaną dziewczynką, gdy ja będę poddawany ostatniemu etapowi terapii. Ufałem Vitalemu i wiedziałem, że nie zabrałby mi mojej Fallon, ale i tak się niepokoiłem. Moja dziewczynka miała dobre serce i wszystkim chciała pomóc. Nie zdziwiłbym się, gdyby poczuła do niego coś więcej.
W chwili, w której Paxton wyszedł z gabinetu, usłyszałem czyjś zdyszany oddech. Podszedłem bliżej Nixona, a gdy ten pstryknął palcami, padłem na kolana.
- Zdaje się, że zbliża się nasza laleczka. Nie obejdzie się bez kary za spóźnienie.
Po kilku sekundach moje serce przestało bić. Ujrzałem bowiem w drzwiach najpiękniejszego anioła. Moją dziewczynkę, za którą oddałbym życie.
Fallon weszła do pokoju na drżących nogach. Gdy Nixon wykonał znajomy gest, uklękła przed nim. Była tak blisko mnie. Świadomość, że bez pozwolenia mojego mistrza nie mogłem jej dotknąć, była okropnie bolesna. Wiedziałem jednak, że gdy już wezmę ją w ramiona, będzie to najpiękniejsza chwila. Absolutnie warta kilkudniowego oczekiwania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top