27

Xavier

Nixon wyjechał na spotkanie z człowiekiem, który zniszczył mi życie. Przed wyjazdem błagałem go, żeby tego nie robił. Bałem się go stracić. Nixon był najsilniejszym człowiekiem, jakiego znałem. Był nieustępliwy, pewny siebie i dominujący. Czułem, że poradzi sobie z tą gnidą, ale i tak odczuwałem niepokój.

Na noc szef kazał mi zostać w lochach. Siedziałem w nogach łóżka, patrząc tępo w podłogę. Nogi zwisały mi za ramę. Czułem się oderwany od rzeczywistości.

Martwiłem się nie tylko Nixonem, ale i Fallon. Dlatego też zanim Nixon wyjechał, próbowałem wyjść z lochów, aby zobaczyć się z moją ukochaną dziewczynką. Mężczyzna jednak znał mnie na tyle dobrze, że celowo zaczekał na mnie za drzwiami. Wiedział, że spróbuję wyjść pod jego nieobecność. Ukarał mnie tak, że założył mi na szyję obrożę i łańcuch przytwierdził do haka znajdującego się przy wezgłowiu łóżka. Mogłem swobodnie poruszać się po pokoju i łazience znajdującej się za drzwiami, ale nie mogłem stąd wyjść.

- Dobrze się czujesz?

Paxton siedział w fotelu, który ustawił na przeciwko mnie. Mężczyzna zajął miejsce jednak w takiej odległości, aby zapewnić mi bezpieczną przestrzeń.

- Nigdy nie czułem się taki zagubiony.

Mój przyjaciel znany był z tego, że mało mówił. Kiedy był dzieckiem, rodzice bili go za to, gdy odzywał się nieproszony. Trauma z dzieciństwa towarzyszyła mu do dzisiaj. Wszyscy w mafii byliśmy na swój sposób spaczeni przez przeszłość. Nixon pomagał nam wydobrzeć. Otaczał nas swoimi skrzydłami i dawał nowe życie. 

Z oczu Paxtona biła niewypowiedziana mądrość, ale i smutek. Patrzył na mnie jak na zwierzę w klatce, któremu zrobiło się go żal.

- Możesz ze mną porozmawiać, Xavier. Dawno ze sobą szczerze nie rozmawialiśmy.

Uśmiechnąłem się blado. Skupiłem się na palcach dłoni. Bawiłem się nimi, wykręcając je i strzelając kostkami. Przeniosłem wzrok na blizny znajdujące się na rękach. Naciągnąłem rękawy bluzy, aby nie patrzeć na swoją karykaturalną krzywdę, której doznałem nie tylko z rąk rodziców, ale i innych drani, którzy pojawili się w moim życiu w nieodpowiednim czasie.

- Nixon zamknął mnie tu w klatce i przykuł do ściany, jakbym był lwem w cyrku. 

- Porównujesz się do króla zwierząt nie bez powodu, Xavier. Czujesz się jak lew. Chcesz być silny i niezależny, ale czujesz zniewolenie. Nie musisz mieć na sobie łańcuchów, aby wiedzieć, że coś jest nie tak. 

Kuźwa, Nixon może i był psychologiem, ale to Paxton był tak kurewsko mądry, że brakowało mi słów, aby opisać jego geniusz.

- Xavier, nie czuj się ze sobą źle. To, co wydarzyło się kiedyś, zostało pochłonięte przez przeszłość. Nie możesz wiecznie zamartwiać się czymś, co wydarzyło się lata temu. W ten sposób nie będziesz cieszył się dniem dzisiejszym. Żyj chwilą.

- Gdyby to było takie proste.

Brunet przybliżył fotel do mnie. Usiadł tak blisko, że stykaliśmy się kolanami.

- To jest proste. Doceń to, co masz. W końcu jesteś z Fallon. Dziewczyną, z którą od dwóch lat wymieniałeś wiadomości, a czekałeś na nią jeszcze dłużej. Jest w tobie dogłębnie zakochana i chce twojego dobra. Mogłoby się zdarzyć, że po uprowadzeniu i zabiciu jej rodziców znienawidziłaby nas wszystkich, ale tak się nie stało. Dogaduje się z Vitale, a nawet z Nixonem. Jesteś bezpieczny i otoczony przez ludzi, którym na tobie zależy. Nixon nie odizolował cię od Fallon, aby ci dokuczyć. On cię kocha. Chce ci pomóc. Skoro uważa, że powinieneś pobyć sam, ma rację. Gdy Nixon wróci z miasta, wypuści cię do twojej ukochanej. Znów się z nią zobaczysz i odzyskasz siłę.

- Paxton, nigdy jeszcze nie usłyszałem, abyś wypowiedział tyle słów naraz.

Moje wyznanie wywołało uśmiech na jego twarzy.

- Jesteś najbardziej wartościowym człowiekiem, jakiego znam - ciągnął brunet, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. - Traktuję cię jak brata. Widzę, jak rozkwitłeś przy Fallon. Częściej się uśmiechasz. Jesteś z nią szczęśliwy, prawda?

- Oczywiście, że tak. Kocham ją. 

- Właśnie, Xavier. Kochasz ją, a ona kocha ciebie. Nie martw się na zapas, bo nie masz czym. Nikomu z nas nic nie grozi. Jesteśmy potworami, zabijając innych, ale życie i tak już dawno temu spisało nas nas na straty. Nie pozwólmy diabłu cieszyć się zbyt wcześnie. Kiedyś do niego trafimy, ale w najbliższym czasie to nie nastąpi. 

Zaśmiałem się, czując przyjemne ciepło w piersi.

- Może to ty powinieneś prowadzić sesje zamiast Nixona. Całkiem dobrze radzisz sobie z ludźmi.

- Och, nigdy bym mu tego nie zrobił. Poza tym, jego metody są cholernie skuteczne. 

Parsknąłem śmiechem.

Rzeczywiście, przykucie mojej obroży do ściany było naprawdę skuteczną metodą.

Może irracjonalną, ale kuźwa, zadziałała.

Fallon

Vitale zabrał mnie wieczorem do miasta. Przez cały czas trzymał rękę na broni w kaburze, jakby się bał, że ktoś mógłby mi zagrozić. Uspokajałam go, gładząc go po ramieniu. W końcu zmusiłam go, aby chwycił mnie za rękę i zamiast skupiać się na pistolecie, poświęcił uwagę mnie. 

- Nie denerwuj się tak, bo twój stres udziela się mnie.

- Kotku, jesteś księżniczką Zariya. Muszę o ciebie dbać. Nixon urwałby mi głowę, gdyby ktoś cię skrzywdził. Nie chcę nawet myśleć, co zrobiłby Xavier.

Zaśmiałam się, patrząc na niego z politowaniem

- Po północy będę mogła zobaczyć się z Xavierem, prawda?

Vitale rozglądał się dookoła, jakby naprawdę zwariował. Nie wiedziałam, jak go uspokoić. Jako, że słońce powoli zachodziło, mieszkańcy udawali się do swoich domów. W Zariya nie istniało życie nocne. Godzina policyjna wprowadzona niegdyś przez Luciano już nie obowiązywała, ale ludzie i tak jej przestrzegali. Było mi ich żal, że mimo, iż ich dawny król nie żył, oni dalej się go obawiali, jakby lada chwila miał powstać z umarłych. 

- Jeśli Nixon wróci przed tą godziną do domu i uzna, że możecie się zobaczyć, tak się stanie. Nie przyspieszaj niczego na siłę, kotku. Nixon wie najlepiej, czego potrzebuje Xavier.

Faceci, którzy mieszkali w tym domu, powinni zająć się wyłącznie psychologią. Zarobiliby całkiem niezłą kasę biorąc pod uwagę, co z pacjentami potrafił zrobić Nixon. Miał w sobie taką siłę i pewność siebie, że nie wahałam się długo, zanim padłam przed nim na kolana i pozwoliłam sobie założyć obrożę. Wielu ludzi mogłoby uważać to za seksualny fetysz, ale byli w błędzie. Nixon pomagał w ten sposób ludziom i jak było widać, te metody pomagały. Nawet ja po kilku godzinach od spotkania z nim czułam się bardziej oczyszczona i spokojniejsza.

- Co ty na to, abym zabrał cię w miejsce eksperymentów?

- Masz na myśli miejsce, w którym Luciano kazał mieszkańcom odcinać kończyny?

W spojrzeniu Vitalego dostrzegłam przebłysk ekscytacji. Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się. 

- Wszyscy macie jakiś fetysz na punkcie bólu.

- Czyli się zgadzasz?

- A mam inny wybór?

Po dziesięciu minutach spaceru dotarliśmy do budynku z cegły. Wyglądał na opuszczony. Zastanawiałam się, czy od czasu zakończenia eksperymentu ktokolwiek był w tym miejscu.

Vitale otworzył drzwi kluczem. Byłam ciekawa, czy zawsze miał go przy sobie czy wziął go dzisiaj ze świadomością, że i tak zgodzę się tutaj przyjść. Miałam nadzieję, że gdy znajdziemy się w osamotnieniu, Vitale nie pokaże mi swojej ukrytej twarzy i mnie nie zrani. Widać było na pierwszy rzut oka, że czuł podekscytowanie, gdy rozmawiało się o cierpieniu. Miałam nadzieję, że nie uzależnił się od bólu po sesjach Nixona. Domyślałam się bowiem, co w dalszych etapach sesji szef robił ze swoimi pacjentami.

Trzymałam kurczowo za rękę Vitalego. Zamknął za nami drzwi i oświecił światło. Moim oczom ukazał się wystawny, choć niewielki hol. Większość mebli była zakurzona. Lampki w żyrandolu migały, jakby ktoś nie zmieniał ich od wieków.

- Zejdziemy do piwnicy, kotku. Nie bój się.

Słowa mężczyzny nie podziałały na mnie kojąco. Bardziej rozbudziły mój strach.

Blondyn pociągnął mnie ze sobą na dół. Wyjął kolejny klucz, którym otworzył kratę prowadzącą w głąb piwnicy, która swoim wyglądem bardziej przypominała średniowieczne lochy. 

Miałam na końcu języka wiele pytań, ale to miejsce tak mnie onieśmieliło, że nie odważyłam się żadnego zadać. Przylgnęłam do boku Vitalego, szukając w nim schronienia. Mężczyzna objął mnie ramieniem, pozwalając przylgnąć bliżej. Objęłam go w pasie obiema rękami, wtulając się w niego niczym w Xaviera. Czułam, że taka bliskość między nami była zakazana, ale Xavier na pewno nie będzie miał mi tego za złe, kiedy powiem mu, gdzie zabrał mnie strażnik.

- Wejdziemy tutaj, kotku. Nie będę się nad tobą znęcał i pokazywał ci pokojów, w których badano ludzi. Pokażę ci tylko jedno pomieszczenie. To, w którym zadziało się najwięcej tragedii.

Metalowe drzwi zaskrzypiały, kiedy Vitale je otworzył i popchnął w przód. Wkroczyłam w ciemność, która szybko się rozjaśniła, gdy mój towarzysz zaświecił światło.

Vitale przytrzymał mnie za przedramiona, gdy gwałtownie cofnęłam się z tył, obserwując z nieskrywanym przerażeniem pokój tortur. Chłonęłam wzrokiem łańcuchy znajdujące się na suficie, a także kilka blatów z kajdankami, aby można było przypiąć do nich ofiarę. Na ścianie znajdowała się pokaźna kolekcja narzędzi, która potrafiłaby zadać nieziemski ból. Większość tych przedmiotów kojarzyła mi się z zabawami seksualnymi bardziej odważnych par. Nie zabrakło jednak również takich "zabawek", które wywoływały tylko cierpienie.

- Dlaczego tak się trzęsiesz, kotku? Przecież nie zrobię ci krzywdy.

Ufałam Vitalemu i wiedziałam, że nie zraniłby mnie w żaden sposób. Moje drgawki spowodowane były tym, że momentalnie wczułam się w rolę ofiar, które były tutaj przetrzymywane i katowane. W moich myślach pojawił się Brantley. Dzieciak z sierocińca, który w wyniku eksperymenty stracił rękę, nogę i pewność siebie.

- Przyprowadziłem cię tutaj nie dlatego, abyś się wystraszyła. Wiem, że to, co widzisz, jest przerażające i łatwo sobie wyobrazić, co miało tutaj miejsce. Ja tu byłem, kiedy odcinano ludziom nogi, ręce i palce. Obserwowałem to, kochanie. Teraz panuje tutaj spokój i nie ma czego się bać. Podejdź bliżej. Dotknij tych narzędzi.

- Obserwowałeś to, co się tutaj działo? Dlaczego?

Vitale ułożył podbródek na moim ramieniu. W dalszym ciągu gładził mnie po przedramionach, dając mi ciepło, którego teraz tak bardzo potrzebowałam. 

- Ojciec Nixona cenił moje usługi. Byłem lojalny i milczałem. To była dla mnie praca. Nie mogłem stąd uciec. Nie byłem tutaj długo. Nixon szybko zrozumiał, że praca w tym miejscu wykańczała mnie psychicznie i kazał Luciano mnie zwolnić. Wtedy terapia Nixona bardzo mi pomogła. Gdyby na kilka dni nie zamknął mnie w piwnicy i nie przykuł do łóżka, zrobiłbym sobie krzywdę. 

Oparłam się plecami o twardą pierś blondyna. Moja wyobraźnia od dziecka była bardzo wybujała i działała na najwyższych obrotach. Musiałam w jakiś sposób sobie radzić, będąc zniewolona przez własnych rodziców.

Niejednokrotnie wyobrażałam sobie, jak bawię się z chłopcem z sąsiedniego domu, który pewnego dnia wybiegł ze środka z płomieniami pokrywającymi jego ciało. Byłam ciekawa, jak potoczyłoby się nasze życie, gdybyśmy zaprzyjaźnili się będąc dziećmi. Xavier nie musiałby wówczas sam radzić sobie z przeciwnościami losu. Byłabym jego przyjaciółką. Być może gdyby nie to wydarzenie z przeszłości, mój ukochany nie trafiłby do mafii.

- Połóż się na tym stole.

- Co? - spytałam, gotowa rzucić się do ucieczki.

- Chciałbym sprawdzić pewną teorię, kotku. Nie zrobię ci krzywdy. Masz moje słowo.

- Vitale, ja...

- Zrób to, Fallon. Połóż się.

Na drżących nogach podeszłam do blatu. Usiadłam na brzegu i powoli przeniosłam się do pozycji leżącej. Wyciągnęłam ręce za głowę, a Vitale bez chwili wahania skuł je kajdanami. Po zajęciu się rękami, rozszerzył mi nogi i przykuł je do stołu.

- Proszę, Vitale. To nie ma sensu. Nie wiem, czego chcesz, ale...

Mężczyzna położył palec wskazujący na moich ustach, dając mi tym samym znać, abym była cicho. Z kieszeni wyciągnął czarną chustkę i zawiązał mi oczy, abym nie mogła nic zobaczyć.

- Wyznam ci coś, kotku. Nie bez powodu nie należę do mafii. Jestem prawą ręką Nixona, jeśli chodzi o psychologię. Gdyby on umarł, zająłbym jego miejsce. Los Zariya byłby w moich rękach. Wierzę, że to się nigdy nie wydarzy. Umrę przed Nixonem i to Xavier, książę, odziedziczy miasteczko. Może prędzej uda nam się uwolnić mieszkańców i dać im wolność. 

Nie wiedziałam, do czego dążył, ale pozwoliłam mu mówić.

- Nixon nie lubi zdradzać szczegółów dotyczących swoich pacjentów. Nie obowiązuje go jednak tajemnica lekarska, bo oficjalnie nie prowadzi żadnej działalności. Pomaga tylko nam, swoim podwładnym. Już pierwszego dnia, gdy do nas trafiłaś, Nixon podzielił się ze mną pewnym spostrzeżeniem.

- Jakim?

Vitale palcami sunął po moim brzuchu. Wzdrygnęłam się. Poczułam, że popełniłam błąd, ufając mu.

- Moje przypuszczenia jedynie potwierdziły się, gdy wyszłaś dziś z gabinetu szefa z rumieńcami na policzkach. Nixon nie bez powodu porwał cię właśnie teraz. Jesteś ostatnim elementem terapii Xaviera, kotku.

- Ostatnim elementem? Co to znaczy?

- Jesteś taka niewinna, słodka i naiwna, Fallon. Dziwię się, że nie zrozumiałaś tego, gdy zabawialiście się z Xavierem w odgrywanie ról. Twój kochany chłopiec jest przez Nixona szkolony na dominującego. A ty zostaniesz jego uległą. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top